Zacisnął
zęby i przyjrzał się strzale tkwiącej w jego ramieniu. Opatrywanie własnej ręki
nie było najprostszym zadaniem, ale jakoś musiał sobie poradzić. Ci, którzy nie
byli martwi, uciekli. Napastnicy zbiegli równie szybko. W ciemnym, gęstym lesie
został sam, jeśli nie liczyć kilku trupów i bestii, które w każdej chwili mogła
zwabić woń świeżej krwi.
Odetchnął
głęboko i złamał promień strzały, po czym wyciągnął grot i odrzucił na bok. Jak
dobrze, że przynajmniej przeszła na wylot. Chwycił leżący obok bukłak z mocnym
alkoholem, który trzymał specjalnie na takie okazje. Napił się, po czym polał
obficie ranę, sapiąc z bólu. Trzęsącą się ręką chwycił za igłę. Jakimś cudem
udało mu się nawlec dratwę i się zaszyć. Nie było to rękodzielnicze
mistrzostwo, jednak najważniejsze, że już nie krwawił. Kolejna blizna do
kolekcji.
Owinął ranę
bandażem i usiadł wygodniej, opierając się plecami o próchniejący pień drzewa.
Po raz kolejny miał nauczkę. Nie powinien mieszać się w sprawy innych ludzi. Musiał
jednak z czegoś żyć, a błądzenie wśród portali nie było zbyt dochodowym
zajęciem. Czasem jednak zastanawiał się, czy warto. Zamyślił się i wziął znów grot strzały do
ręki. Przyjrzał mu się w mdłym blasku księżyca. Miał nietypowy kształt. W
metalu ktoś wyrył dziwne znaki. Z jednej strony wiedział, że powinien go
wyrzucić, z drugiej jednak jakaś siła kazała mu schować ten dziwny przedmiot do
sakwy zawieszonej przy pasie. Otulił się płaszczem i zsunął niżej. Gdy
zasypiał, przypomniała mu się para złocistych oczu, obserwujących go z gąszczu.
~*~
-
Nieznajomy? Potrzebujesz towarzystwa? - młoda dziewczyna podeszła do niego, gdy
siedział przy szynkwasie. Drgnął i spojrzał na nią. Była młoda, sprawiała
wrażenie delikatnej i kruchej. Miała urocze dołeczki w policzkach, gdy się
uśmiechała i długie, brązowe włosy. Musiały być wyjątkowo miękkie…
- Odejdź. Nie mam pieniędzy –
rzucił krótko, a uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny. Prychnęła jedynie z
pogardą, po czym odwróciła się i odeszła. Rainar przypomniał sobie o kuflu z
piwem, który stał przed nim cały czas. Puścił ramię, które ściskał do tej pory
mimowolnie i napił się. Zimny, gorzki trunek z trudem przecisnął się przez
gardło, choć powinien przynosić ulgę, orzeźwić i ukoić pragnienie. Odsunął od
siebie naczynie, rozlewając połowę na blat. Sapnął poirytowany i znów ścisnął
ramię. Odkąd został ranny, miał przeczucie, że coś go obserwuje. Szepcze do
niego, wabiąc i grożąc jednocześnie. Czasem nie był pewny tego, co robił chwilę
wcześniej. Budził się w miejscach, których nie pamiętał. Wzrok mu się mącił, a
pozostałe zmysły oszukiwały w wyjątkowo okrutny sposób.
Rozejrzał
się po gwarnej karczmie, pierwszy raz w życiu poirytowany jej hałasem i oparami
alkoholu. Wstał z miejsca, rzucając na blat kilka groszy. Z trudem dotarł do
drzwi, zataczając się między gwarnym tłumem. Wypadł z karczmy, o mało nie
upadając twarzą w błoto. Ktoś roześmiał się tuż obok niego, jednak nie mógł
rozpoznać rozmazanej twarzy. Świeże powietrze nie przyniosło ukojenia. Oparł
się o płot i przetarł twarz dłonią, licząc, że to zedrze z oczu złośliwą
zasłonę, która rozmazywała obraz. Wrzasnął wściekle, tym razem nie wzbudzając
wśród publiczności rozbawienia, a strach. Bardziej czuł niż widział
oskarżycielskie spojrzenia na sobie. Blask pochodni oślepiał, chciał od niego
uciec. Oderwał się od płotu i zaczął uciekać przed ogniem i ludzkim
spojrzeniem. W pewnym momencie upadł. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie
był pewny gdzie jest. Pogrążony w ciemnościach świat wyglądał cały czas tak
samo, jakby otoczyła go gęsta, zimna mgła. Wydawało mu się, że w tej mgle
widział parę złocistych oczu.
