poniedziałek, 29 lipca 2019

Dracula Tepesz | wiek: około 400 lat | Transylwania | wampir



Był kiedyś taki moment, że cała ludność terenów transylwańskich bała się jednego człowieka. Wszyscy drżeli na myśl o mieszkającym w ogromnym zamku mężczyźnie. Teraz to przeminęło, a jego osoba stała się legendą...

Transylwania jest krainą, której ziemie zawsze przesiąknięte były magią. Odkąd pojawili się tam pierwsi osadnicy, spisywali oni dziwaczne wydarzenia, których byli świadkami. Gdzieś pojawiła się zjawa nad jeziorem, innym razem słyszeli wycie z lasów. Przybyli z odległych lądów ludzie przyjęli zaistniałą rzeczywistość i nauczyli się żyć z rzeczami, których nie umieli sobie wytłumaczyć w racjonalny sposób. Potem odcięli się od reszty kontynentów i wysp, bo nie były im potrzebne. Kraina, którą znaleźli miała wszystko czego potrzebowali. Z pokolenia na pokolenie zakazywano przekazów o innych lądach, aż w końcu dla mieszkańców tej ogromnej wyspy, a raczej małego kontynentu, Transylwania stała się jedynym co znali.
___
W pełnie księżyca, pośrodku polany w gęstym, niedostępnym lesie przyszedł na świat chłopiec o czerwonych oczach. Kobieta wydająca go na świat z przerażeniem patrzyła na owoc jej poczynań z czarną magią. Dziecko nie krzyczało ani nie płakało nawet wtedy, gdy ta, słaniając się na nogach uciekała najdalej jak się dało.
200 lat później to dziecko, a teraz już mężczyzna był postrachem całego kraju. Ogromny zamek, który wybudował w miejscu tej polany górował nad miastami Transylwanii. Otoczony gęstym, magicznym lasem był nieprzystępny dla ludzi, a ci którzy jednak postanowili poszukać przygód, nigdy nie wracali z wyprawy. Ich zwłoki ozdabiały ogrodzenie jego zamku.
Przyjął imię Dracula, które w języku jego ludności oznaczało "diabła". Nie cierpiał ich gatunku, najlepiej czuł się sam, lub w otoczeniu stworzeń nocy. Czasem udawał się do miast i wiosek, na polowanie. Mniej więcej raz w miesiącu ludzie rozwieszali przed domami czosnek i cebule, co najmniej tak jakby miało go to zatrzymać. Oczywiście, śmierdziało, ale pragnienie krwi było większe.
Przez 100 pierwszych lat swojego życia próbował zrozumieć co mu się przytrafiło. Próbował zrozumieć, czemu się nie starzeje, czemu potrzebuje krwi do życia, czemu słońce wypala mu skórę... na te pytania musiał odpowiedzieć sobie sam, studiując wszystkie księgi jakie wpadły mu w ręce. Potem stał się zgorzkniałym, obojętnym, a przede wszystkim samotnym wampirem, dopóki nie poznał kobiety, która na jednym z jego polowań dała mu po prostu w twarz... Tak poznał swoją żonę, która jako jedyna się go nie bała.
20 lat po tym wydarzeniu Justine została zabrana, torturowana i spalona na stosie. Ludność nie chciała pozwolić by potomek, którego nosiła pod sercem wyszedł na świat. Dracula wręcz oszalał ze wściekłości, gdyby tylko był na miejscu... ale go nie było. ludzie zaatakowali zamek, gdy był na drugim końcu kraju, szukając wiedźmy, o której powstało mnóstwo legend. Chciał prosić ją o przyjęcie porodu. Kiedy wrócił, ludzie z okolicznych miast poznali czym jest gniew samego diabła. powybijał niemal wszystkich, a nad krajem uniósł się fetor zgnilizny i śmierci. Po tych wydarzeniach usiadł w swoim zamku, otoczony ciemnością i ciszą, która go przytłaczała. Nie ruszył się przez następne prawie 200 lat, aż osiadła na nim paro centymetrowa warstwa kurzu, a pająki obtoczyły go sieciami.
Z letargu wyrwało go skrzypienie podłogi gdzieś na dolnych piętrach zamku. Otworzył blade, pozbawione blasku oczy i rozejrzał się po pokoju, który popadł już w lekką ruinę.

24 komentarze:

  1. [Witam oficjalnie na blogu :D Życzę samych udanych wątków, by wena Cię nie opuszczała i byś się tu z nami po prostu dobrze bawił :) Odnośnie tej zabawy... To chyba wypadałoby rozpocząć jakąś wspólną historię :) W jakim świecie chciałbyś poprowadzić wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja również się witam i życzę dużo weny :D Bardzo ciekawa postać. Jeśli chciałbyś popisać to zapraszam do Raethyna, albo do Aithana jak będzie po remoncie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ no cześć mezus ;) myślisz o retrospekcji czy czasach obecnych 0 W Rumunii zajmowała się konserwacja dzieł sztuki jak nie myslala co sie dzieje ze swoja glowa xD]

