sobota, 30 września 2017

When the dark night seems endless...

Rainar | Strażnik | Faria

     Obudził go chłód i suche liście łaskoczące w twarz. Nie poruszył się jednak, leżąc na leśnej ściółce, chwytając się rozpaczliwie ostatniego wspomnienia, które umykało tym prędzej, im bardziej kurczowo starał się go chwycić. Czuł w nim zapach dymu, słyszał krzyk. Swój własny i innych. Tych, których twarzy nie mógł sobie przypomnieć. Czuł ból. Przeraźliwy ból na całej twarzy, jakby ktoś uderzył go czymś ciężkim. Kiedy jednak w końcu, powoli i ociężale, jego dłoń powędrowała do policzka, nie było na nim nawet rysy. Nic, co mogłoby tak przeraźliwie boleć. I gdy uświadomił to sobie, ból zniknął, jakby nigdy go nie było. A wraz z nim ostatnie wspomnienie.
     Otworzył oczy i rozejrzał się powoli, wciąż nie podnosząc głowy. Nad lasem zapadały ciemności, wszystko dookoła było szare, bez żadnego wyrazu. Zadrżał z zimna i podniósł się ostrożnie. Z kupy liści wyciągnął miecz. Obejrzał klingę, czystą i ostrą jak brzytwa. Znów rozejrzał się po lesie, tym razem stojąc na własnych nogach. 

Gdzie ja jestem? Kim... kim ja jestem?



     Niewysoki, krępy gniadosz zarżał cicho, jakby i on poczuł ulgę, dostrzegając w oddali światła bijące z okien gwarnej karczmy. Rainar poklepał zwierzę po karku i trącił piętami, jednak konik ani trochę nie potrzebował zachęty, by iść dalej. Gdy dotarli do celu, mężczyzna zeskoczył z jego grzbietu i z pomocą chłopca stajennego, zaprowadził zwierzę do ciepłej i suchej stodoły. Sam rozsiodłał i nakarmił wierzchowca, a chłopcu od niechcenia rzucił srebrną monetę.
     Gdy wszedł do karczmy, kilka osób spojrzało za nim nieufnie. Zdjął kaptur z głowy i podszedł do karczmarza, który przyglądał mu się uważnie.
- Czyżby kolejne śmiertelnie niebezpieczne zadanie? - Zapytał, choć w jego głosie nie brzmiała ani jedna nuta prawdziwego zaciekawienia. Wieczorów takich jak dzisiaj spędzili już wiele. Było to swojego rodzaju rytuałem, za każdym razem, gdy Rainar wracał z niebezpiecznej podróży.
- Tak jakby - odpowiedział mężczyzna i napił się piwa, które chwilę wcześniej postawił przed nim karczmarz. Ten sapnął cicho i zarzucił ścierkę na ramię. Przyjrzał się uważnie Rainarowi. - Wiesz co, czasem mam wrażenie, że te wszystkie historie o strażniku to pieśń jakiegoś trubadura i to niezbyt zdolnego. Nie pamiętasz kim jesteś, ale wiesz, że ktoś dał ci misję strzeżenia granic, aby to wszystko nie poszło w diabły? A niby dlaczego miałoby iść?! - Żachnął się. Rainar spojrzał na niego i od razu dostrzegł, że karczmarz się boi. Samo istnienie portali zachwiało równowagą. Nikt nie chciał myśleć, co tak naprawdę mogło przez nie przeleźć...
      Jednak to nie bycie strażnikiem było tak naprawdę ważne. Gdzieś w środku czuł, że za tym stało coś więcej. Coś, co kazało mu chwycić za miecz i szukać... no właśnie. Kogo?

Czasem w snach prześladowała go twarz kobiety. Miał wrażenie, że zna ją dobrze. I na początku czuł spokój, a później strach narastał, póki się nie budził...
...Please, remember me...

[Nie do końca tak, jak to w głowie widziałam, w wolnej chwili będę poprawiać. Zapraszam do wątków, razem na pewno coś wymyślimy. Nie mam problemów z zaczynaniem. I tak, Rainar ma amnezję jak ta lala. Powoli będziem się obnażać z historii w opowiadaniach. ]

24 komentarze:

  1. [Aaaaaaaa!!! Rollo :D Nie mogę przestać się uśmiechać :D A tak w ogóle to witamy ponownie :) Cieszę się, że wróciłaś :) Weny, inspiracji i radości z pisania :)
    Interesująca postać i jej historia :)
    Muszę Was pozaczepiać jak się ogarnę :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witamy :D Amnezja jest bardzo dobrym pomysłem, ciekawa postać! Gdyby ci czas pozwolił, może byśmy skleiły coś razem? Z Ellipson bądź rodzinką Archersonów?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [W sumie, to wymyśliłam na szybko, więc pomysł idealny nie jest ;p. Ellipson i Rainar mogliby wylądować np. w jednej celi w więzieniu lub razem do niego trafić. Oczywiście wspólnymi siłami by się z niego wydostali. W sumie... To nie wiem, co potem, więc trochu możemy pogłówkować.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [gapie sie na Rollo i nie moge przestac ^_^
    No ale wracam do postaci, ktora niezle ci sie udala. Duzo weny, watkow i powiazan ;)]

    Katya

    OdpowiedzUsuń
  5. [hmmm czemu nie ;) przydaloby sie karte rozruszac bo jakbym "spi"

    Zateme w jakich okolicznosciach sie by poznali? albo i znaja? ]