- Czego chcesz ode mnie?! –
wysapał wściekły swoją bezradnością. Nie mógł wstać. Głosy w jego głowie
stawały się coraz głośniejsze. Słodkie i groźne zarazem. Spróbował się
podnieść, jednak mięśnie zawiodły. Rana, która nie chciała się goić,
eksplodowała bólem. Krzyknął i znów padł na ziemię. Później ogarnęła go
ciemność.
Obudził go powiew delikatnego, ciepłego wiatru.
Wyczuł, że leży w miękkiej pościeli, w ogromnym łóżku, bo pod palcami nie
wyczuwał jego krawędzi. Wciąż nie otwierając oczu, sięgnął dłonią do świeżo
opatrzonej rany, która już nie rwała piekącym bólem. Odetchnął cicho. Rozejrzał
się wciąż nieco zamglonym wzrokiem. Pokój, a raczej komnata, w której leżał
była duża, o wysokim sklepieniu. Białe ściany zdobiły dynamiczne freski w
pastelowych kolorach. Wiatr, który go obudził, wdzierał się przez otwarte okno,
przysłonięte białymi, delikatnymi zasłonami. Usiadł i przetarł twarz dłonią.
Gdy był nieprzytomny, ktoś go umył i przebrał w jasną koszulę, zdobioną na
krawędziach srebrnym haftem i w takim samym kolorze spodnie. Zza beżowego
baldachimu wiszącego nad łóżkiem, którego krawędzie opadały na rzeźbione
kolumienki łóżka niemal do samej ziemi, wyjrzała dziewczyna, na której widok
Rainar cofnął się nieco. Uśmiechnęła się do niego i podeszła bliżej.
- Nie śpisz już. Bałam się, że
zapadłeś w sen na wieki – powiedziała rozbawiona. Była dość niska, szczupła,
ubrana w jasnoniebieską suknię, która podkreślała drobny biust i zaokrąglone
biodra. Długie, jasnobrązowe włosy opadały jej na ramiona, falując lekko.
Wąskie usta wyginały się w sympatycznym uśmiechu, a zielone oczy wydawały się
tak przyjazne, chociaż Rainar nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kryje się w nich
coś niepokojącego.
- Gdzie ja jestem? Co się
stało? – zapytał, uważnie przyglądając się kobiecie. Ta usiadła obok niego na
łóżku, a on odsunął się nieco, ufając instynktowi, który do tej pory nigdy go
nie zawiódł. Chyba.
- Przed trzema dniami zjawiłeś
się pod bramą pałacu mojej pani. Byłeś ranny, majaczyłeś, twoje ciało trawiła
gorączka. Pani była na tyle dobra, że przyjęła cię pod swój dach i kazała się
tobą zająć.
- Trzy dni? -Zapytał z lekkim
niedowierzaniem. Zwrócił się w stronę okna, jednak nie widział nic poza
błękitnym niebem i rozciągającymi się połaciami gęstego lasu. – Kim jest twoja
pani? Gdzie są moje rzeczy?– Zapytał,
znów zwracając się w stronę kobiety. Znał wiele królestw w wielu światach. Nie
zdarzało mu się gubić. W tym miejscu czuł się jednak dziwnie. Coś było nie tak
i czuł to całym sobą.
- Wkrótce się dowiesz. Twoje
rzeczy są bezpieczne, odzyskasz je, gdy tylko będziesz chciał. – odpowiedziała
i wstała z miejsca. Podeszła do stolika, gdzie na srebrnej tacy stał kryształowy
wazon i puchar, do którego przelała, jak się domyślał, wodę. Dopiero teraz
poczuł jak bardzo jest spragniony. Przyjął od kobiety puchar, jednak coś
powstrzymało go od napicia się. Spojrzał na nią, gdy się roześmiała.
