W powietrzu unosił się zapach
kurzu. Szary pył opadał powoli odsłaniając ruiny niegdyś potężnego gmachu, z
którego pozostała jedynie sterta kamieni. Miejscem, które istniało setki lat
zaopiekował się las. Głazy porósł zielony mech, a wśród nich wyrosły nowe
pokolenia sosen i dębów. Nie było już śladu ani po zakonie ani po jego
historii, która spłonęła wraz z nim.
🙠
🙢
Zanim jeszcze z wyspy zniknęła
magia zamieszkiwało ją wiele magicznych istot i tych, co potrafili się nią
posługiwać. Byli nimi między innymi potężni Sidranie, którzy choć dobrzy i
uczciwi w swoich zamiarach wzbudzali w ludziach strach. Postanowili osiedlić
się tam, gdzie nikt ich nie znajdzie by pomagać innym z ukrycia i zgłębiać
tajniki czarów. Dzięki zaklęciom wznieśli głęboko w lesie budowlę, która stała
się ich domem. Domem, którego poza nimi nikt nie mógł zobaczyć dopóki któryś z
zakonników sam nie wyjawił tego, że tam był. A, że zakonnicy nie byli zbyt
gadatliwi na długo zachowali swoją tajemnicę tylko dla siebie. Ludzie jednak
wiedzieli o ich pomocy. Wdzięczni często przynosili do lasu różne skarby
porzucając je pod największym drzewem.
Mijały lata, a zakon powiększał
się o nowych członków chcących zgłębiać magiczne sztuki. Jednak nie wszyscy
mieli dobre intencje. Ci w sekrecie zaczęli eksperymentować z czarną magią,
która pochłaniała ich dusze, a wraz z nimi białą magię. Na wyspie zaczęło
pojawiać się coraz więcej przerażających stworzeń, chorób i kataklizmów. Starzy
magowie bezskutecznie szukali przyczyny aż w końcu jeden z nich natknął się na
tajne zgromadzenie czarnoksiężników. Srogo ukarano młodych magów, którzy raz na
zawsze zostali wypędzeni z zakonu, do którego już więcej nie mogli odnaleźć
drogi. Starzy magowie głowili się nad przywróceniem równowagi, ale sytuacja
była już na tyle opłakana, że aby tego dokonać musieli na setki lat pozbyć się magii
z wyspy by ta któregoś dnia na nowo odrodziła się sama.
Kiedy tak się stało zakon zaczął
słabnąć. Magia stopniowo ulatniała się z jego murów czyniąc go dla niektórych
dostrzegalnym. Powoli zaczynał się zmieniać także i charakter zakonu. Miejsce
magii zastąpiła nauka, a miejsce magów ambitni ludzie. Niektórzy na tyle
ambitni by chcieć niepostrzeżenie przejąć panowanie nad krajem. Wykorzystywali
dawno zgromadzone bogactwa by je z procentem pożyczać. Wielu biedaków nie
potrafiło dobrze wykorzystać majątku jaki otrzymali często trwoniąc go szybko i
bez opamiętania. Aż w końcu przychodził dzień, kiedy zakon upominał się o
swoje. Bezradni nieszczęśnicy w zamian pieniędzy musieli oddać im to czego
zażyczył sobie zakon. A były to najczęściej dzieci. Ludzie bowiem byli dla
zakonu najlepszą inwestycją. W zależności od zdolności szkolił ich w różnych
dziedzinach. Dzięki mim miał setki bezwzględnych szpiegów tam, gdzie nikt by
się ich nie spodziewał. Setki oczu i uszu, które chłonęły informacje by później
niebezpiecznie namieszać. Tworzył bezwzględną armię, która ślepo podążała za
każdym rozkazem w gotowości by poświęcić własne życie.
🙠
🙢
- No ruszaj się. Już niedaleko. – rzucił mężczyzna odziany w
czarny płaszcz z kapturem. Na jego plecach srebrną nitką było wyhaftowane piękne,
magiczne drzewo - znak Sidry. Prowadził za rękę dziesięcioletnią, kruczowłosą
dziewczynkę. Po jej przestraszonej twarzy spłynęło kilka łez. Mężczyzna widząc
to z niezadowoleniem pokręcił głową i podał jej białą, płócienną chusteczkę,
którą wytarła mokre policzki.
