WĘDROWNY HANDLARZ i znamienity w swej dziedzinie bajarz, ZNANY MIESZKAŃCOM FARII JAKO TEN, KTÓRY POJAWIA SIĘ BEZ ZAPOWIEDZI I ZNIKA BEZ POŻEGNANIA | FREYR „CICHY KRUK” – SZPIEG I SKRYTOBÓJCA NA USŁUGACH CESARZOWEJ Ásbjörg, WŁADCZYNI ávalt vetr
Wspomina się czasem o człowieku, który wyłania się z ciemności z pochodnią w dłoni i w płaszczu okrywającym jego ciało aż do samej ziemi. Ukryty pod ogromnym kapturem, spogląda na twarze mijających go ludzi i nie można rozpoznać w nim niczego prócz uśmiechu, którym to okazuje swoją sympatię lub szyderstwo – tego nie wie nikt. Jarzą się spod ciemnego materiału niebieskie oczy i błyszczy przytroczony do pasa srebrny sztylet, o rękojeści obitej kamieniami i sztychem zdobionym nieznanymi znakami. Nuci pod nosem spokojną melodię, a gdy jego oddech zamienia się w obłok srebrzystej mgiełki, obserwuje go jak ulatującego ze swojego ciała, bezkształtnego ducha. Ów wędrowiec upodobał sobie wioski z dala od Marmawerd i jego hałaśliwych ulic, ale nawet tam docierają wieści o tajemniczym jegomościu, który oprócz mieczy, skórzanych kaftanów i karwaszów, ma do zaoferowania niesamowite historie o odległych krainach, magicznych i zamieszkałych przez mityczne stworzenia. Siada czasami przy ognisku i za kubek zimnego piwa umila wieczory rzemieślnikom i rolnikom swoim melodyjnym głosem, którego niskie tony wprawiają czasami w melancholię i zadumę. Nigdzie nie zagrzewa sobie miejsca na dłużej. Nie posiada domu, ani ziemi, do której mógłby wracać, a swoje obozowiska ukrywa zawsze przed wzrokiem innych – w dzikiej głuszy lub wśród ośnieżonych górskich szczytów, skąd rozpościera się widok na całą krainę. Zasnutą mgłą, cichą i niedopowiedzianą, jak serce samego wędrowca. Powiadają, że imają się go żarty młodzieniaszka, romantyzm dojrzałego mężczyzny i wiedza starca w sędziwym wieku. Że zna się na ziołach zbijających gorączkę i potrafi opatrzyć nieskomplikowane rany, a jego obecność zwiastować może zarówno przychylność, jak i kaprysy losu. Nosi znamiona nieznanych bogów, a jego losy są nieodgadnione podobnie jak siły, które popychają go do przodu. W nim zaciera się granica pomiędzy życiem, a niekończącą się opowieścią.
It attracts the worst and corrupts the best.
ÁVALT VETR
ÁVALT (ZAWSZE) VETR (ZIMA) | PRADAWNA KRAINA SKUTA LODEM NIEMAL PRZEZ CAŁY CZAS, ZA WYJĄTKIEM LETNIEGO MIESIĄCA SUMAR | NIEPODZIELNA WŁADZA SPOCZYWA TU W RĘKACH CESARZOWEJ ÁSBJÖRG, POSIADAJĄCEJ SWÓJ PAŁAC I WŁOŚCI W STOLICY KRAJU O NAZWIE HJARTA (SERCE)
Ávalt Vetr to rozległa kraina, z trzech stron otoczona ogromnym oceanem. Na północy zwieńczona górskimi szczytami, na południu przechodzi zaś w sięgające horyzontu równiny, przecinane licznymi rzekami i połaciami lasu. Graniczy tam ze zwaśnionym królestwem Gullhringr (Złoty Pierścień), z którym od stuleci walczy o zjednoczenie wszystkich państw kontynentu zwanego Brim – Sker (skała, o którą rozbijają się fale) pod jednym sztandarem.
Ze względu na trudne warunki, w jakich przyszło im zmagać się z codziennością, mieszkańcy Ávalt Vetr to w znakomitej większości doskonali myśliwi i wyszkoleni wojownicy, gotowi stanąć do walki, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Społeczeństwo podzielone jest na kasty, wyróżnione ze względu na wykonywany zawód lub przynależność rodową, jednak żadna nie stoi wyżej od pozostałych i nie jest w żaden sposób faworyzowana. Rzemieślnicy zajmują się tam głównie wyrobem drewnianych i stalowych narzędzi, podstawowego wyposażenia domostw, a także uzbrojenia i odzieży z futer i skór. Wysoko rozwinął się tam handel, a głównym towarem eksportowym stały się suszone mięso oraz drogocenne kruszce, wydobywane w kopalniach położonych w najwyższych partiach gór. Choć od dawien dawna na tronie Ávalt Vetr zawsze zasiadała kobieta, przejmująca władzę na prawach dziedziczenia, w cesarstwie panuje system patriarchalny, przyznający mężczyźnie dominującą rolę w społeczeństwie.