- Śmiało, nie jest zatrute. Na
pewno jesteś spragniony.
Z jednej strony czuł, że
powinien bardziej uważać i lepiej by było, gdyby tego nie pił. Z drugiej jednak
miała rację, bardzo chciało mu się pić. Zbliżył krawędź pucharu do ust i
pociągnął niewielki łyk. Zadrżał, czując jak wraz z płynem po jego ciele
rozchodzi się przyjemne, pokrzepiające orzeźwienie. Spojrzał na wciąż stojącą u
jego boku kobietę.
- Jak masz na imię?
- Duana – odpowiedziała i
uśmiechnęła się. Wzięła od niego puchar i odstawiła go na stolik – pani ucieszy
się, że już się obudziłeś. Z pewnością niedługo wezwie cię do siebie. Póki co
odpoczywaj.
Gdy został sam, znów opadł na poduszki. Westchnął
ciężko, wbrew sobie walcząc z coraz bardziej ogarniającą go błogością. W końcu
odrzucił pościel i wstał z łóżka, opuszczając stopy na zimną, marmurową
posadzkę. Podszedł do okna i odgarnął zasłony. Liczył na to, że w oczy rzuci mu
się coś znajomego. Coś, co podpowie mu gdzie tak naprawdę jest i czy może uznać
to miejsce za bezpieczne. Tuż pod jego oknami rosły przepiękne ogrody. Nawet
tutaj docierał słodki, nieco odurzający zapach kolorowych kwiatów. Złociste
wstęgi ścieżek krążyły między owocowymi drzewami, krzewami i idealnie
zaplanowanymi klombami. Nieopodal wąskiego, krystalicznie czystego strumienia
stała biała altana. Miał wrażenie, że ktoś mu się z niej przygląda. Poza
ogrodami nie widział nic, co mogłoby dać mu jakąkolwiek wskazówkę. Skrzywił się
lekko i dotknął palcami opatrzonej rany, która znów zaczynała lekko mrowić.
~*~
To był już trzeci dzień, który spędzał w pałacu
tajemniczej Pani, o której z takim oddaniem opowiadała Duana. Chyba trzeci, w
pewnym momencie zaczął tracić rachubę czasu. Podejrzenia umykały z każdą
kolejną ucztą, każdym kolejnym spacerze po magicznych ogrodach w towarzystwie
Duany. To nie tak, że zaczynało mu się to podobać. Po prostu… pustka, którą
odczuwał wcześniej z każdym kolejnym dniem stawała się coraz mniej uciążliwa.
Z cichym pomrukiem zadowolenia zanurzył się w
gorącej, parującej wodzie. Jeszcze nim zdążył wrócić ze spaceru, w jego
komnacie pojawiła się balia, którą służąca napełniła gorącą wodą. To było
zupełnie inne uczucie, niż wieczna tułaczka, spanie w lesie i kąpiele w
strumieniu. Odemknął oko, gdy trzask polan na kominku został zagłuszony cichym
skrzypnięciem drzwi. Duana weszła do środka i uśmiechnęła się lekko do Rainara.
– Może już starczy tego wymaczania? Moja pani
chce cię zobaczyć. – powiedziała i przewiesiła przez burtę balii czyste
prześcieradła. Nawet nie kryła się z tym, że z ciekawością zagląda do jej
wnętrza. Może kiedyś by go to skrępowało, a może wręcz przeciwnie, zachęciłby
ją, by do niego dołączyła. Chociaż Duana była piękną kobietą, to jednak wcale
nie czuł potrzeby, aby natychmiast zaciągnąć ją do łóżka. Ludzkie namiętności
były dla niego może nie obce, ale z całą pewnością dalekie i rzadko dawały o
sobie znać.
- Zaraz wyjdę – mruknął
jedynie, a kobieta odwróciła się w stronę kominka, by dorzucić kilka drew do
ognia. Rainar znów przymknął oczy i westchnął cicho, przelewając wodę między
palcami. Nagle znów je otworzył i drgnął nerwowo. Balia nie była wypełniona
wodą, lecz krwią. Na ścianie, wśród ostrego blasku płomieni, pojawiły się trzy
cienie.
