poniedziałek, 8 czerwca 2015

Natura jest ucieczką od świata


Caroline Aine Leblanc





Dziewiętnaście lat / Urodzona w środku zimy / Camelot / Mieszczanka / /Szewc/ / Dziewczynka z bogatego domu / / Oddana córka / Dobra siostra/ /  Uparta / Wrażliwa / Spokojna / Rozmowna / Inteligenta / Wierna / Samotna / Sympatyczna / Nie lubi alkoholu / Boi się ciemności / 


Dziewczyna wychowywała się z dwiema siostrami: Najstarszą - Nastią, oraz młodszą - Catherinne. Jej rodzice, jako właściciele najlepszego zakładu szewskiego w mieście, byli bardzo zamożni, a czas który oddali na pracę, przelali na córki w postaci drogich podarunków. 
Sama Caroline zamiast żyć własnym życiem, wolała zaszyć się w ciemnym pokoiku swojej kamiennicy i szyć. Zajmować się pracą, zapomnieć o wszystkim. 



Twarzy użyczyła Claire Holt. 

7 komentarzy:

  1. [Witamy kolejną autorkę :) Na wstępie życzymy mnóstwa weny, inspiracji i świetnej zabawy na naszym już wspólnym blogu ;) Za miesiąc zacznę zaczepiać z Adain :) A teraz śmiało terroryzuj innych w sprawie wątków ;D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ A masz jakiś pomysł? Bo mi na razie żaden nie wpada do głowy]

    Rosset

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej! Witam cię serdecznie na blogu. Bardzo podoba mi się imię twojej bohaterki, jest piękne i eleganckie. Karta króciutka, ale wierzę, że pozna się postać przez wątki :) Zapraszam Cię serdecznie do Galvaina.
    Myślę, że dałoby się naszych bohaterów połączyć wspólnym interesem skoro mamy tu szewca i garbarza (jeśli twoja Pani oczywiście pracuje też w Farrain), a później moglibyśmy pomyśleć nad czymś więcej. Możemy też połączyć to z Bractwem Irbisów w którym siedzi Galvain, ale co on miałby robić w Camelocie to nie wiem (o może Caroline widziała go w jakiejś rozróbie na Camelocie, a teraz zdziwiona bo tu wojownik, a tu szewc?).
    Jeśli masz jakiś pomysł - z przyjemnością go wysłucham :)]

    Galvain

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ooooo :> w wizerunku Clarie <3 ja ją wzięłam na wizerunek pani w której się Agadon się zauroczyl, ale czyni swoją powinność wobec królestwa i jest sobie mężem swojej siostrzyczki. Idziemy coś w ten temat?]

    Agadon

    OdpowiedzUsuń
  5. [Króciutkie, ale jakoś nie potrafiłam dzisiaj zebrać się na dłuższe :c]

    Marmawerd było tłoczną i ciasną stolicą, której jednak nie dało odmówić się swoistego piękna i szlachetności. W końcu było to miejsce, skąd rządziła królewska rodzina, więc robiło fenomenalne wrażenie. Nawet na zwykłych ludziach, którzy zmuszeni byli wiązać koniec z końcem i niejednokrotnie żyli poniżej stanu.
    Galvain należał do tej grupy mieszkańców Marmawerd, którzy nie mogli narzekać na własny los. Nie było to jednak spowodowane tylko i wyłącznie jego pracą – Bractwo Irbisów sporo mu pomogło, by iluzja „zwykłego garbarza” była jak najbardziej realistyczna i prawdopodobna. Wojownik przeklinał jednak tego typu kreacje… Przypominała mu ona o przeszłości od której usilnie chciał uciec. Los potrafi być przewrotny. Był wojownikiem w przebraniu – nie walczył, a szpiegował. Nie mógł jednak odmówić rozkazom Bractwa.
    Zmierzał właśnie z dostawą skór do domu szewca, swojego stałego klienta. Jego córka, Caroline, była jedną z najlepszych w swoim fachu. Galvain miał z nią niewiele do czynienia, ale plotki ludzi robiły swoje.
    Mężczyzna poprawił wielki tobół wypełniony oprawionymi i pachnącymi korą skórami. Szedł powoli, ostrożnie i spokojnie stawiając kroki, gładko mijając ludzi na ulicy. Przed oczyma igrały mu plamy i niewyraźne kształty, jego wzrok z dnia na dzień stawał się coraz gorszy. Chciał to zatrzymać, ale nikt nie potrafił mu pomóc. Polegał na innych swoich zmysłach. Po dłuższej chwili znalazł się pod domem szewca, wchodząc po sfatygowanych, ale zadbanych schodkach. Zapukał, czekając aż ktoś mu otworzy.