Mieszkańcy Ávalt Vetr wywodzą się z pradawnego ludu Ellri (Starsi), który przybył na kontynent Brim – Sker z niepoznanych dotąd zakątków świata i osiedlił się na półwyspie, znajdując tam niezagospodarowaną przez nikogo przestrzeń. Jego członkowie posługiwali się prostym, lecz melodyjnym językiem, który z kilkoma modyfikacjami służy Vetreńczykom po dziś dzień, podobnie jak wiara w czterech bogów odpowiadających czterem żywiołom władającym światem — Jǫrð (ziemia), Lǫgr (woda), Lopt (powietrze), Eldr (ogień). Zwyczajowo mężczyźni oddają cześć bogowi ziemi i ognia, kobiety natomiast bogowi powietrza i bogini wody. Charakterystyczną dla tego ludu jest długowieczność. Najstarsi mieszkańcy cesarstwa mogą poszczycić się wiekiem sięgającym około 500 lat.
Hjarta, położona w centralnej części Ávalt Vetr, to stolica i siedziba władz cesarstwa, zamieszkała przez zamożnych obywateli i najbliższych współpracowników Ásbjörg. Mieści się tam główny ośrodek kultu, a także Hversdagliga (powszechność) – Wspólna Sala, w której regularnie zwoływane są posiedzenia i narady możnych. Jako jedyne miasto, posiada budynki postawione z kamienia, a najwyższą wieżę pałacową, będącą rezydencją nadwornego szamana, widać niemal z każdego zakątka półwyspu. Pozostałe osady to niewielkie wioski rozsypane najliczniej po południowych równinach, których mieszkańcy wiodą spokojne życie, w zgodzie z naturą i swoimi bóstwami.
❮
❯
Na zdjęciach: Travis Fimmel, nazwiska i nazwy własne zapożyczone z języka staronordyckiego. Pod imieniem muzyka, za strzałkami opis Ávalt Vetr. | Kontakt: mowdomnieglosniej@gmail.com
[Ragnar! ♡♥ dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńNie u miałabym połączyć nigdy dwóch tak odmiennych profesji :o uśmiechnięty bajarz i zimny skrytobójca, wow! Patrząc na kartę, którą czyta się tak łatwo i przyjemnie, wstyd mi za własną. .. trzeba będzie dopracować -,-
Koniecznie porywam do wątku!!! Mogliby się raz spotkać w drodze, a innym razem podczas nocowania Soliny w jakiejś podrzednej karczmie gość z pokoju obok mógłby być celem Twojego pana i pijana wiedzma pomyliłaby pokoje hmm? Właśnie nie umiem się zdecydować, która odsłona tego bohatera byłaby ciekawsza w zetknięciu z Sol, przy czym mogłaby ona ujść z życiem :P]
[O kurde, brat.
OdpowiedzUsuńSerialowy, ale zawsze.
Witam i zapraszam do zabawy, zarówno wątkowej, jak i teraz odbywającej się pod ciężko topornym tytułem "zadanie 1"]
Rainar
[Więcej Wikingów :D Świetna postać i bardzo ładna karta :) Witam na blogu i życzę samych udanych wątków, weny i inspiracji czającej się za każdym rogiem :) Oczywiście zapraszam też do wspólnego wątku z Adain lub Sinan :)]
OdpowiedzUsuń[Wraz z moją różowo włosą szatanicą chciałyśmy serdecznie powitać nowego członka załogi :3 Yagienka (umrę za nazywanie jej tak, ale zginę mając bekę) czuję się zaintrygowana Freyrem. Od zawsze miała słabość do nordyckich imion...i ziół. Tyle, że w tym przypadku nie tylko nordyckich.]
OdpowiedzUsuń[No przecież, że chcę wątek. Kompan od mordobicia (siebie na wzajem) albo postronnych zawsze mile widziany :D Z tym zdjęciem śmiesznie by wyszło. Nie dość, że bracia, to jeszcze bliźniacy xD Kiedyś kusiło mnie, żeby zrobić takie postaci. Takie trochę 2 w 1.
OdpowiedzUsuńCo do zadania, to na luzie - na napisanie czegoś jest miesiąc, ale nawet jak nie zdążysz, a będziesz chciał coś napisać, to przecież nikt Ci nie zabroni ;) Będą jeszcze inne zabawy, coś tam jeszcze chowam w rękawie na potem, więc mam nadzieję, że się spodoba Ci się u nas na blogu.
Wiem, że się w ciul rozgaduję, ale chciałabym jeszcze poruszyć dwie kwestie. Po "pierwsze primo", można powiedzieć, że to moja druga postać, która wymachuje mieczem, więc jakbym strzelała jakieś taktyczne i tym podobne babole, to proszę, zwróć mi uwagę. Nie obrażam się za krytykę, chcę umieć lepiej w takie postacie, bo je zwyczajnie lubię (mam nadzieję, że Cię tym nie zniechęciłam).
Po "drugie primo": myślałam, że faceci w blogosferze to gatunek wymarły, przysięgam. Chociaż, z drugiej strony, sama byłam wymarła dość długo, jeśli chodzi o blogi.
Dobra, koniec biadolenia, teraz do meritum: masz jakiś pomysł w jaki sposób mogłyby się spotkać nasze postaci? Precyzując: mój strażnik, to nie jest tak do końca strażnik od ludzi, bardziej od portali: pilnuje, żeby nic paskudnego przez nie nie przelazło, czyli raczej typowi mordercy go nie interesują, bo to nie jego brocha. Nie wiem, czy Ci to odpowiada, ale może przypadkiem okazałoby się, że szukają jednej i tej samej "osoby"? Freyr miałby na tego kogoś zlecenie, a Rainar szukałby tego kogoś, bo cuchnie szlamem i ma dwie pary szczęk, jak myślisz?]