- Rainarze? – usłyszał miękki
głos Duany. Wszystko minęło. Woda znów była wodą, a cienie zniknęły, jakby
nigdy ich nie było. – Wszystko w porządku? – Zapytała, pochylając się nad nim z
troską.
- Tak. Wszystko w porządku –
odpowiedział. Odchrząknął, pozbywając się drżenia w głosie. Wstał i owinął się
prześcieradłem, ignorując jeszcze bardziej zaciekawione spojrzenie kobiety. –
Nadal nie odzyskałem swoich rzeczy – przypomniał, choć ze zdumieniem odkrył, że
wcale mu już na nich nie zależy.
- Zapomnij o tych łachmanach.
Przygotowałam ci nowe ubrania, które bardziej przypadną do gustu mojej pani –
odpowiedziała i wskazała leżące na łożu koszulę i spodnie, które niewiele
różniły się od tych, w których się obudził. Rainar podszedł do nich i chwycił w
dłonie delikatny materiał. Obejrzał się na Duanę, która wciąż stała w miejscu.
- Zamierzasz popatrzeć? –
Zapytał obojętnie, a ona uśmiechnęła się znacząco, zakładając ramiona na
piersiach. Strażnik odrzucił prześcieradło, po czym naciągnął na pokryte
bliznami plecy koszulę.
- Skąd je masz? – zapytała
kobieta.
- Nie chcę o tym mówić –
mruknął jedynie i zapiął pas. – Chodźmy już. Jestem bardzo ciekaw, komu mam
dziękować za gościnę.
Wyszli na korytarz, który Rainar znał już dobrze.
Była to jedyna część pałacu, po której mógł się swobodnie poruszać. Długi rząd
okien ukazywał widok na las, który najwyraźniej otaczał to królestwo. Niebo
chmurzyło się, zwiastując zbliżający się deszcz. Przeszli wąskim korytarzem do
krętych schodów, u których podnóża można było wyjść na ścieżkę prowadzącą do
ogrodów, lub wejść w głąb pałacu i właśnie w tą stronę tym razem się udali.
Znaleźli się w rozległym holu, z którego przeszli do następnej komnaty.
Rainar rozejrzał się i nawet on nie był w stanie
ukryć podziwu. W ogromnym, marmurowym kominku płonął ogień, a taniec świateł
sprawiał, że malunki na ścianach i wysokim suficie wydawały się wręcz żywe. Z
dużych donic wyrastały krzewy róż, pnące się po kolumnach. Płatki w kolorze
głębokiej czerwieni pachniały słodko, przyjemnie. Niedaleko kominka stał
szezlong z jasnego drewna, wyłożony miękkimi, aksamitnymi poduszkami, kobieta,
która na nim leżała, podniosła z zaciekawieniem spojrzenie na Rainara i
podniosła się.
Jeśli wcześniej sądził, że Duana była piękna, to
zdecydowanie tylko dlatego, że wcześniej nie widział tej kobiety. I zrobiło to
na nim wrażenie, chociaż przecież widział już wiele piękności w swoim życiu.
Miała na sobie jasnozieloną suknię, spiętą w szczupłej talii srebrnym pasem.
Odsłonięte ramiona okalały długie, proste włosy koloru słońca. Duże, jasne oczy
sprawiały, że miał chęć wyjawić każdy swój sekret, nawet najbardziej skrywany.
Pełne usta, teraz wygięte w delikatnym uśmiechu, kusiły. Chciał je poczuć.
Chciał dotknąć palcami niedużego, zgrabnego nosa, delikatnych policzków i
łabędziej szyi.
W pierwszej chwili cofnął się
o krok. Nie. To nie było możliwe. Takie kobiety nie istnieją. Nie ma istot tak
idealnych.
- A więc ty jesteś Rainar –
powiedziała, a jego wątpliwości w jednej chwili umknęły. – Cieszę się, że widzę
cię w lepszym zdrowiu. – Chodź, usiądź przy mnie – zaprosiła go, wskazując na
fotel stojący niedaleko szezlonga, na którym siedziała.