    zoncia

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jasne :D hmm w sumie mam parę pomysłów. 1. Można kontynuować historię z twojej kp, czyli Raethyn wkrada się do twojego zamku. 2. Nasze postacie przenoszą się do Farii i tam jakieś słowiańskie coś np. Babę Jagę wprowadźmy, porywa nas do swojej chatki. 3. Dracula przenosi się do Astavii i próbuje zabić Raethyna lub to Raethyn czuje wewnętrzne coś i chce zabić Dracule. 4. Zawsze chciałem coś napisać w Westeros w sumie (opcja do rozważenia jeśli znasz mniej więcej uniwersum gry o tron). Jeśli byś się skusił na tą opcję to wtedy rozważymy, co dalej. I to chyba tyle. Możesz wybrać, dorzucić coś od siebie, rozwinąć. Opcji jest wiele :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. To był piękny, ale i zarazem męczacy dzień. Turyści zwalali się w te strony gęsto i często, wobec czego spokojne dotąd miasto zamieniło się w jarmark. Wyszło na dobrze, że odkryła na obrzeżach portal. Jak robiło się zbyt hałaśliwie, mogła po prostu udać się TAM. Nowe miejsce i nowe możliwości, ale...
    To ja coś przyciagało ale i odpychało. Oba odczucia się równoważyły i przyprawiały o zawrót głowy. Westchnęła w duchu. Może powinna zaczać ćwiczyc joge, aby poprawić równowagę ?! Oto pytanie.
    Potrząsnęła głową - wystarczy! Czas się zabrać za robotę a ona tu w obłokach duma. Tyle razy juz wałkowała temat, że miałą wrażenie że zaczyna najawie śnić. Nic dziwnego, że miewała koszmary, skoro o tym myslała. Dosyć już.
    Wyszła z dusznej pracowni, którą urządziła niedaleko domu a dokładniej w lokalu malej kamienicy, gdzie i mieściło sie coś w kształcie biura, gdzie przyjmowała ona, albo jej wspołpracownik, klientów i towar.
    Oprócz torebki, nic więcej nie zabrała. Tylko poinformowała, że na szybki luncz wychodzi. Męczyzna tylko się uśmiechnął, machnął dłonią i powiedział, że sam zostaje, bo trzeba zrobić zamówienie. Oj to prawda... trzeba było.
    - to ja niedługo będę. - i juz jej nie było.
    Mijały dni przeplatana różnorodnościa. Tylko, że w tym też czasie czuła zmęczenie a to dlatego, że prawie nie sypiała. Czestotliwość koszmarów się zwiększyła do tego stopnia, że obawiała się nawet oko zmrużyć. W zwiazku z tym praktycznie zamieszkała w pracy.
    - Mira, powinnaś iść z tym do lekarza.
    Pokręciła głową.
    - wątpie by pomogł mi w czymśkolwiek.
    - a ja jednak mysle, ze chociaz bys sprawdziła. - popatrzyłą na niego spod oka. - dobra, dobra. Tak tylko mowie.
    - dzieki Tony, ale daje rade. Jeszcze nie wyslali mnie do wariatkowa - zachichotała.
    - Dobra to czas na mnie. - było już pozno i czas bylo zamykac. - jestes pewna, ze chcesz byc sama.
    - owszem, dzieki za troskę. Lec juz na swoja randke.
    Zarumienil sie.
    - to do jutra - pomachal. - nie zapomnij drzwi zamknac - polecil jeszcze i uchylil, bo w jego strone leciała szmatka.
    - idzze juz - podeszła do drzwi by je zamknac, ale nie na zamek. Potem zaszyła sie w kantorku, by poukladac kilka rzecz, gdy usłyszała otwierajace sie drzwi. Zmarszczyla czolo i zerknela na zegarek. Kogo to nioslo o tej porze?.
    Wyszła żeby zobaczyć.
    - przepraszam! ale juz zamkniete! - zawolala zza rogu - wszyscy wiedza, ze o tej porze zamkniete - dodała bedac juz za wysoka lada.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Bry :) To dobrze, zawsze coś nowego ;) Ty wybierz gdzie, jeśli przeniesiesz się do Farii, to w zasadzie chyba możesz pozostać wampirem, ale jeśli ja bym przeniosła się do Transylwanii, to chyba Aylen byłaby tylko człowiekiem - żeby nie naruszać uniwersum, chyba że masz to gdzieś, a wtedy wsio ryba tak naprawdę ;) Także dostosuję się do Ciebie :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hahaha :D Nie ma jak to dobra, stara moneta :D Co to było? Dwa złote? xD Spoko, może być i Transylwania :) Jeśli mogę Cię wykorzystać do rozpoczęcia, to z wielką chęcią :D Ale jak bardzo nie chcesz, to mogę się poświęcić, ale nie wiem czy dziś coś sensownego sklecę :P Co do wybuchowości, to się przekonamy :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Tylko dwa złote w portfelu? Pamiętaj żeby nie wydać na głupoty :D Bałagan posprzątany (magiczna moc admina) ;) Dobrze, poczekam. Dziś i tak już chyba nie byłabym w stanie odpisać :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [od razu mowie, ze jestem leniem i nie chce mi sie czasem pisac w polskich znakach xD]

    - podobno tym się zajmuje ten przybytek. - odparła chłodno - i nie przypominam sobie byśmy byli na ty.
    Bo nikogo jej nie przypominał z poznanych wcześniej mężczyzn przez ostatnie 200 lat, z których pierwsze 50 była i nie była duchem?!
    Uniosła brew. Dziwny był, ale przywykła do dziwaków. Niby Buda była juz nowoczesna, ale mentalność ludzi nie zna limitu. A i ona była dziwna - sama określała to stanem pomiędzy. Niczym ifrit szła przez życie, a gdy kres dobiegał końca zdarzały się również dziwne przypadki.
    Wystawa przy wejściu była obłożona podróbkami. Oryginalne przedmioty trzymano gdzie idziej, bo wiadomo - okazja czyni złodzieja a płacic za skradzione nie zamierzała.
    - to mozliwe... jednakże to pytanie, zalecenie czy rozkaz? Proszę sie nie nauczył mowic? - zapytała sucho mierząc go wzrokiem od stóp do głów i nie czekała na odpowiedź, bo mało ja ona obchodziła.
    Westchnęła zerkajac kątem oka na obraz.
    - to zalezy od stanu danej rzeczy - odparła po dłuższej chcwili, gdy chwilowo bombardowanie pytań się skończyło. W takich momentach wolała poczekać aż się skończą, nim sama się w końcu odezwała. - od razu mówię, ze mam napiete terminy. Zajęcie się tym wymaga czasu, chyba ze czas goni to moge polecic kogos innego. W aktualnej chwili okres oczekujacy wynosi tydzień. Jesli to autentyk wymaga wiecej czasu i nakladu pracy i zalezy jeszcze co dokladnie ma byc naprawione? Oprawa, konserwacja czy inne bajery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [dop.1 skorzystam z faktu, że cię nie ma ^-^]
      - a i żebym nie zapomniała. Trzeba jeszcze papierki wypełnić - spojrzała na niego z ukosa a potem sięgnęła po teczkę z formularzami. Skrzywiła się lekko, gdy papier przeciął jej naskórek paluszka. Westchnęła w duchu. Ślamazara za mnie pomysłała sobie przyglądając się skaleczeniu. Na chwilę odpłynęła a słowa, które padły z jej ust w następnej chwili były tymi, które powiedziała, gdy wyjechał szukając dla niej pomocy acz czuła, że może nie zdążyć.
      Trochę zabrzmiało to jak przepowiednia:
      "Gdy krwawy księżyc wzejdzie-przebudzą się.
      Losy ponownie się złączą a nieuleczone rany zabliźnią, gdy czas wkrótce nadejdzie a władcy krainy przybędę..."

      Zamilkła na chwilę, aby w chwili następnej kontynuować.
      Ukochany... Prawdziwa miłość zawsze będzie wśród nas, nie pokona jej tęsknota, nie zabije czas, nie pochłonie inna twarz, bo zawsze do siebie wrócimy bez względu na okoliczności.
      Po tym nastąpiła cisza, która trwała tak długo aż drzwi ponownie się otworzyły. Zamrugała parokrotnie oszołomiona lekko sytuacja, która nastąpiła i której w sumie nie rozumiała.
      Za rogu usłyszała znajomy głos:
      - Mirena, a ty jeszcze nie zamknęłaś? Późno już... - spojrzał na nią a potem na niego - a ty co? Ziemia do Mireny!
      - co! Nie wydzieraj się głąbie. - spojrzała na mężczyznę - z moimi uszami wszystko gra. Pytanie co ty tutaj robisz. Miałeś być na randce.
      Zarumienił się.
      - No tego... - zamilkł speszony a potem się zreflektował - a to kto?
      - nie widzisz? Klient a skoro tu już się pofatygowałeś. - zaczęła złośliwie - to obsłuż pana jak mu tam. Ja mam sporo jeszcze na głowie. - oznajmiła nie wiedzieć czemu unikając kontaktu wzrokowego. Pewnie sobie teraz pomyśli jakich idiotów wydał ten świat, ale mniejsza z tym. Musiała wyjśc i się uspokoić, bo widocznie mózg przestał współpracować i teraz musiałą ogarniać podwójnie. Nie wiedzieć czemu i skąd znała te słowa. - a i potem zamknij - dodała kiwajac w strone drzwi a potem znikła w kantorku. Albo raczej po drugiej stronie ściany i podsłuchiwała co się działo w pomieszczeniu obok jednocześnie próbując sobie to wszystko poukładać.
      Tony chrząknął nie bardzo wiedząc gdzie zacząć.
      - zatem przychodzi pan z obrazem. Jakie szczegóły zamówienia - zapytał - pomogę w wypełnieniu...