Rainar
[Pomysły masz przednie! Ja to wiecznie zapominam o tym, co chce i jak poprowadzić, wiec dobrze ze blogspot zapamiętuje komentarze, podoba mi się ten plan i pewnie będę przypominać sobie o nim parokrotnie, jeśli uda nam się zrealizować wszystkie pkt ;) zacznę jeszcze dziś, ale potrzebuję chwili na powrót do domu, żeby coś w miarę znośnego mi wyszło, także chwila cierpliwości i zadziałam!
OdpowiedzUsuńAaah! Pamiętam te czasy, kiedy długość karty miała duże znaczenie i budowało się takie nawet na dwie strony w Wordzie xD ale dawno to było i teraz tez inaczej się wątkuje hehe :) ]
[tak sobie doczytałam kartę z drugiej zakładki o krainie i powiem jedno - wyśmienite na kolacje! ;D ]
UsuńPicie z krasnoludami i ich ziomkami to nigdy nie był dobry pomysł. I stara Sol powinna o tym zawsze pamiętać! Ale miód w tej karczmie był niczym poezja, a ona miała na prawdę słabą głowę i mimo wielu lat doświadczenia w spożywaniu róznego rodzaju trunków, to się nigdy nie zmieniło.
Utknęła w tej krainie i pałętała się po niej wiele miesięcy. Zwiedziła gęste bory, przemierzyła wzgórza osłonecznione o każdej porze roku i zasypane kwiatami. Poznała doliny w ktorych pajęczyna strumieni sprzyjała utrzymywaniu się mgły przez długie godziny od samego świtu i w pewnym momencie doznała wrażenia, że tu nie jest wcale inaczej od świata, który znała sprzed wpadnięcia przez portal. Teraz już poznała i język i podstawowe obyczaje i nie musiała obawiać się, że zostanie ubita jak prosiak za łamanie zasad powszechnie panujących. Właściwie to mieszkańcy tej krainy okazywali się nad wyraz rozrywkowi i towarzyscy, a przy tym gościnni, jak przychodziło co do czego.
Z hukiem odstawiła na blat kolejny opróżniony kufel, wybuchając śmiechem na niewybredny żart siedzącego obok mężczyzny. Wieczór mijał jej doskonale i zupełnie nie miałą nic przeciwko kolejnej dolewce miodu, jaka wylądowała po minucie przy jej dłoni. Wszyscy snuli tu bajkowe opowieści i dawno straciła rachubę, kto po kim opowiada swoje historie, choć miała wrażenie, że z tego grona ubyło jednego gościa. Choć to może już złudzenie, a miód krążył coraz szybciej w jej żyłach, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdy dosiedli się do niej ci kompani, pierwsze powiastki wypłynęły z ust człowieka o jasnoszarych oczach... a teraz go nie było.
- Pij dziewczyno, żwawo! - trącona łokciem przez krępego krasnoluda o czerwonym nochalu, posłusznie chwyciła za naczynie i przytknęła je do ust.
Zwykle nie sięgała po alkohol. Nie w towarzystwie nieznanym. A jeśli już to zapas odpowiedniej mieszanki z suszonych ziół ratował rano od kaca, zdrętwiałego języka, nie wspominając o tępym pulsowaniu pd czaszką. Ale te opowieści, a już zwłaszcza pierwsze, pobudziły wyobraźnię i apetyt a w okolicy tutejsza żona karczmarza piekła najlepszego jelenia pod słońcem i miód jej męża nie mógł się równać z żadną ambrozją. Tak więc Sol straciła rachubę. I głowę.
Mineło grubo po północy, gdy na chwiejnych nogach powiedziała dość i ruszyła niepewnie ku schodom na piętro. Na jej stan mógł mieć także wpływ kilkudniowy marsz jakiego się podjęła z większego miasta, nie mogąc znaleźć żadnego transportu. A nie chciała podkradać żadnego konia, nie znając umiejętności tutejszych władz w kwestii ścigania złoczyńców. Tak więc wyczerpana zaczęła jeść, później pić, trochę więcej jeść gdy dosiadło się towarzystwo, ale jednak o wiele szybciej opróżniać kolejne kufle słodkiego i zdradzieckiego miodu i teraz tylko mocny chwyt poręczy ratował ją przed sturlaniem się i połamaniem o nierówne stopnie.
UsuńKlucze do pokoju od karczmarza już zdążyła gdzieś podziać. Albo po prostu trudno je było odnaleźć w połach peleryny i sukni. Zrezygnowana przestała obmacywać ubranie i opierając się kolejne o ściany z jednej to z drugiej strony wąskiego korytarza, parła twardo do przodu pod odpowiednie drzwi. To nic, że koniec końców stanęła nie pod tymi, nie była w stanie tego ocenić.
Nie zdziwiła się faktem, że klamka ustapiła niewielkiemu naciskowi palców i to bez zaklęcia wyręczającego działanie klucza. Bardziej zaaferował ją fakt, że w JEJ pokoju nie było pusto, jak powinno być. Zamiast tego w łóżku chrapał jakiś podchmielony śmierdziel - tego była pewna nawet z takiej odległości. Na dodatek nad nim pochylał się inny, być może wcale nie śmierdziel.
- Ej! - oparła się o framugę i zmrużyła oczy, chcąc coś dostrzec w ciemnościach. - Wynocha, ja tu śpię!
