sobota, 3 sierpnia 2019

Wiatr ciągle narzuca nam kierunek, w którym mamy podążać. Wieje wtedy kiedy się nie spodziewamy.


Aithan
29 lat | Astavia | Mag żywiołów
   Magia przepływała przez jego ciało. Czuł jej wyjątkową aurę. Stała się nieodłącznym elementem jego życia. Podstawą jego mocy były cztery żywioły. Ogień stanowił demoniczną siłę, oplatającą i zniewalającą wszystko czego dotknie. Powietrze swoją delikatnością i szybkością niczym skrytobójca atakowało z ukrycia. Woda stanowiła źródło życia, leczyła jak i powalała swoim majestatem. Ziemia była równowagą, zabierała ją i przywracała, tworzyła i niszczyła. Harmonia pomiędzy nimi była bardzo ważna. Nie mógł nadużyć żadnego z żywiołów, ponieważ by go pochłonął. Używanie magii nie było wbrew pozorom łatwe. Wymagało ogromnego skupienia, wejścia w głąb siebie i odszukanie tego czego się pragnęło. Magiczną energię uwalniał za pomocą specjalnych ruchów rąk i dłoni, jak i laski, wyrzeźbionej z olchowego drewna i podarowanej mu kiedyś przez elfów. 
       Pewnego razu magia została mu odebrana. Klan Czerwonych Magów odnalazł go dzięki znamieniu, którym kilkanaście lat temu naznaczył go jeden z jego członków. Uprowadzili go i uwięzili w jednej ze swoich tajnych siedzib, gdzie był torturowany. Potem w wyniku przeprowadzonego rytuału odebrali mu moc i wypuścili pozbawionego wszystkiego, co było cenne w jego życiu. Po tym wydarzeniu nie mógł się pozbierać. Bez magii świat był inny. Nadaremnie starał się jej uczyć na nowo. Wyruszył do swojego starego przyjaciela, mędrca Eruana, ale nie był mu w stanie pomóc. Zrezygnowany i pogrążony osiadł w jednej z wiosek i wiódł normalne życie, dopóki nie natrafił na portal, który przeniósł go do innej krainy zwanej Farią. W Farii magia była nie okiełznana, nieprzewidywalna, inna niż w Astavii. Wyczuwał ją, ale wciąż nie mógł jej użyć. Zaprowadziła go do serca Orlego Lasu. Tam ogień, woda, powietrze i ziemia otoczyły go, ponownie w niego wstępując. Uczucie, które wtedy go ogarnęło nie zapomni do końca życia. Potem ujrzał różne wizje, część z przeszłości, a część jak przypuszczał miała dopiero nadejść. Wśród urywków obrazów ukazała mu się twarz, równie piękna, co przerażająca i ociekająca krwią twarz kobiety. Wydało mu się jakby wołała o pomoc. Później zobaczył portal w wielkim drzewie i ciemność. Kiedy otworzył oczy znalazł się w innym miejscu, wrócił do Astavii. Ku jego zadowoleniu spostrzegł, że z powrotem może władać magią jednak jego moc nie była tak silna jak kiedyś. Rozpoczął ponowny trening w szkoleniu sztuk magicznych, lecz teraz rozsądniej posługiwał się swoją mocą i zrozumiał, że wcale nie była najważniejsza. Nie wrócił do swojego domu. Wędruje po wyspie zgłębiając tajniki magii. Jednocześnie w głowie utknęła mu kobieta z wizji. Widział ją czasami w snach. Dręczyło go to. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział jak ją znaleźć. Ma nadzieję, że kiedyś ponownie natrafi na magiczny portal, co pomoże rozwiązać mu nurtującą zagadkę...

                                                                                                                    
Aithan po małej kąpieli i wiewiórzej klątwie. Zapraszam do wątków :)

17 komentarzy:

  1. [Witam na nowo :D Żal trochę wiewiórki, ale długie włosy nadrabiają :D Świetnie Ci wyszło :) A teraz wypadałoby wreszcie coś zacząć :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ja chce wiewiórke *tupie noga* no to witaj raz jeszcze ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Możesz mi coś spontanicznie wymyślić :D Nie mam nic przeciwko żebyś zaczął xD]

    OdpowiedzUsuń
  4. [berek! zwiewa mi skubana jedna - poproszę ją w jakimś zamknięciu ;)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Fajny pomysł :D Tylko pierwszy raz słyszę o takiej tradycji xD Ale niech Ci już będzie. Zacznę, ale już jutro. No chyba, że wena mnie jeszcze dziś nawiedzi, w co wątpię :P]

