B E V A N
bo tak szlachetne imiona nadaje się tak szlachetnym ogierom jak ja
jako człowiek
jako człowiek
Jego historia jest krótka. Urodził się w stajni na Ker-Paravelu i tam też wychowywał, otaczany chłopcami stajennymi, którzy dbali, by jego sierść zawsze błyszczała, a brzuch był pełny. Pilnowali, by miał dobrą kondycję i — w ślad za ojcem, który był najszybszym koniem w Narnii — stał się w przyszłości jednym z królewskich wierzchowców. Bevan był na tyle ambitny, by dążyć uparcie do tego celu i nie raz wracał do swojego boksu na trzęsących się ze zmęczenia nogach. Szybko zaskoczył ludzi swoją zwinnością i tym samym stał się jednym z ulubieńców starego króla Riliana, który był dla niego przyjacielem i idealnym kompanem do rozmów. Po śmierci króla, Bevan stał się bardziej nieposłuszny i zaczął wymykać się na samotne przechadzki po zielonych ternach Narnii.
ledwo 13 ludzkich lat na karku ● Panie starszy, czy to moja wina, że kopyta się panu plączą? ● poważne uzależnienie od cukru ● Czyżbym dostrzegł piękną kostkę w twojej dłoni? Miło, że o mnie pamiętałeś! ● odrobina końskiego humoru i ironii w cenie ● Nie napychaj się tak tą trawą, bo ci się w głowie poprzewraca! ● ciągłe kłótnie z borsukami o to, czy skunksy naprawdę przynoszą pecha ● Przecież ktoś o takim zapachu nie może być szczęśliwy ● nieufność wobec obcych
[To ja witam serdecznie administratorkę i zapraszam do staruszka. Być może niedługo ktoś dołączy.]
OdpowiedzUsuńFrēond
[Ależ oczywiście, że wchodzi w grę! Staruszek to miłośnik wszystkich koni, czy to gadających, czy też nie. Trzeba tylko ustalić, gdzie się spotkają, a reszta to już wyjdzie potem.]
OdpowiedzUsuńFrēond
[Myślałam o takim rozwiązaniu i pasuje mi ono, tym bardziej, że Bevan byłby tutaj koniem. No to teraz tylko kwestia zaczynania, a chętnie to zrobię.]
OdpowiedzUsuńFrēond
W ręce trzymał wciąż nóż, choć teraz spoczywała ona na jego kolanie, kawałek drewna potoczył się natomiast dalej po ziemi i zginął gdzieś w kępie zeschłej nieco trawy. Zdarzało mu się tak zasypiać, nawet jeśli próbował z tym walczyć. Słońce budziło się na wschodzie, a pagórki pokryły się jaskrawą zielenią. Musiało być wcześnie, ale czerwone smugi, które pojawiały się na fioletowych obłokach, gdy do świtu zostało jeszcze trochę czasu, rozmyły się już zupełnie i niebo wyglądało jak jednolita intensywnie błękitna chusta, którą ktoś narzucił na świat, by przegnać granatowy szal nocy. Drewniane siedzisko zachybotało, po czym upadło na ziemię. Poczuł tylko ból w okolicy krzyża i wyciągnął rękę po laskę. Wszystko lubiło mu przypominać, że nie jest już w pełni sprawny, nawet jeśli duch był równie młody, co otaczający go mężczyźni, tak często ofiarujący mu pomoc. Wcale nie był staruszkiem i nie miał zamiaru nigdy się nim stać. Zniszczoną, popękaną dłoń położył na wystającej nieco belce. Po kilku podobnych sytuacjach udało mu się dojść do wprawy.
OdpowiedzUsuńZapominał o bólu, bo nie chciało go wcale okazywać. Był wojownikiem, a przynajmniej niegdyś mógł się szczycić takim tytułem. Pokuśtykał kilka kroków, po czym zatrzymał się i rozejrzał po wsi. Nikt na niego nie spojrzał, choć widział już kilka znajomych twarzy. Wszystko szło do przodu, a on tkwił wciąż w przeszłości, która wydawała się lepsza.
Nie miał szczególnego celu z tym spacerze. Chodzenie po pagórkach dawało trochę spokoju, którego potrzebował, choć pozornie miał go bardzo wiele. Usadowił się na trawie i ponownie sięgnął po niewielki nożyk. Nie miał nic lepszego do roboty, a nowa laska wciąż nie została w pełni ukończona. Miałby najpewniej powodzenie w snycerstwie, ale nie widział wówczas na nie zapotrzebowania. Gdyby jak kiedyś mógł z powodzeniem siadać do koła garncarskiego i wykorzystać do czegoś piec, który zajmował miejsce w chacie od przeszło dziesięciu lat. Wciąż jednak czekał na moment, gdy uda mu się zrobić cos większego niż zabawki dla dzieci i młodzi wreszcie przestaną spoglądać na niego krzywo, gdy spróbuje udzielić im wskazówek.