      Usuń
  10. Portal wyrzucił go w lesie. Nie wiedział, gdzie jest. Czy wylądował w Astavii, czy w jakiejś innej krainie? Rozglądnął się. Zastanawiał się, w którą stronę pójść. Nagle usłyszał dziwne dźwięki, jakby warczenie, a potem szelest leśnej ściółki. Coś lub ktoś zbliżało się bardzo szybko w jego stronę. Niespodziewanie zza krzaków wyskoczyło jakieś stworzenie. Przypominało wilka, ale miało większe kły i grubszy tułów. Na głowie zaś zamiast uszu miało rogi. Jego morda była cała zaśliniona. Początkowo zaczęło mu się przyglądać. Nie wiedział, co robić. Bestia nagle rzuciła się w jego stronę. Spanikował i zaczął uciekać. Biegł między drzewami, niekiedy potykał się o korzenie. Nie dawał rady, był wykończony. Potwór był coraz bliżej niego. Słychać było jak kłapał zębami. Raethyn upadł. Pomyślał, że to już koniec, gdy nagle zrobił się niewidzialny. Bestia zatrzymała się. Krążyła wokół niego, ale nie mogła go zlokalizować, najwyraźniej miała słaby węch. Nie ruszał się z miejsca. Najdrobniejszy hałas mógłby go wydać. Po kilkunastu minutach w końcu sobie poszła. Raethyn wstał powoli, odetchnął. Ze zdziwieniem spostrzegł, że niedaleko za drzewami rozpościera się wielki zamek. Zastanowił się do kogo należy, może jego mieszkańcy mogliby mu pomóc. Ruszył w jego stronę. Po jakimś czasie stanął przed jego wrotami. Poczekał chwilę aż stanie się z powrotem widzialny, ponieważ w tej postaci nikt by mu nie pomógł. Kołatka była zalepiona pajęczynami. Zapukał kilka razy, lecz nikt nie odpowiadał. W końcu postanowił wejść. Uchylił lekko wrota. Wewnątrz było brudno i ciemno. Najpewniej zamek był opuszczony. Na ścianie w holu zauważył czyjś portret, kobiety i mężczyzny. Podszedł do niego, a podłoga dosyć głośno zaskrzypiała.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zbliżała się jesienna równonoc. Jak każdego roku, ludzie pletli wieńce, napełniali kielichy miodem i piekli ofiarne kołacze. Każdy chciał jak najlepiej podziękować za plony i prosić bogów o kolejne urodzaje. Świętowanie nie ominęło również mieszczan, którzy tłumnie zjeżdżali do pobliskich wsi, by wspólnie świętować. Aylen miała nadzieję, że podczas obchodów wieńcowa, uda się jej spotkać z rodziną. Chciała wierzyć, że gdzieś tam na nią czekają, choć jednocześnie obawiała się, że mogła być już dla nich stracona. W końcu była zmorą. Potworem, który mieszał śpiącym w głowach. Skazą na rodzinnym honorze. Być może woleli o niej zapomnieć. Roztropniej byłoby się do niej w ogóle nie przyznawać i zacząć życie od nowa, tam, gdzie nikt nie będzie ich znał. Nie zamierzała się jednak poddawać. Pragnęła tylko na nich popatrzeć. Upewnić się, że nic im nie jest. Że jakoś sobie radzą. Dlatego ubrała się w odświętne, nader kolorowe stroje, by nie wyróżniać się z roześmianego tłumu i ruszyła w stronę świątyni, gdzie też zmierzali Marmawerdczycy. Musiała przejść przez las, który przyozdobiono kolorowymi wstążkami. Powoli zaczynało zachodzić słońce. Czerwonawe światło, przedzierało się przez korony drzew, nadając niepowtarzalny klimat. Wszystko wyglądało magicznie. Z oddali było już czuć przyjemną woń wypieków i słychać muzykę. Nie śpieszyła się. W pewnym momencie zza drzewa, wyskoczyła dziewczynka z wiankami w rękach. W pierwszej chwili, Aylen podskoczyła zaskoczona, po czym pokręciła głową z uśmiechem. Była w dobrym humorze. Dała się namówić na kupno jednego z wianków i pozwoliła włożyć go sobie na głowę, próbując nie myśleć, jak idiotycznie musi teraz wyglądać. Był nieco za duży i co chwilę zsuwał się jej na oczy. Nawet nie spostrzegła, kiedy znalazła się po drugiej stronie portalu. Przez chwilę po prostu szła przed siebie, choć zdziwił ją panujący w lesie spokój. Nie było już kolorowych wstążek, prowadzących do świątyni ani radosnych odgłosów świętujących. Przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej wyjść z lasu. Nie chciała, by tu zastała ją noc. Podążała na oślep, rozglądając się na wszystkie strony. Nie miała pojęcia do jakiego świata trafiła i jak się z niego szybko wydostać. W końcu drzewa zaczęły się przerzedzać, a zza nich wyrosły budynki – miasto. Odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że uda się jej znaleźć tu jakąś karczmę, gdzie będzie mogła coś zjeść i przenocować, aby następnego dnia odnaleźć portal prowadzący do Farii. Gdy natrafiła na ludzi, od razu wzbudziła zainteresowanie, przez swój nietypowy strój, o którym zapomniała. Zapragnęła stać się niewidzialna. Niezdarnie ściągnęła z głowy wianek, który wypadł jej z rąk. Potoczył się po schodkach znajdujących się obok. Pobiegła za nim, choć sama nie wiedziała po co. W końcu zatrzymał się przy czyimś bucie. Pospiesznie podniosła go i przeniosła wzrok na siedzącego mężczyznę.
    - Przepraszam – wymamrotała, spoglądając na rozbity zegarek. – Stary mechanizm. Szkoda… – powiedziała cicho i ruszyła przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy odezwał się, zwróciła twarz w jego stronę. Jej wzrok natychmiast przykuły czerwone oczy i blada skóra, bledsza od jej własnej. Czuła się nieswojo. Jeszcze nigdy nie widziała takich tęczówek, ale w końcu była w innym świecie. Może tu było to całkiem normalne? Jednak wzbudzało to pewien niepokój. Nie spodobało się jej, kiedy zmierzył ją wzrokiem. Nie lubiła, gdy ktoś się jej przyglądał. Przeważnie nie wynikało z tego nic dobrego. Wolała nie zwracać na siebie uwagi, ale w tym stroju było to raczej niemożliwe. Zdziwiło ją to, że znał zwyczaje kupałnocki. Być może tu także obchodzono podobne święta? Albo nieznajomy trafił kiedyś do Farii? Wszystko było możliwe.
    - Najlepiej nic o tym nie myśleć. Zapomnieć – odparła, skubiąc kwiaty. – Wianki wyławia się podczas przesilenia. Teraz mamy równonoc – sprostowała. Zamyśliła się na chwilę. Nie wiedziała, czy czas płynął tu tak samo. Miała nadzieję, że kiedy uda się jej wrócić do swojego świata, nie miną lata, a chata złotnika nadal będzie stała w tym samym miejscu. Nie chciałaby zaczynać od nowa, gdy jej życie zaczynało wracać na dobre tory. Miała dach nad głową, zajęcie, przy którym mogła się rozwijać i duże miasto, w którym nie brakowało koszmarów. Tu trudniej było ją złapać czy o cokolwiek podejrzewać. W metropoliach ludzie mieli również inne podejście do potworów. Rzadziej w nie wierzyli, bo i te wolały bardziej ustronne miejsca. W dodatku przy straży, czuli się bezpieczniej, choć ta w obliczu zagrożenia, przeważnie na niewiele by się zdała. Taki stan jak dotąd jej odpowiadał. Pozwalał przetrwać.
    – Nieważne – pokręciła głową i odrzuciła wianek na bok. W końcu nie był jej do niczego potrzebny. I tak wyglądała głupio. Uniosła brwi, słysząc jego stwierdzenie. Nie była pewna jak powinna na to zareagować.
    - Stąd? Czyli skąd? – spytała niepewnie. Sama chętnie by się dowiedziała, gdzie właśnie się znalazła. Być może wcześniej słyszała coś o tej krainie? W Farii krążyło wiele opowieści o innych światach. Skoro portale istniały naprawdę, któreś z nich musiały być prawdziwe. Do tego dochodziły dziwne koszmary, ukazujące inne rzeczywistości. Jednak to mogły być tylko sny, choć i te nie brały się z niczego. Spojrzała na niego, lekko marszcząc brwi. Nie dał jej powodu do strachu, jednak intuicja kazała jej uciekać, ale ciekawość unieruchomiła nogi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Książki mogły wiele wyjaśniać. W Farii również ich nie brakowało. Podróżnicy spisywali różne historie, choć większość z nich była wkładana w bajki. Z początku Farianom ciężko było uwierzyć w inną, alternatywną rzeczywistość, do czasu od kiedy zaczęło ginąć coraz więcej osób. Chciano za wszelką cenę to wyjaśnić. Zaczęto inaczej patrzeć na portale. Przestano podważać ich istnienie. Ludzie bali się chodzić do lasu. W dodatku uwolniła się magiczna natura wielu stworzeń, jak u niej. Nic nie było już takie jak wcześniej i wszystko stawało się możliwe. Kiedy się podniósł, dopiero zauważyła jak był postawny. Gdyby tylko chciał, z łatwością mógłby skręcić jej kark. Wolała jednak nie trzymać się takich myśli. Żałowała jednak, że pod postacią człowieka, nie może zmienić się w jakieś zwierzę. To znacznie ułatwiłoby jej życie. Wtedy byłoby jej łatwiej się schować, uciec czy wyżywić. Może po śmierci? Nie wiedziała co się wtedy z nią stanie. Opcja Wyraju raczej nie wchodziła w grę. Chociaż kto wie jaki los zgotowali jej bogowie?
    - Transylwania… - powtórzyła po nim cicho. Nazwa zabrzmiała jej znajomo, choć nie mogła sobie przypomnieć dlaczego. Miała nadzieję, że wpadnie tu na jakiś trop, który wszystko jej rozjaśni. Kiedy zadał jej pytanie, lekko się zmieszała. Nie wiedziała czy powinna wspominać o portalach i jak mogłoby być to odebrane. Mieszkańcy innych światów przeważnie nie lubili obcych. Obcy byli uznawani za potencjalne niebezpieczeństwo. Działało to w dwie strony. Przybysze również nie czuli się zbyt pewnie w nieznanych stronach. Niemniej portale nie były oczywistą sprawą. Nie pojawiały się na żądanie. Na nie było trzeba czekać. Można było próbować je także przyzywać, ale tu rządził właściwie przypadek. Jednak niektórym udawało się wracać skąd przybyli. Musiał być na to jakiś sposób. Miała nadzieję, że go odkryje. Spojrzała na niego śmielej.
    - Chyba faktycznie wiele cię ominęło… A co do mnie, to tułam się tu i tam, gdzie nogi poniosą. – Domyślała się, że nie zabrzmiało to zbyt wiarygodnie, ale póki co wolała nie dzielić się z nim takimi wiadomościami. Nie znała go i nie ufała.
    - Zaraz, zaraz… To w Transylwanii nabijano ludzi na pale? – spytała, krzywiąc się. Żałowała, że przypomniała sobie akurat taką informację. – Zaczyna się ściemniać. – Rozejrzała się. – Jest tu jakieś miejsce, gdzie można zatrzymać się na noc?