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nadeszła noc z chęcią położyła się spać, choć wiedziała, co to tak naprawdę dla niej oznacza. Dzisiejszy dzień nie był dla niej łaskawy, tak samo jak i ludzie, którzy przychodzili do złotnika. Od kiedy się do niego wprowadziła, nie przestawali plotkować na ich temat i insynuować niezbyt przyzwoitych rzeczy. Ciężko było im uwierzyć, że złotnik przygarnął ją po prostu z dobrego serca i potrzebował kogoś do pomocy. Łatwiej było powtarzać historie o nieślubnych dzieciach, kochankach czy szantażach. Nie obchodziło by jej to, gdyby choć trochę próbowali się z tym kryć, ale nie. Mówili wszystko tak, by słyszała żeby ją sprowokować. Z trudem zachowywała spokój za dnia, czekając na noc, która niosła ze sobą słodki odwet. Nie potrafiła jeszcze dobrze panować nad swoją zmorowatą naturą, ale nie była już tak całkiem nieświadoma jak na początku. Teraz potrafiła coś wyłapać i zapamiętać z cudzych koszmarów.
    Gdy wreszcie usnęła, jej cało opuściła dusza, która przybrała postać czarnego kota. Szybko wyskoczyła przez uchylone okno i pomknęła przed siebie. Instynktownie potrafiła znaleźć tych, którzy zachodzili jej dniem za skórę, by później ich męczyć. Niedaleko znajdował się las, w którym czuła zapach jednego z nieprzyjaciół. Otumaniona nim, ruszyła do przodu jak w amoku, nie dostrzegając pojawiającego się przed nią portalu. Niespodziewanie przeszła na drugą stronę. Przez moment zatrzymała się zdezorientowana. Ślad zniknął, ale pozostała w niej wielka żądza głodu, którą musiała zaspokoić. Potrzebowała cudzej energii życiowej. Przebiegła kilka kilometrów w poszukiwaniu ludzkich osad, aż natknęła się na jakąś chatę. Była zamknięta, żadne okno nie było uchylone, ale to nie był problem. Zmieniła swoją postać i wślizgnęła się do środka jak duch. Natychmiast zaczęła snuć się po izbie szukając ludzi. Nie musiała długo szukać. Na jednym z łóżek spał długowłosy mężczyzna. Przez chwilę nachyliła się nad nim i przekrzywiła głowę, by się mu przyjrzeć. Nie poznała go, co w niczym nie przeszkadzało jej w ataku. Wskoczyła na niego, sprawiając, że ciężko było mu oddychać i chwyciła za szyję. Za chwilę miała zacząć się jej uczta. Zaczęła zanurzać długie palce w jego umyśle, by wyciągnąć z niego jak najwięcej cierpienia. Od lekkich strachów, przechodziła do coraz większych, aż w końcu natrafiła na postać zakrwawionej kobiety. Widziała jak się miotał, jak chciał jej pomóc, ale nie mógł. Bezradność smakowała najlepiej. Wyciągnęła jeden z długich pazurów i rozcięła mu skroń, z której zaczęła powoli sączyć się krew, którą zgarnęła bladymi palcami. Przez chwilę przyglądała się im z głodem w oczach, po czym zlizała ją z apetytem. Kiedy jednak spróbowała zrobić to samo poczuła jak coś zaczyna ją blokować. Zeskoczyła z niego i wyjrzała przez okno. Do wschodu było jeszcze trochę czasu, jednak czuła wewnętrzny niepokój. Instynkt kazał jej uciekać. Próbowała zmienić się w ćmę, ale jej nie wychodziło, następne w kota i w parę innych stworzeń, jednak na marne. Po chwili zaczęła czuć dziwny ciężar. Przez chwilę straciła nad sobą kontrolę i mocno zakręciło się jej w głowie. Ocknęła się na podłodze w ludzkiej postaci w czyimś mieszkaniu. Zagubiona rozejrzała się wokół. Szybko zorientowała się, że nie była tu sama. Jeszcze nigdy jej się to nie przytrafiło żeby przemienić się przed trzecią rano, podczas żywienia się. Zerwała się na równe nogi, próbując po omacku znaleźć jakieś wyjście, mając nadzieję, że obudzi śpiącego. Kompletnie nie wiedziała gdzie była i czy będzie potrafiła znaleźć drogę powrotną do domu.

    [Wyszło co wyszło :P]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dziękuję za powitanie na blogu! Zarówno Aithan, jak i Raethyn mają coś wspólnego z Calanthe, dlatego zaproponuję coś od siebie dla obydwu z nich - moja czarodziejka zupełnie nie panuje nad swoją niszczycielską mocą, może nieświadomie spowodowała jakiś kataklizm, który przyciągnął uwagę pobliskich magów, w tym Aithana i w taki sposób na siebie wpadli?
    Co do Raethyna - przed śmiercią zabijał przestępców, a Calanthe kilkukrotnie oddała się dewiacji, może stała się kiedyś jednym z nieudanych zabójstw i teraz, kiedy Raethyn się odrodził, spotkali się ponownie i z jakiegoś powodu zmuszeni byli ze sobą porozmawiać? ]
    Calanthe