    Galvain

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jak obiecałam zjawiam się w sprawie wątku :) Chętnie coś wymyślę i zacznę tylko najpierw musisz wybrać gdzie wątek ma się toczyć: a). Faria; b) Camelot; c) jeszcze gdzieś indziej. Tak więc czekam na wybór i zaczynam :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zimny wiatr zatrzasnął jedno z otwartych okien chaty budząc śpiące w nim dwie kobiety. Dużo starsza szybko zerwała się z łóżka zamknąć pozostałe. Nad Varnas nadciągały ciemne, burzowe chmury typowe po wielodniowych upałach. Silny wiatr kołysał wysokimi drzewami poddając próbie ich wytrzymałość. Podstarzała Dera z przerażeniem przyglądała żywiołom panującym na zewnątrz, które cały czas próbowały wedrzeć się do środka. Młodsza kobieta z kolei nakryła jedynie poduszką głowę chcąc zagłuszyć niedające jej spać hałasy. Być może zdołałby to zmienić strzelający w chatę piorun? A może wybite przez wiatr szkło z trzaskających okien? Być może, choć Derę nie zdziwiłoby, gdyby spała nawet porwana przez trąbę powietrzną.
    - Adain! – krzyknęła zdenerwowana staruszka. Nadal trzęsły się jej dotknięte przez wiek, spracowane dłonie. – Obudź się dziewczyno. Na zewnątrz robi się niebezpiecznie. – powiedziała spoglądając w górę, z której dobiegały trzaski. – Jeszcze trochę a dosłownie możemy zostać bez dachu nad głową. Te stare strzechy nie wytrzymają zbyt długo. – dodała ze zmartwieniem. Adain odłożyła poduszkę na bok siadając na łóżku. Przeciągnęła się ziewając i również spojrzała w stronę dachu.
    - Prawdopodobnie masz rację. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że strzecha nie wytrzyma. Już dawno ci mówiłam by wymienić ten dach. Kiedy odfrunie przynajmniej przemyślisz moją propozycję. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Następnie wstała z łóżka zaczynając się ubierać.
    - Jesteś niemożliwa. – staruszka pokręciła głową. - Ale bardzo dobrze, że w takiej sytuacji dopisuje ci humor. Pomóż mi wzmocnić jakoś okna i drzwi, bo zaraz i ich zostaniemy pozbawione. – rzekła łapiąc zaczynające otwierać się okno. Kolejne były drzwi. Otworzyły się na oścież, a do środka wpadło kilka szyszek i gałęzi. Wiatr zatańczył w pomieszczeniu przewracając ustawione na półkach szklane fiolki, które ledwo udało się złapać dziewczynie. Podbiegła zaraz zamknąć drzwi, ale zanim to zrobiła usłyszała krzyk dobiegający z głębi lasu.
    - Tam ktoś jest. – powiedziała unosząc brwi. Wahała się czy nie ruszyć w tą stronę, ale trochę się bała. No dobrze, bała się trochę bardziej niż trochę, jednak nie dawała tego po sobie poznać, nie przy Derze, którą telepało.
    - Chyba tam nie pójdziesz? Przecież widzisz co się dzieje. – odparła staruszka spoglądając na nią z powątpiewaniem. Nie wiedziała czego się po niej spodziewać. Jak zawsze nie wiedziała co jej strzeli do głowy.
    - Ale… - zaczęła milknąc na ponownie rozlegający się wrzask. – Nie możemy… - wymamrotała cicho i wybiegła z chaty zatrzaskując za sobą drzwi. Zaraz owiał ją zimny wiatr, który cały czas nakłaniał ją do skręcenia to w jedną to w drugą stronę, ale starała się iść w stronę dobiegającego dźwięku.
    - Gdzie jesteś?! – zawołała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Szukała na ślepo mrużąc oczy od podwiewającego w górę piasku. Sama nie wiedziała ile już przeszła aż spostrzegła, że nie wie gdzie się znajduje. Wiatr ucichł. Ciemne chmury zaczęły powolnie rozpływać się po jaśniejącym niebie, a trawa była lekko zwilżona rosą. Szła nadal na wprost szybkim, pewnym krokiem aż dostrzegła w oddali nie znane jej mury, a za nimi wznoszący się zamek. Ale w Varnas nie było takich murów, a na pewno nie było w nim zamku. Początkowo niepewnie ruszyła w jego stronę kierując się zwykłą ciekawością, choć im znajdowała się coraz bliżej tym zaczynały nachodzić ją obawy. Nie wiedziała co może ją czekać po drugiej stronie. Znalazła się w końcu przy wejściu, które strzegło dwóch rycerzy w dziwnych barwach. Barwach, których nie widziała nawet w Marmawerdzie.
    - Witamy w Camelot, panienko. – usłyszała do jednego rycerza, który posłał jej szelmowski uśmiech.
    - Camelot… - uniosła wysoko brwi i pokiwała powoli głową. – Ciekawe… - wymamrotała zdezorientowana pod nosem przechodząc przez bramę.

    [Jeszcze to wszystko rozkręcimy ;)]

    OdpowiedzUsuń