Spojrzał na falujące źdźbła i korony drzew, które porastały miedzę, rzucając jednocześnie długie cienie. Silniejszy podmuch uderzył go w twarz i zaświstał w uszach. Wyjątkowo lubił taką pogodę. Obłoki pędziły po niebie, jak konie na pobliskich równinach, a blask słońca czasem znikał gdzieś pośród ich szarości i bieli. Chłód, co prawda, nie przynosił już takiej ulgi, jak w czasie letnich upałów, ale nadal był na tyle przyjemny, by przebywać tam godzinami. Rohan pachniał nasionami traw porwanymi w powietrze, pyłem, który unosiły końskie kopyta i nimi samymi. Wszystko to łączyło się w jednolity zapach, który mógł wdychać pełną piersią bez znudzenia. Tyle, ze teraz połączyło się z czymś nowym. Świeże igliwie z całą pewnością nie mogło należeć do tego miejsca.
Z delikatnym bólem głowy podniósł się z ziemi i przy pomocy laski stanął na nogi. Cała sytuacja była nowa nawet dla człowieka o jego wieku. Las, który go otaczał znacząco kontrastował z poprzednim miejscem pobytu. Drzewa, podobnie jak kolumny, podpierały strop, utworzony z konarów, mniejszych gałęzi i mieszanki wszelkiego rodzaju liści. Cokolwiek go spotkało zaczynało się dziać coś nienaturalnego. Musiał jednak się jakoś wydostać z tego miejsca i wrócić do swojej chaty, nawet jeśli pora śniadania już dawno minęła, a obiadu jeszcze nie nadeszła.
Polana była stosunkowo duża, pokryta soczyście zieloną trawą i pozostawała w cieniu, co stanowiło dobre połączenie dla miejsca na odpoczynek. Nogi nieco go bolały, a wszystko, co do tej pory spotkał nie miało nic wspólnego z jego ukochanym krajem. Nie był jednak tam zupełnie sam. Przepiękny koń pasł się pośrodku, szukając co lepszych kęp. W tej samej chwili Frēond przypomniał sobie o jabłku, które nosił od poprzedniego wieczora w kieszeni. Stara kurtka była już co prawda wielokrotnie cerowana, ale kieszeń nigdy nie zawodziła, gdy szło o przechowywanie przedmiotów różnego pochodzenia. Zbliżył się nieco. Spojrzał na zwierzę, które mogłoby pochodzi z królewskich stajni w Edoras, i wyciągnął owoc w stronę ogiera.
Usuń[Mam nadzieję, że do czegoś się to nadaje. Wybacz wszelkie błędy.]
Frēond
(Również witam :3 Bevan będzie młodzieniaszkiem, ale Abigail będzie kilkanaście razy mniejsza. Może być zabawnie xD)
OdpowiedzUsuńAbigail
(Przed oczami niebawem zaczną mi się malować takie sytuacje xD Mysz i koń to już ciekawe połączenie. Ale jeszcze charaktery do tego dołączyć to może z tego wyjść niezła mieszanka wybuchowa)
OdpowiedzUsuńAbigail
(Bardzo fajny pomysł :3 Można się spodziewać jakie rzeczy z tego wynikną xD Pozostaje jedno. Kto zaczyna? )
OdpowiedzUsuńAbigail
[Zdradzę Ci sekret, że to właśnie przez Ciebie tu dołączyłam :>
OdpowiedzUsuńJesteś koniem <3 <3 <3 <3
I to pięknym. Ja nasze postacie chce na przyjaciół co najmniej. Od razu pokochałam Bevana. Ale jakiegoś konkretnego pomysłu to nie mam :c ]
[Myślę, że ciekawiej będzie jak najpierw pozna go jako pana, a potem dowie się, że jest też pięknym konikiem <3 Mógłby to z jakiegoś powodu najpierw ukrywać, czy coś. A Hicca mogłaby też coś ukrywać, ale nie wiem co xP]
OdpowiedzUsuń[W sumie racja, ze może ukrywać smoka, ale wtedy kiepsko z zaczynaniem na. Berk, gdzie wszyscy takowe maja. Chyba ze spotkaliby sie gdzieś w lesie, a Bevan po prostu nie wiedziałby o przyjaźni wikingów ze smokami xP ]