- Tak lepiej. Powinnaś się cieszyć, a nie płakać. Tam nie
czekałaby cię żadna przyszłość. Skończyłabyś jako żebraczka czy złodziejka. U
nas niczego ci nie zabraknie, a jeśli będziesz dobrze się sprawować wysoko
zajdziesz. – powiedział zatrzymując się. – A oto Zakon Sidry. – dodał, po czym
nagle znikąd wyłonił się przed nimi ogromny, murowany budynek. Dziewczynka z
zaciekawieniem patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, które zaczęła
przecierać z niedowierzania. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem na jej reakcję i
popchnął ją lekko do przodu by weszła do środka.
- Witaj w domu Sinan. – rozbrzmiało w jej uszach. Zimne mury
zakonu zdobiły piękne, choć mroczne obrazy przedstawiające przedziwne
stworzenia, których nigdy wcześniej nie widziała czy też portrety dawnych magów
z ich atrybutami. Czuła się tu zagubiona. Jednocześnie chciała stąd uciec i tu
zostać. Ciekawiły ją wnętrza ukryte za masywnymi drewnianymi drzwiami, które
zdobiły starannie wyrzeźbione motywy roślinne i cicha obietnica, że kiedyś
zobaczy, co się za nimi kryje. Wszystko było nowe i kuszące.
- Głodna? – spytał zakonnik zdejmując z głowy kaptur spod
którego wysypały się długie, siwiejące już włosy. Dziewczynka niepewnie kiwnęła
twierdząco głową. Niedługo później jej nozdrza wypełniła woń pieczonego mięsa i
ciasta, czegoś, czego dawno nie miała w ustach. W rodzinie Sinan nie przelewało
się. W dodatku jej ojciec nie miał szczęścia w interesach zadłużając się u kogo
się tylko dało. Ich dom popadał w ruinę, a jej matka w depresję do tego
stopnia, że było jej wszystko jedno. Miała też dwóch, starszych braci, których
nie było całymi dniami. Czasem wracali z jakimś upolowaną zwierzyną aż w końcu
nie wrócili już wcale. Nie wiedziała co się z nimi stało, a nikt poza nią
zdawał się tego nie dociekać. To nie był doby dom ani kochająca się rodzina.
Więcej zainteresowania i uczuć znajdowała u sąsiadki, którą traktowała jak własną
babcię. Za nią tęskniła najbardziej.
Nieśmiało zajęła jedno z krzeseł przy dużym stole. Zaraz wylądowały
na nim wypełnione po brzegi smakołykami półmiski. Chwilę później reszta miejsc
zaczęła się zapełniać. Przyglądała się wszystkim przybyłym próbując zapamiętać
ich twarze. W większości należały do innych dzieci. Wyglądały na szczęśliwe i
beztroskie. Jednak to były tylko pozory. Wszystko miało swoją cenę, a jeśli nie
było się gotowemu jej zapłacić to się nie jadło. To była jednak najlżejsza
kara.
Sinan szybko przekonała się, że
zakon z beztroską niewiele miał wspólnego. Już następnego dnia zaczęła różne
zajęcia. Nauka czytania, pisania i kaligrafii, posługiwania się bronią czy
zajęcia z psychologii. Wszystko na pozór w formie zabawy, jednak tylko na
początku. Stopniowo zajęcia zaczynały przybierać inne formy. Podrabianie pism,
walki, po których trafiała na tygodnie do medyka czy też zajęcia, gdzie uczyła
się kłamać i wyciągać informacje.
Czas płynął, a jej było coraz trudniej. Zadania zaczynały ją
przerastać. Stawały się bardziej bezwzględne i okrutne. Częściej odmawiała ich
wykonania głośno dając znać co o tym wszystkim myśli. Ciepły pokój zastąpiła
zimna cela, a pusty żołądek przypomniał jej jak to jest czuć głód.
Do zakonu trafiali różni ludzie. Nie wszyscy przybywali tu na
naukę i służbę. Sprowadzano tu również różnych jeńców, których torturowano,
oszukiwano czy też próbowano przekupić. Sinan także miała brać w tym udział.
🙠
🙢
Przyprowadzono mnie do niewielkiej, przyciemnionej sali
znajdującej się w podziemiach zakonu. Nie znałam zbyt dobrze tej części
budynku. Na środku stało solidne, drewniane krzesło. Jego jasne drewno miejscami
przebarwiało się ciemno. W powietrzu unosiła się nieprzyjemna wilgoć. Nieopodal
krzesła znajdował się niewielki stolik, a na nim obita skórą skrzynia.
- Czas abyś nauczyła się czegoś nowego. – oznajmił mężczyzna
w czarnej jak jej szacie, który wprowadził ze sobą związanego nieznajomego.
