Adain Scanlon
26 lat; Faria (Varnas: Primver); zielarka z zanikami pamięci
Powiada się, że w Orlim Lesie
dzieją się dziwne rzeczy. Przesądni omijają go szerokim łukiem, a reszta
przemierza go jedynie za dnia. Nocą bowiem, jak głoszą opowieści, jest
nawiedzony. Wielu weszło tam bezpowrotnie i słuch o nich zaginął. Mimo wszystko
bardziej niż duchów ludzie powinni obawiać dzikich zwierząt czy zgrai
rzezimieszków czekających na podróżnych. Jednak obecności stworzeń nadprzyrodzonych też nikt nie
jest w stanie zaprzeczyć. Jedni się ich boją, a inni są ciekawi. Ludzie coraz
to tworzą na ich temat nowe baśnie przypisując im magiczne moce. Moce, w
których niektórzy upatrują nadziei.
Trzeba dobrze poznać las by się w nim nie zgubić. Nauczyć się patrzeć i słuchać. Rozróżniać co może
nam pomóc, a co zgubić. Umiejętnie wybrane
rośliny potrafią uleczyć nie jedną chorobę czy poprawić smak. Poprzez ich
właściwości nadaje się im nieraz szarlatański charakter. Łatwo można pomylić te
dobre od tych trujących. Czasem da się znaleźć na nie antidotum, ale nie zawsze
jest na to czas. Zioła są nieocenione, a ludzie którzy się nimi zajmują są przez
jednych szanowani, a przez drugich wzgardzani, jeszcze inni się ich boją.
Zielarski fach przeważnie przechodzi w rodzinie ze starszego na młodsze
pokolenie. Tak stało się też w rodzinie Scanlonów, gdzie babka przekazała swoją
wiedzę wnuczce.
Dzięki niej Adain pomaga
ludziom z pobliskich wiosek lecząc ich przypadłości za pomocą ziół. Od dziecięcych lat poznawała
świat Dery. Babka uczyła ją i zabierała do chorych by mogła zebrać jak
najwięcej doświadczenia. Dziewczyna czuła na swoich barkach ciężar, który z
wiekiem coraz bardziej z ramion Dery przechodził na jej. Musiała wziąć odpowiedzialność za to wszystko, co jej przekazała. Jej rodzinne dziedzictwo było jednocześnie skarbem jak i utrapieniem. Chciała by jej życie wyglądało jak z pieśni o poszukiwaczach przygód i bohaterach.
Nie była osamotniona w swoich marzeniach.
Nolan był jej
przyjacielem. Od zawsze chciał być łucznikiem. Był tylko jeden problem –
chłopak nie miał jednej ręki. Nie chciał się jednak poddawać. Razem szukali
sposobu by znaleźć rozwiązanie. Słysząc raz legendę o magicznych przejściach
postanowili spróbować. Niejednokrotnie ruszali w ciemny las aż w końcu między
drzewami dostrzegli dziwne światło. Nieodparta ciekawość ciągnęła ich w jego
stronę aż sami nie wiedząc kiedy znaleźli się po drugiej stronie. Coś jednak
poszło nie tak. On został, a ją odrzuciło z powrotem, po czym nie
pamiętała, co wtedy zaszło. I nie tylko tego. Od tamtego zajścia pamięć bawi
się z nią w kotka i myszkę. Raz o czymś zapomina, a raz ma dziwne przebłyski,
które przypominają jej bardziej sen niż rzeczywistość. Jedyną pewną dla niej
rzeczą, która miała miejsce tej nocy jest fakt, że jej przyjaciel zniknął, a
ona nie ma pojęcia co się z nim stało. Nigdy nie przestała go szukać
korzystając z każdego poszarpanego kawałka wspomnień, które prowadziły do
Orlego Lasu.
_______________________________________________________________
Witam wszystkich i zapraszam do wątków. Postać Nolana jest
do przejęcia :)
( Yey pierwsza osoba z centralnej wyspy. Witam serdecznie :3 Masz bardzo śliczne zdjęcia, a i samo KP jest bardzo ciekawe. Zielarka z zanikami pamięci.. Tak z ciekawości mnie kusi by spytać czy nie zdarzyło się Adainie zapomnieć informacji o jakimś ziółku? No i co powiesz na wątek? :D )
OdpowiedzUsuńAbigail
[To już tak oficjalnie administracja wita administrację i życzy miłej zabawy.
OdpowiedzUsuńA nieoficjalnie zaprasza do wątku. I na kartę nie narzekaj, bo jest ładna i przedstawia Adainę w ciekawym świetle. :)]
Bevan
[Wybrałaś trudne imię i się głowiłam, czy odmienić, czy nie odmienić! :)
OdpowiedzUsuńMam jako taki pomysł. Może Adain znalazłaby Bevana w Orlim Lesie, biedaczyna nie wiedziałby, co ze sobą począć, bo po raz pierwszy w życiu trafiłby do ludzkiego ciała, no i Adain zdecydowałaby się mu jakoś pomóc. Co ty na coś takiego na początek? :)]
konina
[ To ja się ładnie uśmiechnę i dodam życzenia ciekawych wątków. Jeśli jest ochota, to zapraszam do siebie. Coś się wymyśli :) ]
OdpowiedzUsuńHiccup
(Zamysły jakieś mam, ale zależy która się przeniesie. Jak wolisz? Abigail spotka Adain no np w Orlim Lesie? Czy na odwrót, że Adain spotka Abigail gdzieś w Narnii?)
OdpowiedzUsuńAbigail
[ Szczerze powiedziawszy, to jakiś tam banał mam, choć nie jestem osobiście od niego przekonana.
OdpowiedzUsuńHica wylądowałby na głównej wyspie i usłyszała, że może znaleźć zielarkę, która zna zioła o niesamowitych właściwościach. A jako, że ma problem z ciapowatością i niechcianym narzeczonym, to prosiłaby o zioła które nie istnieją lub nie należy używać ich do takich rzeczy.
Jak masz jakiś pomysł, to chętnie posłucham, bo to wydaje mi się zbyt... zbyt beznadziejne xD ]
Hiccup
[ Spoko :> Pewnie powinnam zacząć, co? xD ]
OdpowiedzUsuńHiccup
[Dobra, to opiszę z grubsza, co mógłby zrobić Bevanik. Na początku dotarłoby do niego, że znajduje się w jakimś super obcym miejscu, więc byłby trochę skołowany. Jednak jakby dostrzegł, że nie jest koniem, mógłby wpaść w lekką panikę. Zawsze w tamtej chwili wyobrażam go sobie, jak z przerażeniem w głosie krzyczy: Kto zmienił mnie w tę szkaradę?! albo Jestem człowiekiem!. Ogółem zachowywałby się nieco jak taki pijaczyna, bo ludzkiego ciała nie jest przyzwyczajony, no i gadałby o Narnii i królu Riliane, co byłoby nieco niepokojące dla Faryjczyków (jak to się odmienia?). :)]
OdpowiedzUsuńBevan
Hiccup przetarła oczy i ziewnęła. Zaraz potem otuliła się szczelniej kubrakiem po dziadku, bo ogarnął ja zimny wiatr. Z dnia na dzień poranki robiły się coraz chłodniejsze. Dziewczyna przyłożyła dłonie do ust i chuchnęła w nie. Powoli zbliżała się do smoczej stajni, więc uśmiech pojawił się na jej twarzy. Tylko kroki dzieliły ja od cieplutkiego pomieszczenia, w którym znajdowała się chwilowo jej najlepsza przyjaciółka. Niestety jej rodzice nie godzili się na to, by Tantrum przebywała razem z nimi pod jednym dachem, mimo że było na to specjalne miejsce. Ich serc nie poruszały argumenty, że dziadek, do którego miała być podobna, trzymał smoka w domu. Zresztą Hica miała ich zupełnie dosyć od dłuższego czasu. O wszystko ich obwiniała i nie zamierzała zmieniać zdania. To oni oczekiwali by była kimś, kim nie jest. W dodatku postanowili wydać ją za mąż, bo tego wymagało utrzymanie pokoju. Mieszkanie z nimi pod jednym dachem stawało się coraz bardziej uciążliwe. Niestety świadomość, że niebawem zamieni ich na TEGO mężczyznę, stawiała ich w lepszym świetle.
OdpowiedzUsuńChrząknęła i wyciągnęła ręce, by pchnąć wrota smoczej stajni. W tym samym momencie zimny wiatr z północy zmusił ja do zamknięcia oczu. Dziewczynie zakręciło się w głowie, przez co straciła grunt pod nogami. Hiccup spodziewała się zderzenia z drewnianymi wrotami, a zamiast tego wylądowała twarzą w trawie. Chwilę leżała zdezorientowana i słuchała, było jej przyjemnie ciepło, więc chłonęła ten moment wiedząc, że za chwilę znów mróz przeszyje ją do szpiku kości. Nim jednak to nastąpiło, zdążyło zrobić jej się gorąco. Miodowowłosa odgarnęła kosmyk z twarzy i przewróciła się na plecy. Nad głową miała baldachim z drzew, przez które przenikało światło słoneczne, a dookoła ptaki świergotały wesoło. Czkawka odkaszlnęła i podniosła się do pozycji siedzącej. Woń kwitnących kwiatów, która uderzyła jej nozdrza, zmusiła ją do zastanowienia.
- Gdzie ja jestem? - wyszeptała do siebie - Tantrum! - krzyknęła, próbując wezwać swoją smoczycę - Bez takich - jęknęła jeszcze na koniec.
W tej samej chwili usłyszała cichy głos. Niczym nikłą melodię, słodki śpiew wiatru, zawodzenie syreny. Hiccup dźwignęła się na nogi i wiedziona nadzieją na zrozumienie całej sytuacji, ruszyła za głosem.
[ Mam nadzieję, że jest w miarę :> ]
Hiccup
Sercem dziewczyny targnęło dziwne uczucie podobne strachowi. Była w obcym miejscu, Tantrum nie ryknęła w odpowiedzi, a w dodatku pora roku kompletnie się nie zgadzała! Jeszcze przed sekundą czuła swojski zapach smoków i mróz szczypał jej policzki. Co takiego mogło się stać w ułamku sekundy? Serce zabiło jej raptowniej.
OdpowiedzUsuńWtem dreszcz przebiegł jej po plecach, bo wyczuła czyjś oddech na szyi, a spokojny głos spytał o Tantrum. Światełko nadziei zapaliło się w umyśle dziewczyny, ale zgasło, gdy głos objawił się w swej postaci cielesnej. Nie znała stojącej przed nią młodej kobiety z wiklinowym koszem. Była jej ona obca, jak wszystko dookoła.
- Tak – odparła niepewnie, lustrując domniemaną zielarkę wzrokiem – Mojego smoka – odparła bez ogródek, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Na Berk wszyscy mieli smoki, a sąsiednie wyspy przejmowały powoli od nich ten zwyczaj. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo pierwsze smoki zostały oswojone ponad wiek temu! Przez jej dziadka, wielkiego Czkawkę. Dla miodowowłosej oczywistym było, że wszyscy go znają. Że znają ją. „Księżniczkę” Berk, która nie obnosiła się ze swoja kobiecością i rangą społeczną.
- Zdradzisz mi gdzie jestem? - dodała po chwili zastanowienia i uśmiechnęła się koślawo.
Nieczęsto ten grymas pojawiał się na jej twarzy. Wolała nie udawać zadowolenia, uprzejmości i innych bzdur. Tym jednak razem postanowiła być uprzejma, by nie zostać sama jak palec w obcym lesie.
- Wybacz moją ignorancję. Jestem Hiccup. Hiccup IV. Mój dziadek był trzeci – wydeklamowała jakby to miało rozwiewać wszelkie wątpliwości, które mogła mieć jej rozmówczyni.
Na koniec wypięła pewniej pierś, choć stanowczo brakowało jej do tego dumy i niepewnie zadarła nos. Spodziewała się, że teraz dziewczyna zrozumie, że połączy fakty, nawet niepotrzebnie się ukorzy. Nawet nie dopuszczała do myśli możliwości, że ta jej nie zna. Na nieszczęście Czkawki, której do szczęścia nie było to potrzebne, wszyscy mieszkańcy Berk i ich sąsiedzi rozpoznawali ja aż za dobrze. Po okolicy chodziły nawet utarte powiedzonka na jej temat.
Słońce coraz dokuczliwiej w ciągu tych kilku niezręcznych i dłużących się sekund dawało jej się we znaki. Hica odgarnęła niesforne kosmyki włosów za ucho i ściągnęła z siebie kożuszek. Pogoda niepokoiła ja najbardziej. Czuła się zdezorientowana, wytrącona z równowagi, a po jej głowie błąkały się szaleńcze myśli. W duchu nie przestawała nawoływać swojej jedynej przyjaciółki.
„Tantrum, Tantrum, Tantrum!”
Tymczasem zdana była na łaskę nieznajomej w obcym miejscu, w którym znalazła się jakimś dziwnym sposobem. Jej mózg nie dawał sobie rady z przetrawieniem tego wszystkiego, to też ledwie po kolejnych milisekundach porzuciła dumną postawę. Była tylko drobną, zagubioną dziewczyną, której głowę zaprzątały już licznie problemy i bez tego dziwnego przeniesienia. Miała ochotę się rozpłakać, ale nie należała do osób wylewnych. Jej słabość i delikatność mogła widzieć tylko Tantrum, która towarzyszyła jej zawsze i wszędzie. Tylko nie teraz.
[Jakie opóźnienia?! Obawiam się, że jeżeli to nazywasz opóźnieniami, to w najbliższej przyszłości rozczaruję Cię moją regularnością odpisów. Twój był świetny :D ]
[ Przepraszam za dużą zwłokę, ale chwilowo nie mam chwili by usiąść i odpisać. Jutro powinno mi się udać. Najpóźniej w sobotę ;) ]
OdpowiedzUsuńHiccup
(Mi to w sumie wszystko jedno :D Jeśli chcesz to możemy w Narni. Tylko o czym?)
OdpowiedzUsuńAbigail
Hiccup słuchała nieznajomej w zdumieniu, nie nadążając za jej tokiem myślowym. Czuła się zagubiona i zdezorientowana. Serce zaczęło jej szybciej bić, gdy zrozumiała, że dziewczyna nie żartuje. Naprawdę nie słyszała o jej dziadku, nie uwierzyła w to, że Hica szuka swojego smoka. Była w Orlim Lesie. W miejscu, o którego istnieniu nawet nie słyszała. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze ryk. Nie był to przyjazny głos smoka, ale natarczywy, potworny ryk. Niedźwiedź. Słyszała o tych zwierzętach, ale na Berk żadnego nie było. W takim razie, gdzie ona była? I jak się tam znalazła? Ogarnęło ją przerażenie, bała się. Nawet nie zwracała uwagi na to, że brunetka ciągnie ją w te i we wte. Nic nie rozumiała i to ją przerastało.