    OdpowiedzUsuń
  8. W ludzkiej postaci po ciemku, radziła sobie dość niezdarnie. Wpadała na wszystko, co podwinęło się jej pod nogi. Przeklinała pod nosem cały ten bałagan i tego, który go tu zostawił. Kiedy w końcu, po omacku natrafiła na drzwi, rozbłysło światło. Powoli skierowała wzrok, ku jego źródle i zamarła w bezruchu. To nie była świeca, lampa czy pochodnia, ale magia. Coraz mniej podobało się jej przebywanie w obcym domu, w dodatku, jak się okazało, domu magika. Niepewnie spojrzała na mężczyznę, który zerwał się z łóżka. Skrzywiła się widząc ranę na jego skroni. Jako człowiek nie przepadała za jej widokiem. Gdyby nie ta nagła przemiana, na jego skórze nie pozostałby żaden ślad. Jednak coś poszło nie tak i stała tu teraz rozczochrana, w nocnej koszuli, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Czuła się trochę upokorzona i zdemaskowana, jednak bardziej ubodło ją to, kiedy sprawdzał, czy nic mu nie zginęło. Jeszcze nigdy nikt nie wziął jej za złodziejkę, ale też jeszcze nikt nigdy wcześniej nie zastał jej w takiej sytuacji. Instynkt podpowiadał jej, że trzeba brać nogi za pas, zanim komuś stanie się krzywda. Zanim jej stanie się krzywda. Z niezadowoleniem oceniła swoje szanse. Mężczyzna był od niej większy, do tego znał się na czarach. Rozejrzała się po wnętrzu w poszukiwaniu jakiejś broni. Niedaleko niej, na komodzie stał świecznik, a dobry świecznik, nigdy nie był zły. Poręczny, nie za ciężki, twardy i łatwo nim zamachnąć – po prostu się nada. Podeszła bliżej komody, by mieć go w razie czego, w zasięgu ręki.
    Słysząc jego pytania omal się nie zakrztusiła, choć nie miała czym. Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią, o ile w tej sytuacji istniała jakaś właściwa. Półprawda wydawała się być najlepsza.
    - Aylen – rzcuła speszona, spoglądając na swój niezbyt stosowny strój. Widząc leżący nieopodal koc, szybko sięgnęła po niego i się nim okryła. – A co do tego… - skinęła głową na jego ranę… - nie wiem. – Wzruszyła ramionami z niewinną miną. Mimo wszystko nie chciała zrobić mu krzywdy. Jeszcze nie chciała. – Od jakiegoś czasu lunatykuję i nie jestem do końca świadoma tego, co wtedy robię. Tak właściwie, to nie jestem w ogóle tego świadoma. – Westchnęła ciężko, podchodząc bliżej drzwi. Korciło ją by i jego zarzucić stertą pytań, ale to raczej nie był na to odpowiedni czas. Dobrze mu z oczu patrzyło, ale… Lepiej było go już nie denerwować i zostawić w spokoju.
    - Dlatego przepraszam za wszystko i lepiej już pójdę… - powiedziała, mając już zamiar chwycić za klamkę, jednak szybko cofnęła dłoń i odskoczyła nieznacznie w tył.
    - Tylko jakbyś był tak dobry i zabrał to paskudztwo, gdzieś dalej… - wskazała z obrzydzeniem na wspinającego się po drzwiach, pająka. – Na pewno jest jadowity – stwierdziła z paniką w głosie, choć w ogóle nie znała się na pajęczakach. – Lepiej się go w ogóle pozbyć – dodała, energicznie potakując głową.

    [A co powiesz na to? xD]

    OdpowiedzUsuń
  9. - Mężczyźni… - westchnęła ciężko z niezadowoleniem, słysząc, że nie spełni jej prośby. Czyżby bawił go jej strach? Z pewnością nie aż tak, jak jej jego. Wzięła głębszy oddech, aby się uspokoić i załatwić sprawę osobiście. Już miała ściągnąć but, którym potraktowałaby stworzenie, ale tak się złożyło, że była… boso. Przeklęła cicho pod nosem. Kiedy wspomniał o koszmarach, miała ochotę powiedzieć, że dobrze mu tak i że szybko mu nie miną, ale tego nie zrobiła. Musiała trzymać nerwy na wodzy. Nie wiedziała gdzie była i z kim była. Zdziwiła się, gdy wyciągnął jedzenie. Wyglądało na to, że wcale nie chciał jej się stąd tak szybko pozbyć.
    - Nie jestem głodna – odparła, przenosząc na niego wzrok. – Ale dziękuję – dodała szybko siląc się na coś w rodzaju uśmiechu. Uznała, że odrobina uprzejmości jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a może i uratowała życie. Niemniej nadmierna uprzejmość nie leżała w jej naturze. Stare ruiny kompletnie nic jej nie mówiły. Rzadko kręciła się po lasach. Całe dnie przesiadywała głównie u złotnika w stolicy, a noce… Nocy prawie w ogóle nie pamiętała. Wiedziała jednak, że dzień w dużej mierze decydował, dokąd udawała się nocą. Zmora rzadko wybierała swoje ofiary przypadkowo. Na koszmary trzeba było sobie zasłużyć.
    - Skoro tak radzisz sobie z pająkami, wolę nie myśleć, co by się stało gdyby zaatakowało nas coś większego – prychnęła pod nosem. Doskonale wiedziała o stworach, które budziły się nocą. W końcu była jednym z nich. Tylko dlaczego przestała właśnie teraz?
    - Delil? – powtórzyła nieznaną jej nazwę. – Co to jest? – spytała marszcząc brwi, widząc jak się jej przygląda. Nie podobało jej się to. Bała się, że może ją zdemaskować. W końcu mogła dotrzeć nawet i do Varnas, gdzie na nią polowali. Tam wystarczyłyby różnobarwne tęczówki, by dostać sztyletem w plecy. Zaniepokoiły ją dochodzące z zewnątrz odgłosy. Z początku pomyślała, że może zanosić się na burzę, która była jej w niesmak. Podskoczyła wystraszona, kiedy niespodziewanie otworzyło się jedno z okien. Robiło się coraz mniej ciekawie.
    - Co się dzieje? – spytała nerwowo, próbując dostrzec co działo się za oknem. Nagle coś w nie łupnęło, a następnie zaczęło rysować z przeraźliwym skrzypem, szkło. Szybko chwyciła za świecznik, przygotowując się na najgorsze. Kompletnie nie kojarzyła tego śpiewu, tego co mogło go z siebie wydobywać. Zastanawiała się, co by się stało, gdyby teraz zginęła. Czy odrodziłaby się jako zmora? Niemniej wolała jeszcze nie umierać, a na pewno nie w taki sposób.
    - Zrób coś! – zwróciła się do Aithana. – Jakieś swoje czary mary, cokolwiek…

    [Pachniała różami - no padłam ze śmiechu xD]