    OdpowiedzUsuń
  14. Odetchnęła z ulgą, że nie naciskał na dalsze tłumaczenia. Kiepsko szło jej wymyślanie bajek na poczekaniu. Nie potrafiła zbyt dobrze kłamać. Wolała po prostu czegoś nie dopowiedzieć, coś istotnego pominąć. Tak było łatwiej, bo to była półprawda, a półprawda to jeszcze nie kłamstwo. Zmarszczyła brwi, widząc jego zadowolenie, gdy wspomniała o palowaniu. Nie sądziła, że może się to komuś dobrze skojarzyć. Trochę ją to zaniepokoiło. W końcu nie brakowało psychopatów, ludzi o dwóch twarzach z mroczną naturą.
    - Jedna z lepszych? Chyba wolę nie poznawać reszty – odparła nieco speszona. Uniosła brwi w zdziwieniu, kiedy zaprosił ją do siebie. Tego się nie spodziewała. Nie wiedziała nawet jak się nazywał, choć akurat ta informacja niewiele by jej pomogła. Niemniej kompletnie się nie znali i bardzo nierozważne byłoby z jej strony przystanie na tę propozycję. Jednak Aylen nie należała do tych nazbyt rozważnych. Mimo wielu nieprzyjemnych wspomnień, nadal tliła się w niej cząstka dziecięcej naiwności. Poza tym zaciekawił ją, a ona lubiła skomplikowane przypadki. No i w końcu to było jakieś miasteczko i ktoś zawsze usłyszałby jej ewentualne krzyki. Przecież nie wyprowadziłby jej na odludzie… Znieruchomiała widząc jak mężczyzna zaczyna kierować się w stronę lasu. Tu sprawa zaczęła się dla niej komplikować.
    - Nie wiem jakie panują tutaj zwyczaje, ale u nas szanujące się panny nie wybierają się z nieznajomymi do lasu. Szczególnie nocą… – Spojrzała na niego spode łba. – Załóżmy, że jestem jedną z nich – dodała, unosząc brwi. Drgnęła lekko, kiedy zerwały się nietoperze, jednak zaraz się uspokoiła, widząc, że to tylko one. Lubiła te zwierzęta. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie jak to jest przybierać ich skórę. Lubiła tę część zmorowatosci, w przeciwieństwie do swojego prawdziwego oblicza, na które nie była w stanie patrzeć w lustrze. Nikt nie był w stanie. Dlatego tyle przyjemności sprawiało jej, kiedy ktoś się budził. Każdy najgorszy koszmar wydawał się przy tym spokojnym snem. Rzadko kiedy kogoś wtedy żałowała i miała wyrzuty sumienia. Ofiary przeważnie nie bywały przypadkowe. Za dnia musiały sobie nagrabić, a że dużo nie było trzeba… Tu jednak wszystko mogło pójść inaczej. Nie wiedziała czy magia z Farii tu działała. Musiała być ostrożna.
    - Prowadzisz tam jakiś zajazd? Karczmę? – spytała, pocierając ramiona, na których pojawiła się już gęsia skórka.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zrobiła lekko naburmuszoną minę, kiedy się z niej śmiał, z trudem powstrzymując się, by do niego nie dołączyć. Jego śmiech był zaraźliwy.
    - Być może i byś zrobił, ale w lesie łatwiej byłby ukryć zwłoki czy jakieś ślady – odparła, spoglądając na niego uważnie. Doskonale wiedziała, że nikt by jej tu nie szukał. Z resztą w Farii pewnie byłoby tak samo. Może jedynie złotnik zapłakałby nad jej losem albo nad swoim, że teraz musi robić wszystko sam i nie ma nikogo od brudnej roboty.
    - Nie do lasu, a przez las… - powtórzyła po nim śmiejąc się. – Bawimy się w „znajdź różnicę”? No to faktycznie wszystko zmienia. – Pokręciła głową i przewróciła oczami. Kiedy wskazał zamek, uniosła brwi w zdziwieniu. – To tam mieszkasz? – Przeniosła na niego wzrok. – Chyba żartujesz… - Jednak nieznajomy szedł dalej, w kierunku zamku. Miała ochotę zbesztać się za to, że za nim podążała, jak ta owieczka na rzeź. W głowie zaczynały układać się jej różne scenariusze. Przypominały się jej koszmary swoich ofiar, w których ktoś je mordował. Ludzie mieli w tym temacie wybujałą fantazję. Teraz ona odgrywała w tych koszmarach główną rolę. Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się natrętnych myśli. Widząc jak zdejmuje płaszcz, zaczęła kręcić przecząco głową.
    - Nie trzeba… - wymamrotała, ale kiedy zarzucił jej go na ramiona, zmienia zdanie. – Skoro nalegasz... – dodała, opatulając się. Robiło się coraz ciemniej, a oni nie mieli nic aby tę drogę rozjaśnić. Wiedziała, że jeszcze trochę, a sama siebie z łatwością załatwi. Nie brakowało tu drzew, korzeni, nierówności terenu… Tam się stuknąć, tam się sturlać… Strumyk też był, to i przy odrobinie nieszczęścia, dałoby się nawet i utopić. Ahoj przygodo! Nie ma jak to być damą w opresji.
    - Idę, idę… - podbiegła do niego bliżej. – Może zróbmy jakąś pochodnię – zaproponowała. – Nie brakuje tu suchych gałęzi… - rozejrzała się wokół, marszcząc brwi. – Chyba, że przeważnie wracasz do domu po omacku. Albo… - Zerknęła na niego. – Widzisz w ciemności… - dodała ciszej, jakby była to iście tajna informacja. Dopiero przypomniała sobie o jego czerwonych tęczówkach, które ją wcześniej trochę zaniepokoiły. Nie wiedziała czym był, jednak domyślała się, że nie człowiekiem. A przynajmniej nie w całości. Czuła jak zaczyna przyśpieszać jej serce. Denerwowała się. Chciała zarzucić go pytaniami, ale jednocześnie bała się usłyszeć odpowiedzi. Wolała tego nie robić. Wolała go przypadkiem nie zdenerwować. Postanowiła poczekać aż zaśnie, aż duch opuści jej ciało. Nie chciała go męczyć. Tylko troszkę sprawdzić z kim ma do czynienia.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Dla żartu może i nie, ale jeśli w grę wchodziłby jakiś rytualny mord, to kto wie… - spojrzała na niego unosząc brwi. Póki co mężczyzna wydawał się być przyjaźnie do niej nastawiony, jednak intuicja kazała mieć się jej na baczności. Zdziwiła się jak mało czasu zajęło mu zrobienie pochodni jak i sam fakt, że ją w ogóle stworzył. Zastanowiło ją także jak podpalił przedmiot. Czyżby natrafiła na czarodzieja? A może raczej czarnoksiężnika? Czarnoksiężnik zdecydowanie lepiej do niego pasował. I tak sprawiał wrażenie jakby ciągnęły się za nim mroczne cienie. Świetnie – pomyślała. – Zabije mnie, a później jeszcze spali. – Pokręciła głową.
    - Dziękuję – odparła, biorąc pochodnię. Kiedy powiedział, że widzi w ciemności niemal się zadławiła, choć nie miała czym. W normalnych warunkach poddałaby to poważnej wątpliwości, ale w tych… Cholera wiedziała z czym miała właśnie do czynienia. Bardzo nie spodobały jej się odgłosy dochodzące z wnętrza lasu. Ciężko było jej stwierdzić, czego może spodziewać się po tych stronach. Co mogło czyhać za jakimś drzewem? Co mogło nagle wyrosnąć spod ziemi? Przy nodze miała tylko niewielki sztylet, którym w razie czego mogłaby jedynie połaskotać jakiegoś potwora. Niemniej cieszyła się, że ma cokolwiek. Cokolwiek było lepsze niż nic. Co chwilę obracała się z pochodnią, próbując dojrzeć coś zza ruszających się krzaków. Starała się powtarzać sobie, że to tylko wiatr, ale wiedziała doskonale, że ten ani nie wyje, ani nie drapie czy tupie. Przyśpieszyła kroku. Byle jak najszybciej się stąd wydostać. Do tego zaczęło burczeć jej w brzuchu. No bo czemu i nie? Wybrała się w końcu na zabawę, gdzie będzie mogła się najeść do syta, a nie na umieranie w posępnym lesie. Mimo wszystko miała nadzieję, że wśród tych wszystkich jakże niepokojących odgłosów, tego najbardziej niepokojącego nieznajomy nie usłyszy.
    - A tak w ogóle…. To kim ty tak właściwie jesteś? – spytała na chwilę przenosząc na niego wzrok. – Dlaczego chciałeś bym z tobą poszła? Oczywiście zakładając, że faktycznie nie masz zamiaru mnie niechybnie uśmiercić, gdzieś tam za krzakiem… - zaczęła zdenerwowana. Przeważnie wtedy nie mogła pohamować swojego języka, wpadając w słowotoki. – Co to za odgłosy? Rozumiem, że powinnam się bać i nawet całkiem nieźle mi to wychodzi, ale szczerze powiedziawszy, to mam już dość. A ty? Dlaczego się nie boisz? I w ogóle to przyśpiesz, a nie wleczesz się jak mucha w smole... - powiedziała, zaczynając niemal biec, choć trzęsły się jej nogi. Lubiła strach, ale nie swój, nie kiedy była człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Podskoczyła lekko, kiedy położył jej dłoń na ramieniu i zgromiła go wzrokiem. Jego zapewnienia wcale jej nie uspokoiły. Dziwił ją jego spokój.