    Katya

    OdpowiedzUsuń
  6. [Aragorn też jest niczego sobie, chociaż nie wiem czy Rollo nie lepszy :D To jeszcze wybierz z kim chcesz wątek, bo dorobiłam się drugiej postaci - Sinan :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bardzo zacnie kombinujesz, świetny pomysł na wątek :) I nie mam nic przeciwko samowolce, w końcu pasuje ;) Postaram się jutro coś zacząć :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. (No to ja bardzo bardzo baaaardzooo coś chce tu! ♡ ♥
    Ale to aż dziwne uczucie zaczynać coś od nowa z Tobą xD)

    OdpowiedzUsuń

  9. Od kiedy przebito jej bok strzałą minęły już cztery dni. Cztery długie dni, kiedy uciekała jak płochliwy jeleń, kryjąc się w opuszczonych chatach przy obrzeżach wiosek, kolejno prowadzących wzdłuż handlowego traktu. Nadal nie mogła pojąć, dlaczego znalazła się pod obstrzałem oskarżeń o morderstwo człowieka, którego nawet nie znała. Będąc w tej krainie zaledwie kilka tygodni, połowę czasu zajęło jej dojście do siebie. Portale, do których zwykle wpadała przez przypadek, wytrącały ją z równowagi i odbierały tak wiele sił, że po wydostaniu się na drugą stronę była zbyt osłabiona by iść nie chwiejąc się. O morderstwie nie było mowy. Poza tym nie znała tych, którzy mierzyli do niej z łuku i tym bardziej nie wiedziała kim był zamordowany. Ani razu nie znalazła się w większej mieścinie, poznając tutejszą kulturę i obyczaje głównie od kupców mijanych na ryneczkach i przemiłych babciach które spotykała na drodze i przy lasach. Sol nie czuła się zbyt pewnie w tej okolicy, przypominała ona nieco coś już znajomego, ale były to niemiłe wspomnienia. I jak się okazało obecnie także niemile jej tu mijał czas, bo na ucieczce.
    Nie miała pieniędzy na jedzenie, a leśne owoce nie na długo starczyły, by uciszyć warczący brzuch. Było już coraz zimniej i kąpiele w leśnych jeziorach sprzyjały przeziębieniu, a coraz chłodniejsza i twardsza ziemia nie pomagały w odnowieniu sił podczas snu. Do tego drapieżniki... Pora roku nie sprzyjała rudej podczas tej wędrówki, zwłaszcza, że musiała się dowiedzieć, dlaczego znalazła się na celowniku. Nikogo nie zamordowała! Nie miała nawet czasu by narobić sobie nieprzyjaciół, by komuś podpaść! Więc albo zaszła niewybaczalna pomyłka! Albo w tym świecie istniała osoba łudząco do niej podobna! Lub ktoś, kto się podszywał...
    Sol żyła już dobre kilka wieków. Nie przedłużała swego życia magią jak niekiedy czarownice to robiły, tę wieczną wędrówkę wpisano w jej los i spleciono z sobą na zawsze. Nie było to coś, z czego by się nie cieszyła, choć z czasem zaczynało to uwierać i męczyć. Ale właśnie dlatego, że żyła wystarczająco długo, wiedziała, że coś tu nie gra i nie może tego tak zostawić, o ile nie chce skończyć niebawem przebita strzałą, czy czymś cięższym w orężu. Bo gdy ludzie zaczynają polowania, z dnia na dzień bardziej się wrogo nastawiają przeciwko ofierze i o ile nie chodzi o ubicie dzika na obiad, ale sprawiedliwość lub po prostu odwet, zaciekłość w pościgu rośnie w zastraszającym tempie. I nienawiść, a ta ma wielką siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień zapowiadał się bezwietrzny, odetchnęła więc z ulgą. Jej suknia przesiąknięta krwią niedopraną w strumieniu wabiła wilki w lesie, który ciągnął się chyba przez całą dolinę, którą przemierzała. Kroczyła pośród drzew po miękkim mchu, starając się mieć w zasięgu wzroku wyznaczoną kołami wozów drogę, lecz sama pozostawać niezauważoną. Kilak znalezionych ziół pomogło załagodzić ból, a jedno zaklęcie wystarczyło, by zasklepić dziurę powstałą od grotu który przeleciał na wylot. Była głodna, brudna i niewyspana i martwiła się, że w tym stanie nie ucieknie, gdy znów kogoś spotka. A spotka na pewno, bo wieści o kobiecie, która zakradła się do domu zamożnej rodziny i poderżneła gardło gospodarzowi szybko się rozchodziły. Słyszała je ostatnio dzień wcześniej, gdy mijała starą chatę, w której młoda akuszerka poczęstowała ją suszonym mięsem i ciepłym bochnem. Wydawało jej się wtedy, że uszła wystarczająco daleko, by zwolnić, że nikt jeszcze nie wie o zajściu, w które została wciągnięta... Naiwna, nie doceniła ludzi i ich pogoni za sensacją.
      Mineła wysoką i suchą sosnę, która już nie miała na sobie ani jednej igły i zwolniła dostrzegając rozpadającą się leśniczówkę. Dachu nie było, drzwi także nie, a ściany miały tyle dziur, że przez przewalone deski w gorszą pogodę deszcze i watry wygrywały istne koncerty na starych belkach. Wyraźnie nikt niczego tu nie szukał od dawna i to miejsce nadawało się idealnie do drzemki.Sol zgarneła z ziemi długi kij, w razie gdyby cos jednak znalazła w śrdku i z nadzieją na szansę na odpoczynek, skierowała się do tego, co kiedyś było chatą myśliwego.