    OdpowiedzUsuń
  10. Opis Delil za dużo jej nie mówił. Uznała, że być może w zależności od miejsca na wyspie, potwory nazywano inaczej. Kiedy zaczął ją oskarżać, zrobiła wielkie oczy. Lepiej żeby przestał być tak podejrzliwy. Taka dociekliwość nie wyjdzie ani jej ani jemu na dobre. Widząc jak pozbywa się szyby i postać dostaje się do środka, przewróciła oczami w niedowierzaniu.
    - Świetny pomysł. Po prostu genialny… - rzuciła z ironią w głosie. Odsunęła się jak najdalej od nieznanego jej stworzenia, kurczowo trzymając się świecznika, choć coś jej mówiło, że ten akurat na nic się tu nie zda. Nie miała pojęcia z czym mieli właśnie do czynienia. Nigdy się z czymś takim nie spotkała. Trochę przypominała jej ją samą, ale to nie była zmora. Obserwowała ją z zaciekawieniem i strachem. Kiedy zaczęła przeraźliwie krzyczeć, również zakryła uszy, co na wiele się nie zdało. Biernie przyglądała się jak mężczyzna próbował z nią walczyć. To też była dla niej nowość. Nie miała wcześniej do czynienia z żadnym czarodziejem, a na pewno nie takim, który władał żywiołami. A może to nie był czarodziej? Może jakieś bóstwo, które zstąpiło na ziemię? Nie… Nie byłaby w stanie grzebać w głowie żadnemu bogowi. Z resztą boga nie zaatakowałoby żadne stworzenie, które przecież musiało od nich pochodzić. Gdy go obezwładniła, skończyła się szamotanina. Stali nieruchomo, wpatrując się w siebie nieprzytomnie. Nie wiedziała jak powinna zareagować. Spróbować to przerwać czy może jednak lepiej nie? Prawdopodobnie najkorzystniej byłoby teraz uciec i nie oglądać się za siebie, jednak coś kazało jej zostać. Jakieś poczucie winy? Ciekawość? W końcu postanowiła zareagować. Chociaż spróbować. Podeszła bliżej zjawy próbując jakoś ją uderzyć, odwrócić uwagę, cokolwiek, jednak to było jak walka z powietrzem. Stworzenie uciekało jej przez palce. Nagle puściła go, a Aylen zaraz pożałowała, że nie uciekła. Gdy wyciągnęła w jej stronę dłoń, zdziwiła się. To nie było agresywne zachowanie. Mogłoby się wydawać, że zjawa daje jej wybór, do niczego jej nie zmusza. Niepewnie podała jej swoją dłoń, sama nie wiedząc dlaczego. Stworzenie przyglądało się jej przekrzywiając na bok głowę. Czuła się dziwnie przeszyta wzrokiem, jakby ktoś próbował z niej coś wyciągnąć, ale nie miał czego wyciągać. Słyszała bezgłośne wołanie, prośbę, ale nie posiadała snów. Zjawa zawyła smutno, puszczając jej dłoń. Aylen również poczuła pewne ukłucie, jakiś żal, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Istota powoli zaczynała rozpływać się we mgle, aż w końcu znikła. Wszystko ucichło i się uspokoiło. Dziewczyna nadal wpatrywała się nieprzytomnym wzrokiem w stronę okna, przez które wyleciał potwór, jakby miała nadzieję, że wróci. Poczuła z nim dziwną więź.

    [Coś Ty :D Ja tam lubię się śmiać ;) I fajnie jest, mnie się podoba :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. Na jego słowa, szybko otarła wierzchem dłoni spływające po twarzy łzy.
    - Nic mi nie jest – odparła, odkładając świecznik na miejsce. Kiedy wspomniał o wywoływaniu snów, wzruszyła ramionami. – Może. – Nie zamierzała się przyznawać, do tego kim była i co mu zrobiła. Pojawienie się zjawy uznała za dar od losu. Dzięki zamieszaniu, mężczyzna znalazł innego kozła ofiarnego. Wraz z opadem emocji, czuła jak zaczyna marznąć. W końcu miała na sobie tylko nocną koszulę i niezbyt gruby koc. Wiedziała, że musi zdobyć jakieś ubranie, bo tak na pewno nie pójdzie do miasta. Ludzie i tak już gadali, a ona nie potrzebowała jeszcze większej atencji. Jednak nie miała ze sobą żadnych pieniędzy ani niczego, co mogłaby sprzedać. Ponownie rozejrzała się po wnętrzu. A może ten świecznik? – pomyślała. W prawdzie nie był jej, ale… W dodatku była boso. Słysząc propozycję, niepewnie skinęła głową i wzięła od niego płaszcz. Odłożyła koc i natychmiast się w niego ubrała. Był nieco przyduży i sięgał prawie do ziemi.
    - Dziękuję – powiedziała, otulając się nim szczelnie. Nadal było jej zimno, ale wiedziała, że jak tylko wyruszy w drogę, trochę się rozgrzeje.
    - Posiadłość Aryeli le Vange? – powtórzyła po nim, marszcząc brwi. Nic jej to nie mówiło. Słuchała z zaciekawieniem całej historii nieco zdziwiona jego wylewnością. Jednak nie spotykała się z czymś takim pierwszy raz. Ludzie często się przed nią otwierali. Czasem aż za bardzo. Nie wiedziała, czy miało to związek z tym kim była czy może po prostu wzbudzała zaufanie. Lubiła to. Lubiła myśleć, że jeszcze nie jest całkiem stracona.
    - Trafiłeś do Farii? Czyli nie jesteś stąd? Gdzie my jesteśmy? Jaki to świat? – zarzuciła go pytaniami, wielkie oczy. Portale nie były jej całkiem obce, ale nigdy nie przytrafiło jej się przejść przez nie jako zmora. W końcu przekroczenie portali miało odbierać moc z innego świata, ale teraz… Sam powiedział, że to właśnie tam odzyskał magię. To by znaczyło, że światy zaczynają się coraz bardziej zacierać. Bała się do czego mogło to doprowadzić i tego co by się z nią stało. Być może przestałaby się przemieniać albo zostałaby na stałe przemieniona? Nie chciała tego. Nie wyobrażała sobie pałętania się po świecie cały czas pod postacią zmory. Już teraz nie było jej łatwo, a co dopiero wtedy? Choć wraz z nadejściem śmierci, to i tak miało być w końcu nieuniknione.
    - Nie zamierzam zostać tu sama – odparła, przenosząc swój wzrok na bose stopy. – Ach trudno… - wycedziła przez zaciśnięte zęby i wyszła na zewnątrz. Miała nadzieję, że po drodze uda im się natknąć na jakiś portal. Nie chciała też zostawać tu sama. Nie znała tych storn ani stworzeń, które je zamieszkiwały, a Aithan nie wyglądał na kogoś, kto zamierzał ją skrzywdzić. Postanowiła w jakimś stopniu mu zaufać. Już po kilku krokach, zatrzymała się i spojrzała na niego.
    – Muszę zdobyć jakieś ubranie – stanowczo oznajmiła.

