wtorek, 30 lipca 2019

Gdy północ wybiła, nagle się zjawiła… I w kącie klęczy. Przyszła mnie męczyć...

Aylen Sane 27 lat Faria zmora pomocnica złotnika

Zanim przyszła na świat jej los był już przesądzony. Rodzanice nie mogły oszczędzić siódmej córki kowala i szwaczki, skazując jej duszę na nocne tułaczki. Kiedy zasypiała, jej ciało opuszczał straszliwy demon, doprowadzający innych śniących do obłędu. Przybierając różne postacie wślizgiwała się do domów, szukając ofiar. Oplatała na nich blade, nader długie kończyny i paraliżowała. Przeczesywała ich umysły, a kiedy znajdowała największe słabości - pastwiła się nad nimi. Ten, kto się przebudził, nie mógł się ruszyć ani krzyczeć. Z przerażeniem obserwował istotę karmiącą się strachem płynącym w jego krwi. Dopiero gdy zegar zaczynał wybijać trzecią nad ranem, odpuszczała i ruszała do stajni, by zabrać najlepszego konia i uciec.
       Rodzina Sane często zmieniała miejsca zamieszkania, bo każda wioska w której się pojawili, stawała się przeklęta. Ludzie chorowali, popadali w szaleństwo i tracili konie. Nie wiedzieli, że nieszczęście było bliżej niż myśleli, aż wreszcie natrafili na babkę, która zaczęła się im bliżej przyglądać. Szybko spostrzegła, że najmłodsza z córek ma różnokolorowe oczy. Przed nocą ostrzegła innych sąsiadów. Poleciła im przybić do swych drzwi martwe sroki, które miały odstraszyć zmorę. Kiedy nadeszła pora, wygłodniała dusza Aylen ponownie opuściła jej ciało, w poszukiwaniu strachu. Widząc zakrwawione ptaki cofnęła się w rozpaczy. Role zaczynały się odwracać. Obserwujący ją przez okna ludzie zaczynali umieszczać w nich lustra. Spostrzegając w jednym z nich swoją makabryczną twarz, ulękła się i natychmiast wróciła do ciała, które tym razem nie było całkowicie nieświadome, tego co się właśnie działo. Ludzie widząc dokąd podążyła zmora, ruszyli za nią. Dziwny niepokój samoistnie poderwał jej nogi do ucieczki. Zmorowata natura przejęła kontrolę nad jej ciałem. Porwała konia i ruszyła prosto przed siebie aż poczuła się bezpiecznie.
        Szaleńczy bieg niemal wykończył zwierzę jak i dziewczynę, która straciła przytomność. Natknął się na nią złotnik i zabrał do stolicy, gdzie zajął się nią cyrulik. Wiedziała, że nie może wrócić do rodziny, gdzie urządzono na nią polowanie. Musiała zacząć od nowa. Nie mając nic, by odwdzięczyć się złotnikowi, zaproponowała mu pomóc w pracy. Mężczyzna widząc jej zapał i zdolności manualne, zgodził się i przygarnął ją pod swoje skrzydła, nieświadomy z czym tak naprawdę ma do czynienia.
_____________________________________________________________
Witam :) Już od dawna miałam ochotę stworzyć sobie zmorę, no i - TADAM :D Wyszło jak wyszło, ale jest. Zapraszam do wspólnych wątków z Aylen, która jak najbardziej gryzie i straszy, ale tylko w nocy ;) Tytuł - fragment wiersza "Zmora" Antuna Gustava Matoša

50 komentarzy:

  1. [No to witamy nową postać :D dużo weny życzę i fajnej zabawy z Aylen ;) Jak zwykle fantastycznie Ci to wszystko wyszło. Fajny i ciekawy pomysł ze zmorą. No to teraz ciężka decyzja przed Tobą :P Jak wątkujemy? :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [oj tak... K. ma racje - mroczno się tu robi xD No to witamy druga twoja postac ;) Duzo weny, pomyslow i dobrej zabawy ;>]

    Mira

    OdpowiedzUsuń
  3. [cos! berek xD
    Odbija mi, po pracy jestem i dlatego. Pewnie, że możemy tylko co? cos od zera czy po znajomosci czy na spontana?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [hmmm, M. zajmuje sie renowacja dziel sztuki, wiec mogly sie znac, gdy od czasu cos kupowala od zlotnika. Albo cos w ten desen ;>]

    OdpowiedzUsuń
  5. [albo jakaś rzecz obciążona klątwą do sprawdzenia ...]

    OdpowiedzUsuń
  6. [witam nową postać :D mega ciekawa opcja ze zmorą. jeszcze się chyba z czymś takim nie spotkałem! to co, zaczynamy? jaki świat chciałabyś obrać?]

    OdpowiedzUsuń
  7. [nie musiałaby być człowiekiem, tak jak mówisz, wsio rybka :D nie chciałbym, żeby Twoja postać traciła na "zmorowatości" przez światy :D dlatego rzuciłem monetą (serio) i padło na transylwanię, ale nie widzę przeszkód żeby ich potem wrzucić do Twojego świata, albo w ogóle jakiegoś innego :D opcji jest wielei coś czuję, że ta dwójka do wybuchowy duet. kto zaczyna? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [em... no trafiłaś, miałem w portfelu tylko dwójkę xd dobra, ja mogę zacząć, ale też chyba nie dzisiaj, bo już i tak jedną z odpowiedzi zamiast pod inną kartę to wkleiłem do siebie, więc lepiej pójdę spać zanim narobię większego bałaganu hahahahha :P rano będziesz miała początek! ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Od kilku dni planowała przejście przez portal. Bądż co bądż miała blisko a i odkryła całkiem fajne rzeczy, których w standardowym sklepie już nie dostanie albo też nikt tego nie widział na przestrzeni wieków. Na ten czas pracowała po 16 godzin by skonczyć rozpoczęte projekty, aby potem być pewna, że ma czyste sumienie i może odpocząć. W sumie teoretycznie, bo w realistycznie móiąc czasem więcej latała to tu to tam by wszystko mieć na swoje potrzeby.
    Gdy nastał ten dzień spakowała plkecak podróżny i wczesną porą udała się na miejsce.
    Nie baŁa się - ta brama prowadziła do jednego miejsca, więc miała pewność że nie wejdzie w próżnie. Nie co to wcześniej, gdy obawiała się że trafi na jakieś odludzie a jedyna formą komunikacji nie licząc własnych nóg będzie koń i pojazdopodobne.
    Będąc juz nam miejscu musiała najpierw przejść się kawałek nim trafiła do otwartych bram. Ruchu jako takiego jeszcze nie była. Zdążyła w samą porę, bo znając życie ten stan długo nie potrwa i skierowała się już mechanicznie w strone złotnika. Od czasu do czasu się tu pojawiała i właściciel ją kojarzył. Bardzo dobre nawiązali relacje.
    - dobry to dzień! - krzyknęła na progu - słońce dziś ładnie świeci.
    - dobry dobry! - zaczął i rozmowa się rozkręciła. Powiedziała z czym przychodzi a on że ma poczekać to czekała. Potem na chwilę sama została a na jego miejscu pojawiła się dziewczyna.
    - dzień dobry. - przyjrzała się dziewczynie. - nie trzeba było tak biegać, by tu dotrzeć - uśmiechała się przyjaźnie - ja nie uciekne a liste mam długą. Mam czas.
    Zaczęła wymieniać co potrzebuję.
    - a i zapomniałam. Miałam odebrać też szczególną przesyłkę - dodała, gdy sobie przypomniała.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyczuła od młodej lekkie zdenerwowanie. Zostawiła ją z listą by ta się trochę uspokoiła a sama zaglądała do każdej gablotki [o ile wtedy coś takiego było xD ale wiadomo w czym rzecz], może a nóż weźmie do domu coś ekstra?
    Kręciła się zatem po pomieszczeniu, czekajac az wszystko będzie przygotowane i będzie mogła się zwinąć. Nie żeby nie lubiła staruszka. Poczciwy był z niego człowieczek. Robił co mógł by mieć za co żyć. Nie wnikała jakim środkami, bo trzeba było sobie radzić. Wróciła do lady, gdy tylko wyjęto pudełko, które jakby nagląco przywoływało do siebie.
    Zerknęła na dziewczynę, potem ponownie na paczke. Wyciagnęła rękę nad paczką i przymknęła oczy oddychając głębiej.
    Na pytanie otworzyła i zmrużyła oczy.
    - coś co może mi pomóc - odparła po dłuższej chwili jakby wyciągnięta z letargu.
    Pochyliła głowę w bok dalej świdrując ja uważnie aż pewnie ta czuła się nieswojo.
    - ciekawość nie jest zła. Trzeba tylko uważać na nią moja droga. - nie odpowiedziała wprost ale przytknęła palec do ust i zajrzała za siebie, by się upewnić czy aby na pewno są same.
    Potem jak gdyby nigdy nic położyła na blat jeszcze dwa świecidełka.
    - to też wezme. Jak się ma moja lista?

    OdpowiedzUsuń
  11. Trochę zdziwiła jej postawa dziewczyny. Wydawała się być cicha i wycofana a tu prosze.
    - zabrać do miejsca, gdzie magia, przesądy i inne sprawy nie obowiązuję acz wątpie byś coś z tego zrozumiała - zauwazyła chlodno. Zauwazyla jak kurczowo sie trzyma paczki.
    - teraz jednak powiedz: co ty zamierzasz z tym zrobić? Bo raczej trzymanie tego w tym miejscu nie należy do stanu odpowiedniego? A cos mi sie wydaje, ze ma tez na ciebie zły wplyw. - dodała cicho - no coz. Rób co tam chcesz, ale jest mi potrzebna reszta towaru a ona raczej jest zwyczajna. Dostane je w końcu, czy wolisz pozostać z niczym? Macie tutaj więcej złotników - dodała obojetnie.
    Dziewczyna uparcie stała przy swoim... ciekawa była czy właścicielowi się spodoba brak funduszy. Śmiała wątpić.
    Wzruszyła ramionami i zamierzała sie właśnie by wyjść. Z pustymi rękami, ale Faria była duża.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie lubiła impertyneckich ludzi. Pewnie jej zostało z czasów, których nie pamietała poza oczywistym koszmarem śniącym jej się co noc i odtwarzających stale jedno i to samo.
    Westchnęła smętnie i wzrok skierowała ku sufitowi.
    - no ja nie wiem jakich tu macie niezdecydowanych ludzi. - oznajmiła - albo sprzedajecie albo nie. Chyba trzeba pogadać z właścicielem.
    Ponownie spojrzała na dziewczyn odwracając się do niej.
    - Ja nie ufam w tym świecie nikomu - odparła beztrosko - Nie interesują mnie władcy tego świata, polityka czy inne magiczne sprawy, które mnie nie interesują. - Mam własne problemy na głowie. Jak i sklep, którym się zajmuję a tylku mogę dosteć rzeczy, których normalnie u mnie nie ma.
    Nie miała pojęcia po co mówi to zupełnie obcej osobie.
    - Bywam tu wtedy, gdy coś kupuję. Łącznie z dodatkami. W moim świecie są one z reguły bezwartościowe. - zamyśliła się chwile - kim jestem... jeśli mam być szczera: nie mam pojęcia. - powiedziała to smutno. Może ten przedmiot pomoże mi rozwikłać zagadkę własnego istnienia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiwnęła głową.
    Potem sięgnęła do sakwy i zaczeła odliczać.
    - nie chodzi o sam przedmiot i do czego on w rzeczywistości służy. - odparła przeliczając - raczej do kogo on jest skierowany. A patrząc na twoją żywą reakcje - zerknęła na dziewczynę - wiesz o tym bardzo dobrze. - uśmiechnęła się krzywo - chyba nawet az za dobrze. Jednak nie mnie to oceniać. Ja chce tylko wiedzieć... - przerwała liczenie i zapatrzyła sie w dal - wiedzieć nawet jeśli sprawi to tylko bół i cierpienie, ale można z tym żyć. Nie masz pojęcia jak to jest obudzić się w obcym miejscu i nic osobie nie wiedzieć. Oprócz stale pojawijacego sie koszmaru, walkujac go kazdej nocy i trwac w stanie, w którym sie nie pojmuje. Na bogów - ja nawet nie wiem czym jestem... - dodała wykładając na blat więcej pieniędzy. Reszty nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  14. Pokręciła głową.
    Dziewczyna nadal nie zrozumiała o co chodzi.
    - W moim świecie bez magii jest on bezwartościowy, zatem komu niby miałabym go oddać. - westchnęła głośno - nie wiem na ile sposobób mam jeszcze o tym mówić, ale w zasadzie to już to powiedziałam. SAMA zamierzam go użyć, ale nie w takiej formie jak myślisz. Do nikogo nie żywie urazy. A może powinnam? - uniosła brew do góry. - Może starczy już tych pytań? Nie przyszłam tutaj by sie spowiadać z każdej wykonywanej czynności a zrobić zakupy. Nigdy wcześniej cie nie widziałam tutaj, zatem musisz być nowa. Chyba czas pogadać ze złotnikiem. Takie wypytywanie może mieć konsekwencje a to nie jest jałmużna. - uśmiechnęła się - gdyby dobrze prosperował to by tego przedmiotu tutaj nie było a lepiej go zabrać, bo im dłużej tu jest tym ściąga większe kłopoty. A tego chyba nie chcemy, zwłaszcza, że lubię tego staruszka.
    Zabrała torby.
    - dziewczyno. Pozdrów go ode mnie. Jeszcze się spotkamy i to pewnie nie raz.
    Dodała na progu. Zbyt długo tu zamarudziła. Mimo, że czas płynął tutaj inaczej, to mimo to wolała się spieszyć. Miałą swoje prace do zrobienia a im więcej pracy tym mniej myslenia o prywatbych sprawach.
    Na wszelki wypadek obrała inna ścieżkę powrotu do portalu. Przez dziewczynę, której imienia nie znała, straciła trochę czasu. W połowie drogi przystanęła by się napić a potem po uprzednim rozejrzeniu się po okolicy, przeszła.
    ________
    Minęło pare dni. Zajęta renowacją nie myślała nad tym osobliwym spotkaniem, ale wydawało jej się, że dziewczyna nie była człowiekiem. Westchnęła. No cóż to średniowiecze. Typowy okres dla różnych dziwnych rzeczy. Nawet się cieszyła, że w nim nie mieszkała. Miała przeczucie, że to nie był dobry okres dla niej, acz tego nie do końca rozumiała.
    Jednak czuła się jak w domu, gdy tam była.
    Gdy skończyła trzy obrazy i konserwacje starych, epokowych sukien dla muzeum, wywiesiła na szyldzie własnego przybytku plakietkę, że jej nie ma. Tak samo zrobiła z Tonym, jej wspólnikiem, który zresztą prosił ja wcześniej o urlop.
    A sama ponownie wybrała się do Farii, tym razem na dłużej zatrzymujac się w pośledniej gospodzie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiechnęła sie kpiąco na odchodne.
    - jak sobie życzysz. - kiwnęła głową - zatem jestem pewna, że znasz powage swego uporu. Tylko sama nie rozpętaj wojny skoro tak jej pragniesz. - zauważyła cierpko - znam go dłużej moja droga i znam rzeczy, o których nie masz pojęcia, zatem nie wydawaj pochopnych opinii na tematy tobie nie znane. - dodała wzruszając ramionami... [...]