      [takie coś o sobie wyszło ]

      Usuń
  10. [No to zaczynam :) Postaram się poprawić :)]

    Dera była bardzo przedsiębiorczą staruszką. Doskonale wiedziała, co i ile powinno kosztować. Lubiła pomagać ludziom, ale nie mogła sobie pozwolić, by robić to całkiem za darmo. Z czegoś musiała żyć. W dodatku nadal miała na głowie ją – Adain, która była jak wiecznie nieogarnięte dziecko. Pamięć nadal płatała jej figle. Na szczęście jakoś strasznie nie odbijało się to na pacjentach. A jeśli już coś się zdarzało… Dera potrafiła być bardzo przekonywująca. Z resztą darzono ją nie tylko ogromnym szacunkiem, ale także się jej bano. W końcu szeptucha to nie byle kto. Jeszcze rzuci jakiś urok… Chociaż często właśnie tego chciano. Uroki były w cenie. Coś na łysienie, coś na krowy, coś na sąsiadów, coś na miłość… A wszystko sporządzane z ziół, owoców, drzew. I choć nie zawsze działało tak, jak tego chciano, to nikt nie ośmielił się rościć do niej pretensji. Widocznie inna była wola bogów.
    - Witajcie moje drogie. – Do izby zawitała kobieta w średnim wieku. Nieśmiało rozejrzała się po chacie i przycupnęła na wolnym krześle przy stoliku, za którym siedziała staruszka.
    - Co cię do nas sprowadza, Padocio? – spytała zamykając księgę, którą przed chwilą czytała. Spojrzała na kobietę i ze zmarszczonymi brwiami pokiwała głową.
    - Aż tak widać?
    - A widać, widać – odparła, choć Adain była pewna, że blefuje. Dera nie była jasnowidzem i jeśli ktoś wprost nie wyznał jej w czym problem, nie mogła mu pomóc. Ale kto zabroni jej poudawać?
    - Mąż mnie zdradza. Przyjechała tu taka jedna lafirynda z Marmawerd. Ot wielka pani ze stolicy. Kusi wszystkich chłopów, a ci… Te barany idą za nią jak za jaką pasterką.
    - Chcesz żeby się stąd wyniosła?
    - Tak, niech zabiera swoje kościste dupsko z naszej wioski! – krzyknęła, po czym zaczerwieniona spuściła wzrok. – Przepraszam – wydusiła zmieszana.
    - Adain podaj Padocii ten żółty słoiczek – poleciła. Dziewczyna jedną dłonią zatkała nos, a drugą trzymając od siebie jak najdalej, chwyciła mazidło, po czym wręczyła je kobiecie.
    - Wysmarujcie tym jej okna i drzwi. Powinno pomóc, ale bądź dyskretna… I pamiętaj, że…
    - …tego od ciebie nie dostałam – dokończyła z chytrym uśmiechem. Wtem ktoś zaczął walić do drzwi. Adain natychmiast ruszyła, by je otworzyć. Ujrzała mężczyznę, który trzymał w sowich ramionach nieprzytomną kobietę. Nie znała ich osobiście, jedynie z widzenia.
    - Wejdźcie – powiedziała szybko i wskazała łóżko, na które mógł ją położyć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może to osłabienie, ta rana która smierdziała krwią i brudem, a może po prostu Sol straciła czujność. Chciała wejść do chaty, nie wyczuwając nikogo w środku. Głupia. Nawet specjalnie nie starała się wybadać sytuacji, zakłądając po ciszy wokół, że żywej duszy nie zastanie w tym miejscu. A przecież ta cisza także była podejrzana! Ptaki ucichły, zająców nie było, nawet lisowate drapieżniki gdzieś czmychnęły. To było alarmujące i zwykle wychwytywała takie subtelne sygnały. Nie dziś.
    Przecierając oczy, które kleiły się upierdliwie, zatrzymała sie gwałtownie na dźwięk ostrzegawczego skrzypnięcia spróchniałej deski pod cudzą stopą. Opuściła dłoń i powoli uniosła twarz, by przelotnym spojrzeniem objąć mężczyznę i jego broń. Nie nastawiałą się wrogo do nikogo przy pierwszym spotkaniu już. No chyba że od razu rzucano w nią czym popadnie i oskarżano o najgorsze zbrodnie. Nie próbowała też na siłę do siebie nikogo przekonać, no chyba że chodziło o czyjeś życie, prócz jej własnego. Ale teraz była zmęczona, podirytowana przymusową ucieczką za coś, czego nie zrobiła. Czuła się pokrzywdzona. I rosła w niej złość na ludzi, których ani ona nie znała, ani którzy nie znali jej. A ten gniew tak łatwo można byłoby wyłądować na człowieku, który sam stanął przed nią i to jeszcze z nastawieniem bardzo wojowniczym.
    - Kim jestes, żeby o tym decydować? - zacisneła usta w wąską kreskę, dostrzegając w jego spojrzeniu coś niepokojącego. Jakby słyszał pogłoski, jakby już przypisał jej łatkę. Jakby trzymał z tamtymi.
    Wyrzuciła przed siebie dłoń z zgarniętym spod płaszcza magicznym pyłem, celując pod nogi tamtego. Złośliwy głos zza ucha namawiał do czegoś gorszego i większego, ale koniec końców, nic jej tamten jeszcze nie zrobił, by w niego strzelać ognistą kulą, lub kazać jakiejś nieszczęsliwej duszy otępić i namieszać w zmysłach człowieka. Być może... ale tylko być może, tamten też dał się nabrać na coś niewytłumaczalnego, co ją krzywdziło. Co ją niesprawiedliwie skazywało w oczach innych.
    W jednej sekundzie pod stopami mężczyzny rozbłysło mnóstwo iskier, wydając przy tym ogłuszające trzaski i te kilka cennych chwil pozwoliło rudej zawinąć się na progu i ruszyć biegiem dalej. Miała wrażenie, że przestała oddychać i że wcale nie była pewna, czy biegnie, przez brak czucia w kolanach, jakby zamieniły się w miękkie i słabe jak galareta. Obejrzała się jedynie za siebie i gwizdnęła głośno, wzbijając w górę z ziemi masę liści i wiatr, by objęły na kilka minut całą leśniczówkę i znów zyskały dla niej nieco czasu. Przecież nie miała wcale zamiaru z nikim się mierzyć, zwłaszcza w takim stanie...