OdpowiedzUsuńNieznajoma zaciągnęła ją za nadgarstek do ciemnej jaskini, w której przycupnęły cicho. Czkawka pierwszy raz w życiu czuła najprawdziwszy, najczystszy strach. Ryki zwierzęcia, które niechybnie zostało zranione już kilka razy był coraz bliżej. Hiccup ścisnęła rękę brunetki, która trzymając swój koszyk, nasłuchiwała tego co się dzieje.
- Nic nie rozumiem - wybełkotała, a w jej głosie nie sposób było wyczuć zdenerwowania, które ją ogarnęło - Czym jest Orli Las? Czym jest Varnas? Jak daleko od Berk jesteśmy? - szeptała.
Chwilę potem dało się słyszeć głos rogu i rżenie koni, ale ryk niedźwiedzia przebijał się ponad to. Powietrze rozdzierały strzały, a ich świst zapadł Hiccup w pamięci. Wszystko to działo się tak blisko. Ledwie na wyciągnięcie ręki.
- Kim są ci ludzie? - wyszeptała, choć spodziewała się, że odpowiedź uzyska dopiero, gdy niebezpieczeństwo minie.
W miarę jak odgłosy walki się przeciągały, Czkawka nabierała więcej pewności siebie i odwagi. Rozluźniła swój uścisk na ręce brunetki. Górę wzięła ciekawość. Miodowowłosa nigdy nie widziała niedźwiedzia, nie miała pojęcia jak to zwierze wygląda i była ciekawa czy jest tak niebezpieczny i potworny jak w opowieściach gości zza morza. Zręcznie i powoli przysunęła się do wyjścia z jaskini. Nawet w mroku tego miejsca widziała karcące spojrzenie nieznajomej. Ostrożnie wychyliła głowę z jaskini i oniemiała. Stworzenie o brązowym futrze było najeżone strzałami i stało na dwóch łapach, obezwładniając przeciwników i ruszając do odwrotu. Hica o mało się nie roześmiała. Zwierze było mniejsze od choćby jej Tantrum! Nie wierzyła, że jeszcze przed chwilą się go bała. Gdyby tylko dostała w dłoń topór, miecz lub młot, to mogli by ją postawić samą oko w oko z tym całym niedźwiedziem! W jej żyłach płynęła krew Wandali! Wikingów z północy!
Przyłożyła dłoń do ust i osunęła się pod ścianę jaskini. Na jej twarzy malowała się radość. Na chwilę udało jej się zapomnieć o tej dziwnej sytuacji, w której się znalazła.
- Ten niedźwiedź to żaden potwór - stwierdziła szeptem i przysunęła się do nieznajomej.
Ryk zwierzęcia stopniowo cichł, a ludzie na niego polujący podążali w ślad za nim. Świsty strzały byli coraz odleglejsze. Hiccup uśmiechała się do swoich myśli, w których wyśmiewała kupca Berta. To on naopowiadał jej o "strasznych" niedźwiedziach. Uważał je za krwiożercze bestie, z którymi nie sposób walczyć. To jednak przypomniało jej, że nie ma możliwości podśmiewania się z mężczyzny, gdyż nie była na Berk. Nawet nie podejrzewała, że będzie tak bardzo tęsknić za domem, gdy choć na chwilę znajdzie się poza nim. Zawsze chciała poznać w świat, zobaczyć coś więcej, ale nie bez Tantrum.
- Ja już nic nie rozumiem - mruknęła i spojrzała na brunetkę, która upewniała się właśnie, czy zagrożenie minęło - Naprawdę nie wierzysz mi, że szukam swojego smoka? Nie słyszałaś o moim dziadku? O wielkim Czkawce, który wytresował Nocną Furię? Nie wiesz kim ja jestem? Jego wnuczka, "księżniczka" Berk i młoda, zbuntowana dziewczyna, od której wymaga się więcej niż ona może dać? Jak ja bym chciała, żeby istniało więcej osób takich jak ty. Takich, co nie oceniają mnie ze względu na korzenie - westchnęła - Jednakże wolałbym, żeby Tantrum była ze mną - dodała.
[Wybacz jakość odpisu. Nie za bardzo wiedziałam, co napisać - jakiś kryzys twórczy mnie dopadł xP ]
Po chwili znów poczułam pustkę i wtedy wszystko ustało. Otworzyłam oczy. Spojrzałam na swoje ręce nic tam nie było, poczułam ulgę. Jednak miejsce, w którym byłam było dla mnie obce. Otaczał mnie gęsty las, w głębi duszy czułam coś co mnie niepokoiło. Uszczypnęłam się by sprawdzić czy nie śnie. Pomyślałam nie mogę tu tak sterczeć i wtedy usłyszałam pęknięci gałązki odwróciłam się na pięcie. Zobaczyłam dziewczynę zbierającą na skraju polany zioła. Zawołałam, nie otrzymawszy odpowiedzi podeszłam w jej stronę.
OdpowiedzUsuń- Hej ty!-zawołałam najgłośniej jak potrafiłam. Gdy mnie zobaczyła była lekko zdziwiona. Dzieliły mnie od niej jakieś 4 metry.
-Cześć. Nie wiesz może jak trafić do jakiejś wioski? A tak w ogóle to jestem Jesicai miło mi cię poznać- nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam zdradzając jej swoje prawdziwe imię. Po chwili przerwy, odpowiedziała:
-Jestem Adain. I zmierzam w stronę wioski więc może zabierzesz się ze mną.- ostatnie słowa powiedziała chyba tylko z uprzejmości- Skąd jesteś? Nie kojarzę cię.
-Jestem córką Lilly Kelnerki z karczmy mieszkam koło Andersonów i Grilianów- w tym momencie mi przerwała.
- Tu nikt taki nie mieszka, jesteś z Varnas?
-Nie. Z Irlandii Mieszkam jakieś 3 mile od jeziora Loch Ness. I gdzie jest Varnas?
- Znajdujemy się w nim, a konkretnie w Orlim Lesie...
-Ja chyba jednak śnie siadłam na kamieniu i zamknełam oczy licząc, że wszystko minie gdy je otworzy jednak gdy otworzyłam oczy zobaczyłam znów Adain. Co się dzieje, Gdzie jestem.
-Chodź zaprowadzę cię do mojej babki może ona będzie wiedziała nieco o tej Irlandii.
Pewnie myślała że jestem pijana albo obłąkana, ale podążyłam za nią mając
nadzieje że mi pomoże.
-Już nie daleko - Ujrzałam małą chatkę w oddali z komina wydobywał się dym
Adain podała mi koszyk, powiedziała,że zobaczyła lawendę wzięła sierp i lekko skręciła w głąb lasu. Przemyślałam sobie wszystko i może faktycznie jestem obłąkana, albo jestem w innym świecie. Przypomniałam sobie o rogu zostawiłam go na polanie. muszę po niego wrócić i wtedy usłyszałam czyjeś kroki. Mała dziewczynka stała tuż za mną podała mi róg i powiedziała, żebym uważała i że wszystko to prawda.
Usłyszałam wołanie Adain ruszyłam w jej stronę.
Po chwili znalazłam się pod chatką jej babci...
Przepraszam za błędy i interpunkcje. Nie jestem pewna czy o to chodzi w tym blogu. W razie wystąpienia błędów proszę o komentowanie
Spojrzałam starszej pani w oczy. Poczułam się bezpiecznie. Wzięłam łyk gorącej herbaty i zaczęłam mówić. Na początku się wahałam czy powiedzieć całą prawdę, w końcu dopiero ją poznałam. Zamknęłam na chwilę oczy i przeanalizowałam zdarzenia minionych dni. Wzięłam wdech i opowiedziałam o przemianie w driadę, o tym jak bezmyślnie zadęłam w róg jak nie pożegnałam się z matką, znalazłam się w Narni . Pominęłam kilka szczegółów na przykład takich jak to, że rozmawiałam ze zwierzętami.
Usuń- Nie wiem co mam robić. Czy ja zwariowałam?- Spojrzałam w oczy starszej pani wyglądały na mądre i w porównania do ciała staruszki były bardzo żywe i pełne wigoru. Na myśl przyszła mi moja babcia zawsze mówiła, że nie szata zdobi człowieka. Ta kobieta była tego idealnym przykładem. Nastała niezręczna cisza. Posiedziałyśmy tak jeszcze chwilę. I w tym momencie przypomniałam sobie dziewczynkę spotkaną na drodze. Nie wspomniałam o tym bo to chyba mi się wydawało. Zamarłam. Uświadomiłam sobie, że mój róg dalej tam leży. Zaczęłam się stresować, że ktoś go zabrał lub zniszczył. Energicznie wstałam od stolika i nieumyślnie rozlałam herbatę. Nie zwróciłam na to uwagi i wybiegłam z małej chatki na ogród. Czułam jak serce mi bije...
[Nie mam pojęcia, czy bloga zawieszamy, zamykamy, czy walczymy dalej. Powinnyśmy obgadać do na mailu. Przyznaje, sama zawaliłam i to zupełnie. Nie ma co tego kryć.]
OdpowiedzUsuń[Nie wiem, czy jestem w stanie zaproponować cokolwiek konkretnego i jak to z tym wyjdzie, nawet jeśli się postaram, ale możemy spróbować. Staruszek może trafić na Centralną Wyspę, zupełnie zagubiony w tym, co się dzieje i dajmy na to zgubi też swoją laskę, a wiadomo, jest mu potrzebna. No i spotka Adain. Chyba, ze wolisz Ardę, ale to już zależy od ciebie. Ja się dostosuję.A na mailu obgadamy kwestie bloga.]
OdpowiedzUsuńFrēond
[Byłoby miło, gdybyś zaczęła. Ostatnio cały czas ja zaczynam i jeśli mogłabyś, byłabym wdzięczna.]
OdpowiedzUsuńFrēond
[jesli jest zielarka to sie przyda przyszlej mamusi.
OdpowiedzUsuńDajmy na to ze po skonczonej pracy, gdy wracała do swego domu poczuła sie slabo a Adi by ja znalazła?!]
Eva.
[jak przechodziła przez bramę to był początek 5-go.
OdpowiedzUsuńZ widzenia to może nie, raczej ze słyszenia, ale to mi akurat obojętne ;p Jest typem podróżniczki, więc mogła się zatrzymać w Varnas zanim dotarła do stolicy
Jak coś mi do głowy przyjdzie to kto wie ;)]
Eva.
Minęło pare dni odkąd sie przeniosła w inny świat. Czuła sie skołowana i zmęczona. Niespokojnie spoglądała ze swego miejsca główną i jedyna drogę prowadzącą do wioski. Nie wiedziała co ma robić: czy chyłkiem pójść dalej czy też wejść do wioski i spróbować porozmawiać z jej mieszkańcami.
OdpowiedzUsuńMusiała sobie kupić jakiś środek lokomocji. Tak pieszo było niebezpiecznie.
Tylko jak już sie zdecydowała i wyszła z lasku i popatrzyła na te chuda szkapę i cenę, która zapłaciła dosyć. Miała wrażenie, ze przepłaciła i to sporo. Z ukrytej sakiewki ubyło jej więcej monet niz chciała a reszta nie wystarczyła by na długo. Co już zaczęła czuć widząc kurczącą sie żywność. Nawet maluszek sie niecierpliwił, chyba te cechę miał po niej, i zaczął sie wiercić dosyć energicznie co było mile i nie. Wiedziała, ze ma się dobrze, ale bolało ja gdy kopał co w zbyt dobry nastrój ja nie wprowadzał.
- nie kop mamusie - mruknęła gładząc wybrzuszenie.
Trzeba by było ruszyć dalej, jednak wpierw trzeba było zarobić. Sama nie wiedziała kiedy i w jaki sposób udało jej sie zapakować mała harfę. Albo to był "prezent"? Jednakże nawet to nie umniejszało wagi sytuacji jaki była "praca". To było całkiem nowe i trochę trwało zanim sie przemogła i po prostu zaczęła śpiewać zapamiętane historie. W paru wioskach na nic to sie zdało. Zastanawiało sie nad tym a potem jakoś doszła do tego, by sie paru miejscowych piosenek nauczyć. No chyba, że prości ludzie nie lubili słuchać śpiewu. Nie poddawała sie czując coraz większy głód. Jakaś kobieciny sie raz jeden nad nią zlitowała i mimo gniewu ze strony swego małżonka, podeszła do niej, wręczyła jakieś zawiniątko i bez słowa odeszła. Stała tak jak posag dobra chwilę, jednak widząc nieufne spojrzenia rzucane w jej stronę, szybko odeszła. Będąc już dosyć daleko mogła zobaczyć co tez dostała.
O rany.. ludzie to bywają dziwni. Zobaczyła mały bochenek chleba i kilka pasów suszonego mięsa. Miała ochotę zjeść wszystko naraz, tylko co by było potem? Zawiązała go ponownie i przywiązała do siodła zanim sama wsiadła i ruszyła dalej.
Jechała dalsza drogę nad wyraz spokojnie aż tu nagle koń się czegoś spłoszył i zaczął gnać przed siebie. Ledwo sie jej udało przytrzymać przedniego leku. Jednak i ta gonitwa nie miała za długo trwać, gdyż przy następnym ostrym zakręcie, spadła z głośnym krzykiem. Nie udało jej sie tego uniknąć, gdyż nie było czasu. Próbowała w szoku złapać wodze, gdy jęknęła pod wpływem silnego bólu brzucha.
Dziecko!... proszę niech mu sie nic nie stanie...
Skuliła sie w sobie, bo tak mniej bolało i probujac sie uspokoić zaciskając oczy, gdyż latały jej ciemne obłoczki. A potem poczuła na sobie czyjejś ręce. Z przestrachem, odruchowo chciała się odsunąć, ale tylko skrzywiła się bardziej.
- boli... - wyjęczała cicho zagryzając spierzchnięte wargi - koń gdzieś tutaj... dziecko...
Był zupełnie zdezorientowany całą tą sytuacją. Sądził, że wyszedł z domu na pastwiska, by rozprostować nieco stare kości i oderwać się na chwilę od życia wioski. Drzewa pojawiły mu się przed oczami na tyle niespodziewanie, że nie myślał zupełnie o lasce, którą wcześniej trzymał w ręce. Pokuśtykał kawałek, nie zważając zupełnie na nic. Potrzebował racjonalnej odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Ciemne korony drzew górowały nad nim, przesłaniając ziemię od światła. Duszność powietrza też nie napawała go radością, a krzyż ponownie postanowił dać o sobie znać. Usiadł pod drzewem. Grzmot zdawał się zatrząść całą ziemią, on jednak nie poruszył się nadal, czekając aż ulewa rozpocznie się na dobre. Nie miał pojęcia, gdzie jest i był niemal pewien, że nikt nie postanowi mu udzielić na to pytanie odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńPokryty błotem, zupełnie przemoczony i w nienajlepszym nastroju, zaczął dokładniej przyglądać się swojemu otoczeniu. To z pewnością nie było miejsce, które mógłby znać, a swego czasu wiele podróżował po Rohanie i jego najbliższej okolicy. Swego czasu zbliżył się nawet do Fangornu, lecz nigdy nie odważyłby się zagłębić w ciemny, stary las. Nie znał też nikogo, kto by tego dokonał.