OdpowiedzUsuń[Oby przybyło nam ludzi do tej zabawy. Oczywiście przyjmuję zaproszenie ;) Masz może pomysł czy ja mam mieć? I nie wiem czemu odmieniacie imię Adain, bo mnie się wydaje, że się nie odmienia :) Odmienione brzmi jeszcze zabawniej niż nieodmienione]
OdpowiedzUsuń[Uwierz, myślałam nad dużo trudniejszym ;D Ale wybrałam te, bo podobało się mi jego znaczenie. Pomysł się mi podoba. Dalej dodamy trochę akcji i do przodu ;) Tylko zacznę już chyba jutro. O ile wena nie najdzie mnie wcześniej :)]
OdpowiedzUsuń[Pomysł bardzo fajny. Mogę nawet zacząć tylko muszę wiedzieć jak właściwie będzie zachowywała się Twoja koninka. Domyślam się, że będzie w szoku i być może będzie sama na siebie dziwnie spoglądać, ale wolę byś mi konkretniej opisała jego zachowanie bym sama nie nadała mu jakichś cech, których byś nie chciała :)]
OdpowiedzUsuń[ Spoczko :> To dobry pomysł. Więc zostaje chyba tylko pytanie kto zaczyna. Czy coś jeszcze mamy do ustalenia? ]
OdpowiedzUsuń[Ależ nie, nie będziesz złym człowiekiem. Zacznę... ale nie wiem czy dzisiaj xD]
OdpowiedzUsuńNad Berk powoli zapadał wieczór, pozwalając jeszcze słońcu nacieszyć się swoją pozycją. Większość wioski była w znakomitych humorach, bo oto skończył się pracowity dzień i przyszła pora odpoczynku. Co wytrwalsi dosiadali swoich smoków i wzbijali się w niebo, by w ten sposób wypocząć. Krążyli jednak tylko nad osadą, nie chcąc by załapały ich ciemności.
OdpowiedzUsuńHiccup była jednak w podłym nastroju. Opuściła właśnie miejsce schadzki, w którym zmuszona była rozmawiać z narzeczonym, którego wybrał jej los. Nienawidziła tego mężczyzny. Na małżeństwo zgodziła się tylko dla pokoju i ciągle tliła się w niej nadzieja, że znajdzie lepsze wyjście z tej sytuacji. Tym jednak razem była w podłym humorze i nie miała nastroju na obmyślanie planu, który by ją wybawił. Nawet nie skierowała się do smoczej stajni, by odwiedzić Tantrum. Nie. Ona od razu ruszyła w stronę ciemniejącego lasu. Nie obchodziło ją, że zostało ledwie kilka godzin do zmroku, chciała pobyć sama. Z wściekłością kopnęła kamień, który miał nieszczęście znaleźć się pod jej nogami i warknęła dziko. Świat robił wszystko żeby ją unieszczęśliwić.
Szła bez opamiętania, szybkim marszem przemierzając cichy las. Tylko podszycie chrzęściło pod jej stopami i od czasu do czasu gałęzie, na które nastąpiło jakieś dzikie zwierze. Na szczęście był jeszcze wiatr i zmęczenie, które wreszcie nakazały jej zwolnić i uregulowały jej oddech. Miodowe kędziorki opadły jej na oczy, a Hica bezskutecznie próbowała odgarnąć je za uszy. Miała chwilę dla siebie. Ręce, które dotąd nieświadomie zaciskała w pięści, rozluźniły się, a mięśnie dały jej znać, że trochę przesadziła. Nigdy nie należała do tych dobrze zbudowanych i wszyscy mówili, że to geny jej dziadka. Fakt, nie mogła mieć tego po ojcu, ani po matce, bo oni mieli aż nadwyżkę mięśni. Według Czkawki. Inni wikingowie uważali jej rodziców za ideały jeśli chodzi o sylwetkę i umięśnienie. Na szczęście przez ten rok i ona nabrała trochę siły i zdrowszego wyglądu. Nie byłą już całkowicie wątła.
- Och dziadku... Szkoda, że cię nie poznałam. Wszyscy mnie do ciebie porównują, a ja nawet nie wiem jak wyglądałeś... Znaczy znam twój opis na pamięć, a i malowidła są niezgorsze, ale jednak zobaczyć cię na żywo, to byłoby co innego. Szkoda, że zasilasz już szeregi w Walhalli - westchnęła i nabrała zimnego już powietrza w płuca.