    - Przy tobie… - spojrzała na niego, prychając. - Jasne. Niechby tylko spróbowało… - dodała, rozglądając się nerwowo. Mimo jego zapewnień, nie czuła się bezpiecznie ani w tym miejscu ani z nim. Nie pamiętała za dużo o tym świecie, ale ten las mówił sam za siebie. Wręcz krzyczał, aby do niego nie wchodzić, co oczywiście musiało zabrzmieć jak najlepsze zaproszenie. Zapewne lekkomyślność chodziła pod rękę ze śmiercią.
    - To się popisałeś… - odparła, kiedy wziął jej trzęsącą się dłoń. Nie myślała już o tym co mówi. Jeśli przeżyje, będzie miała czas na ewentualne przeprosiny. Jeśli… - Raczej wydałam się na tyle głupia żeby z tobą tutaj iść… A więc postanowiłeś zabrać mnie na tortury, aby zaspokoić swoją ciekawość? Gratuluję, nawet ci się trochę udały – dodała, ponownie przyśpieszając. – Zaraz, zaraz… - Zwolniła, odwracając się w jego stronę.
    - Dracula? Nazywasz się Dracula? – Pokręciła przecząco głową. Wszystko zaczynało się układać. Jego imię przewijało się nie w jednej opowieści. Zawsze odgrywał w nich rolę czarnego charakteru. Przypadek? Nie sądziła.
    – Cudownie… Trafiłam na legendarną gryzałkę… - wymamrotała, zaczynając ostrożnie się od niego osuwać. Sama czasem żywiła się krwią swoich ofiar, jednak ich nie zabijała. Wystarczało jej kilka kropel. Nie chciała na stałe ich uszkadzać. Sama w końcu była jedną z nich. W pewien sposób przeklętą, ale jedną z nich.
    - Zapewne jesteś głodny i chciałeś sobie się spokojnie pożywić w domu… Ale musisz wiedzieć, że jestem bardzo ciężkostrawna. Jeśli mnie zabijesz, tygodniami… Miesiącami będzie ci się odbijać. Ogólnie to się strujesz… Potwornie się strujesz. Żołądek ci się poskręca, powypadają kły i powychodzą włosy z głowy. A póki co masz całkiem ładne włosy. Szkoda by było. Także… A kysz… Czy co tam się mówi… - powiedziała, ciężko oddychając. Przyglądała się mu uważnie, czekając na jego reakcję. Sama zaczęła szukać dłonią sztyletu, aby mieć go w razie czego pod ręką. Postanowiła, że tanio skóry nie odda, a przynajmniej spróbuje.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wysłuchała go nieco się uspokajając, choć nadal nie czuła się przy nim zbyt pewnie. Wiedziała, że jest zdana na jego łaskę bądź niełaskę. Nie była pewna czym dla niego była? Zabawką? W końcu musiał czuć nad nią jakąś wyższość, nad jej rodzajem.
    - Ty też miałeś do czynienia, z czymś, co nie pochodziło z twojego świata – zauważyła. – Staram się nie oceniać, choć sam wiesz z czego jesteś znany i w dodatku nawet nie próbujesz tego negować czy usprawiedliwiać. Niemniej nie wydajesz się być na wskroś zły – dodała, spoglądając mu w oczy. – Z resztą każdy ma coś za uszami i nie można wszystkich oceniać jedną miarą – stwierdziła. Ruszyła za nim, bo jaki miała wybór? Teraz przynajmniej wiedziała z kim ma do czynienia. Za to, kompletnie nie wiedziała, co kryło się w lesie. Z dwojga złego, wolała jego. A może nie był aż taki zły? Może nie gorszy od niej? Może do tego co robił skłoniła go jego wampirza natura? Wzdrygnęła się, gdy wspomniał o tropieniu magii w mieście. W Farii również nie brakowało osób, które próbowały ją zwalczać, ale w większej mierze ludzie ją akceptowali, bo nie zawsze była tylko zła. W dodatku pochodziła od bogów, a z nimi nie próbował walczyć żaden człowiek. Wolała nie ryzykować i nie wracać do miasteczka, choć nie sądziła, że po jednej nocy, coś ściągnęłoby na nią jakieś podejrzenia. Przede wszystkim tu zmory raczej nie były znane. Ona nie była tu znana. Poza tym nocą działał jedynie jej duch, ciało pozostawało nie ruszone w łóżku. A duch zmieniał się, przybierał różne postacie i prześlizgiwał się przez najmniejsze szczeliny. Musieliby ją z nim powiązać aby jej zaszkodzić albo znać sposób postępowania ze zmorami. Wątpiła by ktoś był tu na to przygotowany.
    - Prawda – odparła cicho, spuszczając wzrok. Nie była przyzwyczajona do takich wyznań. Obawiała się, że będzie chciał ją taką zobaczyć. Co innego pokazywać się tak, kiedy ktoś cię nie zna, a co innego, jeśli widział cię za dnia i wie kim jesteś. Ale przecież ta znajomość i tak nie miała trwać długo. Rankiem wyruszy poszukiwać portalu aby wrócić do domu. W końcu nie mogła tu zostać. To nie był jej świat.
    - Nazywam się Aylen i nigdy więcej nie pal przy mnie tego świństwa – powiedziała przyśpieszając kroku. Chciała jak najszybciej znaleźć się już w środku. Miała już dość tego przeklętego lasu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Legendy, które docierały do Farii, nie tłumaczyły powodów okrucieństwa Draculi. Był w nich przedstawiany jako ktoś, kto jest z natury zły. Słynął również z kreatywnej mściwości, choć zapewne w każdym świecie nie brakowało osób, które specjalizowały się w zadawaniu bólu. To przerażało ludzi, choć często aby coś powstrzymać, sami zmieniali się w swoich oprawców lub kogoś jeszcze gorszego. Tak od wieków nakręcały się spirale nienawiści.
    Przestała zadawać mu pytania. Zauważyła, że niosło to ze sobą jakiś ból. Nie zależało jej na rozdrapywaniu jego ran. W końcu nic jej nie zrobił i w dodatku chciał pomóc. Spojrzała na niego w ciszy, kiedy wyraźnie nad czymś rozmyślał. Postanowiła tego nie przerywać. Milczenie przeciął jego głos.
    - Przecież wiem, że chcesz – przeniosła na niego wzrok, nieznacznie się uśmiechając. W końcu dlatego ją tu zabrał, bo wzbudziła w nim ciekawość, co pewnie nie było takie łatwe, kiedy żyło się przez tyle lat i prawie wszystko się widziało. Jednak wyglądało na to, że coś go ominęło. Zapewne aż tak bardzo zamknął się w swoim świecie, że nie zauważył, tego co się działo dookoła. Albo portale pojawiały się na tyle rzadko, by nie przykuć niczyjej uwagi? Jednak wątpiła, by była pierwszą osobą spoza tego świata, która się tu dostała. W końcu skądś musiały wziąć się te książki, w których opisano święta obchodzone w Farii. Ktoś wcześniej musiał się tu dostać i zasymilować z otoczeniem. Ciekawiło ją kim był i jak udało się mu wrócić. Bo przecież wrócił. Stąd te legendy o bezlitosnym wampirze. Ale kiedy to było? Pewnie już dawno nie żył i nie doczekało obecnego stanu wyspy. Zdziwiłby się jak wiele się zmieniło. A może zdziwiłaby się?
    Kiedy otworzył przed nią drzwi, powoli weszła do środka. Czuła się trochę jak intruz, choć na co dzień wślizgiwała się do obcych domów. Jednak to było coś innego. Rozejrzała się po wnętrzu. Otaczała ich ogromna przestrzeń, która robiła wrażenie. Zamek w Marmawerd mógł być mniej więcej tych wymiarów. Poza tym nie widziała wcześniej tak wielkich budowli.
    - Sam to wszystko sprzątasz? – rzuciła, śmiejąc się. Z zainteresowanie przyglądała się przedmiotom, które tu zgromadził. Wiele z nich wyglądało na bardzo stare i cenne. Wszystkie były w świetnym stanie. Gdy podeszli bliżej kominka, dopiero zorientowała się, że nie jest jej już zimno. Ściągnęła z ramion jego płaszcz i przewiesiła go na fotelu.
    - Na swój sposób przytulnie… - powiedziała, przenosząc wzrok na portret kobiety. Była piękna i wyglądała na człowieka, choć nie miała pewności. W dodatku spodziewała się, a raczej spodziewali się dziecka. Domyślała się, że nie będzie jej dane, aby ją spotkać. Coś jej mówiło, że to właśnie z nią wiązało się jego cierpienie. Nie zamierzała o to pytać. Kiedy Dracula się oddalił, zaczęła przeglądać jego książki. Nie znała żadnej z nich. Ciekawiło ją jak bardzo Transylwania różniła się od Farii. Jak bardzo odbiegały od siebie pod względem nauki, sztuki czy zwyczajów. W końcu usiadła na ziemi przy kominku i zaczęła wpatrywać się w ogień. Była już zmęczona.