Ziemia rozmiękał zupełnie, błoto pokrywało każdy ej skrawek, a w niektórych miejscach płynęły strumienie wody, tworzące w zagłębieniach sporej wielkości jeziorka. Wstał, nie mógł jednak nigdzie znaleźć laski. Obszedł kilkakrotnie drzewo, rozejrzał się dookoła, lecz i w większych kępach trawy nie było niczego, co mogłoby choć przypominać ten niezbędny dla staruszka przedmiot. Nie było jednak sensu dłużej szukać czegoś, co już dawno mógł zgubić.
W tym momencie najbardziej przydatne byłoby miejcie, w którym mógłby się schować. Kolejny potężny grzmot rozbrzmiał po cichych zakątkach lasu, nadając mu dziwnie przerażający charakter. Soczysta zieleń, która wyłoniła się pod wpływem deszczu, nie potrafiła zmienić tego wyobrażenia, nawet jeśli jasne listki i maleńkie, delikatne polne kwiaty zupełnie kłóciły się z taką scenerią. Te ostatnie pokryte zostały w krótkim czasie mułem, a te drugie zmagały się z coraz cięższymi kroplami, które na nie skapywały. Oberwanie chmury było wyjątkowo nieprzyjemnym wydarzeniem, szczególnie gdy z każdym krokiem grzęzło się w nowej kałuży, a w pobliżu nie było żadnego domostwa. Nie miał na sobie nawet starego zniszczonego płaszcza, który na ogół służył mu w taką pogodę. Czy jednak człowiek mógł przewidzieć, że z zupełnie spokojnego ranka, który wypełniony był słońcem, przyjdzie mu przedzierać się przez deszcz.
Z trudem i bólem oddalił się od tego dziennego miejsca, w nadziei, że znajdzie kogoś na tyle uprzejmego, by zdecydował się mu pomóc. W wiosce nie było nigdy z takimi ludźmi problemu. Choć sam nie potrafił tego często zauważyć, wszyscy bardzo chcieli jakoś ułatwić mu wykonywanie swoich obowiązków. Często jedna z sąsiadek przynosiła mu nawet obiad. Nie mógł jednak nigdy odwdzięczyć się niczym naprawdę przydatnym i to najbardziej go dręczyło. Teraz jednak nie chciał wcale o tym myśleć.
Młoda kobieta zupełnie go zaskoczyła, ale było to miłe zaskoczenie. Nie miał pojęcia, o jakim miejscu mówiła, ale skinął jej głową. Natychmiast jednak musiał przypomnieć sobie o bólu nogi, który rozrywał mu ja wówczas na drobne kawałki.
— Mogłabyś wesprzeć staruszka? Nie mam pojęcia, gdzie zapodziała się moja laska.
Frēond
Trzymała sie brzucha jak deski ratunku. Bała sie i jednoczesnie zlosciła na dsama siebie za swoja glupote. Cholerna chabeta.. juz chyba lepszy bylby osiol. A teraz? Została sama, dobytek sobie gdzie pocwalował. Nie miała bladego pojecia gdzie była ani co to za swiat.
OdpowiedzUsuń- mamo - jeknela ochryple.
Była ciekawa wiesci z domu. Co robia rodzice i rodzenstwo. Czy brakowało im jej tak bardzo jak jej samej. Do wygodnej i przestronnej komnaty. Nawet do straznikow.
Przestań!-upomniala sie surowo łapiac oddech. Oblizała wargi, ale te znowu wyschły. W ustach miała wrazenie, jakby zjadła wióry a tak naprawde to wypiła reszte manierki tuz przed tym wypadkiem. A teraz przydalaby sie sie nawet i fontanna. Ehh.
Otworzyła zmeczone oczy, by popatrzeć na kleczaca dziewczyne tuz obok. To co mowila slyszała jak przez mgle.
Ponownie chciała sie odsunac niepewna co rzeczona chce zrobić w tej chwili i skotlowany umysl nie bardzo chwytała ani pojmował gesty i slowa. Troche trwalo nim zrozumiała i sie polozyła plasko a w zasadzie pol plasko, gdy dotknela bolacego miejsca blisko kosci ogonowej. Nawet ten niewielki ruch powodował zawroty glowy. Zacisnela powieki, ale nawet tak czarne platki lataly jej przed oczami. Do tego palilo jej w pluchach przy kazdym oddechu.
Gdy kilka kropli na nia padlo obruszyła sie troche a potem przysunela aby sie troche skrzywić z powodu smaku. Miała wrazenie, ze to kolejna wersja trucizny.
- nie chce... mamo... - wyjeczała myslac, ze to znowu ktos chce ja otruc. Oczywiscie gdyby byla teraz w domu. Gdy przybyła tutaj nagle na jej glowie przybyły nowe, prawie nieznane trudnosci.
Eva.
Piła niechetnie, ale pila gdyz musiała no i dziecko tego potrzebowalo. Chociaz komus smakowal ten ochydny smak. Zmuszała sie dalej starajac sie zbytnio nie ruszac. Nie miała pojecia czy czegos nie zlamała, bo czuła sie jakby przeszlo po niej kilkakrotnie stado bawalo.
OdpowiedzUsuńZ poczatku nie zwracała uwagi na nagle dodatkowe towarzystwo jak i rozmowe. Potem zwrocila na to wieksza uwage i odwróciła glowe na bok, by spojrzec na nieznajomego dosyc nieufnie.
- nie znowu... - jeknela z grymasem - nie usiedze znowu na koniu... - pokrecila glowa to w jedno to w druga strone wzbraniajac sie jak male dziecko - nie chce jechac... - pozalila sie - nie chce... - dodała ze strachem, gdy sie nagle znalazł przy nim.
- nie dotykaj mnie! Słyszysz! - spanikowana odsunela sie jak tylko mogła najdalej. Odtracila reke ochraniajac brzuch jakby to mialo w czyms pomoc. Naprawde za duzo wrazen jak na jedno popoludnie i za duzo obcych naraz. - mówiłam, zebyscie mnie nie dotykali! - burknela oschle dodajac po cichu inwektywy pod jego adresem. Chyba nie musiała ich tłumaczyć, jednak wcale sie nimi nie zraził.
Popatrzyła nieufnie na jego reke a potem na jego twarz, która nic jej nie mowila. Absolutnie.
- poradze sobie - dodała wyniosle gramolac sie jako tako z ziemi. Stanela, ale prawie by znowu upadła, gdyby jej na przytrzymał. Chyba za szybko wstała, bo krecilo sie jej w glowie. - albo i nie - mruknela do siebie - nie wsiade na konia - uparcie ponowila.
Tylko czy jak ktos w ogole teraz sluchal? A gdziez tam!
Sama nie wiedzac kiedy trzymała sie kurczowo przedniego leku, gdy siedziała po damsku wiecac sie. Chciała zejsc gdy niepatrzył, ale posłał jej takie spojrzenie, ze az ja zatkalo. Miało wrazenie, ze przez chwile widziała twarz ojca. Ale to niemozliwe!
- nie! znowu spadne! - krzyknela ochryple, gdyz ped wiatru uniemozliwial mowienie - prosze.. zwolnij troche. Niedobrze mi jest.
Spokojnie? Ja mam być spokojna w tym stanie? Patrzyła na dziewczyne spod oka. Jedna dlonia trzymała sie kurczowo siodła a druga przyciskała do ust probujac ogarnac mdlosci. Bolała ja zbita od upadku pupa i troche krecilo jej sie w glowie. I jak na zlosc chcialo jej sie siusiać. Czy ten dzien sie w koncu skonczy? Potrzebowała snu i to duzo i najlepiej sama bez ledwie znanych osob, których wlasciwie nie znala.
OdpowiedzUsuńUniosła brew do gory i troche odchylila dlon od ust.
- znam go tak samo jak ciebie. - odparła - czyli wcale. Pierwszy raz na oczy go widze i nie pytaj sie mnie tyle. Jak zaciskam usa to mi troche lepiej. - burknęła ponownie milczac. Odwróciła glowe w kierunku jazdy starajac sie nie krzywić za kazdym razem, gdy kopyta nadeptywały na jakis kamyk lub omijały korzeń. Wcale nie bylo to przyjemne.
- wedruje. - odezwała sie ponownie - muzykuje gdzie nogi poniosa, ale chyba sie gdzies na dluzej zatrzymam o ile sie da dzieki uprzejmosci mieszkancow. Nie dlugo nie bede wstanie na siebie zarabic a jeszcze musze pomyslec o dziecku. Mam dziwne wrazenie, ze to córka, ale Bogowie to tylko wiedza - westchnela smetnie.
Sama rowniez usłyszała jezdzca, ale przybrała poze urazonej ksiezniczki i udawała, ze go nie dostrzega, gdy tyllko sie pojawił na horyzoncie i tuz przed nimi.
- no co Wy nie powiecie. Tylko slepiec tego nie zauwaza - baknela sfrustrowana - Tam, czyli wg Was gdzie dokladnie? Nie ustalam celu podrózy z góry. Nawet nie wiem sama gdzie jestem - baknęła - i tak sie musze na chwile zatrzymac - dala troche zazenowana - musze na strone w trybie pilnym - zamrugała zaklopotana.
Sytuacja robila sie dziwniejsza. W sumie nie miala pojecia co o niej mysleć. A jak nie wiedziała to zwykle zwracała sie "rada" do duchów. Do tej pory to było mozliwe, ale nie tutaj o czym sie przekonała pare dni wczesniej. Zwykle nie mogła sie od nich odpedzić. Sunely do niej jak pszczoly do miodu. Musiała stosować silne blokady umyslowe. aby je wyciszac chciaciaz nie bylo to latwe i przyjemne. Bardzo ja to meczyło. A teraz... czuła wprost nieogarnieta ulge, ze ich nie wyczuwała. Zawsze chodzila spieta a teraz czuła sie jak w raju. Acz byla pewna, ze nadal one były. Tym razem niewidzialne dla ucha.
OdpowiedzUsuńTylko patrzac na ta dwojke teraz poczuła sie zagubiona. Miała wrazenie ze to była dobrze przemyslana pulapka. Jedno mialo odwracac uwage od innego a drugie w tym czasie by przygotowalo atak, gdy tylko przestanie byc czujna. Czyli do czasu jak zasnie. Pewnie niedługo bo chcialo jej sie taaak spac, ze lewdo sie trzymała na tym siodle. Kon jakjby nie zwazal jej uczuc i dalej sobie jechał nawet nie mrugnowszy okiem. Wprost cudownie.
- to bardzo miło zatem Adain. - odwróciła sie troche w jej strone - tam mieszkacie? - zapytała ignorujac wypowiedziane slowa padajace z ust dziewczyny.
Sama wiedziała, ze to nie pora na zwiedzanie, ale nie miała za duzo wyboru. Wracac do domu upodlona i czekac na kare czy zostac tutaj i sie troche pomeczyc z brzuchem? Kasa nie przyjdzie do niej chetnie a jak juz to szybciej "wyjdzie" i to nie wiadomo gdzie i kiedy.
- naprawdę, tylko nie chce byc dla was ciezarem ani robic niepotrzebnego klopotu - dodała ciszej.
- widzem, ze kogoś to bawi. - popatrzyła surowo. - wy naprawde uwielbiacie sprzatac? - uniosła brew - nie wygladacie mi na takiego - zauwazyła zlosliwie - w sumie dzieki moja droga za pozwolenie. Nie szkoda mi ani konia ani siodła zwlaszcza, ze dosyc czesto mi sie chce siusiac - zarumieniła sie na twarzy. To bujanie ja kiedys wykonczy. Powaznie.
Tym razem pozwoliła sobie na pomoc przy siadaniu bo ledwo mogła sie ruszac.
- Adian, chodz ze mna.. pomozesz mi i wez ze soba kublak z woda. Jest przy moim siodle. A wy.... czy mi sie wydaje czy wy sie aby martwicie? - zakpila lekko odrzucajac zmierzwione dlugie wlosy do tyly i nie ogladac sie za nim ani za odpowiedzia przy dziewczynie tuz obok siebie, gdy szly tiptopem do najbardziej oslonietej czesci lasu nieopodal. Nic wiecej tutaj nie bylo odpowiedniego a do wieczora czasu za duzo nie zostalo. Ehh.
Przekreciła oczami, gdy usłyszała jego wypowiedz.
OdpowiedzUsuń- jaki to bylby pech. Troche lepiej - sprostowala tylko z krzywym usmiechem - pozniej sobie jeszcze pogadamy - dodala odwracajac sie od niego.
Spojrzała uwazniej na nia, a widzac wyraz twarzy zachichotała cicho.
- chodzmy zatem.
Wziela ja pod reke.
- bedziesz mnie "kryła". Nie podoba mi sie on w zaden sposób. - mruknela cicho.
Przeszly spory kawalek, gdy stwierdzila, ze starczy.
- cóz w sumie to posrednio nia. Bardziej cechowalam sie w tancu, ale do harfy tez mialam dryg. Jak to mowili moim rodzicom nauczyciele. - schowała sie za dzewem i tam podkasala spodnice nim ukucnela. - daleko stad - odparła silac sie na spokojny ton, ale po twarzy przemknal jej cien smutku. Temat rodzinny byl na ostatnim miejscu, o którym chciala dyskutowac.
- o rany, ale ulga. - stwierdzila przytrzymujac sie kory, gdy wstawała i poprawiała sukienke, która była juz troche za mala. - myslisz, ze udaloby mi sie dokupic tkanine do nowej sukienki? Nie bordzie wiem jak tutaj macie z wymiana. - popatrzyła pytajaco - wracajmy juz. Lepiej go samego tam nie zostawiać zbyt dlugo. Ah i Evadna jestem. - przedstawila sie w końcu, gdy wracaly a ona raczyła sie paroma kroplami wody z manierki. Az w koncu dotarły.
- az tak sie Wam spieszy? - uniosła brew - o wielce zajmujaca historia, ale jakos w nia malo wierze. Jesli potrzebuje, to czemu jakies nie znalazl w swoim obejsciu a wysyla brata? Tylko nie mowcie, ze nie macie tam zadnej, bo to troche szyte grubymi nicmi.
OdpowiedzUsuń- Jak ci sie on podoba to go sobie wez. Jestetm pewna, ze przyjalby cie z otwartymi ramionami. Jestes ładna i w ogole. Pewnie masz wziecie co? - zauwazyła powaznie zabawnie mruzac przy tym oczka.
