niedziela, 26 listopada 2017

Zatrute ostrze cz.1

Zacisnął zęby i przyjrzał się strzale tkwiącej w jego ramieniu. Opatrywanie własnej ręki nie było najprostszym zadaniem, ale jakoś musiał sobie poradzić. Ci, którzy nie byli martwi, uciekli. Napastnicy zbiegli równie szybko. W ciemnym, gęstym lesie został sam, jeśli nie liczyć kilku trupów i bestii, które w każdej chwili mogła zwabić woń świeżej krwi.
Odetchnął głęboko i złamał promień strzały, po czym wyciągnął grot i odrzucił na bok. Jak dobrze, że przynajmniej przeszła na wylot. Chwycił leżący obok bukłak z mocnym alkoholem, który trzymał specjalnie na takie okazje. Napił się, po czym polał obficie ranę, sapiąc z bólu. Trzęsącą się ręką chwycił za igłę. Jakimś cudem udało mu się nawlec dratwę i się zaszyć. Nie było to rękodzielnicze mistrzostwo, jednak najważniejsze, że już nie krwawił. Kolejna blizna do kolekcji.
Owinął ranę bandażem i usiadł wygodniej, opierając się plecami o próchniejący pień drzewa. Po raz kolejny miał nauczkę. Nie powinien mieszać się w sprawy innych ludzi. Musiał jednak z czegoś żyć, a błądzenie wśród portali nie było zbyt dochodowym zajęciem. Czasem jednak zastanawiał się, czy warto.  Zamyślił się i wziął znów grot strzały do ręki. Przyjrzał mu się w mdłym blasku księżyca. Miał nietypowy kształt. W metalu ktoś wyrył dziwne znaki. Z jednej strony wiedział, że powinien go wyrzucić, z drugiej jednak jakaś siła kazała mu schować ten dziwny przedmiot do sakwy zawieszonej przy pasie. Otulił się płaszczem i zsunął niżej. Gdy zasypiał, przypomniała mu się para złocistych oczu, obserwujących go z gąszczu.