    OdpowiedzUsuń
  12. [Wybacz, że tak długo odpowiadałam... bo te 20 dni ;p. Mogliby trafić do tego czarnoksiężnika, który np. potrzebowałby ich do eksperymentów... albo chciałby poświęcić ich dusze, żeby dodać sobie trochę lat do życia]

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie spodziewałą się, że zostanie dogoniona tak szybko. Roztaczała wokół siebie mały chaos, wirowanie wiatru, piachu i liści, by zatrzeć ślady i spowolnić pościg, choć nie było to tak skuteczne i potężne, by zakończyć pogoń. Teraz na wiele nie mogła sobie też pozwolić biorąc pod uwagę zmęczenie i ból, jaki szarpał ją od środka. Rozpłynięcie się we mgle byłoby świetną opcja, gdyby miała dostatecznie dużo sił i gdyby w okolicy było dostatecznie duzo strumeni, by ta mgła utrzymywała się na dłużej.
    Krzyknęła zaskoczona, gdy liny ciasno objeły jej ramiona i runęła twarzą w ziemię. Zakasłała, podnosząc brodę, by nie zjeść ściółki z robakami i rzuciła wściekłe spojrzenie za siebie. Przez ramię dostrzegła jak spokojnym, pewnym krokiem mężczyzna podchodzi do niej, a już chwilę później została przewrócona na plecy.
    - Czy nie dlatego podniosłeś miecz na sam mój widok, bo słyszałeś, że jednak coś mam na sumieniu? - sapneła wściekle, zbita z tropu.
    Spodziewała się cięcia, przebicia na wylot tym ostrzem, które zobaczyła w chacie. Wymierzania rzekomej sprawiedliwości, która sprawiła, że uciekała jak spłoszona zwierzyna na lekki chociażby dźwięk poruszanego poszycia leśnego. Zamiast tego dość niespdoziewany zwrot akcji, rozmowa.
    - Nawet głupiec nie pcha się do własnej śmierci - prychnęła cicho i podciągneła kolana, szukając stopami oparcia na ziemi, by się podnieść, stanąć na nogach. Jesli ma zaraz zostać poćwiartowana, wolałaby nie rozkładać się przed oprawcą jak na tacy. Trochę godności, kobieto!
    - Wynajeli cię? - spytała i było w tym coś oskarżycielskiego. Jakby łamał wszelkie prawa, wciskając nos w nie swoje sprawy, zwłaszcza że dotyczyły życia i śmierci obejmujące nie jego, a obcą osobę. Sol nie mogła pojąć w takich momentach, skąd u ludzi ta chęć nagonki i nakręcania siebie nawzajem. Tyle było neisprawiedliwości na świecie i to niezmiennie od czasów, w jakich przychodziło jej żyć, a ta jedna rzecz była niezmienna. Ludzie byli najbardziej mściwi i gdy przychodziła okazja do wyłądowania się na kimś... pędzili tam co tchu.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wybacz, nie podpisałam się ;p. Mogę rozpoczą
    Ellipson