Pewnie jej zachowanie bylo dziwne, ale wlasciwie to nie byla wina hormonów, tylko swiadome dzialanie. W koncu "przeszkoliła" ja rodzinka dosyc skutecznie. Bywała zimna, lodowata i humorzasta i stawiajajaca na swoim. Zwykle to ostatnie "stosowala" dosyc czesto i gesto ku rozpaczy rodziców, którzy chcieli wytresowana i posluszna panienke. Taaa.. widac efekty ich "pracy".
Unioła brew.
- lepiej nie stwierdzaj takich rzeczy od pierwszej chwili tylko dla tego, ze ktos wyglada słodko i niewinnie. Nie jestes w stanie byc pewna na pewno.
Trzymała sie troche pod plecy, gdy szla w strone koni.
- wierci sie - dopowiedziała - jemu chyba nic nie jest. A ja? - zachichotała - poobijalam sobie pupe, pewnie mam pare otarc i siniaków. No ale teraz tego nie stwierdze - ziewnela zakrywajac usta dlonia - rany jak pozno jest. - mruknela bardziej do siebie niz do niej.
- teoretycznie tak. Ale widzialas brzemienna tancerke w tancu? - uniosła brew do góry rozbawiona - ja osobiscie nie, ale pewnie bylby to wesoly widok. Natomiast teraz tylko gram. - kolejne pytanie udala, ze nie uslyszala. Dziewczynie bylo to do niczego nie potrzebne a i jakby jednak doszły do pewych oczu i uszu jakies plotki, to lepiej bedzie trzymac taka wiedze w nieswiadomosci dziewczyny. Juz i tak ryzykowala. Widziała w jaki sposób wymierzano kary i sklaniano do mowienia. Naprawde nie polecała tego tej dziewczynie. Wydawała sie byc mila.
Wróciła jednak do spraw bierzacych.
- naprawde dobrze by bylo. w ta suknie juz sie ledwo mieszcze a do rozwiazania jeszcze troche czasu jest. - No dobrze, wciaz ukrywala przed soba fakt, ze ta chwila najdzie i czy aby na pewno byla na nia gotowa. Troche ja to przerazalo.
Kiwnela krótko glowa spogladajac w jego strone.
- nie da sie zaprzeczyc - skrzywila usta w krzywym usmiechu i powiedziała to bardzo cicho.
- to w takim razie cieszy mnie fakt, ze mamy taakiego zaradnego przewodnika - oznajmila kwasno spogladajac w jego oczy przez dluzsza chwile a potem wymienila sie spojrzeniami z Adain. Uniosła oczy do gory, jakby chciala sie modlic o jakas sile. Sama nie wiedziała czemu jej sie chcialo "ostrzyc" na niego pazury.
- zartujesz teraz co? - patrzyła na jego reke, konia i znowu na reke. - ledwo sie ruszam i znowu mam jechac? Bogowie.. dlaczego mnie tak pokaraliscie - oburzyła sie lekko na tych u gory. A potem westchnęła glucho i pozwoliła sobie na pomoc.- Nie jestem przekonana czy jednak chce go poznac. I badz laskaw jechac troche wolniej co? Bede gryzla gdy znowu bedzie za szybko. - syknela do jego ucha a krótko poi: Chyba niedługo znienawidze konna jazde - marudziła tak jeszcze troche podczas jazdy.
Wieczór przemieniał sie powoli w noc a Eva. nie wiadomo kiedy zasnela podczas jazdy. Głowa sama przylgnela do ciała mezczyzny.
- Własnie sie zastanawiam, ze szkoda było na niego czasu. - odpowiedziała sucho - Nie widze sensu by o nim rozmawiac a tym bardziej mysleć. Tak to juz bywa z zajmowaniem sie ziolami. Do pewnego momentu ludzie przychodza chetnie po pomoc a potem gdy jakies wieksze nieszczescie, trzeba znalezc kozła ofiarnego. Nawet szczegolna ostroznosc nie pomaga - westchnęła.
OdpowiedzUsuńZmruzyła oczka.
- jassne. Pewnie, ze moje. Ale nie udawaj, ze wzrok ci nie leci w jego strone. - zachichotała - dzieki ci, za taka wiare. - przewróciła oczami. O matko. Na kogo trafilam - dodała w myslach. - po cos? W zasadzie to bylam w drodze aby znalezc nocleg na noc. I nic wiecej. - wzruszyła ramionami - Ewentualnie troche zarobić. - wolalabym jednak jakis woz czy cos w tym rodzaju. Troche bezpieczniej - pomasowała plecy gdzie bolalo najbardziej.
- jak milo slyszec takie zapewnienia. Nie czuje sie przez to spokojniejsza - baknela cicho i przestala zwracac na to uwage, gdy jechali.
Wybudziła sie z drzemki lekko nieprzytomna. Było jej zimno i troche sie trzesłas z chlodu. Nie mówiac o burczacym brzuchu.. Miała nadzieje, ze nikt nie słyszal.
- gdzie my jestesmy? Jestesmy juz? - zapytała zaspana nie zauwazajac, ze go objela mimowolnie, gdy przysypiala.
OdpowiedzUsuń- Prawie na jedno wychodzi, moja droga - odparła troche sucho. Cóz kazdy moze miec własne zdanie. po co miała sie kłócić?
Udała przerazenie na sama mysl.
- alez skad - zaprzeczyła dosyć gwaltownie. - facetów mam na razie powyzej uszu. Wiecej z nimi problemów niz dzieckiem. - skwitowała z blakajacym sie na twarzy usmiechem. No cóz lubila sobie zartować czasami. W domu musiała przestrzegac manier a tutaj pelen luz i swoboda. Z poczatku oglupiała ta nagla wolnoscia, nie wiedziała co ma robić.
Posłała jej zagadkowe spojrzenie.
- szkoda. Troszkę, ale to nie pałac. Wiesz, powiadasz? - uniosła brew. - Mało co wiesz a ja nie miałam wyboru - wzruszyła ramionami jakby to było nic wartego uwagi i sie tym niby nie przejomwała. A po prawdzie była ciekawa co w domu sie działo po jej zniknieciu.
[...]
Popatrzyła na niego potem na swoje rece, które szybko zabrała troche soba zdegustowana.
- jest wiele rzeczy, które bym chciała a ich w tej chwili nie ma, no ale cóz - wzruszyła ramionami lekko sploniona mruczac: To nie ja! To dziecko; podczas zsiadania.
Przeciagnela sie troszke, gdy zesztywnienie i dluga jazda dawaly sie jej we znaki. Jeszcze troche to znowu zasnie. Juz teraz ledwo stała na opuchnietych w kostkach nogach co tez troche kulała i szła wolno jak zółw.
Podeszła do swego konia i siegnela do kieszonek siodła, by wyjac z niego male zawiniatko, które schowała gleboko w rowku miedzy piersiami, gdy stala odwrócona do nich tylem a potem sciagnac torbę podrózna ze swoimi rzeczami, które za nic nie chciała dac do nosienia przez czekajacego. Torba nie była wcale az tak ciezka, wiec juz bardziej sie nie nadwyrezala w tej materii.
Poniuchała nosem na zapach jedzenia, jednak ze zbyt dlugo nie miała nic w ustach, wiec ja troche zemdlilo od niego. Miała nadzieje, ze udala jej sie chociaz troche cos zjesc.
Zerknęła na niego, gdy przystanela a potem krótko skinela glowa.
- witam. Miło mi - zaczela sztywno.
[Powiem tak, nie wiem, czy nie zrezygnuję ze staruszka, bo chyba zbyt długą przerwę sobie zrobiłam. A na wątek u Faustusa zapraszam. Pisałaś wcześniej o zawodach myśliwskich, na które wybrał się król, ale bez syna. Co jeśli Faustus postanowiłby wtedy pojechać tam, ale zupełnie anonimowo i tylko po to, by zobaczyć Orli Las?]
OdpowiedzUsuńFaustus
[Mogę przez święta zacząć, nie powinno być problemu.]
OdpowiedzUsuńFaustus
[Fajnie byłoby, gdybyś mogła zacząć. Ostatnio miałam trochę roboty, ale myślę, że na święta atmosfera trochę się rozluźni i będę mogła się skupić na wątku. Szczerze mówiąc, świat jest mi obojętny. Wydaje mi się, że i moja, i Twoja postać wpasuje się w każde średniowieczne standardy.]
OdpowiedzUsuń[Nie będę udawać, że znam się na legendach arturiańskich. Owszem, kiedyś coś tam czytałam, ale tylko ogół. Żeby nic nie nachrzanić, wolałabym trzymać się świata Merlina .]
OdpowiedzUsuńSpojrzałam na dziewczynę. Westchnęłam a potem z moich ust wypłyną potok słów:
OdpowiedzUsuń-W moje 16 urodziny moja mama dała mi nasiono dębu. Położyła mi je na dłoń a ja poczułam jak korzenie we mnie wrastają. Jak małe listki pączkują mi spod skóry. Cała płonełam żywym ogniem, ale czułam, że to mnie dopełnia. Wykrzyczałam mojej mamie dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziała. Z treści listu wynikało że nad piecem wisi róg zadełam w niego i przeniosłam się do Narni. Róg powiesiłam sobie na szyi i gdy biegałam po Narni znów przeniosłam się do innej krainy, ale tym razem nie zadełam w róg by się tu znaleźć. A uciekać zaczęłam, bo jak widzisz nie mam rogu i zostawiłam go na polanie na której się spotkałyśmy. Gdybyś mogła mnie tam zaprowadzić była bym wdzięczna. To jedyna pamiątka po moim domu.-umilkłam. Weszłam do domu zielarki i wytłumaczyłam jej sytułacje pożegnałam się podziękowałam za pomoc i herbatę i obiecałamT, że jeśli znajdę róg i już nie będzie mną miotać między światami. To wrócę tu po odpowiedzi i dolewkę herbaty. Wyszłam przed dom i znowu ujrzałam dziewczynkę spojrzałam na nią i zawołałam:
-Kim jesteś?!
Odpowiedz nie uzyskałam, a dziecko rozpłynęło się w powietrzu. Dziwne może starsza pani pomyliła zioła i dała mi coś co wywołuje halucynacje. Nie to niemożliwe odpowiedziałam sobię w duchu, wygląda na doświadczoną. Na dworze robiło się ciemno. Gdy dziewczyna wyszła z chatki. Bez zastanowienia rzuciłam pytanie:
-Tak w sumie to kim ty jesteś?
Nie chciałam jej urazić czy też się wywyższać. Po prostu byłam jej ciekawa miała w sobie jakąś tajemnicę i od najmłodszych lat byłam. Dziewczyna ponownie zaprosiła mnie do domu i zaczęła opowiadać swoją historię...
Wyszła pewna nie jasność. Dziewczynka nie podała mi rogu ona jest fantomem i nie istnieje, a to że dała mi róg ma oznaczać że nie zwariowałam i wszystko jest tak jak to widzę [Brzmi to bardzo dziwnie ale potem się wyjaśni]
Usuń[Nie śpiesz się, ja poczekam. W sprawie legend mam takie samo zdanie, więc w razie czego mogłybyśmy się dogadać i razem poduczyć.]
OdpowiedzUsuńPopatrzyła na obu.
OdpowiedzUsuń- widać pewne podobieństwo - odparła z malym entuzjazmem.
Rozgladała sie na boki, jakby bardziej wycofana niz pare godzin wczesniej i z poczatku nie dotarło do niej, ze do ich niewielkiej grupki dolaczyła starsza kobieta. Gdy sie ponownie skupila na rozmowie spiekla buraka.
o matko ! - to juz do takich wnioskow mozna dojsc; przewrócila oczyma. Chciała nawet zaprzeczyć ale dala sobie spokoj.
Rumience jej nie schodzily z twarzy jednak, gdy kiwała niepewnie glowa i dala sie zaprosić do srodka.
- to prawda troche zglodnieliśmy - odparła ciezko siadajac na krzesle podparta o jego tył. - ale nawet teraz czuje bardziej senność niz glod.
Wbila zmeczony wzrok w jego brata.
Serio.. niech ten dzien sie skonczy no. Miała ochote tupnac ale tylko zagryzla wargi zniesmaczona.
- no napewno nie jest jego - zapewnila patrzac na Ikiona ze zloscia. Odwróciła wzrok od niego i skierowała twarz na jego brata. - moze innym razem. Dziekuje za posilek i zaczela wstawac od stolu, gdy zamroczona opadła na podloge tuz obok wlasnego krzesla. Chyba za duzo wrazen przez te pare dni sprawiły, ze odplynela w niebyt.
Chciała zapewnić dziewczynę, ze nic jej nie jest no. ale nie zdazyla. W tej samej chwili poczuła jak rozgrzewa sie jej naszyjnik pod suknia w naglym impulsie. Miała tak czasem, gdy przychodzily do niej wizje. Wtedy nie bylo z nia zadnego kontaktu.
OdpowiedzUsuńJak była mlodsza nie była w stanie tego kontrolować. Musiała korzystać z pomocy matki.
Jednak teraz jej nie było a wizja była własnie od niej. Próbowała korzystać z pomocy duchów do odnalezienia córki, jednakze bylo trudne. Odleglosc byla zbyt wielka. Docieralo tylko echo.
- mamo - szepnęła cichutko. Potem zamilkla. Z kacikow oczu splynely pojedyncze lezki, ktore znikly w poduszce.
Oddech troche przysieszył, jakby sama uczestniczyła w rozgrywanych "wydarzeniach".
Chciala by wrocić, no ale nie zbyt mogła. Ojciec by sie wsciekl a bywal popedliwy, gdy go cos wkurzało. Brakowało ich jej troche. No i wcale nie przywykła do takiego trybu zycia. Choc starala sie o tym za duzo nie rozmyslac.
Westchnela ciezko.
Wokol siebie docieraly kilka glosow, jakby nie była sama w izbie. Ile czasu minelo nim odplynela? Chciała by sobie poszły i zostawily w spokoju. Jeknęła.
Gdyby zapytać o Camelot kogokolwiek, odpowiedź byłaby niewyszukana. Wspaniały zamek, królewska rodzina, pełne przepychu miasto. Tylko nieliczni zauważają ubogie dzielnice, przesiąknięte chorobami i brudem czy mroczne zaułki, schronienie wyjętych spod prawa. Na jej nieszczęście, stałe miejsce spotkań wagantów, karczma "Pod Złotym Orłem", znajdowało się w jednej z najmniej bezpiecznych okolic. Szybkim krokiem minęła grupę mężczyzn dobijających kolejnego nielegalnego targu w bocznej uliczce. Już z dala widać było szyld karczmy - koślawo namalowanego ptaka na błękitnym tle. Omijając roztrzaskaną na bruku butelkę, przyspieszyła kroku. Po chwili otwierała już drzwi lokalu. Kiedy tylko przestąpiła próg uderzył ją mocny, duszący zapach alkoholu, a w uszach rozbrzmiała jej głośna muzyka. Karczma była pełna złodziei, morderców i uciekinierów, ale przede wszystkim kuglarzy. Przy oknach kręcili się przystrojeni w błękit nieba linoskoczkowie, największy stolik pełen był śpiewaków i aktorów, a kilka razy przez pomieszczenie przewinęli się groźnie wyglądający mistrzowie w rzucaniu nożami. Nie rozglądając się więcej ruszyła do najbliższego wolnego stolika. W innym rogu karczmy rozległ się głośny śmiech i brzęk monet toczących się po blacie. Może to kolejny grajek dobił interesu z bogatym kupcem. Jakiś pijany mężczyzna minął ją chwiejnym krokiem, nieomalże przewracając jej stolik. Nie przepadała za tym lokalem, ale to tu można było uzyskać najwięcej informacji. W Camelocie sporo się pozmieniało, a ona nie była pewna czy to dobre zmiany. Podskoczyła, czując dłoń na swoim ramieniu. Pogrążona w zadumie nie zauważyła przybysza. Szybko odwróciła głowę i napotkała wzrok młodego mężczyzny.