    OdpowiedzUsuń
  20. Tony pokiwał głową ze zrozumieniem.
    - po ekspertyzie będzie wszystko wiadomo. Hmm nowy to on nigdy nie będzie, ale odświezony jak najbardziej. Jak szefowa wróci z oryginalnymi narzedziami i materiałami to się tym zajmiemy - poinformował mężczyzne a potem spojrzał na sakiewke - serio? Monetami... mamy 21 wiek.
    - ekhmm - powiedzieła dalej sie przysluchujac Mira patrzaca w cieniu - Tony do rzeczy... To teraz mniej istotne..
    - panie szanowny. Jestesmy w Rumunii. Tutaj każdy tak mówi odkad istniejemy na rynku od ponad 200 lat - uśmiechnęła się krzywa - od razu mówię, ze za dwa można się pytac. Tony musimy porozmwaiac... - powiedziała, gdy sami zostali.
    Chlopaka czekał maly dywanik. Wczesniej zerknela na formularz a obraz umieszczono w pracowni, gdzie niestety musiał swoje odczekać, bo wylaaowała w Farii, gdzie czekała na odbiór barwników, których normalnie w swiecie już nie mogła otrzymać. A zawsze wolała pracować w oryginalach, by poczuć stary klimat.
    Po ponad tygodniu wróciła obładowana paczkami w róznych ksztaltach i rozmiarach, rak nie czula.
    - dobra, to prosze o "raport" - zaczeła rozkladajac towar jednoczesnie sluchajac.
    Tak minelo im popoludnie a nastepnego dnia wzieli sie za obraz. Znaczy Tony sie wzial, gdyz sama zajmowała sie jakas stara waza.
    - Ej Mira, mozesz tu podejsc? Ta kobieta na obrazie ludzaco przypomnia ciebie...
    - hmm? - oderwala glowe od swojej roboty. - to malo prawdopodobne
    - Powaznie mowie.
    Westchnela glosno wstajac od stolu i podeszla do jego stanowiska pracy. W zamysleniu popatrzyla na obraz. Myśli gdzieś pofruneły w sina dal, hdy tak patrzyła na kobiete z wygladu moze i wygladajaca jak ona, ale była jakby mlodsza i szczuplejsza. Tylko w spojrzeniu było cos smutnego. Jakby pogodzonego ze swym losem kobiete, która w jakis sposob wiedziała jaki bedzie jej koniec.
    Potrzasnela glowa.
    - ja tu nic nie widze. Mamy robote do zrobienia, wiec nie mysl tyle tylko pracuj.
    - Sie robi..- odparl polglosem dodajac - ale nadal wygladasz jak sobowtór. Ubrac cie w te kiecki i tak samo upiac wlosy - mruknal.
    Udała, ze nie slyszała i wrocila do swego stolu.
    Musiała się dziasiaj sprezac, bo o 20 miała być na wermisażu a po nim był bankiet. Była zaproszona.
    Zostawiła wiec Tonego a sama poszła do swego mieszkania sie przebrac.
    Odstrzelona w szafirowa długa suknię z szalem i dosyc skromna bizuterie, bo nigdy nie lubila okazalych ukazała sie w pracowni.
    - mozesz dzis zamknac wczesniej.
    - No, ale sie odstrzelila. Czyzby sie randka szykowala?
    - jaka randka. Bankiet jest przeciez glupku - pokazała jezyk. Akurat rychlo w czas mijajac sie z Dracula - ah, witam szanownego pana. Panski obraz potrzebuje jeszcze drobnych kosmetycznych poprawek. Co zajmie nie wiecej niż godzinke czasu. Moze pan poczekać,, ale wpasc za godzine. Tony sie zajmie formalnosciami a teraz zycze przyjemnej nocy - skinela glowa a potem wyszla z budynku do czekajacej taksowki.