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie należała raczej do tych wiedźm, które używają czarów do zachowania młodości i wdziękami omamiają biedaków ze wsi. Te czasy sądziła, dawno już minęły. Teraz na pewno nie dopatrywała się jakiś chytrych uśmieszków i zalotnych spojrzeń. Teraz chodziło o jej życie i na prawdę nie zdziwiło jej, że już kiedyś tego mężczyznę jakaś piękność omamiła. Nie, on sam nie wydawał się jakiś łasy na pieszczoty, po prostu... Sol która żyła o wiele żyć za długo, wiedziała bardzo dobrze, że absolutnie każdy bez wyjątku pod pewnym względem jest taki sam - ma serce które potrzebuje ciepła, bo samo jadło i powietrze to za mało, by czerpać przyjemność.
    Uprzejmość obcego bardzo ją dla odmiany zaskoczyła. Sądziła, że sznur przywiąże do siodła i dalej pogoni sam na grzbiecie wierzchowca, zmuszając ją do truchtu obok. Nigdy by nie zgadła, że podsadzi ją na konia i nawet siedząc z tyłu asekuracyjnie obejmie ramieniem. To było przemile zaskakujące, pierwsze szarmanckie niemal zachowanie jakie otrzymała od kilku tygodni. Jeszcze przed incydentem, w którym została oskarżona o morderstw, którego się nie dopuściła, napotykała częściej chamstwo i gburstwo, teraz więc aż się zmieszała nieco i siedziała w siodle sztywna. Nawet jej nie przeszkadzały więzy na nadgarstkach, bo i ciężki gruby płaszcz, zapewniał ciepło, więc tylko strzała w ramieniu była powodem do narzekań.
    - Niewielu jest aż tak szlachetnych rycerzy - zauważyła na wzmiankę o jego dobroduszności dla ludzi. Faktycznie dość zaskakująca cecha. W trudnych czasach raczej nieopłacalna i pewnie mało chwalebna. Na pewno nie raz musiał usłyszeć, że jest głupcem z tego powodu.
    Gdy znaleźli się z pworotem przy leśniczówce, bez słowa jedynie skinieniem pdoziękowała za pomoc zejścia na ziemię z siodła i posłusznie, już bez sztuczek i szarpaniny, przysiadła blisko ognia. Jeszcze na nią nie nawrzeszczał, jeszcze nie szturchnął mieczem, a wręcz ukrył broń. Byłą szansa, że na spokojnie uda jej się mu wyjaśnić wszystko z własnej perspektywy. Byłby pierwszą osobą, która by ją wysłuchała. Może uwierzy, może nie, ale nie skreślił jej od razu, dawał jakąś szansę. To już było coś.
    Spojrzała w bok na zakrwawioną suknię i pokiwała głową. Pomoc by się przydała, nie miała ani sił, ani swoich ziół przy sobie, by zająć się raną. No i była niewyspana, głodna i zmęczona tak bardzo, że raczej cięzko by jej było sięgnąć aż do łopatki, by oczyścić ranę, co tu dopiero mówić o nałożeniu jakiś opatrunków, czy niedajboże szów.
    - Będę wdzięczna - zsunęła z jednego ramienia ciepłe okrycie i rozwiązała rzemyki sukni na ramieniu, by odkryć zranione miejsce.
    Mogliby by to też zostawić. Gdyby wdała się jakaś paskudna zaraz, gdyby jutro czy za dwie noce już nie otworzyła oczy, minęłoby kilka dni, Księżyc by zmienił fazy i odrodzony by ją wybudził. Nawet zakopana pod ziemią wydostałaby się na powierzchnię. Tak działo się już kilkakrotnie, przez Klątwę, jaką była objęta. Ale mimo wszystko zawsze śmierć, pod każdą postacią, wiązała się z ogromnym bólem i ruda nawet doszła do wniosku któregoś razu, że to cena za wielokrotne życie. Ból większy kilkakrotnie od tego, który czuje umierający. Bo przecież wieczność choć jest przekleństwem, daje nieograniczone możliwości i szanse na zobaczenie i poznanie nowych światów.
    - Myślisz, że teraz też się mylą? Ludzie z wioski? - podniosłą na niego wzrok pełen nadziei. Ona wiedziała, że tego morderstwa nie popełniła, a teraz możliwe że znalazła kogos, kto także stanie po jej stronie. Albo przynajmniej nie stanie po tej przeciwnej.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Cześć brat!
    O mało sam nie wykorzystałem tego wizerunku, popełniając przy okazji gafę na samym początku, bo chyba nie jest wpisany w zakładkę, a mi zachciało się (na szczęście) poprzeglądać karty :)
    Dziękuję za powitanie. Myślę, że z zadaniem wstrzymam się kilka dni i najpierw rozruszam się jakimś wątkiem - choć z pewnością jeszcze coś odnośnie zadania napiszę. A skoro o wątkach mowa, bo trochę ciekawi mnie Rainarowa amnezja - masz na jakiś ochotę? Myślę, że strażnikowi fakt pojawiania się i węszenia nieznajomego w miejscach, w których być go nie powinno, albo znikanie przypadkowych (z pozoru) osób raczej by się nie spodobał.]

    FREYR

    OdpowiedzUsuń
  17. [Powiem Ci, że podjąłem się kiedyś prowadzenia bliźniaków (o ile dobrze pamiętam, wykorzystałem wtedy rudych bliźniaków z Harry'ego Pottera) i szybko okazało się, że nie umiem zróżnicować w wątkach ich charakterów, chociaż z założenia różnili się oni od siebie w zasadzie wszystkim. Może Tobie udałoby się to lepiej :D Myślę, że zostawię sobie opowiadanie na weekend, bo co do samego bloga - podoba mi się już teraz. Miła odmiana, bo od bardzo długiego czasu pisałem wyłącznie na obyczajówkach, a więc bardziej przyziemnych klimatach. Fajna odmiana :)
    Za taktyczne babole mogę co najwyżej przybić Ci pionę. Kiedyś z podobną postacią bardzo mocno opierałem się na opisach Sapkowskiego w Wiedźminie, ale ile ja z tego teraz pamiętam... Będziemy uczyli się wymachiwać mieczami razem :D Bo co do facetów w blogosferze... Cóż, dobrze jest czasem dać odpocząć książkom i samemu coś napisać. Reszta po prostu nie wie, co traci.
    Widzisz, nie tylko machać mieczem, ale i rozgadywać się też możemy razem - ale już przechodzę do wątku, który jak najbardziej może się udać. Moglibyśmy rozegrać to najpierw na zasadzie konfliktu interesów. Skoro obaj szukają tej samej osoby, to komu bardziej należy się jego głowa? Szybko mogłoby jednak okazać się, że ten jegomość był kimś w rodzaju zwiadowcy, a tych cuchnących szlamem dziwactw pojawiłoby się więcej. Trudna walka, jeszcze trudniejsze dochodzenie po niej do siebie, a potem - może mały sojusz w podobnych polowaniach? Nie wiem, pewnie okazałoby się w trakcie :)]

    FREYR

    OdpowiedzUsuń
  18. [ale Ty lecisz z akcją! wow, czadersko!już dawno nie pisałam z kimś, kto nadaje tyle dynamizmu! <3 ]