    Zamieszkała i rozgościła się w jednej z izdeb gospody. Po pierwszym dniu kupiła sobie dobrej jakości suknie, buty i pare drobiazgów, aby wpasować się w tłum. i tak leniwie dni mijały na zwiedzaqniu, przymierzaniu i kupowaniu az nóg nie czuła. Zakupy zostawiła w rogu pokoju a sama udała się by cos zjeść. Była głodna. Jedzenie tutaj było dobre, tylko towarzystwo pozostawiało do życzenia. No, ale nic nie poradzi.
    Piła właśnie piwo, gdy zauważyła tę dziewczynę jednak chwilowo nie zwracała uwagi co tamta robi, bo dalej konsumowała.
    Może do czasu, aż któryś z gości postanowił do tamtej zagaić i nie zachowywał się przyzwoicie. Pewnie za dużo wypił.

    OdpowiedzUsuń
  16. [A dziękuję dziękuję :D Wreszcie :D To ustalamy jakiś pomysł, czy na spontana? :P]

    OdpowiedzUsuń
  17. [hmm to może Aylen przenosi się do Astavii i tam podczas przemiany w zmorę natrafia na Aithana, ale że np nie ma takiej mocy jak w Farii to tylko miesza mu w snach (można np powiązać to z tą wizją kobiety) i wtedy coś ją blokuje i przemienia się w normalną postać w jego pokoju i nie wie, co się dzieje. Co Ty na to? Zgodnie z tradycją może jednak Ty zaczniesz? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  18. Aithan jakiś czas temu zainteresował się starym traktatem "Nie magia" Aryeli le Vange, przedstawicielki jednego ze starych rodów i słynnej czarownicy. Przedstawione w nim zostały różne starożytne rytuały np. zwiększające siły magiczne, czy przyzywające dusze z zaświatów. Większość rytuałów wymagała poświęcenia innych ludzi, dlatego traktat został uznany przez ówczesnego królewskiego czarodzieja za niemoralny i zakazany w wyniku czego nie ukazały się jego żadne kopie. Czarodziejka podobno ukryła go w swojej posiadłości i słuch po nim zaginął. Później posiadłość Aryeli została napadnięta przez okolicznych mieszkańców, a ona sama według podań została spalona na stosie. Stało się to około 200 lat temu. Aithan dowiedział się o traktacie z jednej z ksiąg i postanowił go odnaleźć, o ile nie został zniszczony lub zagrabiony. Pomyślał, że może istnieje rytuał, który przywołałby kobietę z wizji.
    Do ruin posiadłości wyruszył kilka dni temu. Teraz pozostał mu już tylko jeden dzień drogi. Zapadał zmrok, a ponadto zapowiadało się na deszcz, więc postanowił poszukać pomieszczenia, gdzie mógłby przenocować. Ostatnią wioskę miną dawno temu, a następna, z tego co się orientował, była spory kawałek dalej. Na szczęście po drodze natrafił na jakąś chatę. Wyglądała na opuszczoną, więc postanowił w niej przenocować. Wykończony podróżą położył się na starym łóżku i od razu usnął. W pewnym momencie zaczęły śnic mu się koszmary. Ujrzał małego chłopca. Był bity i popychany przez innych ludzi. Nie uciekał. Stał w miejscu i znosił cierpienia, nie roniąc ani jednej łzy. Potem rozpętał się pożar i chłopca pochłonął ogień. Następnie ujrzał znajomą zakrwawioną twarz. Tym razem ukazała mu się cała postać kobiety. Stała nad brzegiem jeziora w białej, poplamionej czerwienią sukni. Trzymała się za szyję. Coś ją dusiło. Próbowała wyrwać się z niewidzialnych sideł, lecz nie mogła. Zrobiła się cała sina. Nagle wpadła do wody. Pragnął jej pomóc. Podbiegł do brzegu. Jezioro okazało się jedną wielką wodną przepaścią. Dziewczyna opadała coraz głębiej. Kiedy chciał wskoczyć do wody coś go zatrzymało. Na jeziorze pojawiła się tafla lodu przezroczystego niczym szkło. Klęknął i walił w niego pięściami aż zaczęła sączyć się z nich krew, jednak lód był niezniszczalny. Zdążył jeszcze tylko zobaczyć jej twarz nim zniknęła w wodnych głębinach. Na koniec ujrzał siebie leżącego w kałuży krwi. Ze snu wyrwały go jakieś hałasy. Ciężko oddychał. Był cały zapocony. Poczuł jak coś sączyło się po jego twarzy. Krew. Podniósł się zdezorientowany. Ktoś go napadł? Rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł czyjąś postać. Podniósł rękę do góry i wykonał szybki ruch dłonią. Chatkę rozświetliła niewielka kula ognia, która uniosła się pod sufit. Przy jednej ze ścian stała dziewczyna. Wyglądała na zagubioną. Wstał z łóżka, ubierając się. Sprawdził, czy nic mu nie zginęło wszystko było jednak na swoim miejscu. Nie była więc złodziejką.
    - Kim jesteś i co tu robisz? To ty mnie zraniłaś? - zapytał oszołomiony.

    [Tobie wyszło świetnie :D gorzej ze mną :P]

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Bardzo dziękuję za miłe słowa! Widzę, że obie nasze dziewczyny są skrzywdzone przez środowiska, w których kiedyś żyły i obie mają w sobie straszną moc. Może jedna z tych rzeczy je na siebie nakieruje i zbliży? Nie mam jakiegoś konkretnego pomysłu, więc możemy trochę razem pokombinować, jeśli masz ochotę :D ]

    Calanthe

    OdpowiedzUsuń
  20. Aithan zastanawiał się, jak lunatyczka mogła tu trafić? Chata była znacznie oddalona od wiosek. Dałaby radę przejść aż taki kawał drogi? Miał jej zadać kolejne pytanie, gdy nagle postanowiła odejść. Pająk, który ją przeraził wcale nie był straszny ani wielki, a już na pewno nie był jadowity. Zdziwił się jej reakcją. Miał się go już pozbyć za pomocą magii, ale zmienił zdanie. Skoro natrafiła się taka okazja, postanowił ją wykorzystać. Stwierdził, że obecność Aylen w chatce raczej nie była przypadkowa. Musiał się dowiedzieć, o co tu tak naprawdę chodzi. Rana na skroni nie mogła wsiąść się znikąd i te koszmary... Jeszcze nigdy takich nie miał. Podszedł do drzwi.
    - Hmm... nie mogę pozbyć się tego pająka. Nie lubię zabijać żywych istot. I tak już miałem przerażające sny... - powiedział. - Przenieść go też nie bardzo mogę. Może rzeczywiście jest jadowity. Poczekajmy aż sam sobie pójdzie. Tymczasem może chcesz coś przekąsić? Lunatykowanie musi być męczące - stwierdził i wyciągnął ze swojej torby kawałek chleba i sera i położył je na stole. - Proszę, częstuj się - rzekł, siadając na łóżko. Dziewczyna wyglądała na spłoszoną. - Ja mam na imię Aithan. Zmierzam do niedalekich ruin starej posiadłości. Jeśli twoje mieszkanie jest po drodze mogę cię podprowadzić. Podróżowanie samemu bez żadnej broni jest dosyć straszne, nie uważasz? W karczmach coraz częściej słyszy się o różnych stworach, które napadają ludzi. I jeszcze te przeklęte Delil... - zamyślił się. W kocu i z rozczochranymi włosami Aylen wyglądała uroczo, ale jednocześnie było w niej coś niepokojącego. Pachniała różami. Delikatny i słodki zapach. Uwielbiał go. Przypomniał sobie, jak kiedyś trafił na łąkę, którą porastały różnokolorowe róże. Była skryta w głębi lasu. Spędził wtedy na niej prawie cały dzień, leżąc i rozmyślając. Kojarzyła mu się jednak również z pewnym cierpieniem, którego nie potrafił opisać.
    Zerknął na drzwi. Pająka już na nich nie było. Po chwili, znienacka zerwała się wichura. Gałęzie drzew zaczęły stukać w ściany. Jedno okno otworzyło się z hukiem na oścież. Aithan szybko podbiegł do niego i je zamknął. Nagle wokół chatki rozbrzmiały jakieś hałasy, jakby krzyki czy śpiew. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Spojrzał na dziewczynę.

    [Fajny pająk :D]

    OdpowiedzUsuń
  21. Zignorował jej złośliwy komentarz.
    - Delil są to wiedźmy zmieniające swoją postać - odpowiedział.
    - Nie mam pojęcia. Może ktoś tam jest? - zastanowił się, gdy nagle coś zaczęło rysować po oknie. Skrzypienie było nie do wytrzymania. Nienawidził tego dźwięku.
    - Jak mam czarować, jak nie wiem, co się dzieje... - krzyknął w odpowiedzi. - Może to twoja sprawka, co? Najpierw koszmary, rana, a teraz to! - zaczął się denerwować. Nie mógł dłużej znieść skrzypienia szkła. Wykonał szybki ruch ręką i w mgnieniu oka podmuch powietrza wywalił szybę z ram. Zaraz tego pożałował. Przez otwór wleciał do chaty czarny cień, jakby duch. Latał przez chwilę chaotycznie pod sufitem, a potem stanął na podłodze i przybrał postać kobiety. Jej ciało było lekko przezroczyste i jakby bardziej szare. Oczy zaś miała całe czarne. Ubrana była w długą poszarpaną suknię. Patrzyła na nich. Przez chwilę zapanowała cisza, potem jednak nagle kobieta rozwarła szeroko ręce do góry i zaczęła okropnie wrzeszczeć. Krzyki przypominały śpiew. Aithan przyłożył dłonie do uszu. Jeszcze chwila i by ogłuchł. Spróbował użyć magii. Wykonał zamaszyste ruchy rękoma i dłońmi. Chciał oplątać kobietę w powietrzny wir, lecz jego magia rozpływała się wokół niej. Jego ciało zaczęło robić się drętwe. Wydało mu się jakby się rozłaziło. Istota przyciągała go do siebie. Obezwładniła go. Gdy był już bardzo blisko niej ich oczy spotkały się i w tym samym momencie przeniósł się w inne miejsce. Stanął na zielonym podwórzu przed ogromnym kamiennym domem. Dwoje dzieci biegało pomiędzy kwiatami i krzewami. Słychać było ich wesołe śmiechy. Nagle jednak pojawiła się jakaś kobieta. Była rozzłoszczona, dzieci przyleciały do niej. Szarpała je. A potem jedno z nich zaczęła dusić... Aithan nie mógł nic zrobić, był tylko obserwatorem. Później zaciągnęła je nad brzeg pobliskiego jeziora. Dziecko jednak już nie żyło. Kobieta zaczęła płakać i rzuciła się do wody. Ujrzał jak opadała w głębiny. Rozpoznał jej twarz. To była ona... Wizja przerwała się. Znów był w chatce. Istota przestała się drzeć i uwolniła go. Podeszła teraz ku Aylen i wyciągnęła w jej stronę rękę.