~*~

- Nieznajomy? Potrzebujesz towarzystwa? - młoda dziewczyna podeszła do niego, gdy siedział przy szynkwasie. Drgnął i spojrzał na nią. Była młoda, sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej. Miała urocze dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechała i długie, brązowe włosy. Musiały być wyjątkowo miękkie…
- Odejdź. Nie mam pieniędzy – rzucił krótko, a uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny. Prychnęła jedynie z pogardą, po czym odwróciła się i odeszła. Rainar przypomniał sobie o kuflu z piwem, który stał przed nim cały czas. Puścił ramię, które ściskał do tej pory mimowolnie i napił się. Zimny, gorzki trunek z trudem przecisnął się przez gardło, choć powinien przynosić ulgę, orzeźwić i ukoić pragnienie. Odsunął od siebie naczynie, rozlewając połowę na blat. Sapnął poirytowany i znów ścisnął ramię. Odkąd został ranny, miał przeczucie, że coś go obserwuje. Szepcze do niego, wabiąc i grożąc jednocześnie. Czasem nie był pewny tego, co robił chwilę wcześniej. Budził się w miejscach, których nie pamiętał. Wzrok mu się mącił, a pozostałe zmysły oszukiwały w wyjątkowo okrutny sposób.
Rozejrzał się po gwarnej karczmie, pierwszy raz w życiu poirytowany jej hałasem i oparami alkoholu. Wstał z miejsca, rzucając na blat kilka groszy. Z trudem dotarł do drzwi, zataczając się między gwarnym tłumem. Wypadł z karczmy, o mało nie upadając twarzą w błoto. Ktoś roześmiał się tuż obok niego, jednak nie mógł rozpoznać rozmazanej twarzy. Świeże powietrze nie przyniosło ukojenia. Oparł się o płot i przetarł twarz dłonią, licząc, że to zedrze z oczu złośliwą zasłonę, która rozmazywała obraz. Wrzasnął wściekle, tym razem nie wzbudzając wśród publiczności rozbawienia, a strach. Bardziej czuł niż widział oskarżycielskie spojrzenia na sobie. Blask pochodni oślepiał, chciał od niego uciec. Oderwał się od płotu i zaczął uciekać przed ogniem i ludzkim spojrzeniem. W pewnym momencie upadł. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie był pewny gdzie jest. Pogrążony w ciemnościach świat wyglądał cały czas tak samo, jakby otoczyła go gęsta, zimna mgła. Wydawało mu się, że w tej mgle widział parę złocistych oczu.
- Czego chcesz ode mnie?! – wysapał wściekły swoją bezradnością. Nie mógł wstać. Głosy w jego głowie stawały się coraz głośniejsze. Słodkie i groźne zarazem. Spróbował się podnieść, jednak mięśnie zawiodły. Rana, która nie chciała się goić, eksplodowała bólem. Krzyknął i znów padł na ziemię. Później ogarnęła go ciemność.
                Obudził go powiew delikatnego, ciepłego wiatru. Wyczuł, że leży w miękkiej pościeli, w ogromnym łóżku, bo pod palcami nie wyczuwał jego krawędzi. Wciąż nie otwierając oczu, sięgnął dłonią do świeżo opatrzonej rany, która już nie rwała piekącym bólem. Odetchnął cicho. Rozejrzał się wciąż nieco zamglonym wzrokiem. Pokój, a raczej komnata, w której leżał była duża, o wysokim sklepieniu. Białe ściany zdobiły dynamiczne freski w pastelowych kolorach. Wiatr, który go obudził, wdzierał się przez otwarte okno, przysłonięte białymi, delikatnymi zasłonami. Usiadł i przetarł twarz dłonią. Gdy był nieprzytomny, ktoś go umył i przebrał w jasną koszulę, zdobioną na krawędziach srebrnym haftem i w takim samym kolorze spodnie. Zza beżowego baldachimu wiszącego nad łóżkiem, którego krawędzie opadały na rzeźbione kolumienki łóżka niemal do samej ziemi, wyjrzała dziewczyna, na której widok Rainar cofnął się nieco. Uśmiechnęła się do niego i podeszła bliżej.
- Nie śpisz już. Bałam się, że zapadłeś w sen na wieki – powiedziała rozbawiona. Była dość niska, szczupła, ubrana w jasnoniebieską suknię, która podkreślała drobny biust i zaokrąglone biodra. Długie, jasnobrązowe włosy opadały jej na ramiona, falując lekko. Wąskie usta wyginały się w sympatycznym uśmiechu, a zielone oczy wydawały się tak przyjazne, chociaż Rainar nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kryje się w nich coś niepokojącego.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? – zapytał, uważnie przyglądając się kobiecie. Ta usiadła obok niego na łóżku, a on odsunął się nieco, ufając instynktowi, który do tej pory nigdy go nie zawiódł. Chyba.
- Przed trzema dniami zjawiłeś się pod bramą pałacu mojej pani. Byłeś ranny, majaczyłeś, twoje ciało trawiła gorączka. Pani była na tyle dobra, że przyjęła cię pod swój dach i kazała się tobą zająć.
- Trzy dni? -Zapytał z lekkim niedowierzaniem. Zwrócił się w stronę okna, jednak nie widział nic poza błękitnym niebem i rozciągającymi się połaciami gęstego lasu. – Kim jest twoja pani?  Gdzie są moje rzeczy?– Zapytał, znów zwracając się w stronę kobiety. Znał wiele królestw w wielu światach. Nie zdarzało mu się gubić. W tym miejscu czuł się jednak dziwnie. Coś było nie tak i czuł to całym sobą.
- Wkrótce się dowiesz. Twoje rzeczy są bezpieczne, odzyskasz je, gdy tylko będziesz chciał. – odpowiedziała i wstała z miejsca. Podeszła do stolika, gdzie na srebrnej tacy stał kryształowy wazon i puchar, do którego przelała, jak się domyślał, wodę. Dopiero teraz poczuł jak bardzo jest spragniony. Przyjął od kobiety puchar, jednak coś powstrzymało go od napicia się. Spojrzał na nią, gdy się roześmiała.
- Śmiało, nie jest zatrute. Na pewno jesteś spragniony.
Z jednej strony czuł, że powinien bardziej uważać i lepiej by było, gdyby tego nie pił. Z drugiej jednak miała rację, bardzo chciało mu się pić. Zbliżył krawędź pucharu do ust i pociągnął niewielki łyk. Zadrżał, czując jak wraz z płynem po jego ciele rozchodzi się przyjemne, pokrzepiające orzeźwienie. Spojrzał na wciąż stojącą u jego boku kobietę.
- Jak masz na imię?
- Duana – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Wzięła od niego puchar i odstawiła go na stolik – pani ucieszy się, że już się obudziłeś. Z pewnością niedługo wezwie cię do siebie. Póki co odpoczywaj.
                Gdy został sam, znów opadł na poduszki. Westchnął ciężko, wbrew sobie walcząc z coraz bardziej ogarniającą go błogością. W końcu odrzucił pościel i wstał z łóżka, opuszczając stopy na zimną, marmurową posadzkę. Podszedł do okna i odgarnął zasłony. Liczył na to, że w oczy rzuci mu się coś znajomego. Coś, co podpowie mu gdzie tak naprawdę jest i czy może uznać to miejsce za bezpieczne. Tuż pod jego oknami rosły przepiękne ogrody. Nawet tutaj docierał słodki, nieco odurzający zapach kolorowych kwiatów. Złociste wstęgi ścieżek krążyły między owocowymi drzewami, krzewami i idealnie zaplanowanymi klombami. Nieopodal wąskiego, krystalicznie czystego strumienia stała biała altana. Miał wrażenie, że ktoś mu się z niej przygląda. Poza ogrodami nie widział nic, co mogłoby dać mu jakąkolwiek wskazówkę. Skrzywił się lekko i dotknął palcami opatrzonej rany, która znów zaczynała lekko mrowić.