    Posłusznie siedziała w miejscu, a gdy trzeba było odwróciła się i odkryła plecy bardziej. Nie miałaby sił uciekać, czy kombinować, jakby tu ujść cało i czmychnąć gdzieś niepostrzeżenie. Dziś już chyba nie była w stanie rzucić nawet najprostszego zaklęcia do maskowania śladów i mydlenia oczu. Marzyła tylko o tym, by się zwinąć w kłębek przy tym dogorywającym ogniu i zasnąć w cieple. Była wykończona ucieczką i głodna jak wilk!
    Gdy szył jej ranę, nie udawała dzielnej. Zagryzając zęby na rękawach sukni, próbowała panować nad sobą, ale zdradzający ból krzyk wydarł się kilka razy i zburzył ciszę lasu. Jeśli w okolicy grasowały jakieś drapieżniki, to własnie dzięki rudej, niedługo mogą się tu pojawić.
    Po wszystkim, gdy otrzymała trochę pysznego miodu, drżac i z zimna i zmęczenia, kołysała się nad oknem jak chora na umyśle. Może trochę coś jej dolegało... na duszy jakaś skaza.
    - Nie wiem, jak mogłabym cię przekonac, by mi łba nie ucinać - burknęła znów pochmurna, gdy wrócili do tematu, który wprawiał ją w stan wrzenia. - Może po prostu zdradzę swoją wersję wydarzeń? - dopiła napitek i odstawiła naczynie na miękkim mchu obok.
    Owineła się ciepłym okryciem, jakie jej podał mężczyzna i usiadła wygodniej, choć każdy ruch ramion sprawiał, że świeże szycie ciągnęło skórę i Sol miała nietęgą minę. Mogłaby mu opowiedzieć o przeróżnistych rzeczach, byleby ratować skórę. Mogłaby nazmyslać i wybielić się na całego, pokazać z jak najlepszej strony, ale chyba już zdążyła się totalnie spalić. Poza tym nie musiała kłamać, bo przecież była niewinna! Ale właśnie... skąd mógłby to wiedzieć? I czy gdyby było inaczej, gdyby mordowała, poznałby kłamstwo? Przecież była młoda i niebrzydka, może udałoby się jej go omamić? Nieważne, nie musiała próbować. Najlepiej było postawić na szczerość, tak jak i on.
    -Nie jestem stąd - zaczęła. - Ale mój świat już dawno nie istnieje. Trafiłam tu dzięki magii - nie wspomniała o portalu, bo różnie na nie reagowali ci, których spotykała i najczęściej były to reakcje negatywne. - Podróżuję od wioski do wioski, z mieściny mniejszej do większej i nie znam do końca tutejszych obyczajów i tradycji - przyznała , podnosząc wzrok znad płomieni ku twarzy nieznajomego. - Ale nie złamałam jak mi się wydaje żadnego z tutejszych praw. Nie jestem nawet pewna, czy byłam w pobliżu tych miejsc, w których rzekomo kogoś zabiłam! - na koniec choć nie podniosła tonu, starając się nad sobą panować, głos jej się załamał.
    Bywała w róznych tarapatach. Była torturowana nie raz, była ścigana, ale nigdy nie zdarzyło jej się być wrabianą w cudze zbrodnie. Ta niesprawiedliwość boleśnie kuła ją i dokuczała, aż rosła w niej gorycz i żal to ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Nie spieprzyłaś ani trochę. Masz bardzo lekki styl pisania, podoba mi się. No i żeby nie rozgadywać się tu, zaraz pędzę na maila.]

    Nie odebrałem tego zlecenia osobiście. Nie wiedziałem, przez ile ust i ile rąk musiało się przedostać, żeby znalazło się wreszcie w moim posiadaniu i coraz bardziej wątpiłem w jego prawdziwość. Choć nie powinienem. Faria kryła przede mną jeszcze wiele tajemnic, których poznanie stawało się tym odleglejsze, im bardziej zagłębiałem się w tą dziwaczną krainę. Rozwiązując jedną zagadkę, stawiałem przed sobą dwie kolejne, a wraz z nimi nieznane mi dotąd stwory i rasy istot rozumnych zupełnie jak ludzie, których zamiary były równie nieodgadnione, co ich pokraczne kształty. Komu mogła zawadzić kreatura ociekająca szlamem i komu przyszło do głowy zatrudnianie mnie do tego zadania? Czułem się nieswojo z myślą, że coś, czemu będę musiał stawić czoło, nie jest do końca człowiekiem. Nie tyle ze względu na nieznajomość stworzeń podobnego pokroju, co przekonanie, że łatwiej oglądało się życie uchodzące z pary błyszczących oczu, niż z pary plugawych szczęk. Jako mało chłopiec, wzdrygałem się przed skrzywdzeniem myszy czy małego wróbla, a teraz nie robił na mnie wrażenia widok dziesiątek ciał porzuconych i pozostawionych na łaskę krążących ponad nimi kruków, jakbym był pozbawionym sumienia i kręgosłupa moralnego barbarzyńcą. Nie myślałem tak aż do chwili mojego pojawienia się po drugiej stronie portalu, gdzie zwyczaje panujące w Ávalt Vetr, właśnie z barbarzyństwem się równały. Nie mogłem jednak wyplenić z siebie dziesiątek lat życia, które doprowadziły mnie do punktu, w jakim znajdowałem się teraz.
    Przez cały czas poruszałem się na oślep. W pewnym momencie zwątpiłem, czy trop, którego śladem przemierzyłem wiele mil drogi, jest tropem nadal tej samej istoty. Zmieniał się bowiem i przybierał coraz to inne kształty, jakby ten, który go zostawiał, doskonale zdawał sobie sprawę z nieznajomego depczącego mu po piętach. Na równi pojawiło się jeszcze jedno zmartwienie – drugi wędrowiec. Mężczyzna, którego widywałem co kilka dni opodal siebie. Pojawiał się na mojej drodze tylko na chwilę i znikał, zanim zdołałem prześledzić jego zamiary. Nie przypadek prowadził nas w tym samym kierunku, a konkretny cel, który w jego przypadku pozostawał dla mnie zagadką. Aż do chwili, gdy trop zaprowadził mnie do miasta, a pierwszą osobą, którą rozpoznałem w tłumie jego mieszkańców, nie był ociekający szlamem dziwoląg, a właśnie ów tajemniczy podróżnik. Postanowiłem wykorzystać okazję i przemknąwszy pomiędzy targującymi się mężczyznami i ich posępnymi służkami, doskoczyłem do nieznajomego, zaciągając go za poły płaszcza w wąską i ciemną uliczkę prowadzącą z targowiska do morskiego portu.
    — Śledzisz mnie? — syknąłem, przygważdżając mężczyznę do muru. Przedramię docisnąłem mocno do jego gardła i dzierżąc w wolnej dłoni niewielki sztylet, począłem błądzić jego ostrzem po policzku i wzdłuż szczęki kogoś, w kim widziałem wtedy jedynie zagrożenie.