    [no w sumie racja, głupio wyszło, muszę się poprawić]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Tu masz chyba rację, zwłaszcza że fora to bardzo hermetyczne środowisko i jak już utworzą się tam jakieś grupki, innym autorom jest trudno się przez to przebić. Tak mi się przynajmniej wydawało :) Pisałem też na jakimś fantasy, bodaj w autorskim uniwersum, ale to padło już jaaakiś czas temu, potem trochę na SLu, którego osadzili gdzieś w Kalifornii i w sumie tyle z najbliższej historii. Blogów i to jeszcze tych onetowskich chyba nie zliczę - powiedz, że też je pamiętasz i nie jestem aż takim wapniakiem :P Z GoT to dobrze i niedobrze, bo to czekanie też miało swój urok. Tylko że, no właśnie, czekanie na ostatni sezon zakończyło się delikatnym kopem w niepowiemco. I cóż poradzić, zawsze miałem słabość do psychicznych postaci, dlatego w którymś tam sezonie miodem na moje serce był Ramsay :D Może zacznijmy u Aylen.]

    Ali

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Wybacz, że kazałam Ci tyle czekać na odpowiedź :(
    Myślę, że możemy zacząć w Farii - jest duża, różnorodna i Aylen miała tu już okazję trochę namieszać, a Calanthe i tak w niewielu miejscach zabawia na dłużej. ]

    Calanthe

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy istota znikła, Aithan dalej stał zamurowany. Nowa wizja zszokowała go, była dla niego przerażająco smutna. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Czyżby zjawa była duchem tamtej kobiety? A może była jej wysłanniczką? Albo to wszystko miało wprowadzić go w błąd i doprowadzić do depresji? Coś wewnątrz niego mówiło mu jednak, że kobieta istniała naprawdę, a wydarzenie w Orlim Lesie powiązało go z nią. To wszystko sprawiło, że jeszcze bardziej chciał rozwiązać nurtującą go od dawna zagadkę. Spojrzał na Aylen. Ona również była smutna, płakała. Zastanawiał się, czy zjawa pokazała jej to samo, czy może coś innego?
    - Co Ci się stało? Ta istota... zrobiła Ci coś? - zapytał. - Zastanawiam się skąd się wzięła... Może to ona wywołała moje sny, a później mnie jakoś zlokalizowała - zamyślił się. Przez okno do chaty wpadał chłodny wiatr.
    - Nie jest Ci zimno? - zwrócił się do dziewczyny. - Może chcesz mój płaszcz? - wyciągnął go w jej stronę. - Nie możemy tu zostać - dodał po chwili. Kto wie, co nas jeszcze może tu spotkać, a po za tym muszę, jak najszybciej dostać się do ruin posiadłości Aryeli le Vange. Myślę, że tam mogę dowiedzieć się czegoś więcej o kobiecie z wizji. Coś każe mi jej pomóc. Wiem, że muszę to zrobić. Ale... Ty przecież nic nie wiesz - nagle poczuł potrzebę zwierzenia się ze swojego problemu. Miał dość duszenia tego w sumie. Musiał w końcu z kimś o tym porozmawiać. Dziewczyna była podejrzana, ale od dawna nie miał z nikim kontaktu. A po za tym mogła mieć coś wspólnego z tym wszystkim. Nowe wizje ukazały mu się akurat wtedy kiedy się pojawiła. - Otóż jakiś czas temu trafiłem do Farii, gdzie odzyskałem swoją moc, a ponadto zobaczyłem rożne wizje, w tym wizję tajemniczej kobiety, ociekającej krwią i wołającej o pomoc. Od tamtej pory ukazywała mi się zawsze w snach. Od dawna w tej sprawie nic się nie wydarzyło. Żadnych nowych poszlak, ani wizji. Nic. Aż do dzisiaj, tej nocy... Topiła się. Mordowała. Była przerażona... A ja nie mogłem nic zrobić. Ujrzałem nawet siebie... - zamilkł. Zaczęło świtać. Niebo od wschodu przybrało barwę bladego różu. - To jak, idziesz ze mną? - zapytał, uśmiechając się delikatnie.

    [To dobrze ;) Mi też się podoba :)]

    OdpowiedzUsuń
  25. - Tak, byłem w Farii, a teraz jesteśmy w Astavii - odpowiedział zdziwiony jej pytaniami. Czyżby nie była stąd? - zastanowił się. - Może przeszła przez portal z Farii podczas lunatykowania nic o tym nie wiedząc... To by wyjaśniało, jak trafiła do tej chaty na bezludziu. - Postanowił jednak narazie nie wypytywać jej o szczegóły. Zebrał swoje rzeczy, wyszedł za nią na zewnątrz i ruszyli w stronę ruin.
    - Niestety, ale w pobliżu nie ma żadnych miast. Po drodze będziemy przechodzić koło wioski. Może tam coś sobie znajdziesz. Na razie musisz iść w tym, co masz - odparł. - Ale nie martw się, do twarzy Ci w tej piżamie - zażartował i ruszył dalej. W głowie wciąż miał przerażające wizje. Zastanawiał się, co go z nimi łączyło. Dlaczego akurat on? Co one w ogóle oznaczały? Czy kobieta rzeczywiście popełniła samobójstwo i nie mógł już jej uratować? A może była to wizja przyszłości i miała go ostrzec? Żeby ustalić coś więcej potrzebne mu były kolejne poszlaki. Szli w milczeniu od dłuższego czasu. Niebo było zachmurzone, a w dodatku wiał zimny wiatr. Zapowiadał się brzydki dzień.
    - Od dawna lunatykujesz? - zapytał, chcąc przerwać ciszę. - I jak to w ogóle jest lunatykować? Tracisz całkowicie świadomość i później nic nie pamiętasz? - Liczył, że dziewczyna opowie mu coś o sobie. Jak dotąd była bardzo tajemnicza.
    Przed nimi rozpostarł się las. Aithan zdziwił się. Nie przypominał sobie, żeby widział go na mapie. Ścieżka, którą podążali prowadziła prosto do niego. Nie mieli innego wyjścia, musieli do niego wkroczyć. Miał nadzieję, że szybko z niego wyjdą i nie spotkają żadnego niebezpieczeństwa. Gdy weszli wśród drzewa samo zaczął padać deszcz.

    [Spoko, będzie ciekawiej xD]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Około rok temu - odpowiedział. Jej zdenerwowanie upewniało go w przypuszczeniach, że pochodziła z Farii. - Niestety nie mam pojęcia. Portale pojawiają się przypadkowo i prowadzą w przypadkowe miejsca.
    - Hmmm... w wiosce ciężko będzie znaleźć coś ładniejszego od tej piżamy - rzekł, uśmiechając się szeroko. Dziewczyna nie była zbyt wylewna w sprawie lunatykowania. Może wstydziła się tego? W ogóle miał wrażenie, że nie bardzo miała chęć na rozmowę.
    - Wiem, spokojnie. Jeśli nic nas nie spowolni do wioski powinniśmy dotrzeć dzisiaj wieczorem, a do ruin jutro w południe - wyjaśnił. Gdy ujrzał martwą kobietę dreszcz przeszedł po jego ciele. Kolejne samobójstwo. Kolejna przykra rzecz. Atmosfera robiła się coraz bardziej przygnębiająca. Wisielec na początku lasu na pewno nie był dobrym znakiem. Z lekkim obrzydzeniem patrzył się na Aylen, gdy ta bez skrępowania zabierała rzeczy zmarłej i zakładała jej buty.
    - Masz rację - powiedział, po czym wyciągnął swój sztylet, który zawsze nosił u pasa na wszelki wypadek i odciął trupa. Potem położył go na pobliskim kamieniu, otoczył kopułą powietrza, co miało stanowić chwilową ochronę przed deszczem i spalił za pomocą magii.
    - Musimy już iść - rzekł, wracając na ścieżkę. Deszcz jednak stawał się coraz silniejszy, a do tego zerwał się wiatr. - Trzeba znaleźć jakieś schronienie. Nie damy rady tak podróżować. Ochroniłbym nas magią, ale niestety po pewnym incydencie nie mam na tyle sił, a po za tym muszę oszczędzać swoją moc. Nie wiadomo, co nas może tu jeszcze spotkać. - Westchnął i ruszył, rozglądając się na boki. Po kilku minutach wędrówki, kiedy był już cały przemoczony, zauważył wśród drzew w jamie skalną grotę.
    - Chodźmy tam - krzyknął do Aylen. Grota nie była zbyt głęboka, ale wystarczająco pojemna, aby ochronić ich przed burzą. Wywołał małą ognistą kulę, aby ich trochę ogrzała. Niestety za chwilę znikła. Deszcz osłabiał jeszcze bardziej jego magię ognia.
    - Nie jest Ci zimno? - zapytał się dziewczyny, ale chyba tylko z uprzejmości, bo i tak nic by na to nie poradził. Deszcz nie ustawał. Po jakimś czasie dostrzegł, że ktoś się do nich zbliża. Może też szukał schronienia? Chociaż zdziwiło go to, ponieważ las wydawał się na mało uczęszczany. Ten ktoś poruszał się dziwnym krokiem, jakby kulał. Za dłuższą chwilę był już niedaleko nich. Aithan zamarł, był w szoku. To był trup kobiety, którą spalił. Zastanowił się jakim cudem odżyła. Była jakimś potworem, czy co? Zatrzymała się przed nimi.
    - Aylen... Aylen... - zaczęła wołać głucho imię jego towarzyszki.

    [i jest w końcu :P ]

    OdpowiedzUsuń
  27. ostatnie miesiące nie były łatwe dla transywalnii i dla mieszkańców tego małego kontynentu. najmroczniejsza siła tych ziem zbudziła się ze swojego dwustuletniego letargu, co zaowocowało małym trzęsieniem i dziwnym naelektryzowaniem w powietrzu, które wpływało na samopoczucie calej ludności. nikt od razu nie przypisał zachmurzonego nieba, dziwnych skoków ciśnień i spłoszonej zwierzyny do tej jedynej osoby. wszyscy zdążyli już przecież o nim zapomnieć.
    ale on nie zapomniał, a właściwie nie chciał zapomnieć. spojrzał przez okno swojego wyniszczonego zamku i westchnął cicho. był słaby, ledwo stał na nogach. w końcu 200 lat się już nie pożywiał. patrząc na tętniące życiem miasto, które znajdowało się za gęstym i nieprzystępnym lasem, poczuł lekkie ukłucie irytacji, ale jednocześnie podziwu. zgotował im przecież kiedyś istne piekło, nie ostał się prawie nikt, a teraz... teraz ludzi na ulicach było nawet więcej niż kiedykolwiek. odsunął się od okna i powoli ruszyl w stronę głównej sali, znajdującej się na parterze. rozglądał się po pokrytych mchem ścianach, po popękanych sufitach i filarach. tyle pracy go czekało... nie miał wyraźnego planu na przyszłość. złość na ludzi dalej w nim siedziała, ale po ostatnim ludobójstwie zrozumiał, że nic nie ukoi tęsknoty za martwą żoną. musiał znaleźć sobie zajęcie, więc postanowił doprowadzić zamek do stanu używalności. kolejne miesiące spędził na odremontowywaniu poniszczonych murów zamczyska. ludzie zaczęli zauważać że w oknach górującej nad ich miastem budowli paliły się światła. zaczęto szeptać, zastanawiać się, myśleć co to wszystko może oznaczać. na razie nie znaleźli żadnego trupa z dwiema dziurami na szyi, więc może to nie dracula urzęduje w zamku? ale jak nie on to kto?
    wampir natomiast pożywiał się zwierzyną, dwa dorosłe jelenie póki co wystarczyły by nabrać sił. nie była to oczywiście ludzka krew, ale dawała radę. przynajmniej nie ssało go już w żołądku.
    gdy po paru miesiącach zamek nie groził zawaleniem, trzeba było zabrać się za poszczególne elementy wystroju i renowacje pokoi. musiał parę razy udać się do miasta po potrzebne narzędzia, ale zawsze robil to tak by nikt go nie widział. sprzedawcy dostawali natomiast sowite wynagrodzenie za milczenie. spiął dłuższe czarne włosy i siedział tak odmalowując pokój za pokojem, odnawiając mebel za meblem, czyszcząc okno za oknem. aż w końcu pewnego dnia spadł z drabiny, nie zdążył zmienić się w nietoperze, które uratowałyby go od obicia sobie czterech liter, dalej w końcu nie posilił się niczym konkretnym, więc z hukiem i gracją zderzył się z podłogą. przeklinając pod nosem, podniósł się i otrzepał ale wtedy zauważył, że zegarek kieszonkowy który nosił na piersi roztrzaskał się na kawałeczki. położył sobie małe, połamane urządzenie na dłoni i westchnął ciężko. to był prezent, który dużo dla niego znaczył. przetrwał tyle lat po to by roztrzaskać się na podłodze.
    dracula chwycił długi płaszcz z ogromnym kapturem i ruszył przez las w stronę miasta. musiał znaleźć kogoś kto to naprawi. przeszedl się po trzech zakładach, ale wszyscy mu odmówili widząc jak roztrzaskany jest zegarek. w końcu zrezygnowany usiadł pod ostatnim zakładem, gdzie akurat dzisiaj było zamknięte. był już wieczór więc nikt nie zwracał uwagi na zakapturzonego wędrowca, który tępo wpatruje się w jakieś trybiki na dłoni. nie bardzo wiedział co ma teraz z tym faktem zrobić. przecież nie wyrzuci tego do śmieci.