OdpowiedzUsuń- Elisha! A niech mnie. Mówili, że już dawno zawędrowałaś na drugą stronę.
Pomimo zmęczenia na jej wargi wpłynął uśmiech. Alured! Mężczyzna był ubrany w barwy połykaczy ognia - czerwień i czerń, a w rękach trzymał puchar wina. Poznali się na pokazie z okazji zaręczyn jakiegoś bogatego lorda. Mężczyzna zbliżył się do stolika i usiadł na przeciwko niej.
- Dobrze cię widzieć - powitała przyjaciela. - Ostatnimi czasy nie tylko czarownice kończą na stosie.
Zamawiając kolejny puchar wina, rozpoczęli rozmowę. Musiała nadrobić lata spędzone na samotnej wędrówce. Dowidziała się śmierci Oudeta, który był jej bliskim przyjacielem, o tym, że kuglarskie pokazy stają się coraz mniej mile widziane na południu, o zaręczynach Marianny i o uciążliwej zarazie męczącej bydło. W końcu jej wzrok bezwiednie powędrował w stronę okna. Alured przerwał historię o ostatnim turnieju rycerskim i spojrzał tam, gdzie ona. Kiedy zaczyna zmierzchać wszyscy połykacze ognia myślą o tym samym.
- Ostatni wspólny pokaz? - zaproponował.
Bez słowa wstała od stołu. Opuścili karczmę i wąskimi uliczkami ruszyli w stronę placu. Mimo popołudniowej godziny nadal znajdowało się tam dużo ludzi. Wesoło gawędząc rozpoczęli pokaz, a już po chwili każde z nich było skupione tylko na płomieniach, tańczących z nimi według ich własnego rytmu.
Minęło pare chwil nim swiadomość na dobre do niej wróciła. Z poczatku nie wiedziała gdzie sie znajduje. Słyszac wokol siebie halas przyszlo jej na mysl, ze jest na targu. Z gardła wyrwał jej sie jek niezadowolenia.
OdpowiedzUsuńOtworzyła oczy a przed soba ujrzala twarz nieznajomego i jego rece na brzuchu i prawie sie zerwała z posłania chcac sie odsunac.
- prosze zabrac swoje rece ode mnie. Jak mam byc niby spokojna w tym halasie? - zapytała podirytowana patrzac na otoczenie. - Ilez tu ludzi jeszcze wpadnie? Wygladam na atrakcje jakas? Nie jestem okazem do ogladania. Prosze mnie zostawić w spokoju. - zezloscila sie - Nie musicie mi przypominać, ze takie podroze nie sa wskazane, ale jestem zdrowa. A teraz chce zostac sama - popatrzyła na nich spode łba i czekała na to by sobie w koncu poszli, niecierpliwie skubiac rabek koca. - wszyscy! - dodała widzac niepewnosc - jak niby mam odpoczac? - zapytała wysilajac sie na zachowanie spokoju acz przebrzmiewała w jej glosie nuta ironii. Popatrzyła na mezczyzne -
Nie była jednak spokojna, jednak pokazac tego w tej chwili nie mogła, bo inaczej nigdy nie wyjda i beda sie na nia patrzec z litoscia. Wcale nie potrzebowała tego. Westchnęła w duchu kladac sie na boku w strone sciany, by dac do zrozumienia, ze skonczyła rozmowe. Zamknęła oczy i dla efektu nalozyla az pod brode koc i czekała.
Mogła nawet i do nocy jesli trzeba, aby wokol zapanowała cisza aby mogła sie w koncu wymknac i opuscic to miejsce i jechac dalej.
Tak, tak, trzeba ruszac dalej. Ziewnela bezglosnie troche znuzona tym wszystkim. Chyba w pewnej chwili nawet i sie zdrzemnela, gdy znowu sie ocknela jakis czas pozniej ocierajac wilgotne policzki z łez. Chyba płakała?! Nie no nie bedzie plakac jak male dziecko. Myslac tak wyplatała sie spod z koca i siegnela po plaszcz, który na siebie narzucila. Dreptała w strone wyjscia krzywiac sie za kazdym razem, gdy nadepnela na skrzypiaca deske az dotarla do miejsca gdzie spał ten mlody, który oporzadzal jej konia. Troche sie nagimnastykowała, by go obudzic.
- ciiii... - burknela zakrywajac dlonia jego usta. - przyszykuj mi konia prosze. Monete dostaniesz tylko ani slowa pozostalym, zrozumiales? - zapytala ostro patrzac mu w oczy - Zrozumiales? powtórzyła, gdy kiwnal w koncu glowa - to idz i sie pospiesz - rozkazała - no juz tylko cicho badz.
Postawiona sama sobie i uplywajacym czasem, coraz bardziej sie niepokoiła. Co chwila sie rozgladała z tym chlopakiem, ale go nie widziała. Gdzie on poszedl? Powinien byc w stajni, ale gdy tam weszła nie bylo go. Wyszła wiec na dwor natykajac sie na Ikiona. Nie wiedziała czemu ja tak strasznie irytował.
OdpowiedzUsuńUniosła brew.
- doprawdy.. czy tu juz nie mozna sprostac tak prostym zadaniom jak oporzadzenie konia? Jak bylo to takie trudne trzeba bylo powiedziec. Sama moglam to zrobić. W koncu siedze na koniu od urodzenia ku zgryzocie rodzicow. Jestem wdzieczna za goscine. Jest tu naprawde przyjemnie i uroczo, ale czas na mnie i ponadto nie lubie pozegnan. - skrzywila sie na glos Adain - to nie ucieczka. Mozesz sobie podarowac ten sarkazm dziewczyno. Ja... nie moge tutaj zostać. Nie jest to takze bezpieczne dla was. - usmiechnela sie bez wyrazu - Nie jest mi dobrze jechac i bylabym szczesliwa z powrotu do domu, ale to w tym momencie nieosiagalne. Ale przeciez wy najlepiej wiecie. - przylozyła dlonie do brzucha, by uspokoić rozbrykane dziecko, które stwierdzilo ze jest zbyt spokojne i postanowilo dac znac.
Wsparła sie o scianke stajni.
- ales ty ruchliwe dzisiaj - mruknela odwracajac sie do nich i zaczela cicho plakac.
Ah te zmienne nastroje.
Czasem miala ochote wbic w siebie sztylet aby nie paplac na lewo i prawo rzeczy które czasem sa bezwartosciowe i troche krzywdzace. Naprawdę chciala by by bylo po sprawie, bo meczyla soba nie tylko siebie a innych a tu jeszcze tyle tygodni.
Hej, wolisz żebym Cię ratował szybko i od razu się pozbyć napastnika czy też ratować wolniej i zostawić go na dalsze wątki? i czy mogę wstawiać do wątków geografie Astavi np. jakieś miasto czy coś? i czemu czat się zepsuł?
OdpowiedzUsuńTaktownie sie zarumieniła przy wytykaniu tego "przestepstwa". Wcale sie nie wymykała. Nie lubiła ani tez nie umiala sie żegnać jak "prości" ludzie. Zawsze to bylo podanie reki, lekki sklon i pare zdan. Zawsze bylo oficjalnie i dyplomatycznie az do znudzenie. Potrzasnela glowa zmieszana z cieknacym nosem i mokrymi policzkami.
OdpowiedzUsuń- nie wyobrazacie sobie co robicie - szepnęła zaciskajac usta w w krzywym usmiechu - Nie sposob zapomnieć... czynu niedozwolonego - popatrzyła mu w oczy a potem wzrok pomknal w bok. - mysle o tym kazdego dnia - mimowolnie poglaskała sie z przodu - wiem, ze nie jest winne, ale... - zamknela oczy i prawie podskoczyła czujac dlon Adain na ramieniu.
- Na Bogów... nie strasz mnie tak. - przestała plakac. Rozkojarzyła sie przy tym i nawet dala swoje przyzwolenie, do chwili dotarł sens jej slow do jej lekko skolowanego umysłu. Oczywiscie byloby to malo prawdopodobne aby wyslac do jej rodziny poslanca ze wzgledu na wymiar, ale i tak zrobila duze oczy. - NIE! Ani mi sie wazcie posyłac jakies wiadomosci. - popatrzyła na nia i na Ikiona [btw. ja tu jezyk lamie na tym imieniu xD] z widocznym przestrachem. Nie po to dała nogę z domu aby teraz zobaczyli w co sie wpakowala. Jeden glupi pol swiadomy wyskok.
- Nie chce ich tutaj. Zreszta i tak by sie wam nie udalo wyslac czegokolwiek. Faria nie jest moim domem. Prosze nie pytajcie skad jestem. Nie mogę tego powiedzieć. - przyjęła jego chusteczke.
Stali tak w meczacej ciszy.
- mozna być wiezniem na wiele sposobów. Nawet żyjac w luksusowej klatce. - powiedziała smutno z przygaszonym usmiechem - Juz ci powiedziałam, ze sie zgodzilam, ale musisz byc swiadom tego, ze to bedzie ciezka praca. Nie wiem w jakim stopniu jest muzykalny, no ale to sie sprawdzi jeszcze. - wydmuchała nos i troche ogarnela mokre poliki. Gdy powiał lekki zefirek troche sie zatrzesła. Peleryna była dobra, ale juz od samego stania przenikal ja chlod z ziemii.
Popatrzyła na nia bez wyrazu.
- chcialabym w to wierzyc Adain, ale nie w moim przypadku. Jestem otoczona ludzmi tylko co z tego ze czuje sie jakbym byla sama?! - odwróciła sie w strone wejscia do domu. - Tak, chodzmy juz. Ten maly diabelek ciagle kopie. Az sie boje pomyslec co bedzie potem, gdy sie juz urodzi. - westchnela. - wiem, ze mowie troche zagadkami, jednakze musicie i to mi wybaczyć. Potrafie byc niemozliwa a szalejace humorki nie sprzyjaja komunikacji. Pewnie bede bardziej przeszkadzac niz pomagac. Ikionie - odwrocila w jego strone glowe na bok - jestes dobrym bratem - pochwaliła - takiego to trzymac i nie puszczac.
Przytrzymała sie podanej reki.
- to zalezy od ciebie Adain. Nie musisz zostawać. Domyslam sie, ze masz tez inne zajecia do roboty. - zauwazyła gdy wracały do jasnej chaty. Zmruzyła oczy gdy byla w polu widzenia lamp. Jasne swiatlo troche razilo, ale i tak podeszla do paleniska by ogrzac zmarniete dlonie.
- moge poprosic o wode? - zapytała siadajac ciezko przy ławie, opierajac o nia swoje plecy. O rany. co za ulga dla stop. - dziekuje - mruknela biorac gliniane naczynie do reki. Upiła lyka. Miała tak sucho w ustach, ze myslała, ze zjadla wiory.
Panujace cieplo sprawiło, ze zachcialo sie jej spac. Ziewnela rozsuplujac tasiemki plaszcza, ktory zdjela i przelozyla przez drewniane siedzisko.
- przepraszam. Chyba rzeczywiscie wroce do lozka - odparła sennie wstajac w końcu. - Adain pomozesz mi? - zapytała odwracajac sie w jej strone. Nie zauwazyła przy tym ze lekko, niegroznie krwawi a na podlodze byla mala plama. Na ciemnym materiale nic nie bylo widać. - troche mi slabo...
Aithan pewnego wieczoru, przebywając w karczmie, usłyszał pogłoski od miejscowych wędrowców o ruinach Algathrii. Jedni mówili, że w okolicach tych ruin dzieją się dziwne rzeczy np. słychać dziwne krzyki, często w tamtych okolicach można natknąć się na burzę, i mówiono także, że jeśli wejdzie się tam raz to już się nie powróci. Drudzy natomiast powiadali, że można spotkać tam istoty władające pradawną magią a jeszcze inni mówili, że nie ma tam nic. Aithan zaciekawiony tym wszystkim postanowił sam to sprawdzić. Ludzie z karczmy mówili mu, żeby tego nie robił ale on się ich nie posłuchał i na drugi dzień z samego rana wyruszył w podróż. Kiedy był już niedaleko ruin, w pobliskim lesie usłyszał hałasy. Podchodził coraz bliżej w kierunku dobiegającego hałasu aż zobaczył wojujących się dziewczynę z jakimś człowiekiem. Przyglądał się przez chwilę tej sytuacji z za drzewa aż zrozumiał, że ten człowiek próbuje ją okraść. Aithan podszedł do nich ale w jednej chwili zerwała się straszna burza. Napastnik nie wiedząc co się dzieje uciekł w głąb lasu. Po chwili było słychać okropny krzyk. Aithan zrozumiał, że to jedne z tych istot, o których mówili wędrowcy. Złapał szybko dziewczynę i uciekali razem przed siebie, nie wiadomo dokąd, ponieważ nie było nic widać. Po chwili zobaczył, że coś ich ściga. Próbował użyć jedno z zaklęć mędrca na pojawienie się światła ale nie zadziało. Zorientował się, że nie może używać magii w okolicach tych ruin. Szybko skręcili w prawo i wybiegli na jakąś polanę. Przed nimi pojawiła się zjawa, rozjaśniła na kilka sekund drogę i tym samym zatrzymała na chwilę to coś co ich goniło. Z powrotem wbiegli pędem do lasu. Słychać było straszne krzyki i wrzaski. Aithan nie wiedział co robić, czuł się bezsilny i bezradny. Nigdy dotąd nie był w takiej sytuacji. Kręcili się w lesie po między drzewami, próbując zgubić istotę ich goniącą, aż Aithan wpadł na pewien pomysł. Pomyślał, że mógłby odciągnąć istotę aż do miejsca, w którym mógłby użyć swojej mocy. Zostawił w bezpiecznym miejscu dziewczynę i biegł szybko przed siebie dopóki nie poczuł, że odzyskał moc. W tym momencie staną twarzą twarz z tym co go ścigało. Bardzo zaskoczyło go to co ujrzał. Zobaczył przed sobą całkiem ładną dziewczynę szepczącą coś do niego ale on nic z tych słów nie zrozumiał. Nagle zaczą robić się senny. Podbliżał się do niej zapomimając o wszystkim aż w końcu stracił przytomność.