- Dziękuję ci za opiekę, pani
– powiedział w końcu, kłaniając się lekko. Podszedł do fotela i usiadł na nim,
czując się niepewnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Uciekł wzrokiem w bok, aby
móc spokojnie pozbierać myśli. Drgnął, gdy znów dostrzegł na ścianie trzy
cienie, które zniknęły równie szybko, co się pojawiły. Spojrzał na Duanę, która podeszła do nich, by
nalać do pucharów wina. Dygnęła z gracją, podając jeden swojej pani, drugi
trafił do rąk Strażnika.
- To mój obowiązek udzielić opieki rannemu –
władczyni machnęła niedbale dłonią, odsyłając służącą. Dziewczyna wyszła z
komnaty, zostawiając ich samych – jak podoba ci się mój pałac? Ogrody?
- Są naprawdę piękne, jednak
chciałbym wiedzieć, gdzie trafiłem? Kto tak naprawdę mnie gości?
Kobieta uśmiechnęła się
delikatnie i znów położyła na szezlongu. Rainar nie bez przyjemności dostrzegł,
jak delikatny materiał sukni podkreśla jej kształty przy każdym ruchu. –
Jesteśmy bardzo daleko od Farii, w kraju, który upada. Masz zaszczyt gościć u
królowej Morianne.
- Wybacz, pani, ale nigdy o
tobie nie słyszałem.
Coraz trudniej było mu zachowywać podejrzliwość,
chociaż ta powinna przecież bić na alarm od samego początku. Niewiele było
krain czy światów, o których nie słyszałby ani słowa, a wiedzę tę z każdym
kolejnym rokiem nadrabiał, poświęcając swoje życie nieustannej wędrówce. W
królowej Morianne wyczuwał jednak coś bardzo bliskiego, czego nie potrafił w
żaden sposób określić. Napił się wina, którego smak był równie niezwykły, co
cała reszta tego królestwa.
Królowa roześmiała się, słysząc jego pytanie.
– Nie dziwię się temu. Czasy naszej świetności
minęły już dawno temu. Wielu moich poddanych odeszło, szukając szczęścia w
innych krainach. Nie potrafiłam ich zatrzymać przy sobie. Jestem bardzo
samotna, Rainarze. Cieszę się, że do mnie trafiłeś.
~*~
[Opowiadanie nie kończy się wyznaczonym zdaniem z tej prostej przyczyny, że to jeszcze nie koniec. Mam jednak nadzieję, że ta część nie okaże się tl;dr i w jakiś sposób zainteresowała Was na tyle, że będzie po co publikować część drugą.]
[serduszko mi pęknie, jeśli ten przystojniak zostanie omamiony przez jakąś podejrzaną piękność! aaaa, czytało się szybko, zdecydowanie za szybko, bo chciałam już dowiadywać się więcej, co to za babeczka, co knuje - bo że knuje to jest pewne od początku! a tu już koniec :O czekam na kolejną część!
OdpowiedzUsuńa przez te obrazy i słońce i kolory z opisów aż zatęskniłam za wiosną, za latem, za kwiatami :3 zaczełaś od grubej akcji, a później tak wszystko załagodziłaś tymi ogródkami i wygodnymi ciuszkami, aż zaskoczona nie mogłam sobie wyobrazić Rainara w wyprasowanych koszulach xD no ale ewidentnie coś się tam czai i czkam na rozwinięcie akcji i przybliżenie królowej i tych trzech cieni, co się kryją niedaleko :) ]
[Znaczy się- umiem w opisy bardziej niż myślałam C: Cieszę się, że się podoba. Miałam w planach napisać najpierw całość, a potem dopiero wrzucać, ale wtedy bym się nie wyrobiła :x Mam nadzieję, że szybko nadrobię resztę i wrzucę zakończenie.]
Usuń[nie kumam w ogóle, o co Tobie chodzi z tym "nie umiem..." :P ja sama miałam dziś zacząć, a mam... pół strony, która idzie do śmieci, bo to gniot :x
Usuńpodziwiam w tych opisach to, ze akcja nie stoi. mam wrażenie, że gdy ja sama za coś się zabieram, to jak Mickiewicz... -,- ]