    OdpowiedzUsuń
  28. z głębokiego zamyślenia wyrwało go coś, co obiło mu się o buty. spojrzał na wianek, który upadł na ziemię i zanim zdążył go podnieść, szczupłe kobiece palce porwały kolorową plecionkę spod jego stóp.* nie ma za co... *odparł cicho, ignorując litowanie się nad zegarkiem, bo od tego się nie naprawi.* słyszałem o takiej tradycji związanej z wiankami, ale z tego co pamiętam powinien płynąć po wodzie, a kawaler na końcu winien go wyłowić. nie wiem natomiast co myśleć o wianku turlającym się po ziemi pod moje stopy *mruknął nawet lekko rozbawiony. uniósł głowę żeby na nią spojrzeć, co sprawiło, że w końcu i jego twarz była widoczna spod obszernego kaptura. czerwone oczy nie świeciły jasno, ale odznaczały się na bladej twarzy otoczonej czarnymi jak pióra kruka włosami. obrzucił kobietę spojrzeniem od góry do dołu. nie tak ubierali się tutejsi ludzie. nie było ani festynu, ani okazji na tak barwny ubiór. twarz miała naprawdę ładną, uroczą wręcz. widać było, że jeszcze przed chwilą dobrze się bawiła, a z tego co podpowiadał mu doskonały słuch i wyostrzone zmysły, w okolicy nie było żadnej zabawy. przechylił lekko głowę na bok, przyglądając się jej w dalszym ciągu. dawno nie okazał nikomu aż tak długiego zainteresowania, ostatni raz chyba własnej żonie, czyli wieki temu. tradycja o której wspomniał, nie pochodziła z jego kraju. czytał o tym kiedyś w jakiejś starej książce i prawdę mówiąc sam był zaskoczony, że tę informację zapamiętał.* nie jesteś stąd *powiedział, raczej stwierdzając ten fakt niż zadając pytanie. wyglądała jakby przeniosła się tu z innej rzeczywistości, ale przecież... takie rzeczy nie były możliwe, prawda? może go coś ominęło podczas dwustu lat letargu? sam zaskoczony był swoją gadatliwością, ale gdzieś w jego wnętrzu obudziła się potrzeba na rozmowę chociażby o niczym z kimkolwiek. lata spędzone w samotności odbiły się na nim, mimo, że na początku sam tego nie zauważył.

    OdpowiedzUsuń
  29. to tradycja o której czytałem wiele, wiele lat temu w jakiejś starej książce, która pewnie już obróciła się w proch. pamiętam tylko właśnie, że puszcza się wianki na rzece, wybacz brak odpowiednich informacji, tutaj nie ma takich zwyczajów - odparł spokojnie i cicho. czemu z nią w ogóle rozmawiał? czemu poświęcał jej swoją uwagę? sam nie rozumiał i miał do tego mieszane uczucia. w końcu odkąd wybił prawie całą ludność tego kraju to nie rozmawiał z nikim. może gdzieś podświadomie brakowało mu towarzystwa i zwykłego gadania nawet o niczym? wybudzenie z letargu ciągle trwało, ciągle musiał pracować nad odzyskaniem pełni swych sił i mocy. był teraz jak ospałe zwierze wybudzone ze snu zimowego. brakowalo mu krwi, a przede wszystkim pragnął brutalnego, masowego polowania. nie znał, albo nie chciał znać innej formy niż okrucieństwo. planował zostawić za sobą ścieżkę usłaną wyssanymi z krwi trupami, by przypomnieć transylwani, że diabeł tych ziem nie umarł.
    spojrzał na nią, gdy zapytała go gdzie właściwie są. zmarszczył brwi przyglądając się jej. próbował odczytać z jej twarzy jakiś żart, albo podstęp, ale odnalazł tylko szczerość i może lekkie zagubienie. westchnął ciężko i wstał ze schodów, na których siedział. był wysokim, postawnym mężczyzną. gdy się podniósł, cienie za nim zafalowały niemal niezauważalnie.
    - jesteś w transylwanii, kraju nie płynącym mlekiem i miodem, a raczej ślepym zapatrzeniem w posłańców religii. witamy w naszych skromnych progach -powiedział, a lewy kącik ust uniósł mu się w cierpkim uśmiechu. spojrzał ponownie na nią, odrywając wzrok od miasta przed nimi. - powiedz mi w takim razie, bo chyba wiele mnie ominęło,skąd się tu wzięłaś i czemu nie wiesz gdzie trafiłaś? - zapytał autentycznie ciekaw jej historii. nie spotkał się jeszcze z czymś takim. może spał za długo? może w końcu ktoś z tych nędzników przejrzał na oczy i postanowił odszukać inne kraje? w końcu transylwania nie była pępkiem świata.
    nie wiedział nic o otwierających się portalach do innych światów i kultur. 400 lat na karku, a życie ciągle zaskakiwało.

    OdpowiedzUsuń
  30. aha - mruknął lekko rozbawiony jej wymijającą odpowiedzią. rozumiał to, nie chciała zdradzać prywatnych informacji ledwo poznanemu wampirowi. spojrzał na czerwono fioletowe niebo. długie płaszcze z szerokimi kapturami chroniły go przed spłonięciem w świetle dnia, a też stali na takiej ulicy, która słońce widziała tylko z rana. - można powiedzieć, że chwile mnie nie było - przyznał równie wymijająco co ona. w końcu... nie wyleci do ledwo poznanej osoby, że przespał ostatnie 200 lat. szczególnie, że stojąca przed nim kobieta na pewno nie należała do transylwańskich ziem. to było widać, słychać i czuć na kilometr.
    uśmiechnął się lekko do siebie, gdy wspomniała o nabijaniu na pale. cudownie było być legendą z której znany był ten kawałek ziemi. - tak... to jedna z lepszych naszych opowieści - powiedział lekko. czy był dumny? sam już nie wiedział. po prostu minęło tyle czasu, że miał to już w głębokim poważaniu. gdyby jednak ludzie znów zechcieli najechać na jego zamek, zrobiły to samo po raz drugi.
    - właśnie wracałem do siebie, więc jeśli chcesz możesz dołączyć - zaproponował. normalnie pewnie by tego nie zrobił. ale zaciekawiła go ta kobieta. zaciekawiło go jej pochodzenie i skąd u diabła się tu wzięła. czuł w niej coś czego nie mógł okreslić, a co go interesowało. widocznie tak długie odosobnienie mogło zmienić nawet zło wcielone. zaczesał włosy do tyłu i ruszył w stronę lasu, przez który musieli przejść, by dostać się do zamku. pare nietoperzy odczepiło się od jednego z dachów i poszybowało koło nich w kierunku drzew. obejrzał się przez ramię - idziesz? noce o tej porze bywają tu chłodne - dodał. chciał powiedzieć, że ulice bywają niebezpieczne, ale nie było w tym kraju nic groźniejszego od niego samego. a póki co on zachowywał się nienagannie, wręcz uprzejmie.
    odwaliło ci na starość - pomyślał. 300 lat temu nie zawracałby sobie głowy miłymi gestami i chęcią pomocy. kto by pomyślał, że największy wróg ludzkości zatęskni za nią?

    OdpowiedzUsuń
  31. zaśmiał się cicho słysząc jej wywód o szanujących sie pannach. dawno już nie słyszał swojego własnego śmiechu więc ten dźwięk zaskoczył nawet jego.
    -wiesz, że gdybym miał ci zrobić krzywdę to już pewnie bym ci ją wyrządził -zauważył, bo taka była prawda. wyczuwał w niej coś magicznego, ale nie potrafił zdefiniować co to. nigdy wcześniej nie spotkał zmory, a może po prostu w transylwanii ich nie było? tu sen z oczu wieśniaków spędzały jego nocne kreatury, zagubione dusze i przeróżne bestie. nigdy nie ignorował drugiej magicznej istoty, dopóki nie poznał pełni jej mocy, ale teraz patrząc na nich jak na ludzi - ona była przy nim drobniutka i delikatna.
    -nie prowadzę cię do lasu, a przez las. mieszkam tam - wskazał dłonią wynurzający się zza drzew upiorny zamek. - ani to, ani to moja droga. jestem raczej typem samotnika, a gospodarz ze mnie chyba byłby marny - odparł na jej pytanie. dalej szedł przed siebie, nie oglądając się zbytnio za nią. słyszał, że za nim idzie. powoli, bo powoli, ale idzie. gdy w końcu się obrócił, zauważył gęsią skórkę i dreszcze przebiegające przez jej ciało co jakiś czas. jemu nie bywało zimno, przez co czasem zapominał, że innym już tak. zdjął swój długi płaszcz z ramion, zostając w białej, eleganckiej koszuli i czarnych spodniach. nie pomyślał by wystroić się jakoś szczególnie na naprawę zegarka. podszedł do niej i delikatnie zarzucił jej płaszcz na ramiona. - proszę powinno być ci cieplej - powiedział i znów zaczął iść w stronę zamku. w tym wszystkim zapomnial się jej przedstawić i zapytać o jej imię, a przecież nie był niewychowany. cenił sobie kulturę osobistą, a jego żona nauczyła go by o kobiety dbać zawsze. mógł być dupkiem dla całego świata, ale gdy przychodziło co do czego potrafił się zachować. uważał nawet, że podczas rzezi, którą urządził dla kobiet był najbardziej litościwy. przejaw kultury jak się patrzy.
    -to idziesz? wolałbym żebyś trzymała się blisko mnie, las nie przepuszcza światła, więc jak tam wejdziemy to będzie wręcz czarno - zapowiedział. on widział w ciemnościach, zresztą tak jak nietoperze potrafil posługiwać się echolokacją jeśli taka zaszłaby potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
  32. -nie żartuję. nie lazłbym przez caly ten las tylko dla żartu -zauważył rozbawiony jej miną i reakcją. była taka... ciekawa. wydawała się wręcz niewinna, ale doskonale wiedział, że nikt nie jest tylko czarny lub biały. podejrzewał, że potrafiła pokazać pazur i to też go interesowało. zwolnił trochę, by wyrównać z nią krok i spojrzał na nią gdy zaproponowała pochodnię. no tak. inni nie widzą w ciemnościach. powstrzymał się przed głośnym klaśnięciem dłonią o czoło. gdy justine zamieszkała w jego zamku zainstalowała niezliczoną ilość świec, pochodni i wszelkich źródeł światła. jako, że on sypiał za dnia to odsłaniała sobie wszystkie zasłony oprócz tych w ich sypialni. gdy natomiast się nie kładł to musieli mieć wszystko szczelnie zaciągnięte. wtedy zamek oświetlał ogień, którego on nauczył się kontrolować za pomocą magii. nie było to nic wielkiego, ale dzięki nauce i wielu próbom mógł zapalić wszystkie zamkowe świece pstryknięciem palców. kosztowało go to poparzone dłonie i wiele przekleństw, ale w końcu się wyuczył.
    na chwile zostawił ją na ścieżce, przechodząc obok paru drzew by wybrać ten jeden, jedyny, doskonały badyl. przesunął po nim dłonią, odpalając koniec kija. parę minut później wrócił do niej z pochodnią. - proszę - powiedział podając jej prowizoryczne źródło światła. trochę rozbawiła go tym konspiracyjnym tonem w jakim wypowiedziała się o widzeniu w ciemności.
    -tak, ja widzę, gdy nie ma światła -odszepnął równie cicho i z udawanym przejęciem. uniósł lewy kącik ust w delikatnym uśmiechu i znów ruszył w stronę lasu. prawda była taka, że mógł zmienić się w tysiące małych, cienistych nietoperzy i po prostu ją przetransportować do zamku, ale może na takie ekscesy przyjdzie czas później. póki co widzenie w ciemności wydawało się wielkim halo mimo, że dla niego było naturalne. no tak - pomyślał - ona nie jest stąd.
    musiał się dowiedzieć skąd przybyła i przede wszystkim jak.
    gdy weszli w las nagle zrobiło się głucho i ciemno jak w pewnej części ciała. co jakiś czas gdzieś przelatywał jakiś świetlik, odgłosy miasta ucichły, ale rozbrzmiały odgłosy lasu. pojawiły się warknięcia, wycia, sapania, odgłosy kopyt na ziemi, pochrapywania, a nawet skrzypienie drzew. on szedł spokojnie i blisko niej, nie rozglądając się jakoś szczególnie. wiedział co zamieszkuje te lasy i faktycznie dla zwykłych ludzi były to śmiercionośne osobniki, ale oni w końcu nie byli zwykli.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Obawiam się, że może być na mnie za mała - odparł. Przekomarzanie się z piżamą w roli głównej zaczęło go coraz bardziej bawić.
    - Słaby? Ciesz się, że w ogóle czarodziej - powiedział z nachmurzaną miną. Naszła go ochota, aby zaprezentować jej jakieś szpanerskie zaklęcie, ale od razu z tego pomysłu zrezygnował. Musiał w końcu oszczędzać swoją moc. Nie wiadomo, co ich mogło tu jeszcze spotkać.
    - Mówiłem ci przecież, że wioska jest po drodze. Cierpliwości... - Spojrzał na nią i westchnął. - Możliwe, że w tych ruinach znajduje się stary traktat zawierający tajniki rożnych rytuałów, można by powiedzieć taka księga czarów. Jest mi on potrzebny, ponieważ chcę odnaleźć kobietę z moich wizji, bądź dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Czuję, że ona nie jest tylko snem, a mój los powiązał mnie z nią. Z resztą ty też możesz mieć coś wspólnego z tym wszystkim. Prawdopodobnie to twoje pojawienie się wywołało kolejne wizje...
    - Bo spaliłem! - krzyknął zdenerwowany. - Może to ty ją jakoś ściągnęłaś. W końcu to ciebie woła, nie mnie. Buty... z pewnością przyszła po buty... - powiedział zirytowany. Nie wiedział, co robić. Atakować, nie atakować. Trup narazie wciąż wołał dziewczynę.
    - Stój! Co robisz? Aylen! Zgubisz ścieżkę... - krzyknął, gdy zerwała się nagle i uciekła. Szczątki kobiety wydały dziwny odgłos, jakby jęk, a po chwili zaczęły się regenerować. Aithan nie wierzył własnym oczom. Za moment stała przed nim kobieta, która wyglądała jak żywa. Nie miała jednak nosa, ani uszu.
    - Mój pan nadchodzi. Przygotujcie się na nadejście pana! Złóżcie mu ofiarę! Palcie kwiaty! Święćcie trupy! - wykrzykiwała do niego, po czym obróciła się i zaczęła podążać w stronę, którą uciekła dziewczyna. Jaki znowu pan? O co w tym wszystkim chodziło? Rzucił w nią kulę ognia, jednak nic jej nie zrobiła. Potem chciał ją zdusić wodą i przygnieść ziemią, lecz również to nic nie zdziałało jakby była otoczona jakąś ochroną. Dlaczego uczepiła się Aylen? Sprawa wydawała się poważna. Musiał ją ochronić, choć narazie nie wiedział jak. Nie była, co prawda zbyt miła, ale jednak kryła w sobie pewien urok, a po za tym mogła być powiązana z jego sprawą. Nie mógł pozwolić jej zginąć. Rzucił się do biegu i postanowił ją dogonić. Całe szczęście zostawiała po sobie ślady w ściółce. Jak się okazało biegała całkiem szybko. Doścignął ją dopiero po kilku minutach.
    - Aylen stój! To coś podąża w twoją stronę. Nie chce odpuścić. Nie byłem w stanie tego powstrzymać. Głosiło nadejście jakiegoś pana. Nie mam pojęcia czego chcą od ciebie, ale raczej nie zamierzają odpuścić. Musimy się gdzieś schować, wyjść z tego przeklętego lasu! - rozejrzał się dookoła. Tajemniczego monstra jak narazie nie było widać. Zza drzew usłyszał nagle głośne chlupnięcie wodą. Podszedł kawałek w tamtą stronę. Odgarnął gęste liściaste gałęzie wierzb i ujrzał wielkie jezioro otoczone z każdej strony drzewami. Przy brzegu stała niewielka łódka, a po drugiej stronie ujrzał jakąś chatę. Ten las nie przestawał go zadziwiać.
    - Aylen, chodź musisz coś zobaczyć - powiedział.