Wytężyła wzrok i na widok większej liczby szczegółów, które pomogły jej dopisać historię do zaistniałej sytuacji, spąsowiała na twarzy jak piwonia i dostała pijackiej czkawki. Jeden sobie leżał, ot tak zwyczajnie. A drugi pochylał się nad nim i coś mu tam sterczało zza pasa! Zgroza! Gwałt w biały dzień! Czarną noc, nieważne!
- Ej! - chciała krzyknąć znów, lecz zamiast tego poderwała ją do góry głośna czkawka. - Wy tu... jakieś... miłostki... uprawiacie?! W moim ...pokoju...?! - oburzona pstryknęła palcami, by świeca pod oknem zajarzyła się płomieniem. Pech chciał że nie wycelowała dobrze i zapalił się, ale nie knot w wosku luźno ustawiony na miedzianej podstawce, a zasłona. I wtedy w pokoju zrobiło się na prawdę jasno.
[ ja tylko wstępy mam aż tak długaśne :( ]
[Witam!
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł z barem. Mogą równie dobrze próbować wykończyć przyszłego narzeczonego Yagny, w celu przejęcia władzy w królestwie. Nie ma to jak dobry zamach na księcia!
Ciekawe tylko jak bardzo ucierpi płodność Freyra, gdy Yagienka kopnie go w krocze za drażnienie jej :3]
[Zauważyłam, że znowu rozpisuję się nie na temat, więc postanowiłam napisać maila, co by nie spamić pod kartą, która do gry służy, a nie słowotokowych dyskusji :x Zaczynam!Mam nadzieję, że nie spieprzyłam tak bardzo, jak mi się wydaje.]
OdpowiedzUsuńWójt miął w rękach czapkę, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę i wpatrując się w Rainara. Już przed laty słyszał o Strażniku, który pilnuje równowagi portali, strzeże mieszkańców tego świata przed paskudztwami, które mogą przejść na tę stronę. Długo w to nie wierzył, naigrywał się wręcz z bab, które wzdychały do dzielnego wojaka, który honorowo ratuje życie i odbiera dziewictwo. Gdy jednak zginęła jego ukochana Hanusia, uwierzył we wszystko. Szczególnie wtedy, gdy znalazł jedynie jej zakrwawione szczątki.
- To jak, panie. Pomożecie? – Zapytał nerwowo, zbliżając się o krok do mężczyzny, który z cichym westchnięciem odstawił pusty kufel na szynkwasie.
- Zostaw tego włóczęgę! – zawołał tęgi, brodaty wieśniak, siedzący przy sąsiednim stoliku – Strażnik! Widzieli go! A tą twoją wyliniałą mućkę wilcy zjedli! – roześmiał się, a wójt spojrzał na niego wściekły.
- Hanusia to brylantowa krowa była! Mleko najlepsze w całej wsi dawała! -Oburzył się mężczyzna. Ten przy stoliku charknął i splunął jedynie. – Zazdrościsz! -Wrzasnął wójt z satysfakcją.
Rainar nie słuchał. Zastanawiał się. Nie obchodziła go ani krowa Hania, a ni rozindyczony wójt. Czuł jednak, że powinien coś zrobić. Że ktoś życzyłby sobie tego. Nienawidził tego uczucia.
- Przydałyby się nowe buty… - mruknął w końcu, a wójt przestał się wydzierać. Spojrzał zdziwiony na Rainara.
- Buty. Porządne, skórzane. Zima się zbliża – powtórzył Strażnik, a wójt rozdziawił gębę.
- A, buty! Panie! Szewca miejscowego ci oddam, tylko znajdź i ubij potwora, co moją Hanusię tak załatwił! – Obiecał mężczyzna, a Rainar skinął głową. Jeśli to coś, co zabiło krowę faktycznie było potworem, w dodatku takim, co przelazł przez portal i teraz szkody robił, zabicie go było jego obowiązkiem. A to, że przy okazji zyska nowe buty… cóż, przydadzą się.
Rainar wysupłał kilka monet z sakwy i podał karczmarzowi. Wstał z miejsca, nie chcąc paść ofiarą kolejnych próśb i zażaleń.
Za pozwoleniem wójta obejrzał cuchnące truchło krowy. Cokolwiek ją zabiło, miało wielkie zębiska, ostre pazury i ociekało szlamem, który wciąż pozostał na miejscu zbrodni. Poszedł jego tropem, który, o dziwo, w końcu zmieniał się w ślad końskich kopyt. Skrzywił się lekko. Jak wielu zmiennokształtnych chodziło po tym świecie? Mogło się okazać, że to wcale nie jest robota dla niego. Miał jednak obiecane buty, a więc gra była warta świeczki.
Ktokolwiek, albo cokolwiek zamordowało krowę, wiedziało jak się ukrywać. Ślad ciągle rwał się, zmieniał, trudno było go namierzyć. Z czasem jednak Rainar dotarł do miasta. I przez całą drogę nie mógł się oprzeć wrażeniu, że w czasie jego podróży wciąż na przystankach napotyka tę samą twarz. Drugi raz to mógł być przypadek. Jednak trzeci i czwarty wydawał się już podejrzany.