OdpowiedzUsuń[Mó pierwszy odpis :) mam nadzieję że może być]
Aithan powoli zaczął się wybudzać. Poczuł, że ktoś go kopie w bok i ledwo podnosząc się ujrzał dziewczynę, z którą wcześniej uciekał.
OdpowiedzUsuń- Co się dzieje?! - krzyknął zdziwiony widząc wściekłego potwora. Zastanawiał się, gdzie się podziała tamta dziewczyna, którą wcześniej widział. Prędko wstał i próbował użyć mocy jednego z żywiołów ale miał w sobie za mało siły aby z niej skorzystać. Zobaczył, że potwór stracił jedno oko. Schwytał za kij leżący na ziemi i pomógł bronić się dziewczynie. Spróbował z całych swoich sił użyć jednego z czarów, którego nauczył się od elfów ale nie pomogło.
- Na to coś działa dziwna magia, której nie potrafię przełamać. Musimy znaleźć inne rozwiązanie. Długo tak nie wytrzymamy. - powiedział, zajęty walką z potworem. Zaczynało świtać i droga stawała się coraz bardziej widoczna ale burza wciąż trwała. Aithan w oddali na skale zobaczył obślizgłą i lepiącą się maź. Szybko podszedł do skały, wziął w rękę tą papkę i bez zastanowienia rzucił nią w pozostałe oko potwora. Potwór zaczął sie szamotać.
- Musimy znowu uciekać. - powiedział i złapał dziewczynę za rękę i pobiegli w stronę ścieżki, którą szedł wcześniej. Nagle z przodu zobaczył zbliżającą się w ich stronę postać.
- Kim jesteś? - krzyknął do niego. Z początku ten ktoś nie odpowiadał i podchodził coraz bliżej. W końcu mogli się już zobaczyć.
- Jestem druidem badającym pradawne ruiny. Przechodziłem obok i usłyszałem dziwne krzyki. Co się stało? - odparł nieznajomy. W tym samym czasie znienacka nad ich głowami pojawił się wielki, czarny ptak. Aithan nawet nie zdążył odpowiedzieć a ptak usiadł na ziemi i gwałtownie zaczęła rozprzestrzeniać się gęsta mgła. Nic nie było widać. Nagle ktoś zaczął wypowiadać jakieś słowa w formie pieśni a z mgły wyłaniała się postać. Po chwili mgła ustała. Wśród nich stała kobieta w czarnej, porwanej sukni z zasłoniętą twarzą wciąż śpiewająca swą pieśń. Druid szybko wziął do ręki stary amulet i swą laską wyznaczył krąg wokół kobiety. Kobieta wpadła w furie i zaczęła krzyczeć.
- Uważajcie to jedna z potężnych delil. - krzyknął druid. Nagle czarownica rzuciła czar...
[teraz z dialogiem ;) ]
Cokolwiek Itethar widział w polowaniach, strzelectwie i pojedynkach, było to dla Faustusa rzeczą zupełnie niepojętą. Z tego też względu odmawiał udziału w tego typu rozrywkach, nie okazując przy tym zupełnie, o co chodziło. Sam też niezupełnie był pewny, dlaczego nudzi do obserwowanie walki na kopie. Być może jednak nie potrafił zupełnie dostrzec w tym czegoś, co choć na chwilę przykuwałoby wzrok lub był zbyt zajęty porządkowaniem natłoku myśli, który pojawiał się za każdym razem, gdy musiał spoglądać na dwór i jego zachowania. Z jakiegoś powodu nie odnalazł na nim nigdy szczególnie oddanych przyjaciół. Pozostawał mu tylko Olmogrrid i jego uwagi na temat poszczególnych zawodników. Nie trudno było w jego towarzystwie o śmiech, nawet jeśli mężczyzna traktował wszystkie swoje zarzuty niezwykle poważnie.
OdpowiedzUsuńZielony baldachim zasłaniał niebo, które przebijało się jedynie w formie nielicznych błękitnych plam, stanowiących coś na kształt przerwanej tkaniny. Musiał jednak przyznać, że czegoś podobnego nie mogło się udać nigdy przenieść na materiał. Ciągła zmienność falujących pod wpływem wiatru liści i nieco cięższy taniec konarów stanowiły nieodłączną część podróży w głąb lasu. Stare, powywijane i niejednokrotnie olbrzymie drzewa tworzyły szlak trudny dla jeźdźca. Kary ogier stąpał powoli, a runo tłumiło odgłos jego kopyt. Zwierzę dość często robiło się niespokojne, gdy tylko zbliżali się do bardziej odległych części Orlego Lasu. Teraz tez doskonale czuł, że może to nastać w każdej chwili. Coś innego jednak wisiało już od rana w powietrzu. Było duszno i miał wrażenie, że nie jest to wcale wynik przebywania w borze, który spokojnie można było określić mianem pomieszczenia. Mógł sobie spokojnie wyobrazić sale leśnego króla, o których opowiadała pieśń jednego z bardów, która wyjątkowo przypadła mu do gustu w dzieciństwie. Nie pamiętał już słów, historia utkwiła mu jednak głęboko w pamięci. Wiedział też, że jego ojciec kazał później ściąć tego człowieka. Nie było w tym zresztą nic dziwnego dla tych, którzy znali wybuchowy charakter króla. Pieśń zbyt przypominała opowieść o zniszczeniu jednego z miast przez jego ludzi. Sam Faustus zastanawiał się raczej, dlaczego ktoś odważył się ją odśpiewać przy całym dworze.
Przeszedł do cwału. Koń zaczynał się robić bardziej nerwowy niż zwykle. Nie wiedział dokładnie, czy chce opuścić las, czy też zmierza w zupełnie przeciwną stronę. Zresztą było mu wszystko jedno. Podróżował od rana. Nie udałoby mu się dotrzeć do najbliższej gospody przed deszczem nawet jeśli utrzymałby to tempo. Zanim lunęło usłyszał krople uderzające o tarcze liści. Potem wszystko powoli nabierało coraz mocniejszych odcieni zieleni, które zupełnie nie pasowały do szarego, gwałtownie falującego nieba. Tylko ziemia poryła się błotem. Od tamtego momentu każde uderzenie kopyt kończyło się zmętnieniem kałuż i rozlaniem brązowej mazi po przylaszczkach, które wyrastały czasem zza powalonych drzew. Wyminął podobne jednym skokiem i popędził dalej, zdając się częściowo na instynkt swojego towarzysza. Miał wrażenie, ze widzi większą grupę ludzi. Nie było w tym zresztą jak się później przekonał nic dziwnego. Główny trakt do myśliwskiego dworku króla musiał przebiegać niedaleko. Spoglądając w tłum szukał twarzy kogokolwiek, kto mógłby go poznać. Kilku członków gwardii jego ojca przewinęło się kawałek dalej. Pędzili jednak najpewniej do swojego władcy. On tymczasem usłyszał urywki rozmowy o wypadku, który miał mieć miejsca wśród świty Itethara. Zasłuchany nie zauważył nawet dziewczyny, którą potrącił zsiadając z konia.
Faustus
OdpowiedzUsuńPopatrzyła na niego bez wyrazu.
- milo slyszec takie slowa od czasu do czasu. - przymknela oczy - z mysla, ze kazdego dnia myslisz czy aby nikt nie ma checi ciebie zabic za samo tylko istnienie - zauwazyła smutny fakt ze swego troche skomplikowanego zycia. Niby to bogate i barwne, ale nie bylo dnia gdyby nie miala sie obawiac prob roznego typu pozbawienia zycia. Nie wiedziała czemu, ale dluzej przytrzymała wzrok na Ikionie.
- mam nadzieje Adain - westchnęła z mala irytacja - naprawde - dodala ciszej opalatujac sie szczelniej pozyczonym plaszczem. Moze jednak tutaj zostanie na troche? Westchnela w duchu i tak wiedziała, ze kiedys przyjdzie jej wrocic. Miała nadzieje, ze pozniej niz predzej ale znajac jej szczescie do klopotow...
Zamyslila sie przez co troche jej juz umykała ta rozmowa, gdy leniwie pila malymi lyczkami wode. Nie zwrocila uwagi na ten fakt, ale mogła sie spodziewac. Czasem miewała krwotoki niezwiazane z dzieckiem a z tranasami. No ale teraz i one byly skomplikowane. Ona byla przygotowana i otwarta na nie, ale nie maluch. Dodatkowo musiała zablokowac go aby nie mozna bylo namierzyc jej sladu.
Usiadła machinialnie łapiac utyłany przód sukni, aby go poprawić a jak odjela i dlon miała brudna.
- na wszystkich Bogów.... - mruknela zalosnie przytrzymujac sie brzucha jakby bylo kolem ratunkowym, gdy zjechała do ziemi i tam usiadła ze zgietymi do siebie nogami. - dobre duchy nie pozwolcie... Błagam Was, nawet jesli was nie widze ani nie czuje... Duchy opiekuncze - mruczała dalej jak jakas mantre do czasu przybycia medyka.
Któres z nich wzielo ja w ramiona i szybkim krokiem przeniosła na najblizsze lozko. Potem usłyszała, by wyszli wszyscy. Chciala ku temu zaprotestowac, ale ktoby ja tam teraz usłychac. Zrezygnowana pozwolila sie zbadac, potem wypila jakies zmacniajace ziolka, po ktorych zasnela.
Raz jeszcze go ujrzała nad ranem. Wysłuchała kazania, ze to niby ma sie oszczedzac, duzo jesc i najlepiej sie nie denerwowac, ale łatwo mu bylo to powiedziec, gdy nie byl nia. Codziennie ze dwa razy sprawdzała czy aby nie bylo czegos niebezpiecznego, trucizny lub cos podobnego. No ale obiecac mu mogla.
Po jakims czasie.
Chciała jechac naprawde, ale... ale przygotowanie mlodego do konkursu i jego zespolu jakos ja wciagnelo. Cóz zapał i checi to on miał. Troche warsztat był kiepski, ale szybko sie uczył i wykazał sie ponetnym uczniem. Miała wrazenie, ze uda sie jemu dostac jakas nagrode. Jesli nie glowna. Ona zas takze cwiczyla miejscowe piesni, aby sie bardziej wdrozyc w obyczaje Farii. Jedynie co jej nie szlo to gospodarstwo domowe. Gdyby ktos poprosił ja o upieczenie chleba, to by wyszedł popiolek. Miała dwie lewe w takich sprawach i coraz bardziej meczyla ja mysl, ze za bardzo odstaje od reszty. Wprawdzie nikt nic nie mowil, ale nie musiał - widziała spojrzenia posyłane w jej kierunku, gdy mysleli ze tego nie widzi. Jak zwykle. No ale nie da sie tego uniknac.
Odwróciła sie ociezale na bok sciagajac przy tym narzucony na siebie kocyk w kolejnej to juz drzemce tego dnia. Czuła sie dzisiaj paskudnie a ciagla sennosc jeszcze bardziej utrudniała wszystko. Doprawdy jeszcze tyle tygodni ja czeka do rozwiazania. Miała czasem ochote przesunac czas aby to przyspieszyć, ale to tylko w sferze marzen. Niechetnie sie uniosła z posłania. Leny pewnie juz sie nie mogl doczekac kolejnej proby. Miała czasem wrazenie, ze sie w niej troche zabujał. Tak troszeczke. Mezczyzni.
Narzuciła na siebie cieplejsza chuste, gdy usłyszała ciche pukanie.
- wejdz. Nie spie juz - odparła silujac sie zapieciem na plecach - ah ten guzik. - warknela zirytowana dalej walczac z zapieciem.
[Dziękuję za powitanie. Możemy coś kminić, tylko przychodzę z pustymi rękami i bez pomysłu. Agie potrzebuję baby, co by go delikatności nauczyła za kszty, bo jak na razie to wygląda na to, że tylko dla swojej siostry ją znajduje. ]
OdpowiedzUsuńAgadon
Aithan zobaczył, że dziewczyna przed chwilą stojąca koło niego teraz idzie ślepo wprost do wiedźmy.
OdpowiedzUsuń- Nie idź do niej! Zawróć! - krzyknął.
- Ona ciebie nie słyszy. Została opętana przez Delil. - powiedział druid.
- Musimy coś zrobić.
- Niestety nie posiadam tak dużej mocy aby ją powstrzymać. - rzekł druid. Aithan słysząc to podbiegł trochę bliżej Delil a, że mógł już używać swojej mocy, bez namysłu zaczął rzucać w nią pociskami z ognia.
- Co ty robisz? Oszalałeś! Chcesz żeby ciebie też opętała?! - krzyczał druid. Aithan nie zważając na to co mówi druid nadal atakował wiedźme ale Delil wciąż skoncentrowana na dziewczynie, jednym ruchem ręki odepchała go swoją mocą.
- Jak śmiesz mnie atakować! Myślisz, że coś zdziałasz?! Już jej nie uratujesz! - mówiła podniesionym tonem wiedźma. Ale Aithan w gniewie poczuł teraz napływ mocy i jeszcze bardziej zaczął ją atakować. Wiedźma nie mogąc już jednocześnie obezwładniać dziewczyny i bronić się, zostawiła ją. Teraz zaczęła się prawdziwa walka. W lesie znów panowała okropna atmosfera, drzewa stanęły w płomieniach a niebo pociemniało. Wiedźma rzucała swe diaboliczne czary bez ustanku. Aithan cały czas kontratakując, ale już z mniejszą siła, myślał co nastąpi za chwilę: wygra walkę, czy przegra ją i Delil wszystkich opęta lub pozabija. Nagle, przez moment nie uwagi czar wiedźmy trafił w jego bliznę. Poczuł okropny ból. Przestał atakować i upadł na ziemię. Wiedźma podbliżyła się i chciała go opętać ale w jednej chwili znieruchomiała, znów zaczęła krzyczeć.
- Uciekaj! - krzykną druid, który w międzyczasie, kiedy Aithan walczył z Delil, wykonywał rytuał, który nie wyszedł mu poprzednim razem. Narysował znowu okrąg w koło wiedźmy, która zajęta walką nawet go nie zauważyła, tylko tym razem większy. Potem wziął swój amulet do ręki, wyciągnął go w kierunku wiedźmy, jego oczy zmieniły wygląd, wyglądały na ślepe i mówił starym językiem. Okrąg stał się teraz bardziej widoczny w mroku lasu, zaczęło od niego bić dziwne, jasne światło lecz Delil zaślepiona nienawiścią nadal go nie widziała. Druid stał w miejscu i zakańczał swój rytuał. Na końcu wypowiedział głośno jedno słowo. W kręgu rozprzestrzenił się biały, szybki blask i tak wiedźma znieruchomiała. Aithan, resztkami swoich sił, próbował czołgać się na czworaka w stronę dziewczyny a druid straciwszy dużą część swoich sił pozostawał na miejscu, choć wiedział, że wiedźma zaraz się uwolni, bo nie miał aż tak dużej mocy aby ją zatrzymać na zawsze.