    [No żeby nudno nie było :D Ale jak przesadzam to mów ;)]

    OdpowiedzUsuń
  34. zasypała go takim słowotokiem, że aż nie wiedział na co w pierwszej kolejności jej odpowiedzieć. w dodatku go pogoniła! był tak zaskoczony i rozbawiony jednocześnie, że nie wiedział przez chwilę co ma ze sobą zrobić. proszę bardzo panie tepesz - pomyślał - trafiła kosa na kamień.
    chyba podobało mu się to, że bardziej niż jego samego bała się lasu. w sensie źle, że w ogóle się bała, ale miło, że nie wiedziała kim jest. wśród ludności transylwanii by tego nie uświadczył.
    -dobra, spokojnie - zawołał z rozbawieniem, kładąc dłoń na jej ramieniu. - nic cię przy mnie nie zaatakuje -zapewnił i to nie dlatego, że chciał zarzucić jej tekstem w stylu "obronię cię maleńka", tylko dlatego, że to była prawda. żaden potwór nie skrzywdzi swego stwórcy. wystopował ją, by przestała tak biec. słyszał przyśpieszone bicie jej serca, krew buzującą w żyłach i przez chwile pojawiło się w jego głowie pytanie - jakby smakowała? szybko odrzucił tę myśl, bo był cywilizowanym wampirem i umiał nad sobą zapanować, choćby głód wykręcał go na lewą stronę. nie chciał jej krzywdzić, pierwszy raz od dawna chciał po prostu z kimś spędzić czas i porozmawiać. szczególnie, że nie należała do znienawidzonego przez niego ludu.
    - ah właśnie... chciałem się popisać dobrymi manierami, a o najważniejszym zapomniałem - skłonił się lekko, ucałowujac jej dłoń. - dracula tepesz - przedstawił się. - zaprosiłem cię ze sobą, bo wydałaś mi się ciekawą osobą. nie jesteś stąd, a transylwania jest odcięta od reszty lądów, więc jestem zafascynowany skąd się tu w ogóle wzięłaś. i szczerze mówiąc? od dawien dawna nie miałem okazji porozmawiać z kimś do kogo warto się w ogóle odezwać - powiedział spokojnie. wskazał głową zamek, do którego już naprawdę nie mieli daleko. - chodź. gwarantuje ci, że nie stanie ci się krzywda - podał jej swoje ramię, chcąc poprowadzić ją w stronę swego domu. miała naprawdę duże szczęście - właśnie niedawno skończył wszystko remontować i odnawiać. zamek wrócił do swej dawnej świetności. nie było śladów po tym jak przez ostatnie 200 lat popadał w ruinę.

    OdpowiedzUsuń
  35. stał spokojnie i czekał aż ona w końcu się uspokoi, przestanie się odsuwać i gadać. zdążył nawet odpalić nabitą tytoniem fajkę, słuchając jej nerwowego monologu. - już? - zapytał unosząc na nią wzrok. wysypał popiół na ziemię, a małą fajkę schował do kieszeni spodni.
    -gdybym chciał cię ugryźć zrobiłbym to dawno, nawet w samym środku miasta. zazwyczaj nie znosze ofiar do swojego domu, bo nie widzę takiej potrzeby, a już na pewno nie rozmawiam z nimi w drodze przez las - odparł spokojnie. rzadko kiedy się denerwował, w sumie nerwy stracił może ze dwa razy w życiu, ale wtedy ucierpieli na tym wszyscy.
    -zaskoczony jestem, że nie jesteś stąd i mnie znasz. całe to "nie ocenianie książki po okładce" poszło teraz z dymem, ale już trudno. mogę się tylko domyślać co słyszałaś i nie ukrywam, że prawdopodobnie każda z tych opowieści jest prawdą. natomiast każda z nich mówi, że jeśli chce coś zrobić robie to od razu. gdybym chciał cię zabić, czy się tobą pożywić nie stałbym tu teraz i nie próbował przekonać cię do siebie -wzruszył lekko ramionami i zaczął powoli iść w stronę zamku. zostało im już dosłownie parę metrów do przejścia. widać było zza drzew wielką stalową bramę i mocne ogrodzenie. - dalej mi się nie przedstawiłaś - dodał zerkając na nią przez ramię. oddalał się od niej powoli, by dać jej czas na namyślenie się, czy lepiej zostać w lesie czy pójść za nim. gdy usłyszał lekkie, niepewne kroki, nie odwrócił się ale tylko lekko uśmiechnął gratulując jej w duchu mądrego wyboru. - w spiżarni powinienem mieć coś do jedzenia. na pewno mam wino, ale dla głodujących też się coś znajdzie - powiedział głośniej, by na pewno usłyszała. - słuchaj, nie przekonasz się dopóki ze mną nie pójdziesz. póki co nie zrobiłem ci krzywdy - rozłożył ręce na boki. - jeśli chcesz odprowadzę cię z powrotem przez las do miasta i pójdziesz spać do karczmy, gospodarz ma zawsze jakiś wolny pokój. tylko tu przejawy magii wśród ludzi są karane topieniem, stosem albo całą masą tortur, które fanatycy wiary w jednego boga mają w zanadrzu, a ja wiem, że nie do końca jesteś człowiekiem, prawda? -uniósł kącik ust w lekko tryumfalnym uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  36. -nie jestem raczej kimś kto tłumaczy czy usprawiedliwia swoje akcje. mogę powiedzieć dlaczego to zrobiłem i albo ktoś zrozumie albo nie, lata mi to koło nosa - wzruszył ramionami. co on się z zemsty za zabicie ciężarnej żony ma tłumaczyć? ludzie sobie zasłużyli. powinni zostawić go w świętym spokoju i dać mu żyć normalnie. justine przekonała go nawet do polubienia tego gatunku, za jej życia nie robił nikomu krzywdy, nawet podróżował, zaznajamiał się z tradycjami. czasem zabierała go na miasto i to wychodzenie z zamku, gdy zaszła w ciążę przykuło uwagę. jej rosnący brzuch był obiektem przerażenia wśród tych fanatycznych śmieci. ubzdurali sobie, że jego potomek będzie nawet gorszy od niego. zaufał jej wierze w ludzkość tak bardzo, że zostawił ją samą w zamku, by ściągnąć wiedźmę, która miała przyjąć poród. i jak to się skończyło? wampir aż prychnął gdy sobie to wszystko przypomniał. w takich momentach miał ochotę wrócić przez ten las i znowu wybić wszystkich co do jednego. ale teraz... sprawa była przeterminowana. już się zdążył zemścić i szczerze mówiąc nie dało mu to ukojenia.
    idąc z nią w stronę bramy zamku starał się przypomnieć sobie inne rzeczy z ktorych miałby się usprawiedliwać. nabijanie na pal... okej, faktycznie bywał okrutny. ale ludzie od zawsze go ściagli, chcieli wiedzieć czym jest, bali się go, próbowali pokonać. przychodzili pod jego dom z pochodniami, wodą święconą i widłami. potrafili zaatakować zamek za dnia, gdy musiał bardzo uważać i był zwyczajnie oslabiony. może i potrafiłby napić się krwi bez zabijania ofiary, ale po prostu w stosunku do ludzi mu się nie chciało. justine była jedyną osobą, która przeżyła jego pożywianie się.
    pokręcil w końcu głową tak jakby chciał strzepać z siebie te wszystkie myśli. nie miał zamiaru się tłumaczyć. strach był potężną emocją i cieszyl się, że właśnie to odczuwali wszyscy którzy na niego patrzyli.
    - nie będę cię ciągnął za język aylen - powiedział cicho, w końcu gdyby chciała powiedzieć mu czym lub kim jest zrobiłaby to sama. nie zamierzał naciskać. podszeli do bramy, którą otworzył, a potem do ogromnych zamkowych drzwi. puścił ją przodem, a gdy weszła do ciemnego wnętrza, pstryknął palcami. wszystkie świecie i pochodnie zapaliły się na raz za pomocą magii. rozświetliły wnętrze zamku o którym krążyły legendy. wszystko było utrzymane w ciemnych tonach. przeważało połączenie ciemnej, głębokiej czerwieni i czerni. nie było miliona ozdób, zamek wydawał się zimny i przerażający wręcz. ogromne, prawie puste przestrzenie. weszli przez drzwi do ogromnego salonu, bądź sali głownej jeśli ktoś wolał. na jej końcu po lewej i prawej stronie były schody prowadzące na górę. tam znjadowały się sypialnie, biblioteki, gabinety, wszystko o czym można bylo pomyśleć tam było.
    pod lewą ścianą znajdował się ogromny kominek w ktorym wesoło tańczył ogień. wokół niego ustawione były ogromna kanapa i fotele. nad kominkiem wisiał portret jego i jego ciężarnej wtedy żony. ściany pokryte były półkami na których znajdowały się przeróżne książki, czasem jakaś broń, mechanizmy z przełomu wieków. na prawej ścianie było otwarte wejście do ogromnej, nieużywanej przez niego kuchni. obok kuchni znajdowały się małe drzwi prowadzące do spiżarni do której on własnie zmierzał. - rozgość się, przyniosę wino i coś do jedzenia - powiedział otwierając drzwi i znikając za nimi. pod zamkiem znajdowały się ogromne piwnice ale one były tą częścią domostwa do której nikt nie miał wstępu. wrócił jakieś 10 minut później niosąc butelkę wina, wędzone mięso, wędzony ser, pomidory i chleb. poszedł z tym wszystkim do kuchni by zrobić jej coś do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Sama się w to wmieszałaś, wchodząc do tamtej chaty - odparł. - Nie rozumiesz... Nie chcę jej odnaleźć dla siebie. Ona potrzebuje pomocy. Cierpi. Lub cierpi ktoś inny... W kolejnej wizji mordowała dziecko. Może jest psychicznie chora, albo coś ją do tego zmusiło - rzekł i zamilkł na moment. - To nie mogły być tylko sny. Sny nie powtarzają się tyle razy. A po za tym czuję się powiązany z tym wszystkim. Musi być coś na rzeczy tylko jeszcze nie wiem co i aby się dowiedzieć czegoś więcej muszę dotrzeć do tych przeklętych ruin. Chyba, że znowu ujrzę nową wizję...
    Tyle złośliwych komentarzy już od niej usłyszał, że teraz nawet już nie zwracał na nie uwagi.
    - Nie mam pojęcia o kogo chodziło, ale brzmiało to przerażająco - odpowiedział. - Nie wiadomo, może za chatą jest jakaś ścieżka. - Sam nie wiedział, która opcja będzie lepsza, ale nie należało odrzucać jednej z możliwości tak od razu. - Wątpię żeby odpuściła. Nie spieszyło się jej, dlatego jeszcze jej nie widać. Obawiam się, że mimo wszystko będzie chciała cię odnaleźć. - Podszedł do łódki, aby ją obejrzeć. Na szczęście była w dobrym stanie, lecz nie było przy niej wioseł. Ten problem mogłaby jednak rozwiązać magia wody. Obrócił się ku Aylen.
    - Masz rację, powinniśmy się stąd zabierać. Tylko, gdzie chcesz iść? Idąc dalej w głąb lasu możemy łatwo się zgubić. Prawdę mówiąc już się zgubiliśmy. Z kolei wracając na ścieżkę natkniemy się na to monstrum. I wiesz żałuję, że nie miałem żadnej wizji z tym budynkiem. Przynajmniej byśmy wiedzieli, co tam jest - rzekł do niej z kąśliwym uśmiechem i zamyślił się. Chata wzbudzała w nim ciekawość. Od zawsze lubił się pałętać po dziwnych i tajemniczych miejscach. Coraz bardziej chciał do niej popłynąć.
    - W chacie moglibyśmy się schronić. Sama widzisz jaką mamy dzisiaj pogodę. Wszędzie możemy natoczyć się na jakieś niebezpieczeństwo. I w lesie i w chacie. Ponadto po drugiej stronie jeziora monstrum tak szybko nas nie dogoni. Chyba lepiej popłynąć łódką i się schronić niż pałętać się po lesie, nie uważasz? - Zarzucał ją argumentami. Miał nadzieję, że ją przekona.
    - To jak płyniesz? - spytał się jej i wepchnął łódkę do wody. Potem nie czekając na jej odpowiedź wsiadł do niej i się rozłożył niby nigdy nic.