Rainar
No dobra... była nie tyle podchmielona, co pijana w sztok, urżnęła się po chamsku, ale takiej bezczelności znosić nie zamierzała. Kto znał Sol - a niewielu takich było, bo większość już dawno spod ziemi fiołki wąchała, wiedział, że po alkoholu włączała jej się wojaczkowa natura. Nie kleiła się do mijanych osób, nie szukała czułości, tylko raczej zwady a każda prowokacja nawet najmniejsza odnosiła nad wyraz wspaniały skutek. Gdy więc nieznajomy obrócił się i zaczął jej grozić - i to zwykłym nożem, a nie niczym niestosownym, jak jej zmysły wprzód nasunęły, nachmurzyła się niczym gradowa chmura.
OdpowiedzUsuń- Ty na mnie z tym kozikiem idziesz? - żachnęła się i wzięła pod boki, stając pewniej na szeroko rozstawionych nogach, by nie potrzebować wsparcia framugi do utrzymania pionu. - A ty wiesz chłopaku, że do starszych się nie skacze?! - upomniała go szorstko, gdy ten nożyk nawet bezczelnie podniósł, jakby na prawdę czekał, aż dziewczyna struchleje i zaraz zacznie go przepraszać za to wtargnięcie. Pff, jeszcze czego!
Wypity miód był na prawdę przednim trunkiem, jednak efektem ubocznym spożycia go w zbyt dużej ilości było otepienie zmysłów. Sol nie była na tyle bystra w tym momencie, by połapać się w zaistniałej sytuacji. Stała więc nieprzytomna w drzwiach, gdy krasnolud się poderwał i zaczął wojować... właściwie sam z sobą trochę. Dureń jeden, rąbał toporem na lewo i prawo i ciskał przekleństwa, charkał coś pod nosem niezrozumiałego, gdy ten drugi typek bezczelny po prostu zwinnie i zgrabnie jak w tańcu, unikał rozprucia własnych flaków. Gdy zaś brodacz rubaszny rzucił się do niej, jego ryk wrócił jej nieco trzeźwości i cofnęła się wystraszona, wpadając na korytarz. A później wszystko znów potoczyło się jakoś poza jej świadomością. Ten pierwszy co leżał, wyskoczył za nią z pokoju, ale ruszył nie w jej stronę atakując, ale uciekł ku schodom.
- Co to było za prostactwo? - prychnęła, mając nadzieję, że to koniec afer i nieproszeni goście opuszczą pokój, który jak wciąż sądziła, był wynajęty tej nocy tylko dla niej. Ale nie...
Sapneła cicho i pomasowała brzuch, w którym zaczęło bulgotać po nadmiernej kolacji. A później zorientowała się, że nie zaśnie dziś spokojnie, bo w wynajetym kącie wciąż był intruz to po pierwsze. A po drugie z schodów rosły krzyki o parze, która napadała i mordowała tu gości! I co gorsza, wszystko wskazywało na to, że do tej pary włączono ją bez pytania i właśnie została oskarżona o bycie w jakimś spisku!
- Co...?! - nie zdążyła zaprzeczyć, wyrwać się, odpowiedzieć jakkolwiek, gdy nieznajomy, co przed chwilą jeszcze jej groził kozikiem, chwycił ją i pociągnął do okna. A to już notabene właściwie nie istniało przez jej niedokładny celownik magiczny, nieco wyprowadzony z równowagi po uczcie z krasnoludami.
Tak to najczęściej bywa, że gdy wiedźma się uchleje, to robi wokół siebie bałagan. I musi brać nogi za pas. Ona już wiedziała, gdy nadchodziły kłopoty, czuła to z daleka. A że nie była dobra w uspokajaniu pijaczyn, gdy sama nietrzeźwa aż rwała się do awantur i najchętniej wszystkich po kolei zdzieliłaby po łbach, dlatego nie potrzebowała dodatkowej zachęty i wyskoczyła z pietra zaraz po chłopaku. Zrobiła to specjalnie, w razie gdyby lądowanie było twarde, miała nadzieję spaść na niego, a nie na kocie łby, czy nie daj boże końskiego kleksa, zostawionego pod oknem pechowo.
- O rety... - zaskoczona, że nic sobie nie połamała, dźwignęła się z jękiem z siana i przeturlała w bok, z trudem stając na nogach. - Ty... - złapała obcego za koszulę mocno, by jej nie uciekł, skoro to z jego winy całe to zamieszanie i gdy odetchneła głęboko, spojrzała na niego uważnie. - Ty chyba przynosisz szczęście w ekstremalnych sytuacjach - podsumowała ten skok z rozbawieniem godnym alkoholiczki i cmokneła go bezceremonialnie w polika. - A teraz musimy spadać - oznajmiła rzecz oczywistą i nie puszczając biednej koszuli, która pewnie od jej dłoni nawet wyprasowana nie odzyska dawnej świetności, zaczęła się rozglądać po ulicy.
UsuńPijana wiedźma to widok po prostu parszywy. Roześmiana, rozbawiona, a po minucie rozdrażniona z byle powodu, obrażona za głupi żart... Kapryśna jak księżniczka, a na dodatek nieprzewidywalna. No i z źle wymierzonym celownikiem, myląca czasami zaklęcia... Tania podróbka magiczki, ot co. Na dodatek trochę nieprzytomna, z opóźnionym refleksem... Sol dlatego rzadko kiedy piła, a jak już to z umiarem. Ale dzisiejsze opowieści wciągneły ją do zabawy i jakoś no... popłynęła. A teraz nie wiedziała nawet, w którą stronę iść by obejść budynek od tyłu. Bo chyba przyszła tu pieszo...?