    FREYR

    OdpowiedzUsuń
  20. Rzuciła mu znów krótkie spojrzenie pełne złości, żalu, zniecierpliwienia. Ciekawa była, czy gdyby role były odwrócone, czy dałby radę zachować spokój. Dostrzegła ten wyraz twarzy, gdy głos jej się podniósł. Wiedziała, że las nocą nie jest bezpieczny, nawet jesli nie ma w pobliżu człowieka, bo są i inne zagrożenia, ale teraz nad sobą nie panowała. Nikt nie był zawsze czujny, spokojny i gotowy na wszystko. Nikt.
    Wywróciła oczami gdy powtórzył swoje zapewnienie. Nie wierzyła w to. Nie wierzyła w to, że sam jej nie wyda, kiedy kasa zabrzęczy monetami. I nie wierzyła, że ją ochroni. Chyba nie doceniał siły rozwścieczonego i podjudzanego samego sobie tłumu. Przecież jeśli ich znajdą, to domagając się swojej rzekomej sprawiedliwości, ludzie gotowi będa nawet jemuz robić krzywdy, gdy uwierzą że jej pomaga, a nie chroni sprawiedliwości.
    - Jakie to ma sens? - wyciągnęła dłonie do ognia, niemal wsadzając palce w płomienie, by się ogrzać. - Moje słowo przeciwko im? - wątpiła, by to się skończyło dobrze.
    Może najlepiej by było nie tylko wciąż uciekać, ale znaleźć portal... Zmienić wszystko przez skok w nieznane. Inny świat, to inni ludzie i czysta karta. Obecnie nie mogła się wybronić. Miała swoją wersję i już. Ale ludzie, którzy rzucali oskarżenia, także byli swego i prawdziwości swoich przekonań. A dowodów ona nie miała. Nie sądziła, by tamci też mieli więcej, prócz trupa, a ten już raczej nie przemówi. Mógłby, ale... też ciekawe jakby to się skończyło.
    - Mój świat? - zdezorientowana zamrugała, jakby tylko w pewnej części była przytomna i uczestniczyła w tej rozmowie. Jakby odlatywała myślami co rusz gdzieś dalej i traciła poczucie rzczywistości. A po prostu była zmęczona.
    Nie spodziewałą sie tego pytania. Skupiała się na ucieczce i węszeniu podstępu i pułapek z każdej strony. No i bardzo wiele czasu minęło od tego, jak wspominała dom. Przecież mijało kilka wieków, a poza tym... cóż, to nie było coś, do czego może wrócić.
    - Był piekny- oznajmiła krótko, łagodnie i miękko, zwieszając głowę i przymykając powieki. - Powietrze zawsze pachniało kwiatami zrywanymi dla bogów. Trawy były bardziej zielone niż te tutaj nawet w najbardziej słoneczny dzień, a niebo czyste jak tafla jeziora. Było ciepło przez wszystkie dni - wydawała się odpływać w wspomnieniach i powoli przysypiać. - A ludzie nie oskarżali innych o cudze zbrodnie -dodała zaraz surowo i wyprostowała się sztywno.
    Patrzyła na niego bez wyrazu, choć nie był winny temu, jak się czuła i jak toczyła się jej droga w tym świecie. Musiałą po prostu oderagować, a on biedny się sam napatoczył.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dera natychmiast zaczęła badać dziewczynę. Kiedy tylko weszli poczuła niepokojący zapach, który nie wróżył nic dobrego. Zamaszystym ruchem dłoni próbowała odgonić dziwną woń.
    - Adain, otwórz okna – poleciła, zaglądając dziewczynie pod powieki. – I podaj mi ten żółty napar z kredensu – dodała. – Co się tak właściwie stało? – spytała odwracając się na moment do mężczyzny. – Jej oczy zaszły mgłą… Jeśli nagietek nie pomoże prawdopodobnie będę musiała odprawić gusła!
    - O na pewno! Chyba nie chcesz tu znowu sprowadzać duchów?! – Adain spojrzała na nią z przerażeniem w oczach. Choć miała problemy z pamięcią, nie mogła zapomnieć jak skończyły się poprzednie obrządki. Pięciu żerców próbowało przegnać „pomocne” duchy, które niemal nie zabiły i nie doprowadziły do obłędu Dery. Opętały ją i nie chciały odpuścić. Dopiero piątemu żercy udało się nad nimi zapanować i przegnać, choć stwierdził, że i tak wrócą, ale w znacznie gorszej postaci. Niespokojne dusze miały zamienić się w demony i czekać na dogodny moment, by się zemścić. Adain wprost nie mogła się doczekać. Pośpiesznie podała staruszce niewielką buteleczkę i zabrała się za otwieranie okien.
    - Nie wszystkie są złe… - odparła wzruszając ramionami. Otworzyła flakonik i zakropiła substancją oczy dziewczyny. Adain przyglądała się z zainteresowaniem mając nadzieję, że wywar pomoże, a jeśli nie wywar to modły, które szeptała staruszka. Jak dotąd Chorzyca chyba jej słuchała, a nawet i ją lubiła.