    [To dobrze :D]

    OdpowiedzUsuń
  38. - Wątpię, tu raczej chodzi o coś poważniejszego - powiedział, gdy ściągnęła buty. Podszedł do nich, wziął je i z powrotem założył jej je na nogi. Nie spodziewał się po sobie takiej uprzejmości, ale miał nadzieję, że ten gest choć trochę przełamie ich zimną jak dotąd relację. Chociaż równie dobrze mogło ją to zezłościć, ale nie przejmował się tym. - Lepiej weź to, może się przydać - rzekł, podając jej nóż, który wcześniej rzucił na ziemię.
    Gdy wsiadła do łódki uśmiechnął się pod nosem. Lubił stawiać na swoim. Kiedy jednak coś zaczęło się do nich zbliżać mina mu zrzedła. Wycie bestii i ponaglanie dziewczyny wyrwały go z osłupienia. Wyciągnął szybko szeroko ręce i zaczął wykonywać nimi jednakowe ruchy. W mgnieniu oka zerwała się fala, która o mało nie wywróciła łódki.
    - Wybacz, to z powodu adrenaliny - usprawiedliwił się. Zaczęli płynąć, lecz po chwili łódka stanęła w miejscu. Bestia swoimi długimi łapskami złapała za burtę i chciała ich przyciągnąć na brzeg. Miał już dość tych wszystkich potworów. Ciągle coś stawało im na drodze.
    - Co za przeklęty las... - mruknął pod nosem. Znowu wykonał skomplikowany ruch dłońmi tym razem jednak plącząc je z sobą i wyszeptał kilka słów w starożytnym języku, którym posługiwali się magowie. Sierść na nadgarstkach bestii zaczęła się palić, lecz za chwilę przestała. Magia ognia nie działała zbyt dobrze na zbiornikach wodnych. Czar jednak coś zdziałał, bowiem potwór ryknął głośno, puścił na chwilę łódź i włożył włochate łapska do wody. Potem natychmiast z powrotem złapał za burtę. W tym czasie jednak Aithan zdążył wyciągnąć swój sztylet. Zamachnął się nim i wbił w łapy bestii, najpierw w jedną potem w drugą, a następnie wywołał gwałtowny podmuch wiatru prosto w jej twarz, który spowodował, że straciła na moment równowagę i przewróciła się do wody. Głośno zawyła i zaczęła miotać się na wszystkie strony. Nie tracąc ani chwili Aithan ponownie rozłożył ręce i sprawił, że łódka zaczęła płynąć w kierunku chaty. Po chwili, gdy znacznie oddalili się od bestii opuścił ręce i odetchnął. Potwór na szczęście nie umiał pływać. Jeszcze przez trochę czasu było słychać jak wył w oddali.
    - Nic ci nie jest? - zapytał się Aylen. Sam czuł się wyczerpany. Miał nadzieję, że już nic więcej ich na razie nie spotka, bo jego moce zostały znacznie osłabione. Kiedy znaleźli się mniej więcej na środku jeziora pojawiła się mgła.

    [nie no spoko, mi to nie przeszkadza :P kto się czubi ten się lubi ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  39. - Tym badylem nic... - zaczął mówić, gdy nagle coś pociągnęło kawałek drewna. Zrobił wielkie oczy. Przechylił głowę, chcąc zobaczyć co ich ciągnie, jednak to coś było całkowicie zanurzone w wodzie. Za chwilę byli już na brzegu. Jakieś stworzenie z brązowym futerkiem wychyliło na chwilę główkę, po czym od razu się schowało i odpłynęło. A więc to był ich przewoźnik, pomyślał Aithan, uśmiechając się. Kiedy staruszka wypowiedziała jego imię zdziwił się jeszcze bardziej.
    - Jak to kazałem czekać? Nawet cię nie znam... Kim jesteś? - zaczął się wypytywać, jednak kobieta nic nie odpowiedziała. Wyglądała bardzo staro. Skórę miała mocno pomarszczoną, a jej białe włosy były wyjątkowo rzadkie. Odwróciła się i ruszyła w stronę chatki. W pewnym momencie zatrzymała się i machnęła do nich laską, co prawdopodobnie miało oznaczać żeby szli za nią. Nie wydawała się zbytnio miła, ale raczej też nie mogła być groźna. Nie mieli zbytnio innego wyjścia, więc poszli. Kiedy Aithan przekroczył próg chaty zrobiło mu się słabo, a w oczach pojawiła się ciemność. Następnie ujrzał migawkę szybkich obrazów, a potem mały pokoik. Na łóżku znajdującym się w nim siedziała znajoma kobieta. Trzymała za ręce małe dziecko, które najpewniej nie mogło usnąć i coś mu opowiadała. Na ścianie za nią sunął się cień. Duży i głęboko czarny. Przypominał zdeformowaną postać. Przyglądał się kobiecie i jej dziecku. Wywołał w nim strach. Za chwilę znowu ujrzał tylko czerń i odzyskał przytomność. Zatoczył się, złapał za ramiona Aylen żeby się podtrzymać. Kiedy wróciła mu równowaga puścił ją.
    - Wybacz, zakręciło mi się w głowie - powiedział, po czym wszedł głębiej, a staruszka popatrzyła na niego wymownie. Czyżby miała coś wspólnego z tym wszystkim? Jak zauważył wizje nie pojawiały się w przypadkowych momentach. W chacie było ciemno, dwa okna były zabrudzone, a na stoliku paliła się jedna mała świeca. W powietrzu unosił się kurz. Zachciało się mu kichać, powstrzymał się jednak. Nagle staruszka gwałtownie podeszła do Aylen. Wpatrywała się w jej oczy. Złapała ją mocno za szyję.
    - Wyczuwam w tobie złą energię - powiedziała. - Nie jesteś zwykłym człowiekiem. Los chciał żebyś tu przybyła razem z nim... - Po chwili milczenia kobieta puściła Aylen i popchała ją do tyłu, po czym zaczęła wykrzykiwać głośno dziwne słowa, jakby zaklęcie. - No już, ujawnij się! - krzyknęła na koniec.

    OdpowiedzUsuń
  40. musiał dać sobie chwile na odnalezienie się w sytuacji. w końcu dawno już nie jadł zwykłego ludzkiego posiłku i dawno takiego nie przygotowywał. wrócił do salonu jakieś pół godziny później, niosąc ciepły posiłek i dwa kielichy z winem. butelkę połóżył obok fotela, siadając obok kobiety na dywanie. podał jej talerz z przygotowaną potrawą, nie było to nic wyszukanego ale dało się to zjeść. - musisz mi wybaczyć, nie mam zbyt wiele w kuchni. dawno jej nie używałem - powiedział na swoje usprawiedliwienie. zawiesił na niej spojrzenie na krótki moment, ale to wystarczyło by zrozumiał, że jest już zmęczona. w sumie co on się dziwił, dużo chyba dzisiaj przeszła. rozejrzał się po ogromnym wnętrzu i lekko uśmiechnął pod nosem słysząc uwagę o sprzątaniu. - jeszcze niedawno wszystko było ruiną, póki co jakoś to ogarniam... - odparł cicho i upił łyk wina z kielicha. milczał przez chwile wpatrując się w ogień, chciał wiedzieć skąd ona się tu wzięła, co było w niej takiego, że zwrócił na nią uwagę, ale teraz gdy już lekko leciała jej głowa ze zmęczenia, nie zamierzał wałkować tematu. nie był w końcu skończonym bucem... chyba. - przygotuję ci jedną z sypialni, nie mam gosposi więc, sam dumnie założę fartuszek, zakasam rękawy i nawet wody ci nagrzeje do kąpieli - zaśmiał się cicho i oparł plecami za stojący za nim fotel.
    - a właśnie... miałem zapytać. wyglądasz jakbyś szła na jakąś zabawę - powiedział wskazując kolorowy strój, a potem spojrzał na zegarek. - chciałaś się bawić, a przysypiasz tuż przed północą? - uśmiechnął się rozbawiony, upijając wino. - żartowałem, oczywiście rozumiem, że możesz być zmęczona. wymądrzam się, bo przespałem ostatnie dwa wieki - szturchnął ją lekko, żeby chociaż na chwile ją ożywić. w końcu nie rozmawiał z nikim od tylu lat, a jego jedyna rozmówczyni właśnie zasypiała nad talerzem! z drugiej strony, musiał pamiętać - ona była człowiekiem, albo pół człowiekiem, bo jej drugiej natury nie mógł póki co rozgryźć. justine też potrafiła zasnąć w połowie jego monologów na jakieś frapujące tematy. on poczuje zmęczenie dopiero nad ranem, chyba, że zmusi się do snu w nocy, by spędzić z aylen dzień, ale czy ona chciała spędzić dzień w szczelnie zabunkrowanym zamku, przy świetle płomieni? westchnął cicho dopijając wino. dolał sobie i jej alkoholu, po czym wstał z dywanu. - przygotuje ci miejsce do spania - powiedział kierując się powoli w stronę wielkich schodów.

    OdpowiedzUsuń
  41. [No to henlo. Ja wątek jak najbardziej, zwłaszcza że... ZMORA. <3 Pytanie numer jeden: gdzie umieszczamy naszą akcję? Faria czy zimne i nieprzyjazne Isberg?]