[jakieś mi to chaotyczne wyszło... a miało być śmieszne heh ]
[W głowie zawsze trochę inaczej niż w potem w karcie, stąd niezadowolenie. No i nie lubię od razu odkrywać wszystkich kart, żeby było co zdradzać w wątkach, no ale jednak coś o postaci wypadałoby napisać... już nie wspomnę o tym, że nie umiem opisywać w karcie charakteru postaci. No zwyczajnie nie umiem. Charakter zawsze u moich postaci kształtuje się sam. Ja się w to nie wtrącam xD
OdpowiedzUsuńStop. Znowu się rozgaduję.
Powiem tak: jeśli faktycznie masz chęć na porwanie na wątek, to porywaj! Zawsze to dla mnie też inna perspektywa, to raz, a dwa, jak sam widzisz, tłumów nie ma, a do ozdoby postaci nie tworzyłam :D]
Dobrawa
Rainar w życiu miał zaledwie dwa cele, przy czym jeden nierozerwalnie łączył się z drugim. Pierwszy polegał na przetrwaniu. Tylko dlatego podejmował się najemniczych zadań, często, na swoją niekorzyść, roztrząsając ich moralną wartość. Drugim było pragnienie by dowiedzieć się kim tak naprawdę jest. Czym są uczucia, które szarpały nim jak dzikie psy każdego dnia. Chciał wiedzieć, czemu czuje coś, co ludzie nazywali rozpaczą. Chciał wiedzieć, czemu czuje coś, co ludzie nazywają wściekłością.
OdpowiedzUsuńNawet w gęstym tłumie rozpoznał charakterystyczną twarz mężczyzny. Zbyt wiele razy widział go na swojej ścieżce, aby uznać to za przypadek. Był pewien, że w czasie tej drogi coś ich połączyło i jedyne, co przychodziło mu do głowy, to cel. Nie sądził, aby ktokolwiek mógł chcieć wynająć najemnika do zgładzenia go. Kto miałby interes w tym, aby podnieść rękę na Strażnika?
Gdy poczuł szarpnięcie za płaszcz, płynnym, niezauważalnym ruchem wyciągnął sztylet ze skórzanej pochwy przytroczonej do pasa. Nie walczył nawet, gdy obcy zaciągnął go do ciemnego zaułka, gdzie zwykle przebywała ta gorsza część miejskiej społeczności. Dziwki, żebracy, mordercy, złodzieje.
Rainar spojrzał w oczy napastnika bez strachu. Właściwie nie było w nich nic. Ciemne oczy Rainara ziały dziwną, niekiedy przerażającą pustką. Jakby było mu wszystko jedno. Nie mógł bać się śmierci. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że dawno temu stanął już z nią oko w oko.
Czubek jego ostrza sugestywnie zetknął się z brzuchem mężczyzny. Ostrze napastnika ze zgrzytem przesunęło się po zaroście Rainara. On z kolei mocno trzymał prosty, ale solidny sztylet w dłoni, gotowy rozpruć napastnikowi jelita, jeśli tylko zajdzie taka konieczność. Nawet, gdyby spotkała go teraz śmierć, poderżnięcie gardła było niczym w porównaniu do ciosu w brzuch. Ten drugi zwiastował nieprzyjemną, długą i bolesną śmierć wśród smrodu zawartości jelit. Właściwie, w tym zaułku niewiele by się zmieniło. I tak wystarczająco cuchnęło tu moczem.
- Zabawne. O to samo mógłbym zapytać ciebie – odpowiedział Rainar na pytanie obcego. Przyduszające ramię obcego z pewnością nie ułatwiało ani oddechu, ani odpowiedzi. Nie próbował jednak się szarpać czy grozić. Nie zależało mu w tej chwili na rozlewie krwi. Jedyne, na czym mu zależało, to porządne buty na zimę. Naprawdę nie chciał złapać jakiegoś parszywego choróbska i zejść jeszcze przed wiosną. To byłoby zwyczajnie żałosne. Zbyt wiele musiał się jeszcze dowiedzieć, aby tak idiotycznie dać się zabić. I to jeszcze nie potworowi, a zjawisku atmosferycznemu.
Spojrzał w bok, gdy jakaś pijana dziwka roześmiała się na ich widok, nie dostrzegając broni w ich rękach. Rainar znów przeniósł wzrok na mężczyznę.
- Może pogadamy na spokojnie? Jeszcze kichniesz, ręka ci się omsknie i nieszczęście gotowe. Cuchnie tu. Znam lepsze miejsca do przeprowadzania takich dyskusji – Zaproponował spokojnie, jakby w żadnym razie nie groziła mu teraz śmierć.
Rainar
[-Jeszcze raz nazwiesz mnie Yagienką, a przysięgam, że wydłubię ci oczy twoją własną ręką. – parsknęłam, uśmiechając się przy tym szyderczo. Był irytujący, choć nie mogłam odmówić mu charyzmy.
OdpowiedzUsuń-Co do występu to było całkiem nieźle. Tylko nie rozumiem, po co ci były popisy wobec tych dziewczyn... Przecież wiesz, że wszystkie należały do mnie. – odparłam, mrugając przy tym żartobliwie.
,,To kruk.. Podstępny i cichy jak śmierć podczas żniw. Radzę ci go nie drażnić, jeśli nie chcesz skończyć po nieodpowiedniej stronie jego sztyletu. ’’- ostrzegano mnie. Właśnie dlatego tak kuszące było poznanie Freyra.