- Uciekajcie! - krzykną znowu druid...
Aithan czołgał się już bardzo powoli, kiedy podbiegła do niego dziewczyna i podniosła go.
OdpowiedzUsuń- Niezaczarowała mnie ale brak mi sił - odpowiedział spoglądając w stronę słabnącego druida.
- Pokonać wiedźme może potężny krąg ale sam druid nie da rady. - powiedział. Po chwili Aithan został sam oparty o drzewo. Przyglądał się z zaciekawieniem i jednocześnie przerażeniem na działania dziewczyny. Próbował skupić w sobie moc choć na jeden czar ale jak narazie było to niemożliwe. Zdziwił się gdy ujrzał, że dziewczyna dotyka amuletu a jeszcze bardziej gdy ujrzał, że posiada jakiś magiczny talent ale po chwili pomyślał, że na wyspie jaką jest Astavia wszystko jest możliwe. Zastanawiał się jak im pomóc w zmocnieniu kręgu ale jak narazie nic mu nie przychodziło do głowy. Wrzaski delil były nie do zniesienia. Aithan zatkał sobie czymś uszy i zaczął grzebać w kieszeni, gdzie przechowywał rzeczy z różnych wypraw. Natkną się na stary kamień, który podarował mu kiedyś mędrzec i w tej samej chwili przypomniał sobie różne opowieści, które mu opowiadał. W jednej znich opowiadał o magu, który zabił potwora poprzez stworzenie kręgu przy pomocy jakiegoś przedmiotu ale nie wiedział jakiego. Oprzytomniejąc, Aithan wziął mocno w garść kamień i spróbował jeszcze raz skupić w sobie moc. Czuł jak powoli wracają do niego siły. Widząc jak druid ledwo trzyma się na nogach zerwał się i powoli zaczął iść w jego kierunku. Kiedy podszedł do niego podał mu jakiś kij, który wziął po drodze, żeby się podtrzymał. Atmosfera w lesie zrobiła się bardzo napięta i mroczna. Krąg teraz dzięki dziewczynie zaczął jaśniej świecić a twarz wiedźmy była coraz bardziej przerażająca.
- Dobrze sobie radzisz - powiedział do dziewczyny. Aithan spostrzegł, że kamień, który nadal trzymał w ręce zaczął robić się ciepły i połyskiwać jasnym światłem. Ciemna powłoka kamienia powoli znikała i odkrywała jego prawdziwy wygląd. Kamień przemienił się w kryształ. Delil tymczasem ogarnął najprawdziwszy gniew i mrok. Krąg znów zaczął gasnąć a wiedźma prawie się już z niego wydostała. Aithan przypomniał sobie znów opowieść mędrca. Pomyślał o tajemniczym przedmiocie.
- Niepoddawajcie się! - krzyknął do druida i dziewczyny i rzucił jasny krzyształ w krąg, który buchnął białym, oślepiającym płomieniem. Aithan padł na ziemię i przez chwilę nic nie widział. Las przez chwilę wydawał się jak za dnia ale po jakimś czasie znów zapadł mrok. Kiedy otworzył oczy nie widział nic oprucz otaczającej go mgły...
[wcale nie wyszłaś z prawy i nie musisz się poprawiać ;) fajnie piszesz :) . Gorzej ze mną ]
Aithan błąkał się bez celu we mgle aż nie usłyszał głosu dziewczyny i druida. Znajdował się trochę dalej niż oni, więc poszedł za ich głosem. Wspomniany przez druida Czas Pięciu Pełni wydawał mu się po raz pierwszy niebezpieczny, ponieważ jak dotąd czas ten spędzał w bezpieczniejszym miejscu niż ten las.
OdpowiedzUsuń- Nie, niestety to nie ja. - odpowiedział dziewczynie. Pomyślał, że tym razem już go nic nie zaskoczy ale jednak się mylił. Nagle dziewczyna przestała się odzywać. Aithan aby sprawdzić co się stało i oświetlić trochę otoczenie użył magii ognia ale mgła była zbyt gęsta, więc spróbował przepędzić ją wiatrem. Po kilku nieudanych próbach wkońcu mgła w koło niego zniknęła. Rozejrzał się uważnie i zobaczył, o kilka kroków od niego, leżącego druida a niedaleko niego dziwne drzewo.
- Gdzie się podziała dziewczyna? - spytał.
- W tym drzewie. Pomóż mi wstać. - odpowiedział druid.
- Jak to w drzewie? - Spytał zdziwiony podchodząc do druida i pomagając mu się podnieść.
- Oplątały Ją gałęzie.
Aithan podszedł bliżej do tego niezwyczajnego drzewa i zaczął go obserwować. Po chwili usłyszał czyjeś chrapanie, które z niego dobiegało.
- Chyba zasnęła. - Powiedział do druida i widząc, że narazie nic się niedzieje przybliżył się do drzewa. Nagle znowu rozbrzmiało buczenie. Aithan zrozumiał, że to drzewo je wydawało i nie było drzewem tylko drzewcem. Widział go pierwszy raz, ponieważ jak dotąd tylko słyszał o nich w różnych opowieściach.
- Druidzie, to drzewiec. - powiedział. Druid ruszył się z miejsca, podszedł do niego i zaczął coś niezrozumiale szeptać, kiedy nagle rozprzestrzenił się głośny, mruczący głos.
- Coo wyy tuuu roobicie? - spytał powoli drzewiec.
- Błąkamy się. - odpowiedział ożywiony druid. Mgła znów zaczęła się pojawiać.
- Czaaas Pięciu Pełni w tym lesie jest bardzo niebezpieczny. - mówił powoli drzewiec.
- Oddaj nam najpierw dziewczynę. - rzekł Aithan.
- Wyczuwam w niej dziwną niespotkaną jak dotąd przeeze mnie moooc. Muszę ją chronić.
- Wyprowadź nas w takim razie z lasu - powiedział druid.
- Chodźcie za mną - burkną drzewiec i ruszył powoli naprzód. Mgła znów stała się nieprzenikliwa. Aithan ledwo co widział idącego przed nim drzewca i druida, próbował wytężyć wzrok ale nic nie skutkowało. Myślał o wiedźmie, która gdzieś zniknęła i w każdej chwili mogła się pojawić i o wszelkich niebezpieczeństwach jakie mogli jeszcze spotkać. Nagle coś lekko błysnęło mrokiem koło drzewca, który po chwili zmienił kierunek drogi.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony Aithan.
- Niicc, wszystko w porządku. - odpowiedział drzewiec jakby jeszcze bardziej ponurym głosem niż wcześniej. Szli tak prowadzeni przez drzewca ponurym lasem mając nadzieję, że z niego wyjdą...
[Nie ma sprawy ;), ja też powoli odpisuje. Oo Dzięki :D Mi z Tobą też się bardzo fajnie pisze :) ]
Na dworze szalał wiatr, w domu było ciepło i spokojnie, mimo to Caroline nie mogła zmrużyć oka, patrząc na przestraszoną siostrę, która leżała w łóżku obok.
OdpowiedzUsuńKatherine od zawsze bała się burzy, oraz wszelkiego rodzaju wichur. Mimo iż w Camelocie nie często widywana była pogoda tego rodzaju.
- Caroline... - Wyszeptała czarnowłosa dziewczynka, chowając głowę pod okryciem. - Boje się. -
Blondynka spojrzała na nią z politowaniem, a jednocześnie z niewyobrażalną miłością. W jej oczach Katherine, nadal była dzieckiem, które uczyło się od niej szyć, a tym czasem widziała przed sobą, czternastoletnią panienkę, która zafascynowana jest synem kowala. Jak ten czas szybko leciał...
- Spokojnie. Dach jest wytrzymały, okna tak samo. Przecież nic nam nie grozi. - Blondwłosa podniosła się i uklękła na posłaniu, kiedy mówiła te słowa. Mówiła to zawsze i nigdy nie dawało rezultatów, jednak wydawało jej się to najodpowiedniejsze.
Wstała z łóżka, nieco niepewnie dotykając bosymi stopami podłogi i podeszła do okna, uchylając je lekko. Za sobą usłyszała przestraszony, cichy pisk siostry, ale pokiwała tylko głową rozbawiona.
Zaczynało świtać - Słońce powoli, sennie zaczęło wyłaniać się za horyzontu. Nie przespały całej nocy, lecz mimo to była, jak zawsze pełna energii.
Po chwili okno zamknęło się z trzaskiem, pod wpływem wiatru.
***
Dzień jak zawsze, ciągnął się monotonnie. Caroline spędzała dzisiaj czas poza domem, szukając po straganach odpowiednich materiałów. Otóż, miała przed sobą niezwykle ważne zamówienie, na uszycie sukni galowej. Kobieta, dla której pracowała obiecała sowite wynagrodzenie, a ona nie miała zamiaru odpuścić okazji.
Co raz uśmiechała się grzecznie i kiwała głową w stronę znajomych, najczęściej ludzi ubogich. Nikt nawet nie pomyślałby, że córka krawca, może zadawać się z kimś, tak dla nich innym, a jednak - Caroline lubiła tych ludzi. Często spędzała czas z dziećmi, bawiąc się z nimi i rozmawiając.
Kiedy kierowała się już w stronę zakładu jej rodziców, jej uwagę przykuła kobieta, stojąca przy bramie i pytająca o coś strażnika. Zatrzymała się, wkładając pod pachę zwinięty, amarantowy materiał, i zaczęła przyglądać się tej scenie.
Dziewczyna nie wyglądała, jakby była stąd. To na pewno nie. Jeżeli byłoby inaczej, złotowłosa na pewno by ją znała.
Podeszła bliżej, w stronę nieznajomej, której udało się przejść przez bramę i uśmiechnęła się doń życzliwie.
- Witaj. - Przywitała się grzecznie, mrugając zaciekawiona. - Jesteś stąd? Oh, przepraszam, że się narzucam, jestem zbyt ciekawska. - Po chwili zganiła samą siebie w myślach.
~Caroline
[Przepraszam, że tyle czekałaś! ]
Aithan szedł w milczeniu za drzewcem z myślą, że wyjdą z lasu ale zamiast do wyjścia zaprowadził ich nad jezioro.
OdpowiedzUsuń- Co my tu robimy? - spytał, lecz nie dostał odpowiedzi. Po chwili drzewiec wypuścił dziewczynę i kazał im wejść do wody. Aithan miał mętlik w głowie i nie wiedział co robić. Drzewiec złapał go i przeniósł nad brzeg a dziewczynę wepchną do wody. Zdziwił się, że tak szybko zniknęła z powierzchni jeziora. Nie miał dokąd uciec a drzewiec już podbilżał do niego swoje kolczaste gałęzie, więc nie czekając na niego wskoczył do wody. Natychmiast coś go złapało i tak samo jak dziewczynę wciągnęło w dół. Oszołomiony rozglądną się dookoła widząc, że nie ma tu wody. Niedaleko siebie dostrzegł dziewczynę, więc podszedł do niej.
- Gdzie my jesteśmy? - spytał się. Zauważył, że znajdują się w jakiejś mrocznej, wilgotnej jaskini lub tunelu. Ściany były zbudowane z cegieł, które z wiekiem czasu skruszyły się i obrósł je mech. Otoczeni nimi byli dookoła bez żadnego wyjścia, lecz na jednej z nich widniał napis zapisany w postaci starych run. Aithan podszedł do nich i przyglądną się im. Umiał rozczytać takie runy, więc zaczął je rozszyfrowywać. Po chwili powiedział:
- Wystarczy kropla krwii. - Na dole na ścianie widniał jeszcze jeden, napisany mniejszymi runami napis: Wejść tu może tylko osoba z mocą. - Aithan rozglądał się dookoła po jeszcze dalsze wskazówki, lecz nic już nie znalazł. Wyciągnął sztylet, który nosił przy sobie i z zawahaniem zranił sobie dłoń a później przyłożył ją na środek ściany. Kropla spłyneła na sam dół i w tym momencie, z wielkim łomotem otworzyło się przejście.
- Musimy iść dalej. - powiedział Aithan do dziewczyny. Korytarz, który znajdował się za pomieszczeniem, w którym wylądowali, był bardzo długi i wąski, cały obrośnięty dziwnymi roślinami. Grasowały po nim myszy i nietoperze. Szli ostrożnie prosto przed siebie, uważając aby nie natknąć się na jakieś pułapki. Na ścianach tego tunelu także były napisane runy, lecz bardzo w złym stanie i różniące się od tamtych. Aithan przystaną na chwilę i popatrzył na jedne z nich ale nie był w stanie ich rozczytać. Pogłówkował trochę i ruszył dalej. Kiedy doszli na koniec korytarza ujrzeli owiele większe od poprzednich wrota zrobione z jakiegoś metalu, które mimo bardzo złych warunków nie zardzewiały.
Wyryte były na nich różne, piękne a zarazem przedziwne wzory. Aithan ciekaw był co przedstawiały. Próbował otworzyć je ale były mocno zamknięte, za pomocą czarów. Użył jednego z zaklęć ale niestety niepomogło.
- Może spróbujmy razem. - powiedział do dziewczyny. Wypowiedzieli wspólnie zaklęcie, po czym ogromne drzwi zaczęły się otwierać. Za drzwiami znajdowała się stara, ciemna sala, oblepiona pajęczynami. Aithan użył magii ognia aby oświetlić trochę otoczenie. Ujrzał dwa szeregi ledwo trzymających się kolumn i stare krzesło. Stało na środku sali przypominając tron. Siedziała na nim kobieta, którą z początku wziął za delil, lecz jednak później zmienił zdanie, przykryta czarnym płaszczem z kapturem, nieruchomo patrząc w głąb ciemnej sali...
[Mam nadzieję, że może być ;) Napisz jak coś nie tak :) ]
Aithan ujrzał jak kobieta nagle złapała dziewczynę i nie chciała jej puścić.
OdpowiedzUsuń- Zostaw ją! - krzykną, ale kobieta nawet na niego nie spojrzała i wydawało się, że go nie słyszała. Spostrzegł jak Adain błyskawicznie staje się staruszką a kobieta młodą dziewczyną.
- Co ty wyprawiasz?! Nie ruszaj jej! - krzyczał, ale bez skutku bo nie zwracała na niego żadnej uwagi tylko bez ustanku śmiała się. Podszedł do nich, lecz w pewnym momencie staną, poczuł jakby niewidzialna tarcza go zatrzymuje. Po chwili komnata zaczęła się walić a kobieta kazała iść za nią, więc tak postąpił. Kiedy wyszli ujrzał piękny sad i duże jezioro przypominające to z Astavi, choć to było dużo piękniejsze. Aithan zaciekawił się i zdziwił jednocześnie kiedy kobieta wspomniała o krainie Elorfin. Nie wiedział jak to możliwe, że tak szybko znaleźli się w całkiem innym miejscu, choć słyszał kiedyś o możliwości teleportacji pomiędzy różnymi krainami.