    OdpowiedzUsuń
  42. Zachowanie staruszki go zadziwiło, tak że nawet nie zdążył zareagować. Zastanawiał się, o co chodzi z tą złą energią. I jak niby dziewczyna miałaby się ujawnić? Czy posiadała jednak jakieś moce, które przed nim ukrywała? Jej reakcja nawet go rozbawiła. Nie mógł powstrzymać śmiechu.
    - Co za smarkula! A kysz stąd! A kysz! Już dość mam problemów! - krzyknęła i zamknęła gwałtownie za Aylen drzwi. Nie zdążył nic powiedzieć. Wiedział, że nie mogą teraz się rozłączyć. Podbiegł i chciał wyjść za nią, ale drzwi były zamknięte.
    - Siadaj tu! - spojrzała na niego ostro i wskazała na krzesło. - Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie wyjaśnimy sobie parę kwestii.
    - Nie mogę jej tak zostawić! Poluje na nią jakiś potwór, demon czy jakaś inna cholera! - odparł.
    - Teren chaty otacza ochronna bariera. Nic jej nie będzie. A po za tym nawet nie zdoła jej przekroczyć. Zrobi sobie ewentualnie guza i tyle. Coś z nią jest nie tak, ale zajmiemy się tym później. A teraz siadaj natychmiast i słuchaj! - powiedziała i sama usiadła naprzeciwko niego.
    - Wtedy w Farii upomniało się o ciebie twoje stare dziedzictwo. Kobieta, którą wtedy zobaczyłeś jest ci bardziej bliższa niż ci się wydaje.
    - Co? Ale skąd ty to wszystko wiesz?
    - Jestem z tobą powiązana równie mocno, jak ona... Otóż, jestem twoją prababką Aithanie. - Prawie spadł z krzesła. Był zszokowany.
    - Nie wierzę, nie wierzę... - zaczął powtarzać. - Moja rodzina mieszka w okolicach Theram, a moi dziadowie od dawna nie żyją!
    - To była twoja rodzina zastępcza. Wiem, że ci ciężko w to wszystko teraz uwierzyć, ale to prawda!
    - A kim niby jest ta kobieta z wizji?
    - To twoja matka. - Teraz szok ogarnął go jeszcze bardziej. Wpadł w osłupienie. Wiedział, że coś jest na rzeczy. Czuł z nią jakąś więź. Ale, że aż tak? Tego się nie spodziewał... Milczał, wpatrując się w podłogę. - To wszystko przeze mnie. Wybacz mi. Było mi ciągle mało. Chciałam być potężniejsza, jeszcze i jeszcze bardziej... Magia zawładnęła moim życiem. Rodzina zeszła na drugi plan. Pewnego razu przez przypadek ściągnęłam demoniczne moce, których nie potrafiłam opanować. Opętały twoją matkę. Była wtedy w ciąży z twoją siostrą. - Siostrą?! Robiło się coraz ciekawiej. Wszystko to brzmiało dla niego, jak jakaś niewiarygodna opowieść. Słuchał dalej, nie przerywając. - Próbowałam je przepędzić. Początkowo wydawało się, że wszystko wróciło do normy jednak z czasem zaczęła dziwnie się zachowywać. Popadała w skrajności. Zachorowała na depresję. Aż w końcu oszalała. Mówiła, że widzi cienie, jak ją otaczają i pełzną po niej. Potem wydarzyło się coś tragicznego... - staruszka zamilkła na moment. Na jej pomarszczonym policzku zauważył łzę. - Zamordowała twoją siostrę. Utopiła ją. - Aithan spojrzał w jej oczy. Wizje okazały się prawdziwe i co gorsze dotyczyły niego. - Potem sama się rzuciła do jeziora, ale zdążyłam ją wyciągnąć. Dziecka niestety nie byłam w stanie uratować. Po tym wydarzeniu oddałam cię do wiejskiej rodziny, żebyś mógł spokojnie dorosnąć. Ja zaś dniami i nocami studiowałam różne księgi o czarnej magii i demonach jednak nic to nie dało. Pewnego razu nasz dom napadły dziwne istoty, sługi demonów. Przypominały ludzi, jednak nie mieli nosa ani uszu. Porwały twoją matkę. Mówiły coś o jakimś panu. Walczyłam z nimi, ale nie byłam w stanie jej obronić. Jak się później dowiedziałam nazywają się Himami. Wydarzyło się to kilkanaście lat temu. Od tamtej pory starałam się ją odnaleźć, ale na próżno. Miałam tylko wizje. Tak samo jak ty teraz. Ale wiem, że ona żyje. Wydarzenie w Farii nie było przypadkowe. Obudziła się wtedy w tobie prawdziwa moc naszego rodu. Od razu ją wyczułam i od tamtej pory starałam się ściągnąć ciebie tutaj, aby opowiedzieć ci całą prawdę - zamilkła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ja... nie wiem, co powiedzieć. Kim ty jesteś? Wiedźmą? I co to za ród, jaka moc? - zaczął się wypytywać.
      - Jestem czarownicą. I... nie powinnam już żyć. Musiałam jednak ciebie spotkać, dlatego zamieszkałam tutaj i rzuciłam na ten skrawek lasu czary manipulujące czasem. A nasz ród, był kiedyś wielkim rodem czarnoksiężników i czarownic. Z czasem jednak jego potęga podupadła. Moce zaczęły zanikać, szczególnie u męskich potomków. Ty jesteś pierwszym od wielu wielu lat magiem w naszej rodzinie. Przed tobą istniała linia silnych kobiet, lecz teraz i ona wygaśnie. Ostatnią najpotężniejszą czarownicą była Aryela le Vange, moja babka. Zawsze była dla mnie wzorem. Pragnęłam osiągnąć taką moc jaką ona miała jednak nigdy mi się to nie udało...
      - Aryela le Vange?! Była moją daleką babką? - Nie mógł w to uwierzyć. Robiło się coraz bardziej skomplikowanie.
      - Tak Aithanie, była. Obiecaj mi jednak, że nigdy moc nie stanie się dla ciebie najważniejsza. Nie daj się pochłonąć! Teraz wiesz już wszystko. Twoja matka żyje. Nie mogę ci niczego rozkazać. Możesz ją uratować, albo dać temu spokój i odłączyć się od przodków. Rozpocząć nowy ród... Mogę sprawić, że wizje znikną. Decyzja należy do ciebie.
      - Pragnę ją uratować i to zrobię! Obiecuję! - rzekł bez zastanowienia.
      - Twoja wola. Jednak miej się na baczności. Demony będą chciały zawładnąć i tobą.
      - Już tu są... spotkaliśmy tego... jak mu tam... hima o! Teraz chcą porwać Aylen.
      - To nie jest dobry znak. Mam nadzieję, że mnie nie zlokalizowały. Aylen... Aylen... Dlaczego ona? Ta zagadka pozostaje jednak do rozwiązania dla ciebie. Kres moich dni dobiega końca. Wierzę, że stawisz czoła przeciwnościom losu i wyplewisz to zło, które ja wywołałam i sobie z nim nie poradziłam. A teraz zawołaj tą dziewczynę. Może się nam przydać. Spróbujemy zlokalizować twoją matkę, a do tego potrzebne będzie nam dużo mocy. Będę musiała zdjąć też wszystkie zaklęcia... Pragnę chociaż raz ci się przysłużyć i odpokutować swoje winy.
      - Dziękuję, że opowiedziałaś mi o tym wszystkim - rzekł i otworzył drzwi. - Aylen! Aylen chodź! Proszę! - zawołał.

      [Uf, ale zaszalałem... A twoja poprzednia odpiska jest genialna. Serio! Śmieję się za każdym razem jak ją czytam :D]

      Usuń
  43. [Inspiracja mitologią nordycką, Skyrimem, generalnie zimno, ponuro i czają się na Ciebie złe stwory. :P Sama Sig inspirowana jest Potemą ze Skyrim właśnie. Postaram się jak najszybciej zrobić opis świata, a tymczasem możesz poznać go przez wątek. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  44. - Wiesz, że mógłbyś używać drzwi? - Zapytał Basso, gdy usłyszał otwierające się okno za jego plecami. Nie mógł przeżyć tego, że złodziej, z którym pracował miał w głębokim poważaniu wszelkie maniery. Garrett ześlizgnął się na podłogę i podszedł do biurka, przy którym paser wypisywał jakieś dokumenty. Pomieszczenie znajdowało się pod karczmą, która obsługiwała cały margines społeczny w Mieście. Idealna lokalizacja, bo tu nikt nie wściubiał nosa w nieswoje sprawy. Każdy pilnował siebie, a gdy ktoś zbytnio interesował się sprawami innych kończył zazwyczaj z nożem w plecach, gdzieś w bocznych alejkach. Ta część Miasta wyjęta była spod prawa, tutaj spotykali się ludzie pokroju Garretta i Basso. Biuro, które zaaranżował sobie paser pod karczmą było całkiem przestronne, znajdowało się w nim wiele półek, ogromna ilość dokumentów, książek i wiele, wiele przedmiotów, które czekały na swych kupców. Światło zapewniały pochodnie i świece ustawione w odpowiednich punktach. Garrett po cichu podszedł bliżej, czekając w milczeniu na kolejne zlecenie.
    - Trzymaj - powiedział Basso podając złodziejowi jeden z dokumentów. Znajdował się na nim opis przedmiotu i poglądowy rysunek. - To wysadzana szmaragdami szkatułka rodowa Thompsonów, klient jest anonimowy, ale podkreślił, że szkatułka wcale nie należy do Thompsonów, tylko do jego rodu. Nie wnikałem w szczegóły, bo na wejściu zaproponował dużą kwotę za zlecenie. Masz ją wpisaną na drugiej stronie - powiedział nie odrywając wzroku od podliczania sum w swoim kajeciku. Garrett przejrzał na szybko notatki i zerknął na drugą stronę. Pieniądze faktycznie były spore. Odłożył dokumenty i poprawił kaptur oraz materiał na nosie mając zamiar zabrać się za owe zlecenie od razu.
    - Drzwi! - Krzyknął jedynie basso, w momencie gdy złodziej już wyskakiwał przez okno, na spowitą mgłą ulicę.
    Miasto było typowym wiktoriańskim, wyjętym wręcz z horrorów miejscem. Rzadko świeciło tu słońce, a jak już świeciło, to z trudem przebijało się przez ciężkie chmury i grubą mgłę otaczającą domy i ulice. Egzekwowano tu karę śmierci, tortury, a Straż zawsze miała rację. Garrett nie raz na własnej skórze przekonał się jak okrutne potrafi być to miejsce, ale tu się urodził i tu mieszał zawsze. Znał domostwa, rezydencje, kościoły prawie na pamięć. Wiedział, kto sprzedaje najlepszy sprzęt w mieście, która krawcowa naprawi jego czarne ubrania i zszyje skórzane wstawki.
    Szedł ciemnymi uliczkami, omijając słabe światła latarni przydrożnych, kierując się w stronę domostwa, w którym znajdował się jego cel. Przedostał się na dach jednej z kamienic, z której widać było rezydencje Thompsonów. Strzeżona przez dwóch strażników, 3 psy i masę zamków.
    Godzinę później Garrett znajdował się już w rozległych piwnicach domostwa. Szedł bezszelestnie, rozglądając się za rzeczami, które mógłby zwinąć przy okazji, aż jego wzrok przykuła dziura w jednej ze ścian. Podszedł bliżej, a następne co wiedział, to to, że znalazł się na jakieś polanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - co do... - pomyślał wstając i otrzepując się. Przez chwile myślał, że nie zażył swojej dawki opium i po prostu umysł płata mu figle, ale powietrze było inne, miasto przed nim jasne, a niebo widoczne. To nie był jego dom. To nie było jego Miasto. Jego niebieskie oko błysnęło, a on poprawił łuk na plecach i postanowił pójść w stronę potężnej aglomeracji w nadziei, że dowie się gdzie jest i co tak naprawdę tu robi.
      Chowając się w ciemnościach, korzystając z dachów, balkonów, przejść i rusztowań, przemieszczał się po miejscu, którego nie rozpoznawał. Nawet ludzie byli inni, inaczej ubrani. Co on tu robił i jak się tu dostał?
      Zeskoczył na ulicę, która chyba jako jedna z niewielu była ciemna. Garrett instynktownie kierował się w stronę swojej kryjówki, mimo, że mapa tego miejsca i jego Miasta zupełnie się nie pokrywała. Na jednym z zakrętów minęła go jakaś para, co sprawiło, że odsunął się daleko w cień. Nie lubił gdy ktoś podchodził za blisko, unikał kontaktów z ludźmi. Spojrzał za nimi, a potem jego uwagę przykuł mężczyzna rozmawiający z kolegą o pierścionku zaręczynowym dla swojej kobiety. Stali niedaleko zakładu złotniczego, a złodziej mimo, że bardzo chciał skupić się na powrocie do domu, to uległ swoim naturalnym instynktom i aż ręce go świerzbiły by coś zwinąć z tak niestrzeżonego sklepu. Podszedł bliżej, dostrzegając przez okna, że po zakładzie błąka się jakaś kobieta. Niebieska tęczówka lewego oka, stała się trochę bardziej intensywna, gdy złodziej analizował to co widział przez okno. Oczywiście, że powinien skupić się na dowiedzeniu się, gdzie w ogóle jest ale no taka okazja...
      Poczeka, aż kobieta wyjdzie i włamie się do budynku.