Intrygował mnie swoją ciszą, choć zachowywałam się jakbym dawno przejrzała go na wylot. Musiałam być pewna siebie, jeśli chciałam zyskać sojusznika na własnych zasadach.
Rzuciłam okiem na miejsce pod jego płaszczem, gdzie znajdywał się sztylet.
-Podoba mi się twoja broń. – wyznałam. – Nie myślałeś o dodaniu do niej paru ulepszeń? Królewskich klejnotów, na przykład? Oczywiście najpierw musiałbyś je pozyskać, a od tego mój drogi masz mnie.
Frejr nie odpowiedział. Mężczyzna studiował mnie teraz, próbując nadążyć za pokrętną taktyką demonicznej wariatki. Patrzyłam jak spija pianę z piwa.
-No więc zacznijmy od tego, że chcą wydać mnie za mąż. Mój ojciec umarł przed paroma miesięcy i…
Mężczyzna już chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu ruchem dłoni.
-Nawet nie waż się teraz wyrażać swoich kondolencji. – ostrzegłam, zanim parę nowych siniaków pojawiłoby się na jego ciele.
-Wracając. Żona ojca chce mnie wydać za mąż za księcia mojego miasta. Szmaciula sobie to wszystko sprytnie zaplanowała. Wciąż mnie rozbraja, wiesz? Myślała, że jeśli podstawi strażników pod drzwiami mojego pokoju, to jej nie ucieknę. Tak jakbym nie umiała wybić okna. – parsknęłam, robiąc przerwę na porządny łyk piwa. Było zbyt delikatne jak na mnie, ale w imię dobrej sprawy gotowała byłam nie zadzierać nosa. - Jeszcze przed wschodem słońca opuściłam rodzinny dwór. Pofolgowałabym sobie tam nieco dłużej, gdyby nie oczekiwana wizyta księcia…
Wzdrygnęłam się z obrzydzenia, na myśl o Kilornie. Samo wspomnienie o nim wzbudzało mój niesmak, a gniew narastał wraz z nim. Przysunęłam się bliżej Freya.
-I tutaj pojawia się twoja rola, Wilczku. Możemy go przerobić na tarte z wazeliny, poćwiartować, albo zrzucić z klifu. Co tam tylko sobie zamarzysz. – zapewniłam.- Bo jeśli mąż nie żyje, to jak zmuszą mnie do ślubu?]
[YAGNA, JAK MOJE PRAWDZIWE IMIĘ, A NIE JAKIEŚ TAM ZŁOWRÓŻBNE ZDROBNIENIA DLA KAŻDEGO KTO JE UŻYWA.] [Hhahah, ta dziewczyna nie ma litości. Stwierdziła, że nie wypuści mnie, dopóki nie pozwolę jej tego zakomunikować.]
OdpowiedzUsuń[Jedyna zaleta czwartku to to, że następnego dnia jest piątek.
OdpowiedzUsuńBez ryzyka nie ma zabawy, jak to mówią. Ale w jej przypadku nie ma co się obawiać. Nie lubię robić superhiperpotężnych postaci, bo to nudne, dlatego Chors może i jest boginią, ale zdegradowaną i prawdziwego kopa dostaje zaledwie raz w miesiącu, podczas pełni księżyca. I na tym oparłabym wątek, jeśli mamy zagłębiać się w mitologię (od razu mówię, że ja w tej dziedzinie nie jestem specjalistką. Mitologia słowiańska jest trudna do ogarnięcia, bo nie ma tak dokładnych źródeł jak w przypadku innych mitologii. Tak jak np. w przypadku Chors. Niby bogini/bóg słowiański, ale równie dobrze może być to literacki wytwór, o którym nasi pogańscy przodkowie nie mieli pojęcia. "Boskich" pewników jest właściwie niewiele. W tym, co będę pisała, będzie, mimo wszystko, dużo mojej własnej fikcji literackiej).
Dobra, do rzeczy. Jeśli mamy iść w tym kierunku, to chyba dobrze by było, gdyby Freyr znał jej prawdziwą tożsamość, a do tego jak nic przyda się właśnie jej power podczas pełni księżyca.
Let's hunt!
Dobrawę pewnego dnia dopadają łowcy czarownic. Mili nie są, więc sponiewierają ją ile wlezie i się z tego cieszą - w końcu na stos ma dotrzeć żywa, ale nikt nie wspominał o tym w jakim ma być stanie.
Tutaj nie wiem, jak mógłby zachować się Freyr, więc niczego nie narzucam. To, co mi przyszło do głowy, to to, że mógłby podczas swoich wędrówek dołączyć do łowców czarownic, by zarobić trochę grosza i polować razem z nimi, albo też mógłby dołączyć do nich podczas ich postoju w czasie eskorty Dobrawy do miejsca kaźni. W kompanii zawsze milej się przecież odpoczywa.
No i tutaj dochodzimy do momentu pełni księżyca. Dobrawa dostaje power, łowcy, krótko mówiąc, za to co jej zrobili, mają przegwizdane.
Tylko nie wiem jak rozegrać to, żeby Dobrawa nie czuła potrzeby kazać wilkom zeżreć też Twojego bohatera :x
Ja nie wiem, czy to dobry pomysł, więc osąd pozostawiam Tobie. Jak sie podoba, to kombinujemy co z tym zrobić. Jak nie, to pomyślimy dalej.]