    [Wybacz, ona nie będzie tak miła jak Adain :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. - Astavia? – powtórzyła, robiąc wielkie oczy. - Muszę jakoś wrócić… - dodała cicho pod nosem. – Kiedy byłeś w Farii? Wiesz jak do niej wrócić? – spytała zdenerwowana. Nie do końca wiedziała jak znaleźć i wybrać odpowiedni portal. Bała się, że powrót może nie okazać się tak prosty jakby tego chciała. Przemierzanie lasu boso dawało się je we znaki. Coraz to krzywiła się z bólu, kiedy przegapiała jakąś przeszkodę. Starała się iść ostrożnie, jednocześnie zachowując dobre tempo, by jak najszybciej to zakończyć. Miała nadzieję, że szybko natkną się na jakąś wioskę.
    - Do twarzy… - skrzywiła się, przenosząc na niego wzrok. – Kiedy tylko coś znajdę, sam będziesz mógł w niej chodzić – dodała nieco przyśpieszając. Gdy spytał o lunatykowanie, omal się nie potknęła.
    - Dokładnie tak. Nie wiem co się ze mną wtedy dzieje. Rzadko coś z tego pamiętam – odparła, zakładając kosmyk włosów za ucho.
    Widok gęstego lasu nie napawał jej optymizmem. Miała już dość. Spojrzała na swoje brudne, lekko obdarte stopy, żałując, że teraz nie może po prostu zmienić się w jakieś zwierzę. Tak byłoby prościej, wygodniej i bezpieczniej. Jednak do nocy było jeszcze daleko, a ten świat nie sprzyjał jej przemianom. Westchnęła głośno i niechętnie ruszyła przed siebie. Ścieżka, która prowadziła przez las, zaczynała już zarastać chwastami. Widocznie jakiś czas temu zaprzestano jej używać. Aylen wcale się temu nie dziwiła. Coraz trudniej było jej omijać i zauważać przeszkody. Co jakiś czas klęła pod nosem, wpadając na kłujące gałęzie czy szyszki. Miała ochotę zatrzymać się i oznajmić, że nigdzie już nie idzie, ale wiedziała, że to nie byłby najlepszy pomysł. Na samą myśl o wszelkim leśnym robactwie, przyśpieszyła.
    - Daleko jeszcze? Czy ty w ogóle znasz tę drogę i wiesz dokąd zmierzamy? – spytała rozdrażniona, przenosząc na niego wzrok. Skrzywiła się jeszcze bardziej, kiedy spadły na nią pierwsze krople deszczu.
    - Cudownie… - wycedziła, kopiąc znajdującą się przed jej stopą szyszkę. Podążyła za nią wzrokiem. – Co to? – Zmrużyła oczy, próbując dostrzec coś znajdującego się w zaroślach. Pobiegła w tę stronę. – To jakieś tobołki i… But! – krzyknęła sięgając po nie, po czym wyprostowała się i zamarła. Tuż przed jej oczyma wisiała martwa kobieta. Jej ciało było już w zaawansowanym rozkładzie. Jednak nie wystraszył jej ten widok ani zbyt mocno nie wstrząsnął.
    - Musi już tu trochę wisieć – stwierdziła, przyglądając się jej. – Powinieneś ją odciąć – dodała, lekko się krzywiąc. Spojrzała na jej kościste stopy. Na jednej wciąż tkwił but. Starając się jej nie uszkodzić, zdjęła go.
    - Jej już się nie przyda – powiedziała, wzruszając ramionami. Schyliła się aby przejrzeć jej rzeczy. Resztki liny, nóź z ozdobną rękojeścią, chusta z drogiego materiału i pusty skórzany bukłak. Spakowała to z powrotem do torby i przerzuciła ją przez ramię.