    OdpowiedzUsuń
  21. Isberg była rozległą, trudną do życia krainą. Na jej ziemiach rodzili sie twardzi ludzie, wojownicy. Przynajmniej tylko tacy przeżywali długie zimy pełne wichrów, śnieżyc i głodu. Gdyby nie cieplejsze miesiące, które trwały zdecydowanie zbyt krótko i nie były tak ciepłe, jak wielu by oczekiwało, w Isbergu nie mogłoby istnieć życie. To nie było miejsce dla samotnych wojowników. Nic tak nie pomagało w przetrwaniu jak ciepła strawa, alkohol i ciepłe ciało u boku. Dawniej Sigrun tego nie brakowało. Duży, kamienny zamek w Samotni był jej domem, schronieniem, przetrwaniem. Teraz jednak majaczył w oddali, będąc zaledwie wspomnieniem.
    Musiała zadowolić się ruinami Starej Twierdzy, które stały głęboko w lesie. Mało kto zapuszczał się tam wiedząc, że stare mury są nawiedzane przez demony. To Wilczej Królowej było na rękę. Wraz z synem i garstką lojalnych jej ludzi stworzyła tam godną do życia norę. Nadal było trudno. Nadal panował głód, jednak byli w stanie przetrwać. Niejedno przetrwali.
    Brodząc w śniegu po kolana, Úlfur szła skrajem lasu. Za sobą ciągnęła młodą łanię, zostawiając smugę krwi na białym śniegu. Gdy nie mogła polować na ludzi, polowała na jedzenie, którego powoli w lasach już też zaczynało brakować. Coś jednak musiała robić. Nie mogła po prostu siedzieć i czekać, aż zima minie.
    Gdyby nie zimny wiatr świszczący między drzewami, pewnie usłyszałaby skrzypienie śniegu. Dopiero po chwili dostrzegła brnącą przez śnieg sylwetkę. W jednej chwili wypuściła zdobycz i chwyciła za miecz.
    Jak się okazało, nie był jej potrzebny. Ktoś, kto brnął przez śnieg, właśnie upadł.
    Powinna to zignorować. Wziąć swoją zdobycz i wrócić do ruin, zapominając o tym, co się wydarzyło. Jednak od zawsze była ciekawska. Musiała wiedzieć, czy to sprzymierzeniec, czy wróg, chociaż po tym, jak podeszła, wszystko wskazywało na to, że miała do czynienia z samobójcą.
    Obróciła go na plecy niezbyt delikatnym kopnięciem. Zmarszczyła brwi, przyglądając się mężczyźnie. Nie widziała takich w Isberg. Te rysy twarzy, sylwetka... zdecydowanie nie był stąd.
    Spojrzała w stronę lasu. To oznaczało kolejną gębę do wykarmienia. Jednak kto wie, może okaże się przydatny? Najwyżej się go pozbędzie. Mniej lub bardziej brutalnie.
    Wsunęła miecz do pochwy i rozpięła klamrę spinającą ciężki, futrzany płaszcz. Narzuciła go na nieznajomego, po czym dźwignęła za ramiona. Przerzuciła sobie jego rękę przez kark i zawlokła do łani. Przysypała ją nieco śniegiem. Przyśle kogoś po mięso.
    Droga do zamku była długa, kręta, śliska i stroma. Dostali się tam jednak w końcu. Znalazła się nawet nieduża sala, gdzie w kominku huczał ogień. Sigrun położyła mężczyznę na wąskiej pryczy.
    - Wezwijcie mędrca - powiedziała do krępego, niskiego mężczyzny, który pomógł jej przytargać tutaj te zamarzające zwłoki. - Na skraju lasu leży nasza kolacja. Pośpieszcie się, zanim cokolwiek innego się nią zainteresuje.