- Dlaczego wyssałaś z Adain życie? - spytał z goryczą.
- Spokojnie nie denerwuj się. Musiałam to zrobić, aby się uwolnić. Czekałam na ten moment tak długo. Dziewczynie nic nie będzie, dopilnuje, aby jak najszybciej stała się z powrotem sobą. - odpowiedziała nieznajoma. Aithan z początku nie ufał jej ale teraz brzmiała przekonująco, więc postanowił jej zaufać.
- Kim jesteś? - spytał.
- Nazywam się Helreina. Jestem elfką i pochodzę z wpływowego elfiego rodu. Obecnie znajdujemy się w pobliżu mojego starego pałacu w północnej części wyspy. Tu zostałam uwięziona. Dążyłam do tego, aby na tej pięknej i cudownej wyspie w końcu zapanował spokój, ale niestety zostałam oszukana, zdradzona i uwięziona przez własnego męża, który związał się z jakąś wiedźmą, w dwuznacznym znaczeniu tego słowa. To ona rzuciła na mnie urok i uwięziła w komnacie. Ale naszczęście pojawiliście się tam wy, obdarzeni mocą.
- Obdarzeni mocą? Skąd to wiesz? - spytał Aithan.
- Gdybyście nie byli obdarzeni, nigdy byście tam nie trafili. - odpowiedziała. - Chodźcie za mną. Musimy stąd odejść, aby nikt nas nie zauważył.
Aithan wziął Adain pod ramię i ruszyli za Helreiną. Przemierzali długą ścieżkę wśród licznych drzew i jezior małych i dużych o krystalicznej wodzie. W końcu doszli do ukrytych w jaskini drzwi. Zeszli schodami w dół do dziwnego, przestronnego pomieszczenia.
- Przygotuję teraz miksture, która odmłodni z powrotem dziewczynę. - powiedziała kobieta. - widzę, że brakuje mi jednego składnika muszę wyjść na chwilę.
- Zaczekamy. - odpowiedział Aithan. Po godzinie czekania ktoś zapukał do drzwi. Aithan poszedł zobaczyć kto to. Uchylił lekko drzwi ale ktoś wyszarpnął je gwałtownie i złapał go za twarz i ręce. Aithan nie był w stanie się oswobodzić. Ktoś związał mu ręce i nogi, zatkał szmatą usta i zawiązał oczy. Czuł tylko jak jest ciągnięty po ziemi a później na coś ładowany. Słyszał tupot i rżenie koni. Potem usnął zmęczony z głodu i niewygodnej pozycji. Obudziły go szepty. Czuł pod sobą zimną posadzkę i otaczający go chłód...
[ troszkę nudniejszy niż poprzednie ;p ]
[Dziękuję za powitanie! c:
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać wątku z panią zielarką (która tak swoją drogą jest naprawdę zacna). ^^
I w sumie to już jej trochę współczuję, bo chyba z takimi ziółkami jak Thyratheri raczej (i zdecydowanie na szczęście) nie ma za często do czynienia. ;D]
Humaro
[dzięki za cierpliwość :D
OdpowiedzUsuńznajome osoby? :D to my się znamy? :D ja jak zwykle nie wiem nic :( a nick mi nic nie mówi... jeżu nie pisałam z rok, albo i więcej!]
[oooo! <3 pewnie, że pamiętam! :D super spotkać kogoś znajomego, zwłaszcza po takim czasie! ;) nie sądziłam nawet, że mnie ktoś pamięta :D koniecznie musimy się pokusić o jakiś wąteczek :) ]
OdpowiedzUsuń[oczywiście, myślę, że jakaś napaść w Orlim Lesie jest nam tu konieczne i wręcz niezbędna i w ogóle tak, zgadzam się na wszystko! :D potrzebuję tylko chwili na zaaklimatyzowanie, bo po tak długim czasie, nie umiem się ogarnąć do końca x)
OdpowiedzUsuńjeśli masz pomysł, albo chcesz wykorzystać Soliśkę, to wal jak w dym ;d]
[jest pięknie, nie ma co zmieniać, jeśli będę mieć pytania, to się zgłoszę :D największą trudność mam z pojęciem głównym bloga - oczywiście, najważniejsza rzecz a ja nie kumam ^^ akcja i fabuła toczy sie na bezmagicznej wyspie, ale nasze postaci mogą być z innych światów tak? czy mogą swobodnie przez portale podróżować i czy możliwe jest, żeby przewidywać, dokąd który portal prowadzi? bo w tym momencie, gdy moja Sol trafiła na wyspę, cała jej magia, wizje, umiejętności wygasają i zastanawiam się, czy może wskoczyć sobie raz do portalu i wyjść, ta gdzie chce, a później wskoczyć z powrotem i bezproblemowo wrócić na wyspę...
OdpowiedzUsuńzaczynaj śmiało, ja pewnie w evencie nie będę uczestniczyć z powodu pracy, ale może zajrzę i popodglądam,co się dzieje :D ]
[ok, wszystko jasne! trochę się w tym pogubiłam, ale dzięki za cierpliwość i wyjaśnienie :*
OdpowiedzUsuńpo evencie będę czekać na nasz wątek? :D a jak długo będzie on trwał? ]
[Cóż, przyznam szczerze, że jeszcze nie do końca ogarniam całą kwestię przenoszenia się, świat jest więc dla mnie dowolny. Choć katakumby Raza z pewnością długo nie miały żywych gości ^^]
OdpowiedzUsuń[Też się cieszę, że wróciłam ;) Na początku miał być Aragorn, ale stwierdziłam,że chyba jednak Rollo będzie mi tu lepiej pasował :3 I jasne, jak już będziesz miała czas i chęć to daj znać, to coś pomyślimy]
OdpowiedzUsuńRainar
[Z jednej strony zastanawiam się, czy zaniki pamięci i amnezja to nie będzie za wiele, ale z drugiej strony sama mam słabość do ziół, więc może z zielarką? Zastanawiam się tylko o czym mógłby być wątek... Rainar jest tak jakby Strażnikiem portali i stara się, żeby to wszystko nie pierdykło (chyba powinnam przeprosić za taką samowolę... ale z miejsca mogę obiecać, że nie jest żadnym przepakowanym herosem.), więc poniekąd może coś kojarzyć w sprawie ze zniknięciem Nolana? Albo przyłączyć się do poszukiwań? Wątek mogłybyśmy zacząć od chęci uzdrowienia przyjaciółki, która zapadła na jakieś paskudztwo i Rainar zwróciłby się o pomoc właśnie do Adain?]
OdpowiedzUsuńRainar
Rainar nie miał bliskich. A przynajmniej żadnych, o których by wiedział. Znajomości nawiązywał z ogromnym problemem, ponieważ pustka i poczucie, że coś nie zostało skończone, nie pozwalało mu obdarzyć nikogo sympatią. Wyjątek stanowiła pewna młoda dziewczyna, cyrkówka, którą poznał przypadkiem podczas jednej z misji. Dziewczyna uczepiła się go jak rzep psiego ogona i chociaż na początku próbował wszystkiego, aby ją przegonić i by dała mu spokój, to w końcu jednak przyzwyczaił się do jej niemal nieustającej obecności. Na swój sposób z pewnością nawet ją polubił, chociaż sam nie był tego tak do końca świadom.
OdpowiedzUsuńRena miała nie więcej niż dwadzieścia lat. Miała długi, kasztanowy warkocz, wiecznie roześmiane, zielone oczy i całą galaktykę piegów na twarzy. Wąskie usta dziewczyny niemal cały czas wykrzywiał chochliczy uśmiech, zdradzając jej naturę skłonną do psot. Była całkowitym jego przeciwieństwem. On, wiecznie ponury, gryzący się sam ze sobą, ona chwytała każdą chwilę, aby się nią cieszyć. Przynajmniej do czasu.
Prosił ją, by za nim nie szła. Wiedział, po prostu czuł pod skórą, że w starym, opuszczonym domostwie dzieje się coś niedobrego i może grozić jej niebezpieczeństwo. Ona jednak uparła się, aby pójść za nim i mu pomóc. Zupełnie tak, jakby jakakolwiek pomoc była mu potrzebna.
Nie zdążył nawet zareagować, gdy gaz wybuchł mu pod nogami, wdzierając się w nos, usta, drażniąc oczy tak, że niczego nie widział. Słyszał krzyk dziewczyny, jednak w panice nie był pewny skąd do niego dociera. Zimne ostrze strachu i dziwnej, rozpaczliwej niemocy przeszył jego serce. Był pewny, że czuł się już tak wcześniej. Że słyszał taki krzyk.
Ale kiedy to było? Kto wtedy krzyczał?
Ostatnimi siłami woli nie dał się zwyciężyć złowrogim podszeptom, które wywoływały okropne wizje. Odnalazł w gęstej mgle dymu Renę i wyskoczył oknem, nie starając się nawet znaleźć wyjścia. Przetoczyli się po ziemi. Rainar z trudem chwytał czyste powietrze, wciąż czując w płucach ciężką zgniliznę. Krztusząc się, wstał, porwał dziewczynę na ręce i odnalazł gniadosza, który rżał niespokojnie, czekając na swojego pana.
Wiedział, gdzie szukać pomocy. Słyszał o starej kobiecie już dawno temu, jednak nigdy wcześniej nie potrzebował korzystać z jej pomocy. Teraz jednak gnał, jakby ścigały go najpodlejsze demony, i zatrzymał się dopiero przed chatą kobiety. Uderzył gwałtownie w drzwi, a gdy te otworzyły się, wszedł do środka.
- Błagam, pomóżcie – poprosił, nie będąc w stanie wydusić z siebie nic więcej. Gdy dziewczyna wskazała łóżko, położył na nim Renę i sam upadł na kolana, wciąż krztusząc się toksycznymi oparami. Nie ucierpiał tak bardzo, jak dziewczyna, która teraz leżała nieprzytomna, trawiona gorączką. Majaczyła, jakby dręczyły ją koszmary.
Rainar
Gdy biegł do chaty nie zastanawiał się nad sobą. To było aż dziwne, że tak bardzo poczuwał się do tego, aby ocalić tej dziewczynie życie, wyrwać ją z okropnych halucynacji, które z pewnością miała, przecież widział. Nie zastanawiał się nad sobą i pewnie dlatego nie czuł wcześniej skutków złej, okrutnej magii, która zaatakowała ich w tym przeklętym domu. Dopiero teraz zrozumiał, że nie potrafi wyraźnie dostrzec wnętrza chaty do której trafił. Było tu gorąco, za gorąco, pachniało ziołami, a on usłyszał cichy głos, wzywający jego imię.
OdpowiedzUsuńPotrząsnął głową i skupił wzrok na twarzy młodej dziewczyny, która kucnęła obok niego – Co z Reną? Co z nią? – Wychrypiał i znów się rozkaszlał. Choć sam przed sobą nie chciał się przyznać, to gdzieś w środku odczuwał cień strachu, że dziewczyna umrze. Umrze jedyna osoba, która potrafiła choć trochę zabić poczucie samotności, które towarzyszyło mu odkąd pamiętał.
Usłyszał inny, bardziej drżący, starczy głos, jednak nie był w stanie wyłapać sensu poszczególnych słów. Twarz dziewczyny zniknęła nagle, a gdy pojawiła się znowu, poczuł ostry, nieprzyjemny zapach. Wzdrygnął się i cofnął nieco, choć dopiero po chwili zrozumiał, że przecież nie ma dokąd uciec. Że przyszedł tu po pomoc i nikt już nie czyha na ich życie.
Chyba.
Syrop był paskudnie lepki, niemal duszący. Rainar zakrztusił się, z trudem łapiąc oddech. Dopiero po chwili zaczerpnął haust powietrza przesyconego zapachem ziół. Usiadł z pomocą dziewczyny i przetarł twarz dłońmi. Spojrzał na staruchę, która patrzyła na niego teraz uważnie. Dopiero przypomniał sobie. Ktoś pytał co ich spotkało. Milczał jeszcze dłuższą chwilę, starając się przypomnieć sobie szczegóły – Nie wiem. Prosiłem ją, żeby nie szła za mną, ale jak zwykle się uparła. To był... jakiś pałac. Stary, na północ stąd. Tyle, co wiem, to to, że wcześniej go nie było. – powiedział i spojrzał na obie kobiety. Nie był pewien ile wiedzą o portalach i czy nie wezmą go za wariata – W każdym razie weszliśmy do środka, a po jakimś czasie zaatakował nas… dym. Rena zaczęła strasznie krzyczeć. Wyniosłem ją stamtąd tak szybko, jak się dało. Nie wiem co to było – powtórzył i rozkaszlał się znowu. Mimo wszystko wracała mu ostrość widzenia, lżej mu się oddychało, jednak mimo wszystko wciąż słyszał w głowie dziwny szept wymawiający jego imię. – Proszę, powiedzcie mi, co będzie z dziewczyną? – Zapytał znowu. Musiała przeżyć. Po prostu musiała.
Rainar
[Jasne tylko najpierw zrobię nową kp :D]
OdpowiedzUsuń[bo to była karta alternatywna - nie wpycham sie na sile xD moze ... zobaczymy moja droga xD]
OdpowiedzUsuńMirena
[Oficjalnie dziękuję za powitanie :) Dosyć dawno nie pisałem, a już w szczególności na blogach - bo przez jakiś czas kulałem się po forach - i nawet miałem ochotę się poznęcać nad tą kartą. No a wizerunek postaci z pierwszego sezonu osłodził mi trochę życie po sezonie ósmym, który niestety do osłody już się nie nadaje :P
OdpowiedzUsuńZ Aylen możemy spróbować napisać coś w oparciu o motyw "wygnańca", bo oboje muszą radzić sobie w obcym dla siebie miejscu i oboje mogą być przez kogoś prześladowani. Alistair mógłby pomóc jej się ukryć lub usunąłby zagrożenie, gdyby ktoś nie życzący jej najlepiej znowu natknął się na jej trop. Adain z kolei mogłaby natrafić na Alistaira pewnego razu w lesie, kiedy ten poharatany uciekałby przed próbującą go schwytać bandą i postawiłaby go na nogi leczniczymi ziołami. Przy okazji okazałoby się, że w czasie swojej wędrówki napotkał kogoś pasującego do opisu jej przyjaciela (skoro nie ma ręki, to dosyć charakterystyczny znak) i chcąc się odwdzięczyć za opatrzenie ran, zaproponowałby Adain pomoc w poszukiwaniach Nolana. To wpadło mi do głowy tak na gorąco, ale jeśli nie leżą Ci te pomysły, to możemy poszukać innych :)]
Alistair