    [Oj będzie :D]

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie zadowoliła jej ta odpowiedź. Obawiała się, że portal może stać się jej pułapką, z której szybko się nie wydostanie. Z drugiej strony miała szansę poznać nowy świat. Nie wiedziała tylko jak będzie na nią oddziaływał. Przewróciła oczami na wzmiankę o jej stroju.
    - Jeśli tylko znajdę coś innego, oddam ci ją i zmuszę do noszenia – rzuciła nieco przyspieszając. Nie obchodziło jej, co sobie o niej myślał, kiedy ograbiała nieboszczkę. Rzadko kiedy przejmowała się opinią innych. Musiała sobie jakoś radzić, by przetrwać. A życie bywało okrutne. Dla niej to były tylko rzeczy i tylko ciało. Wolała nie wnikać, kim była i dlaczego tu wisiała, choć i tak w jej głowie układały się już różne scenariusze. Z zaciekawieniem przyglądała się magicznym poczynaniom Aithana. Ogień rozwiązał problem pochówku. Kobieta znikła z tego świata, jakby nigdy jej nie było. Smutny los, który w końcu nikogo nie ominie. A może niektórzy przetrwają? Czary, klątwy, bóstwa… Jednak na każdego był jakiś sposób. Wystarczyło go tylko znaleźć.
    Pogoda z pewnością nie sprzyjała tej podróży. Rozdrażniona Aylen co chwilę odgarniała z twarzy niesforne kosmyki, które z minuty na minutę, robiły się coraz bardziej mokre. Zmora, nie zmora, ale i tak może być chora. Na jego wyjaśnienia o magicznej niedyspozycji, spojrzała na niego z rozbawieniem.
    - To słaby z ciebie czarodziej – prychnęła pod nosem. Miała ochotę się z nim podrażnić. Kiedy natrafili na grotę, znieruchomiała przez chwilę. Nie podobało jej się te miejsce. Kto wie, co mogło czaić się w środku? Te strony nie wyglądały na najspokojniejsze, a ona nie miała ze sobą żadnej broni. Nie żeby potrafiła się jakąkolwiek się dobrze posługiwać... Jednak w okolicy nie było widać nic lepszego. Rozglądając się uważnie, niechętnie weszła do środka i usiadła na skale.
    - Oczywiście, że jest mi zimno – odparła z kwaśną miną. - Dlatego byłoby najlepiej, gdybyś odprowadził mnie do jakiegoś miasta czy wioski albo chociaż wskazał kierunek, a nie upierał się na szukaniu jakiegoś gruzowiska. Właściwie to po co ci one? – spytała, mocniej otulając się płaszczem. Żałowała, że nie zabrała ze sobą tamtego koca. Byłby jak znalazł. Widząc zamyśloną twarz Aithana, również wyjrzała z jaskini. Nie spodobał jej się ten widok. Wolałaby gdyby choć przez chwilę nikt ich nie niepokoił, ale im dłużej przebywała w Astavii, tym miała mniejsze złudzenia, że mogłoby to być możliwe.
    - Przeklęta kraina… - westchnęła pod nosem, zrywając się na równe nogi. Zmarszczyła brwi, próbując lepiej dostrzec postać. Kiedy ta znalazła się bliżej, oniemiała.
    - Myślałam, że ją spaliłeś! – zwróciła się, nieco przerażona do mężczyzny, który również nie wyglądał na zachwyconego gościem, który właśnie miał ich odwiedzić. Zdziwiła się, kiedy duch wypowiedział jej imię.
    - Skąd wie jak się nazywam?! – Cofnęła się do tyłu, chcąc zachować od niej jak największy dystans. – No chyba nie przyszła po buty… Jeśli tak, to niech zapomni! – krzyknęła w jej stronę. – A co do reszty gratów, to niech je sobie zabiera! No może, bez noża… - dodała po krótkim namyśle. Miał ładną rękojeść, mógł być coś warty.
    - Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam zostać tu ani chwili dłużej! – oznajmiła, wyjmując z torby nóż, po czym wyskoczyła z groty i zaczęła biec prosto przed siebie, z nadzieją, że gdzieś w końcu skończy się ten nieszczęsny las.

    [Ależ ich bombardujesz tymi potworami :D]

    OdpowiedzUsuń
  14. Niezbyt zadowolona wysłuchała jego tłumaczeń.
    - Może… - powtórzyła po nim, unosząc brwi. - Aha, czyli idziemy po coś, co może wcale nie istnieć. Świetnie! – odparła, prychając pod nosem. Kiedy stwierdził, że i ona może być z tym wszystkim powiązana, zrobiła wielkie oczy. Zastanowiła się nawet przez chwilę czy nie wyjawić mu prawdy, co mu tak naprawdę zrobiła, ale uznała, że to nie był dobry moment. Że zrobi to, jeśli ten nadal będzie powtarzał jej te głupoty. W końcu nie była nawet stąd. O owej kobiecie usłyszała dopiero od niego. W dodatku on sam nie wiedział kim była, a najważniejsze, czy nawet w ogóle istniała.
    - Nawet nie próbuj mnie w to mieszać – pogroziła mu palcem. – Dam ci dobrą radę… - spojrzała na niego spode łba. – Znajdź sobie inną kobietę, która faktycznie istnieje, a nie szukaj tej z koszmarów! Wiesz, że to może być tylko sen? Tracisz czas na mrzonki.
    Kiedy odparł, że ją spalił, pokręciła głową, ciężko wzdychając.
    - Jeśli twoje czary są warte tyle co wizje, to już możemy zawracać… - wycedziła. Raz czy dwa obejrzała się za siebie, kiedy uciekała. Wiedziała, że nie była w stanie nic zrobić. Z resztą nawet nie chciała, choć los Aithana również nie był jej do końca obojętny. W końcu to był dobry chłopak. Uznała jednak, że miał własny rozum i nie zamierzała go zmuszać do wspólnej ucieczki.
    - Zgubisz ścieżkę?! – powtórzyła po nim, prychając. – Każda ścieżka z dala od niej będzie właściwa! – odkrzyknęła. Długo nie musiała czekać aż do niej dołączy.
    - A więc powinnam się zatrzymać i z nią pogawędzić?! Nie sądzę… Jakiego pana? – spytała nieco zwalniając. Nienawidziła biegać. Bieganie było upokarzające. Czuła, że coraz trudniej złapać jej powietrze, jednak adrenalina robiła swoje.
    - Już dawno mówiłam, że powinniśmy opuścić ten cholerny las! – Również zaczęła się rozglądać. W powietrzu było czuć zapach wody. Podbiegła do niego, kiedy ją zawołał. Widząc dom i łódkę, pokręciła przecząco głową.
    - Chyba nie chcesz tam popłynąć?! Nawet jeśli ta zjawa nie byłaby w stanie przekroczyć wody, zostalibyśmy uwięzieni – stwierdziła, nerwowo sprawdzając, czy nic nie nadciąga. – Zobacz, chyba już sobie poszła… - dodała, ponownie spoglądając w stronę, z której przybiegli. Nikogo nie było już widać. – My też powinniśmy się stąd zabierać. Ten dom wygląda podejrzanie. A jeśli zaraz mi powiesz, że miałeś z nim jakąś wizję, to wrzucę cię do tego jeziora abyś odzyskał zdrowe zmysły.