Dobrawa
- Ja nie przynoszę pecha! - wrzasnęła już nie tyle urażona, co obrażona na całego i wyszarpnęła rękę z uścisku, choć nie zmieniła obranego kierunku i już sama posłusznie szła za nieznajomym.
OdpowiedzUsuńSol była pijana i nie do końca świadoma co się dzieje. Przeczuwała, że tarapaty są bliskie, ale jakoś teraz niespecjalnie miała ochotę brać się za ich rozwiązywanie. Gdyby wychyliła choć o jeden kufel miodu mniej, sytuacja miałaby się zupełnie inaczej. Bo to był ten jeden kufel za dużo i przechylił szalę trzeźwości. Ale każdemu należy się raz na jakiś czas taki wieczór, gdy bawi się i szaleje, nie bacząc na konsekwencje, prawda? Choć może nie u każdego kończy się to podglądaniem niedoszłych rzekomo kochanków i oskarżeniem o morderstwo...
- Tak - zgodziła się bez marudzenia, a w sumie nawet szczęśliwa, że będzie mieć obstawę na czas trzeźwienia i porannego kaca. - Zostanę - parsknęła nawet śmiechem pod nosem cicho, nie wiadomo co sobie mysląc pod rudą kopułą. Tak na prawdę jej wyobraźnia nie była gorsza niż gorszącego młódki rubasznym humorem krasnala pokroju tego, który miał dziś stać się celem tego kata. Także nie wiadomo było co za dziwne rzeczy rodziły się w głowie tej dziwaczki, jaka pijana toczyła się za mężczyzną.
Mina jej zrzedła w momencie, gdy z twardej ubitej drogi zeszli na miękką i porośniętą mchem leśną ścieżynę. Łatwo tu było skręcić kostkę, dlatego przyspieszyła i trzymała się blisko nieznajomego, trochę mu nawet chuchając na kark. Trzymała minimalny dystans po to, by w razie potknięcia, czy złego stąpania w ciemności, móc wyciągnąć rękę i na nim się wesprzeć, bo nóg nie chciała sobie uszkodzić. Gdyby miało dojść do ucieczki i musiałaby biec, lepiej mieć zdrowe kończyny, prawda?
Jej czary teraz nie tylko byłyby pomocne, co wręcz niezbędne do rozpalenia ogniska bez wysiłku, osuszenia ziemi, by mieć gdzie spać i nie złapać czegoś gorszego od przeziębienia. Ale nie była w stanie zrobić wiele bez ryzyka, że trafi nie tam gdzie trzeba celując i zezując po pijaku. Dlatego jeśli jej samozwańczy bohater chciał cokolwiek zdziałać, był zmuszony liczyć na własne umiejętności. Jej się to nawet podobało. Dawno nie była tak rozpieszczana. A gdy otrzymała od niego jego własne ubranie, rozanielona rozsiadła się na grząskim gruncie, co wcale jej nie przeszkadzało i opatuliła się peleryną zadowolona z życia. To był na prawdę cudowny wieczór!
-Na prawdę myślisz, że mam dużo gracji? - spytała wesoło i wsparła podbródek na dłoniach, gdy podciagneła kolana by na nich ułożyć ręce.
Spać jej się jeszcze nie chciało, choć to była kwestia kilkunastu minut, aż zmęczenie od wrażeń da o sobie znać. Teraz jeszcze organizm bronił się tym, że nie tylko chlała na umór z bandą nieznajomych, ale też wcinała jak wygłodniałe dziecko co tylko jej podsunęli na talerzu, nie przejmując się że tyłek urośnie, a wierząc że wszystko pójdzie tam, gdzie powinno iść, by kobieta z dumą się przejrzała w lustrze. Siedziała więc z głupkowatym uśmiechem, wpatrując się w krzatającego w pobliżu mężczyznę. Jego zaczepki i sugestie, ze jest niezdarna ignorowała, bo przecież jej nie znał i nie wiedział, że potrafi być sprytna, pomocna, nawet urocza. Grunt, że już zdązył zauważyć jakąś jej zaletę, co było przesłodkie.
- Co ty właściwie kombinujesz? - zmarszczyła brwi, starając się nadążyć za jego pomysłami. Nijak nie rozumiała, po co zbiera patyki.
[Ja nawet nie wiedziałam ile zostało do premiery, tak więc dobrze wiedzieć :D
OdpowiedzUsuńCo do moich pannic, to takie sobie są, mogły być lepsze :P Jeśli bardzo chcesz to możemy poprowadzić dwa wątki, z jedną i drugą, choć myślę, że i jednej będziesz miał dość :D
Z obiema Freyra mogą czekać przygody :) Zależy czy chcesz z moją postacią pogadać czy tak trochę mniej, bo Sinan nie mówi, co okazało się w praniu dość ciężkie, ale wyzwania nie są złe :) No i szczerze powiedziawszy, to mnie się podoba ten pomysł z tematyką władzy w tle. Jakby się bez słów nie dało, to możemy nawet z Twojego pana uczynić posiadacza kamienia z głosem Sinan :D Jeśli chcesz :) Ale wiesz, że to wiązałoby się z tym, że ona już by coś o nim wiedziała,coś o jego planach. Ogólnie mogłoby wyjść ciekawie :) Z kolei z Adain możemy pójść w typowo słowiński świat (obrządki, demony, bogów i co tam się napatoczy ;D). Tak więc, jak wolisz :)]