Obcy miał zarzucony na głowię worek, który zaraz ściągnięto. Zakonnik popchnął
go na krzesło. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz. Był młody. Może parę
lat starszy ode mnie. Miał zmasakrowaną twarz. Widać, że opuchlizna była
jeszcze świeża. Ledwo mógł otwierać oczy. Nos był nienaturalnie przekrzywiony w
lewą stronę. Ewidentnie złamany. Mężczyzna z trudem łapał powietrze. Jego
ubrania były porwane, odsłaniając wychudzone ciało. W oczach zaczęły zbierać się
mi łzy. Zakryłam dłonią usta ciężko oddychając. Co oni mu zrobili?! Co chcieli
mu jeszcze zrobić? Dlaczego?
- Tak kończą ci, którzy nie chcą współpracować. – rzucił z
dzikim uśmiechem na twarzy zakonnik. – A raczej zaczynają, bo do końca jeszcze
daleko. – dodał uderzając mężczyznę po twarzy, który jedynie syknął z bólu.
- Przestań! To jest złe… - powiedziałam próbując go
powstrzymać. Nie był z tego powodu zadowolony. Spojrzał na mnie ze złością i
popchnął w stronę obitego mężczyzny.
-To jest konieczne. Życie to ból i cierpienie. Od nas zależy
jak dużą ich dawkę wybierzemy. To jego wybór. Uszanuj to. – odparł wykrzywiając
mu nos na drugą stronę. Krew zaczęła cieknąć z niego ciurkiem.
- Przestań! – krzyknęłam odpychając od niego zakonnika,
który wylądował na ziemi. Szybko podeszłam do mężczyzny i nastawiłam mu nos.
Doskonale wiedziałam jak to się robi, bo mój własny też kilkakrotnie był nastawiany.
Efekt walk. Zawył z bólu, ale nie protestował. Zakonnik podniósł się z podłogi.
- Ty głupia dziewucho! – krzyknął szarpiąc mnie za rękę, po
czym uderzył mnie w twarz. Zapiekło. Bałam się mu oddać, zrobić cokolwiek.
Wiedziałam do jakich okrucieństw jest zdolny.
- Zrób to jeszcze raz, a zajmiesz jego miejsce. – dodał. – Skoro
masz aż taką ochotę na zabawę rozpal ogień. – zażądał. Dopiero teraz spostrzegłam
w kącie pomieszczenia niewielki kominek. Obok znajdowało się kilka drewek i
drobniejszych gałązek pokrytych ususzonym igliwiem. Włożyłam to do środka i
posłusznie podłożyłam ogień. Wnętrze wypełnił lekko żywiczny zapach szybko
zajmujących się igieł. Zakonnik podszedł do mnie podając mi żegadło, którym piętnowano konie. Spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach.
- Na co czekasz? Musi być rozżarzone. – rzucił
zniecierpliwiony. Włożyłam jeden koniec żegadła w ogień aż nagrzało się do
czerwoności. Miałam nadzieję, że to nigdy się nie stanie, ale metal po chwili był
gotowy.
- Choć no tu, przecież jest już gotowe. Pośpiesz się. Nie
mam całego dnia. – popędzał mnie. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę
mężczyzny. Zakonnik nie musiał nic mówić. Doskonale wiedziałam co chciał bym
zrobiła. Mężczyzna wyglądał na zrezygnowanego i gotowego na cokolwiek co miało
nadejść. Zakonnik rozchylił mu koszulę spod, której wystawały dobrze widoczne
żebra, tak że bez trudu dało się je policzyć.
- Masz mi coś do powiedzenia? – spytał zakonnik, ale
mężczyzna milczał. – Do dzieła! – zawołał z zapałem jakby nie mógł się już
doczekać. – Szybciej, bo ostygnie!
Ręka w której trzymałam żegadło trzęsła się mi
niebezpiecznie. Myślałam, że zaraz mi wypadnie. Może mogłam kupić w ten
sposób więcej czasu? Z drugiej strony zakonnik mógł to zrobić za mnie. Widać,
że miał na to ochotę. Z pewnością potraktowałby go dużo gorzej ode mnie. Czułam
jak zaczyna kręcić się mi w głowie.
- Szybciej! – ponaglał. Zdenerwowałam się i szybkim ruchem
przyłożyłam rozżarzone żegadło do jego klatki piersiowej. Momentalnie zawył z
bólu. Szybko oderwałam od niego narzędzie, które błyskawicznie roztopiło jego
skórę pozostawiając na niej czerwone, rozległe poparzenie w kształcie drzewa.