    [No nudno to na pewno nie jest :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. - Nieświadomie – zauważyła. – Uwierz mi, wcale nie miałam zamiaru przekraczać portalu – dodała, ocierając krople deszczu z twarzy. Wysłuchała go, jedynie kręcąc głową. Nadal nie była przekonana do jego wizji, choć sama miała okazję raz ją zobaczyć, a może nawet i wywołać. Obawiała się, że mogło to nieco zdezorientować Aithana, choć twierdził, że widział to nie tylko ostatniej nocy. Może faktycznie coś było na rzeczy. Mężczyzna wydawał się tego całkiem pewny.
    - Och, niech ci będzie… - Machnęła ręką. Nie miała ochoty się już z nim o to spierać. W końcu znał ten świat i lepiej od niej, orientował się, co może ich tu spotkać. Musiała mu zaufać, choć przychodziło jej to zawsze z wielką trudnością. Była przyzwyczajona do samodzielnych decyzji, a teraz mieli działać razem. To było dla niej coś nowego.
    - Przerażająco? To coś nowego… - głośno westchnęła. – Myślisz, że chodzi o te rzeczy? – spytała spoglądając na buty i nóż, który nadal trzymała w dłoni. – Może po prostu to gdzieś tu zostawię i się odczepi? Może ktoś ją przeklął wraz z tymi rzeczami? - dodała, zaczynając ściągać buty. Skrzywiła się, kiedy jej bose stopy dotknęły zimnego błota. Do jednego z butów wrzuciła nóż. Kiedy wspomniał, że się zgubili, nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. I tak nie miała pojęcia, gdzie jest. Wiedziała jednak, że gdzieś musiał być kres tego lasu, choć z drugiej strony, to co było za nim, nie musiało być od niego lepsze. Widząc jak wpycha łódkę do wody, a później się w niej rozsiada, zrobiła wielkie oczy. Miała przeczucie, że tak wpakują się tylko w kolejne kłopoty. Za chatą nie musiało być żadnej ścieżki. Wszystko stanowiło jedną, wielką niewiadomą. Jednak nie zamierzała zostawać tu sama. I nie chodziło tylko o zjawę i jej pana.
    - To się na pewno źle skończy… - wymamrotała pod nosem, po czym ostrożne weszła do łódki, siadając naprzeciwko Aithana z niezadowoloną miną. Zanim ruszyli, coś zaczęło zbliżać się do brzegu. Aylen wcale nie chciała przekonywać się, co to było.
    - Nie siedź tak! Rusz ten rupieć do przodu! – ponagliła go przestraszona. Kształt postaci stawał się coraz bardziej wyraźny i nie był to duch kobiety ani żadnego innego człowieka. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. Włochata bestia, o trzech rogach na głowie, która poruszała się dwóch kończynach. Z otwartej paszczy, ukazywały się rzędy ostrych kłów. Stworzenie zatrzymało się i zaczęło przeraźliwie wyć.
    - No i masz babo placek...

    [Chyba za wredną ją trochę zrobiłam :D Wybacz, trochę przystopuję]