    OdpowiedzUsuń
  22. Uśmiechnęła się szeroko, widząc jak sam Dracula niesie jej strawę. Tego było jej trzeba.
    - Wygląda świetnie – odparła, czując przyjemną woń jedzenia. Nie czekała długo by zacząć konsumować. – I tak samo świetnie smakuje – dodała z zadowoleniem. Słysząc, że jeszcze niedawno zamek popadł w ruinę, rozejrzała się po wnętrzu. Wszystko było w idealnym stanie, aż ciężko było jej sobie wyobrazić jak jeszcze niedawno musiało tu być. Choć wiedziała, że musi uważać na zdradliwe wino, bardzo chciało jej się pić. Czuła, że mogłaby z łatwością pochłonąć przyniesioną przez niego butelkę jednym duszkiem. Jednak trochę tak nie wypadało. Pomyślałby jeszcze, że ma problemy z alkoholem, a raczej starała się go unikać na co dzień. Po prostu wino zbyt szybko uderzało jej do głowy. Rozleniwiało ją i usypiało. Do tego potrafiła pleść po nim straszne głupoty, o których niestety później pamiętała. Niemniej nie wypadało nie spróbować. Sięgnęła po kielich i upiła łyk.
    - Na Peruna… Jakie to dobre! – oznajmiła z zachwytem i przechyliła kolejny raz naczynie, pijąc dalej. Naprawdę była spragniona. Kiedy nawiązał do jej stroju, spojrzała na niego i westchnęła głośno. Zasłużył na odrobinę prawdy, całkiem sporą odrobinę.
    - Pewnie chciałbyś w końcu dowiedzieć się, skąd się tu wzięłam… Otóż z Farii – powiedziała, częstując się kawałkiem mięsa. Kiedy przełknęła, spojrzała na niego. Domyślała się, że ta nazwa nic mu nie mówi. Trochę bawiła ją dezorientacja Draculi. Zastanawiała się czy trochę się z nim nie podroczyć, ale nie miała już siły. Może kolejnym razem, jeśli nadarzy się taka okazja.
    – Faria to całkiem inny świat. Ten, w którym żyjesz, jest tylko jednym z wielu. Od wieków istniały osobno, aż zachwiała się magiczna równowaga. – dodała, biorąc kolejny łyk wina. – Niespodziewanie zaczęły pojawiać się portale, które przenosiły ludzi do innej rzeczywistości. Przeważnie nie wiadomo do jakiej. Tego nie da się tak łatwo kontrolować. Często ktoś nagle znika bezpowrotnie, jednak niektórzy potrafią podróżować przez nie świadomie. Niestety nie ja – skrzywiła się, popijając dalej. – Ale nie martw się, rano już mnie tu nie będzie. Nie zamierzam nadużywać twojej gościnności. Znajdę ten cholerny portal i wrócę do domu – powiedziała z zaciekłą miną, po czym wypiła wszystko do dna. Czuła, że już lekko zaczyna wirować jej świat przed oczami. Przyglądała się jak ogień tańczył w kominku, przypominając sobie o dożynkach.
    - Dziś w Farii obchodzone są dożynki, podczas których ludzie dziękują Mokosz, Welesowi i Świętowitowi za plony. To jedni z naszych bogów. Stąd ten mój głupi strój. Na co dzień się tak nie ubieramy. A dziś ludzie pieką kołacze, piją miód i tańczą wokół ognisk. Oczywiście chodzą też do świątyń, gdzie żercy odprawiają różne rytuały – wyjaśniła, podkulając nogi. Po jej twarzy przebiegł cień smutku. Wiedziała, że portal zaprzepaścił szansę zobaczenie jej rodziny, której pewnie i tak by tam nie było. Powoli zaczynała przyzwyczajać się do tego, że była sama. Tak było nawet lepiej. Odpowiadała tylko za siebie i tylko sobie mogła zaszkodzić. Spróbowała się podnieść, ale nogi nie bardzo chciały współpracować. Ziewnęła, przymykając oczy.

    OdpowiedzUsuń