Takiego samego drzewa, które było wyhaftowane na czarnych, zakonnych szatach.
- Cudowne, prawda? – spytał z zachwytem w oczach zakonnik.
Widząc swoje dzieło zaczęłam się trząść. To było złe. Nie powinnam tego robić.
To nie była już walka, w której obie strony miały broń, gdzie każda mogła
walczyć. Nawet jeśli ktoś ginął, to tylko w ostateczności. Jeśli zabijałam to
tylko w obronie własnej, nawet jeśli nie mogłam później przez to spokojnie
sypiać.
-To jest chore… Ty jesteś chory! Dlaczego mu to robicie?! Co
wam takiego zrobił?!
- Zważaj na swoje słowa dziewucho!
- Ty parszywa gnido! To was powinno się oznakować! Co wyście
nam wszystkim robili?! Coście z nas uczynili?! – krzyknęłam wypuszczając z
drżącej dłoni przedmiot. W celi rozległ się nieprzyjemny dźwięk uderzającego o
podłogę metalu.
- Powinnaś być nam wdzięczna!
- Za bycie potworem?! Za przelaną krew?! Zabiję cię jak mnie
uczyliście. – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, ale w odwecie poczułam silne
odepchnięcie. Momentalnie znalazłam się przyciśnięta do ściany. Nawet nie
musiał pofatygować się by mnie dotknąć.
- Magia wróciła… - wydusił z siebie zdumiony zakładnik. Nikt
jednak nie zwrócił na niego uwagi. Zakonnik wyjął z kieszeni płaszcza mieniący
się błękitem kamień w kształcie kropli.
- Już nigdy więcej nie rzucisz w moją stronę żadnej groźby.
Już nigdy więcej nie będziesz nikogo przeciw nam podżegać do buntu. Już nigdy
więcej nie wydusisz z siebie głosu! – zawołał kierując dłoń w moją stronę.
Poczułam jak wypełnia mnie ciepło, które emanowało z gardła jasnym światłem.
Słyszałam swój głos. Słyszałam jak ze mnie uchodzi. Czułam się całkowicie
bezwładna i sparaliżowana. Po chwili światło zgasło, kamień rozbłysnął, a ja
nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
- Za dużo w ciebie zainwestowaliśmy żeby cię tak szybko
zabić. Skoro nie nadajesz się do tego znajdziemy ci inne zajęcie, gdzieś gdzie
nikt nie będzie musiał cię słuchać. – rzucił rozbawiony. Cały czas próbowałam
coś powiedzieć, chociażby wyszeptać, ale to było na nic. Panika coraz bardziej
we mnie narastała. Chciałam stąd uciec, obudzić się z tego koszmaru, ale to
była jawa, a z zakonu nie dało się uciec. Nie, kiedy powróciła magia i
wszystkie zaklęcia ochronne zostały aktywowane.
- Przez ciebie straciłem zbyt wiele czasu. Wydawałaś się być
obiecującym dzieckiem, a tu… Sam będę musiał dokończyć co zaczęłaś… -
powiedział odwracając się w stronę mężczyzny, a przynajmniej miejsca, gdzie
jeszcze przed chwilą się znajdował. Było puste. Nie mogłam powstrzymać się od
tryumfalnego uśmiechu. Wszystko co nie szło po myśli zakonnika było dobre.
- Nie mógł daleko uciec… Straże! – zawołał, po czym zaczęto
bić na alarm i dokładnie przeszukiwać teren zakonu. Jednak mężczyzna przepadł.
Nikt nie mógł zrozumieć jak to się stało, jak udało się mu ominąć zaklęcia.
____________________________________________________________
Gratuluję wszystkim,
którym udało się wytrwać do końca i dziękuję za przeczytanie :) Z pewnością nie
była to zbyt łatwa przeprawa, bo marna ze mnie pisarzyna. To jednak początek,
mam nadzieję, że dalej historia się rozkręci ;)
Super opko :) szybko i lekko się czyta ;) Zazdroszczę talentu :D fajnie wyjaśniłaś w nim znikniecie magii, a i ta końcówka naprawdę pasująca do klimatów bloga i interesująca zresztą jak całe opko. Nie mogę się doczekać co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Nie masz czego zazdrościć :D Postaram się o kontynuację, bo ogólnie to mniej więcej wiem co dalej, tylko trzeba to opisać :)
UsuńBardzo dobrze się czyta. I fajnie przedstawia postać :)
OdpowiedzUsuń