~*~

                To był już trzeci dzień, który spędzał w pałacu tajemniczej Pani, o której z takim oddaniem opowiadała Duana. Chyba trzeci, w pewnym momencie zaczął tracić rachubę czasu. Podejrzenia umykały z każdą kolejną ucztą, każdym kolejnym spacerze po magicznych ogrodach w towarzystwie Duany. To nie tak, że zaczynało mu się to podobać. Po prostu… pustka, którą odczuwał wcześniej z każdym kolejnym dniem stawała się coraz mniej uciążliwa.
                Z cichym pomrukiem zadowolenia zanurzył się w gorącej, parującej wodzie. Jeszcze nim zdążył wrócić ze spaceru, w jego komnacie pojawiła się balia, którą służąca napełniła gorącą wodą. To było zupełnie inne uczucie, niż wieczna tułaczka, spanie w lesie i kąpiele w strumieniu. Odemknął oko, gdy trzask polan na kominku został zagłuszony cichym skrzypnięciem drzwi. Duana weszła do środka i uśmiechnęła się lekko do Rainara.
 – Może już starczy tego wymaczania? Moja pani chce cię zobaczyć. – powiedziała i przewiesiła przez burtę balii czyste prześcieradła. Nawet nie kryła się z tym, że z ciekawością zagląda do jej wnętrza. Może kiedyś by go to skrępowało, a może wręcz przeciwnie, zachęciłby ją, by do niego dołączyła. Chociaż Duana była piękną kobietą, to jednak wcale nie czuł potrzeby, aby natychmiast zaciągnąć ją do łóżka. Ludzkie namiętności były dla niego może nie obce, ale z całą pewnością dalekie i rzadko dawały o sobie znać.
- Zaraz wyjdę – mruknął jedynie, a kobieta odwróciła się w stronę kominka, by dorzucić kilka drew do ognia. Rainar znów przymknął oczy i westchnął cicho, przelewając wodę między palcami. Nagle znów je otworzył i drgnął nerwowo. Balia nie była wypełniona wodą, lecz krwią. Na ścianie, wśród ostrego blasku płomieni, pojawiły się trzy cienie.
- Rainarze? – usłyszał miękki głos Duany. Wszystko minęło. Woda znów była wodą, a cienie zniknęły, jakby nigdy ich nie było. – Wszystko w porządku? – Zapytała, pochylając się nad nim z troską.
- Tak. Wszystko w porządku – odpowiedział. Odchrząknął, pozbywając się drżenia w głosie. Wstał i owinął się prześcieradłem, ignorując jeszcze bardziej zaciekawione spojrzenie kobiety. – Nadal nie odzyskałem swoich rzeczy – przypomniał, choć ze zdumieniem odkrył, że wcale mu już na nich nie zależy.
- Zapomnij o tych łachmanach. Przygotowałam ci nowe ubrania, które bardziej przypadną do gustu mojej pani – odpowiedziała i wskazała leżące na łożu koszulę i spodnie, które niewiele różniły się od tych, w których się obudził. Rainar podszedł do nich i chwycił w dłonie delikatny materiał. Obejrzał się na Duanę, która wciąż stała w miejscu.
- Zamierzasz popatrzeć? – Zapytał obojętnie, a ona uśmiechnęła się znacząco, zakładając ramiona na piersiach. Strażnik odrzucił prześcieradło, po czym naciągnął na pokryte bliznami plecy koszulę.
- Skąd je masz? – zapytała kobieta.
- Nie chcę o tym mówić – mruknął jedynie i zapiął pas. – Chodźmy już. Jestem bardzo ciekaw, komu mam dziękować za gościnę.
                Wyszli na korytarz, który Rainar znał już dobrze. Była to jedyna część pałacu, po której mógł się swobodnie poruszać. Długi rząd okien ukazywał widok na las, który najwyraźniej otaczał to królestwo. Niebo chmurzyło się, zwiastując zbliżający się deszcz. Przeszli wąskim korytarzem do krętych schodów, u których podnóża można było wyjść na ścieżkę prowadzącą do ogrodów, lub wejść w głąb pałacu i właśnie w tą stronę tym razem się udali. Znaleźli się w rozległym holu, z którego przeszli do następnej komnaty.