      Usuń
  45. Garrett obserwował kobietę, która po chwili odeszła wgłąb sklepu. To była dobra okazja, żeby się zakraść. Nie raz okradał sklepy z pracownikami w środku, a ta robota nie wyglądała na trudną. Przynajmniej będzie miał jakieś pieniądze, bądź rzeczy na handel w nowym miejscu. Wszystko miało swoją cenę, nawet ludzie.
    Gdy kobieta zniknęła na zapleczu, Garrett prześlizgnął się pod drzwi i wyjął swoje wytrychy. Chwila grzebania w zamku i zapadki puściły, aż zdziwił się, że zabezpieczenia sklepu są tak znikome. Przełożył rękę pomiędzy futryną a drzwiami i zdjął łańcuszek, a drzwi otworzyły się przed nim. Wszedł do środka, praktycznie bezszelestnie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Pierwsze w jego ręce trafiły dwa pierścionki. Po tylu latach bycia złodziejem, na odległość rozpoznawał przedmioty o większej wartości. Był jak sroka, która wynajdowała tylko te najlepsze i najbardziej błyszczące skarby.
    Cały czas nasłuchując kroków pracownicy, otwierał kolejne gablotki, wyjmując z nich po cichu to co uważał za najbardziej wartościowe i chowając biżuterie do kieszeni znajdujących się w całym jego stroju. Nie brał też dużo, bo po pierwsze nie potrzebował, a po drugie żaden szanujący się złodziej nie kradał nigdy całego asortymentu, oni też mieli jakieś skrupuły.
    Nagle jednak zobaczył to co trochę go zbiło z tropu. Jeden z naszyjników w gablocie był... jego. Znaczy nie jego zupełnie, ale ukradł go dawno temu pewnej bogatej mieszkance Miasta. Basso musiał go przehandlować, a jak on trafił do tego miejsca...? Garrett wziął w palce naszyjnik, doznając niemałego szoku i to go zgubiło. Zajęty gonitwą myśli nie zauważył przechodzącego koło okien złotnika. Dopiero gdy poczuł nóż przyciśnięty do swoich pleców, zorientował się w jakiej jest sytuacji. Był zły na siebie, że dał się zdezorientować głupiemu naszyjnikowi, a z drugiej strony złotnik musiał być kimś pokroju Garretta. Złodziej nie usłyszał jak mężczyzna wchodził do sklepu, a to bardzo rzadko się zdarzało.
    Garrett uniósł delikatnie ręce rozkładając je na boki. W dłoni dalej trzymał naszyjnik, który właśnie wpakował go w kłopoty.
    Odwrócił się powoli twarzą do złotnika, nie zdejmując ani kaptura, ani materiału z nosa. Widać było tylko jego dwukolorowe oczy. Mężczyzna dalej trzymał nóż, na wysokości splotu słonecznego złodzieja.
    - Skąd macie ten naszyjnik? - zapytał Garrett spokojnie, delikatnie poruszając trzymanym naszyjnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Noszę wielki łuk na plecach, a ty prosisz ją, zeby sprawdziła czy mam broń - mruknął z lekkim rozbawieniem. Garrett potrafił być najbardziej irytującym człowiekiem na tej planecie, a gdy był w niebezpieczeństwie, ujawniała się jego złośliwa strona. Gdy jednak dziewczyna wyjęła z jego kieszeni pomniejsze nożyki, sztylety, wytrychy i inne ostre narzędzia, złodziej wzruszył lekko ramionami jakby to miało go usprawiedliwić. Wtedy też zauważył, że kobieta, która właśnie go przeszukała miała dokładnie takie same oczy jak on. Zmarszczył lekko brwi, zawieszając na niej wzrok. Co to znaczyło? Miała do czynienia z kamieniem z rezydencji barona? Co tu tak właściwie się działo?
    Jego przemyślenia przerwały się w momencie, gdy niezbyt delikatnie uderzył o ścianę, zostając do niej dociśniętym. Kiedy właściciel sklepu chciał sięgnąć do twarzy Garretta by zdjąć mu kaptur i materiał, ten szarpnął się, co zaowocowało lekkim rozcięciem o trzymany przez złotnika nóż. Złodziej nienawidził, gdy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą i może to nie była sytuacja by stawiać jakiekolwiek warunki, ale wolał sam zdjąć z nosa materiał i zsunąć kaptur.Kiedy to zrobił pare kosmyków czarnych włosów opadło mu na twarz, zasłaniając część blizn na prawej stronie.
    - Pracuję dla siebie - odwarknął jakby to pytanie bardzo ugodziło w jego dumę. Gdyby ktoś spojrzał na te sytuacje z boku, uznałby, że przyłapany na gorącym uczynku Garrett nie ma za grosz instynktu samozachowawczego. Nie dość, że był bezczelny to jeszcze warczał na osobę, która właśnie przykładała ostry jak diabli nóż do jego klatki piersiowej. Duma złodzieja była dla niego jednak ważniejsza niż pare dodatkowych blizn. Miał jeszcze coś powiedzieć, gdy odezwała się kobieta, która trzymała w dłoni jego naszyjnik. To znaczy, ten który ukradł w swoim Mieście.
    - Dostałem na niego zlecenie ponad rok temu, zabrałem go z domu hrabiny Williams, a teraz... no właśnie... nawet nie wiem gdzie jestem. - Zmarszczył brwi jakby dopiero teraz przypomniał sobie, że znajduje się w zupełnie obcym miejscu, mimo, że dwie godziny wcześniej był jeszcze w Mieście. Garrett już wcześniej ocenił swoją sytuację, oczywiście, że mógł zawalczyć ze złotnikiem, ale nie widział takiej potrzeby. Złodziej rzadko kiedy stawał do walki, wolał załatwiać wszystko bez większej przemocy, w końcu nie był wojownikiem czy zabójcą. Mimo to, gdy trzeba było, stawał do walki bez problemu. Złotnik ani nie wzywał straży, ani nie wykazywał większej agresji, więc Garrett grzecznie stał przyciśnięty do ściany, czekając na rozwój wydarzeń. A może uda mu się dogadać z tą dwójką i dowiedzieć jak wrócić do siebie. - Nazywam się Garrett i szczerze mówiąc nie bardzo wiem gdzie się znajduję. Ponad dwie godziny temu wyszedłem na zlecenie i... jestem tutaj. Ten naszyjnik to jedyna znajoma rzecz. - Powiedział spokojnie. Wtedy też dotarło do niego coś o wiele gorszego. A co jeśli znów stracił pamięć? Jeśli znów wydarzyło się coś, co sprawiło, że nie pamiętał ostatniego roku swego życia? Czy to możliwe, żeby dalej znajdował się w Mieście? Jego niebieska tęczówka przybrała intensywniejszy kolor, gdy wręcz rozbolała go głowa od natłoku myśli.

    OdpowiedzUsuń
  47. Powiedzieć, że Garrett był zszokowany to jak nic nie powiedzieć. Gdy usłyszał, że jest w krainie, o której nawet nie miał pojęcia, myślał, ze sobie żartują. Ale z drugiej strony wolał takie wyjaśnienie, niż gdyby się okazało, że znów stracił pamięć.
    - Portali...? - Zmarszczył brwi patrząc na kobietę. Jego Miasto było dziwne, oczywiście, że tak, ale żeby powstawały tam portale? Nie słyszał nigdy o czymś takim, a przecież on znał wszelkie plotki i skandale. Nagle zrobiło mu się dziwnie. Nie wiedział jak nazwać to uczucie, bo emocje były mu raczej obce, ale gdy pomyślał, że może już nigdy nie zobaczyć swoich znajomych kątów, przeszedł go zimny dreszcz. Jego paser będzie się martwił, Królowa Żebraków, która zawsze go leczyła już nigdy nie zaprosi go na herbatkę. Nigdy nie wkurzy Barona. Jego niebieskie oko pociemniało wraz ze straconym humorem i opadającą adrenaliną. Uniósł spojrzenie na Aylen, która podeszła wypytując go o dziwne rzeczy.
    - Czym...? - Zapytał trochę przytłoczony ilością wypowiadanych przez nią słów. - Nie, to był wypadek - powiedział rozumiejąc, że interesują ją jego oczy. Jego też zastanawiało, czemu ona ma dwukolorowe tęczówki. Przecież z tego co wiedział nie było to częste. A może w tym świecie oznaczało to coś złego? Albo dobrego? Miał mnóstwo pytań, które nie bardzo wiedział jak poukładać. Od czego zacząć?
    - Mogę kraść dla ciebie - powiedział wracając do rzeczywistości, która go teraz zastała. Musiał się skupić na tym jak przeżyć i odpracować to, że złotnik faktycznie darował mu sporo kłopotów. Garrett doceniał takie rzeczy, czuł, że mężczyzna stojący przed nim doskonale zna niepisane układy marginesów społecznych. Najważniejszy był honor, a obietnice były święte. - nie mam zaświadczenia o swoich umiejętnościach, bo w obecnej sytuacji masz prawo w nie wątpić... - zaczął lekko rozbawiony. w końcu został przyłapany, jak jakiś nowicjusz. - Ale może to wystarczy. - Wyciągnął z jednej z kieszeni pomięty kawałek papieru. Był to list gończy wystawiony za nim. Na papierze widniała czarna plama mająca przypominać Garretta i niebotycznie ogromna suma, za jego głowę. Zera prawie nie mieściły się na kartce, co mogło tylko oznaczać, że naprawdę jest dobry w tym co robi.
    Z niechęcią spojrzał na kajdany. Zazwyczaj, gdy się w nich znajdował, na jego ciele pojawiały się blizny. Ale w sumie jaki miał wybór? Złotnik nie wyglądał jakby miał zamiar go ukarać batami, więc Garrett wyciągnął nadgarstki przed siebie.
    - Niech będzie - zgodził się, chociaż sam nie mógł uwierzyć, że to robi. Mimo to doceniał, że może tu spędzić czas i odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
  48. Garrett wzruszył lekko ramionami. Przecież w sumie tylko to mógł zaproponować na spłatę długu. Raczej nie sądził, by złotnik obsadził go na kasie w sklepie, wiedząc jak duży odchył w stronę kleptomani posiada złodziej. Sapnął gdy kajdany zatrzasnęły się na jego nadgarstkach.
    Z rozbawieniem uśmiechnął się do dziewczyny, gdy ta skomentowała jego marną podobiznę na liście gończym. - Coś w tym rodzaju -odparł na jej pytanie, czy obrabował króla. Właściwie miał w swojej kolekcji kamienie królewskie, więc nie mijał się z prawdą.
    - Na razie nawet nie wiem, gdzie miałbym się ruszyć -mruknął, gdy złotnik powiedział mu, że go namierzy. Właściwie Garrett był całkiem wdzięczny za ten zwrot akcji. Nie dość, że miał gdzie się schronić, to jeszcze ta dwójka wiedziała co mu się przytrafiło, a w związku z tym może będą wiedzieli jak pomóc mu wrócić do domu.
    Poszedł na zaplecze i z ciekawością obserwował te małą awanturę. Zdenerwowanie mężczyzny podpowiedziało mu jak cenne są te księgi, ale prawdziwą wisienką na torcie była barnsoleta, o którą to wszystko się rozchodziło.
    Niestety nie miał jak się wtrącić w dyskusję, w końcu ręce miał związane, ale bardzo chciał wiedzieć, czym jest tajemniczy przedmiot i dlaczego "nie powinna się tu znaleźć".
    Gdy oboje wyszli, podszedł do ksiąg na półkach. Wyjął delikatnie jedną z nich i otworzył, a kurz który się uniósł sprawił, że złodziej kichnął.
    Przerzucił parę stron, obserwując stan w jakim są. Chyba zaczynał widzieć w jaki sposób mógł spłacić swój dług wobec złotnika. Najwyraźniej w tym świecie nikt nie odkrył tego, co odkryło jedynie parę osób w jego mieście. Odłożył książkę na swoje miejsce i podszedł do komody. Wyjął list gończy, sięgnął po pióro leżące obok i spisał odpowiednie produkty na kartce. Miał nadzieję, że mają odpowiednie rzeczy w tym świecie, jeśli nie, trzeba będzie użyć zamienników, a to nie dałoby takiego efektu jak oryginały.
    Obejrzał się na dziewczynę, gdy ta weszła z kocami w ręce.
    - Widziałem w jakim stanie są wasze księgi. Jeśli zdołasz zdobyć te rzeczy - zaczął podając jej kartkę. - To jestem w stanie pokazać wam jak u nas konserwuje się takie rzeczy - wzruszył lekko ramionami i podszedł do stojącego przy ścianie krzesła. Kucnął na nim, przyglądając się różnym papierom leżącym na stole obok.

    OdpowiedzUsuń