    - A co z tobą? – Adain zwróciła się nieco nieśmiało do mężczyzny. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny, ale musiała podejść do tego profesjonalnie. Przykucnęła przy nim i zaczęła przyglądać się jego oczom. Na szczęście nie zaszły mgłą, jak dziewczyny, jednak niepokoił ją ten kaszel. Oboje musieli się czegoś nawdychać.
    - Powinnam podać ci syrop z sosny… - zawahała się chwilę. - Syrop z sosny nikomu chyba jeszcze nie zaszkodził – dodała cicho, jakby bardziej do siebie.
    - Nie, daj mu ten z ostropestu i pokrzywy – stwierdziła Dera, ponownie zaglądając pod powieki dziewczyny. Adain podniosła się i podeszła do szafki. Odszukała w niej odpowiedni specyfik i rozcieńczyła go z odrobiną wody, by dało się go przełknąć. Miał mocno ziołowy zapach, od którego chciało się aż kichać.
    - Wypij wszystko – poleciła podając kubek mężczyźnie – i usiądź. – Na razie musimy czekać. – Spojrzała na dziewczynę, a następnie na Derę, próbując odgadnąć coś z wyrazu jej twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten mężczyzna miał rację. Słowa niewiele znaczyły. I zawsze znajdzie się doskonały kłamca, niezaleznie jaki to czas i jakie miejsce. Nie miał żadnego powodu by jej uwierzyć, tym bardziej zaufać. Nie miał też powodów, by oszczedzić. Bo moze już szykowano się do ustalenia jakiejś drobnej nagrody za jej głowę? Przecież ludzka chęć zemsty ciągneła za sobą na prawdę okrutne skłonności powiększania zbrodni do rozmiarów, gdzie wciągano w to i pieniądz. Najgorsze, że nie miała na nic wpływu, stała obok i była zmuszona uciekać z podwinietym ogonem. Nie mogła się nawet bronić, stanąć naprzeciw oskarżeniom. Już poszła plotka i rosła w siłę, a Sol aż bała się mysleć o tym, do jakich rozmiarów urosły jej zbrodnie w oczach wieśniaków.
    - Dobrej nocy - ziewnęła cicho, zwijając się w kłebek na ogołoconej z zieleni zimy i czerpiąc ciepło od ogniska, zasnęła zaskakująco szybko.
    Diwna rzecz. Podróżując samodzielnie, sama się strzegła, sama szukała kawałka suchej ziemi do snu i pożywienia. I była wciąż czujna, więc niewiele zostawało czasu na prawdziwy odpoczynek. Być zawsze gotowym do ucieczki, lub odparcia ataku to męcząca sprawa. Teraz jednak zasnęła i to był na prawdę głeboki sen. A nie ufała obcemu. Nie miała gwarancji, że na prawdę ją ochroni, lub dopilnuje by sprawiedliwość wzięła górę w jej sprawie. Nie miała prawa nawet wierzyć, że jej nie dostarczy jak zwierzyny wygłodniałym oskarzycielom. Mimo wszystko jednak uspokoiła się i przez całą noc spała głęboko, twardo. Nawet nie obudziłą się wcześnie, jak zwykle to bywało, a dopiero głośne krzątanie się mężczyzny wyrwało ją z morfeuszowych ramion.
    - Dzień dobry - mruknęła wybudzona i podniosła się z ziemi, stękając na nieprzyjemne uczucie zesztywniałych mięsni , które uparcie nie chciały wstać razem z jej głową.
    Spojrzała na kociołek. Rzuciła szybkie spojrzenie po rzeczach mężczyzny, po okolicy, jakby spodziewała się zobaczyć wokół widły i pochodnie i usiadła powoli wygodniej spokojna widokiem jedynie drzew. Płaszcz którym była owinięta grzał cudownie i na prawdę nie chciała się z nim rozstawać, ale musiała spojrzeć na opatrzony bok, by upewnić się, że maści działają i wszystko się goi. I potrzebowała kąpieli bardzo. Na razie jednak szybkie oględziny poszarpanej skóry jej starczyły i nie chciała wyrywać się do przodu w poszukiwaniu lodowatych strumieni.
    - Mogę pomóc? - spytała, wstając z swojego dotychczasowego miejsca i podeszła do mężczyzny, by zajrzeć mu przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Cześć! Dzięki serdeczne za powitanie i przybywam zawstydzona wielce tak późnym odpisem. Wiele rzeczy po drodze skutecznie odganiało mnie od komputera, ale na szczęści jestem już cała i zdrowa.
    Z przyjemnością napiszę jakiś wątek, szczególnie, że odkąd Erin dostała pracę w karczmie to może ona serwuje mu co mocniejszy trunek? Może dodatkowo spotkali się wcześniej? Może strażnik granic nie chciał jej przepuścić, wiedząc że nie pochodzi stąd? Mów śmiało co Ci w duszy gra :)]

    Erin

    OdpowiedzUsuń