                Rainar rozejrzał się i nawet on nie był w stanie ukryć podziwu. W ogromnym, marmurowym kominku płonął ogień, a taniec świateł sprawiał, że malunki na ścianach i wysokim suficie wydawały się wręcz żywe. Z dużych donic wyrastały krzewy róż, pnące się po kolumnach. Płatki w kolorze głębokiej czerwieni pachniały słodko, przyjemnie. Niedaleko kominka stał szezlong z jasnego drewna, wyłożony miękkimi, aksamitnymi poduszkami, kobieta, która na nim leżała, podniosła z zaciekawieniem spojrzenie na Rainara i podniosła się.
                Jeśli wcześniej sądził, że Duana była piękna, to zdecydowanie tylko dlatego, że wcześniej nie widział tej kobiety. I zrobiło to na nim wrażenie, chociaż przecież widział już wiele piękności w swoim życiu. Miała na sobie jasnozieloną suknię, spiętą w szczupłej talii srebrnym pasem. Odsłonięte ramiona okalały długie, proste włosy koloru słońca. Duże, jasne oczy sprawiały, że miał chęć wyjawić każdy swój sekret, nawet najbardziej skrywany. Pełne usta, teraz wygięte w delikatnym uśmiechu, kusiły. Chciał je poczuć. Chciał dotknąć palcami niedużego, zgrabnego nosa, delikatnych policzków i łabędziej szyi.
W pierwszej chwili cofnął się o krok. Nie. To nie było możliwe. Takie kobiety nie istnieją. Nie ma istot tak idealnych.
- A więc ty jesteś Rainar – powiedziała, a jego wątpliwości w jednej chwili umknęły. – Cieszę się, że widzę cię w lepszym zdrowiu. – Chodź, usiądź przy mnie – zaprosiła go, wskazując na fotel stojący niedaleko szezlonga, na którym siedziała.
- Dziękuję ci za opiekę, pani – powiedział w końcu, kłaniając się lekko. Podszedł do fotela i usiadł na nim, czując się niepewnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Uciekł wzrokiem w bok, aby móc spokojnie pozbierać myśli. Drgnął, gdy znów dostrzegł na ścianie trzy cienie, które zniknęły równie szybko, co się pojawiły.  Spojrzał na Duanę, która podeszła do nich, by nalać do pucharów wina. Dygnęła z gracją, podając jeden swojej pani, drugi trafił do rąk Strażnika.
 - To mój obowiązek udzielić opieki rannemu – władczyni machnęła niedbale dłonią, odsyłając służącą. Dziewczyna wyszła z komnaty, zostawiając ich samych – jak podoba ci się mój pałac? Ogrody?
- Są naprawdę piękne, jednak chciałbym wiedzieć, gdzie trafiłem? Kto tak naprawdę mnie gości?
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i znów położyła na szezlongu. Rainar nie bez przyjemności dostrzegł, jak delikatny materiał sukni podkreśla jej kształty przy każdym ruchu. – Jesteśmy bardzo daleko od Farii, w kraju, który upada. Masz zaszczyt gościć u królowej Morianne.
- Wybacz, pani, ale nigdy o tobie nie słyszałem.
                Coraz trudniej było mu zachowywać podejrzliwość, chociaż ta powinna przecież bić na alarm od samego początku. Niewiele było krain czy światów, o których nie słyszałby ani słowa, a wiedzę tę z każdym kolejnym rokiem nadrabiał, poświęcając swoje życie nieustannej wędrówce. W królowej Morianne wyczuwał jednak coś bardzo bliskiego, czego nie potrafił w żaden sposób określić. Napił się wina, którego smak był równie niezwykły, co cała reszta tego królestwa.
                Królowa roześmiała się, słysząc jego pytanie.
 – Nie dziwię się temu. Czasy naszej świetności minęły już dawno temu. Wielu moich poddanych odeszło, szukając szczęścia w innych krainach. Nie potrafiłam ich zatrzymać przy sobie. Jestem bardzo samotna, Rainarze. Cieszę się, że do mnie trafiłeś.