    OdpowiedzUsuń
  16. Była w niemałym szoku, kiedy Aithan włożył jej buty na stopy. Takiego obrotu spraw na pewno się nie spodziewała.
    - Yyy… Co robisz? – spytała tylko, niedowierzając w to, co się tu właśnie działo. Nie wiedziała co powiedzieć. Odjęło jej mowę, za to po chwili osłupienia, zaczęła się głośno śmiać. Dziwiła ją ta troska, zwłaszcza, że była dla niego nieco uszczypliwa.
    - Nie traktuj mnie jak dziecka – powiedziała po chwili, odbierając od niego nóż. – Sama potrafię wiązać sobie sandały i w ogóle – dodała, spoglądając na niego z rozbawieniem. Był na swój sposób uroczy, choć miała ochotę palnąć go w łeb. Jednak powstrzymała się.
    Kiedy zaczął za pomocą magii walczyć z potworem, biernie przyglądała się całemu zdarzeniu. Czuła się tak, jakby oglądała jakiś spektakl, tylko wtedy znacznie mniej kołysało. Trzymała się kurczowo łódki, starając się nie wypaść z niej do wody. Nie potrafiła zbyt dobrze pływać. Z resztą w jeziorze prawdopodobnie też kryło się jakieś niezbyt sympatyczne stworzenie. Zdziwiłaby się, gdyby tak nie było. Teraz mogła jedynie patrzeć i czekać, ewentualnie spróbować rzucić w bestię nożem, co również mogło nie przynieść żadnego efektu. Uznała, że skoro ma u swojego boku czarodzieja, to niech ten czaruje. Jeśli nic by nie wskórał, wtedy pewnie zaczęłaby jakoś działać. Albo po prostu krzyczeć, z nadzieją, że bestii chociaż popękają bębenki w uszach, o ile je miała. Na szczęście obeszło się bez jej krzyku. Aithan całkiem nieźle poradził sobie z potworem. I nawet przez chwilę miała ochotę go pochwalić, ale się opamiętała. Widziała ile go to kosztowało. Domyślała się, że za pomocą jego magii, szybko teraz nie popłyną.
    - Mi? – pokręciła przecząco głową. – Z tobą za to jest dużo gorzej – stwierdziła, po czym zaczęła rozglądać się dookoła, próbując znaleźć coś, co pomoże dopłynąć im do brzegu. Beształa się w myślach, za to, że nic nie zabrała, kiedy był na to jeszcze czas. Wygodniej jej było zrzucić wszystko na Aithana, ale jak widać, to też nie było najlepsze rozwiązanie. Ani trochę nie podobała jej się otaczająca ich mgła, która znacznie ograniczała widoczność. Wyglądała wręcz złowrogo, z resztą jak i wszystko inne. Taki świat, gdzie wszystko próbuje cię zabić – pomyślała.
    - Miło by było, gdyby ktoś dla odmiany zechciałby nam pomóc… - wymamrotała pod nosem. W pewnym momencie z wody wynurzył się długi, zdrewniały badyl. Chwyciła go bez zastanowienia.
    - Dziękuję? – dodała, kiedy coś go zaczęło ciągnąć z drugiej strony, wprawiając w ruch łódkę. Łajba w szybkim tempie dotarła do brzegu, na którym czekała jakaś staruszka.
    - Długo kazałeś na siebie czekać, Aithanie – zwróciła się do mężczyzny, kręcąc głową.

    [Haha :D No coś w tym jest :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. Aylen z nieukrywaną podejrzliwością przyglądała się staruszce. Nie ufała jej, w dodatku wyrosła tu niczym grzyb po deszczu. Miała wątpliwości czy powinni wchodzić za nią do środka, ale deszcz zaczynał przybierać na sile. Zauważyła jak pomieszczenie zadziałało na Aithana. Coś było tu nie tak. Przytrzymała go, kiedy zakręciło się mu w głowie. Dopiero później spostrzegła kobietę z dzieckiem. Nie była pewna czy to właśnie ich widziała w koszmarze mężczyzny, ale jego reakcja mówiła sama za siebie. Bardzo nie spodobał jej się dziwny cień na ścianie. Nie wiedziała czym był i do czego był zdolny. Kompletnie nie znała tego świata.
    - Aithan… Aithan… - powtórzyła, próbując nieco nim potrząsnąć. – Wszystko w porządku? – spytała. Nie była pewna, co się z nim działo. Kiedy się ocknął, wszystko zniknęło. Znowu wciągnęło ją w jego wizję. Może dlatego, że ją dotknął? Może mógł to komuś przekazywać? Zdziwiło ją tylko to, że miał widzenie, właśnie tutaj. Być może ta chata kryła w sobie klucz do jego zagadki? Może to właśnie w niej przebywała kobieta z dzieckiem? Może to gdzieś tu miała zginąć? Aylen nawet nie chciała o tym myśleć. Nie potrzebowała nowych kłopotów. Starych było aż nadto. Oniemiała, kiedy staruszka chwyciła ją za szyję. Tego się nie spodziewała. Aylen szybko złapała dłońmi za jej kościstą rękę, ale ta widocznie korzystała z jakiejś dodatkowej siły, bo nie mogła jej od siebie odsunąć. Mimo starań, nawet nie drgnęła. Słysząc jej słowa, przebiegły ją ciarki. Obawiała się, że ta faktycznie może odkryć czym była. Jednak nie pochodziła z tego świata, była czymś innym, niż stworzenia, które tu żyły. Kiedy ją puściła, zaczęła zachłannie łapać powietrze.
    - A ja wyczuwam ją w tobie, stara wariatko! – odparła sapiąc. Nie miała zamiaru przebywać tu ani chwili dłużej. Deszcz przynajmniej nie chciał jej udusić. Gdy kobieta zaczęła wypowiadać słowa w niezrozumiałym jej języku, poczuła jakby ją mdliło. Nie przemieniła się. Nie mogła. Jej ciało nie spało i pora była nieodpowiednia. Te warunki było można złamać jedynie po śmierci. Chors mimo wszystko jakoś zadbał i zabezpieczył swoje demony. Dzięki tym warunkom mogła spokojnie funkcjonować za dnia.
    - Bu… - powiedziała, unosząc brwi. – Puknij się babo – dodała, stukając się palcem po czole i przeniosła wzrok na Aithana. – Rób co chcesz, ale ja tu nie zostaję – oznajmiła, wychodząc na zewnątrz. Łódki już nie było.

    OdpowiedzUsuń