~*~

[Opowiadanie nie kończy się wyznaczonym zdaniem z tej prostej przyczyny, że to jeszcze nie koniec. Mam jednak nadzieję, że ta część nie okaże się tl;dr i w jakiś sposób zainteresowała Was na tyle, że będzie po co publikować część drugą.]

3 komentarze:

  1. [serduszko mi pęknie, jeśli ten przystojniak zostanie omamiony przez jakąś podejrzaną piękność! aaaa, czytało się szybko, zdecydowanie za szybko, bo chciałam już dowiadywać się więcej, co to za babeczka, co knuje - bo że knuje to jest pewne od początku! a tu już koniec :O czekam na kolejną część!
    a przez te obrazy i słońce i kolory z opisów aż zatęskniłam za wiosną, za latem, za kwiatami :3 zaczełaś od grubej akcji, a później tak wszystko załagodziłaś tymi ogródkami i wygodnymi ciuszkami, aż zaskoczona nie mogłam sobie wyobrazić Rainara w wyprasowanych koszulach xD no ale ewidentnie coś się tam czai i czkam na rozwinięcie akcji i przybliżenie królowej i tych trzech cieni, co się kryją niedaleko :) ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Znaczy się- umiem w opisy bardziej niż myślałam C: Cieszę się, że się podoba. Miałam w planach napisać najpierw całość, a potem dopiero wrzucać, ale wtedy bym się nie wyrobiła :x Mam nadzieję, że szybko nadrobię resztę i wrzucę zakończenie.]

      Usuń
    2. [nie kumam w ogóle, o co Tobie chodzi z tym "nie umiem..." :P ja sama miałam dziś zacząć, a mam... pół strony, która idzie do śmieci, bo to gniot :x
      podziwiam w tych opisach to, ze akcja nie stoi. mam wrażenie, że gdy ja sama za coś się zabieram, to jak Mickiewicz... -,- ]

      Usuń