Wtem jej doskonały prawie że słuch powiadomił ją o czyimś zbliżaniu się. Podszycie skrzypiało w równych odstępach czasu, choć niezbyt głośno. Jednak jakaś postać wyraźnie zmierzała w jej stronę i Hica po chwili dojrzała nawet sylwetkę. Niezgorszą w jej mniemaniu, choć ogół jej społeczności uznałby nadchodzącą postać za "małą i drobną". Dla nich ten, kto nie ma masy, nie ma siły i wielkości, choć czasem ma znaczenie.
- Kto tam? - spytała, wiedząc, że jeżeli postać pochodzi z wioski, to rozpozna jej głos i pokornie odejdzie, znając jej humory i zamiłowanie do samotnych przechadzek.
[ Może być? :) ]
Hiccup
Wiedziała, że czegoś zapomniała. Z resztą jak zwykle. Męczyło ją chodzenie tam i z powrotem by znaleźć jakąś roślinę, a na miejscu i tak nie bycie pewną czy o właśnie taką chodziło. Dera czasem nawet zaczynała się o nią martwić, bo zdarzało się, że zapominała nawet jej imienia. Tłumaczyła sobie to tym, że jest młoda i ciągle buja w obłokach albo, że jest zakochana, bo podobno wtedy ludzie potrafią się dziwnie zachowywać, ale na tą chorobę już gorzej z lekarstwem. Nie chciała zbytnio eksperymentować z ziołami, bo choć wielu myśli, że to tylko nieszkodliwe roślinki, to tak naprawdę zawierają silnie działające substancje, które równie dobrze jak pomóc mogą zaszkodzić. Trzeba było znać umiar i znać przeciwwskazania. Mimo wszystko samej Derze ciężko było już wybierać się w dalsze podróże, a tym bardziej do niebezpiecznego lasu, gdzie nie miałaby żadnych szans ani na ucieczkę ani na obronę. Nie miała córki, a syn poprzez swój matematyczny umysł został rachmistrzem i to na tyle cenionym by co jakiś czas nawet spotykać się z królewskimi doradcami. Jej synowa z kolei była garncarką, jak jej rodzice. Na szczęście doczekali się kogoś komu i ona przekaże swoje dziedzictwo, a mianowicie na Adain. Aktualnie Dera nie jest już niczego pewna. Ma nadzieję, że problemy dziewczyny dotyczą jedynie niedbalstwa i z tego wyrośnie. Musiała tylko nad sobą pracować, tak jak i teraz, kiedy kolejny raz wysłała ją do lasu po trochę jagód. Liczyła, że tym razem opamięta się i nie przyniesie jej owoców pokrzyka.
OdpowiedzUsuńRozeźlona Adain wyruszyła kolejny raz do lasu dając ujście swojej złości nie przepuszczając żadnemu napotkanemu na drodze kamieniowi poprzez kopanie ich z całej siły. Musiała przyznać iż było to całkiem uspokajające i każdy kto miał zszargane nerwy powinien tego spróbować. Chciała wejść i wyjść jak najszybciej z Orlego Lasu zabierając tylko to co jest jej potrzebne, choć sprawa przeważnie nie wyglądała tak prosto. Przeważnie znajdowało się tam coś lub ktoś, kto jej to uniemożliwiał. A to spotykała bartników, a to musiała przeczekać aż oddali się jakieś dzikie zwierze. Nawet za dnia potrafiły nie uciekać przed człowiekiem, kompletnie nie wykazując żadnych oznak strachu. Jednocześnie bała się ich i podziwiała. Bała się głównie przez to co spotkało jej przyjaciela, ale kto by się po czymś takim nie bał? Chłopak stracił rękę. Ona sama w starciu z niedźwiedziem nie miałaby żadnych szans. Jedynie cud mógłby ją uratować. Dlatego był trzeba zawsze na siebie uważać i mieć oczy nie tylko z tyłu głowy, ale i po bokach, i na górze jak i na dole, oczywiście nie zapominając o tradycyjnych na przedzie.
Przykucnęła by zerwać ciemne owoce, kiedy usłyszała dziwne dźwięki. Podeszła bliżej ich źródła i ujrzała dziwnie zachowującego się chłopaka. Uniosła brwi widząc jego dziwny „taniec”. Wyglądało to dość zabawnie. Przysłoniła usta by się głośno nie roześmiać. Podejrzewała, że musi być pijany. To by nie był pierwszy raz, kiedy w lesie spotkała kogoś, kto nadużył wysokoprocentowych trunków. Przeważnie trzymała się od nich z daleka, bo tacy ludzie są nieobliczalni, ale teraz nie czuła strachu. Instynkt podpowiadał jej, że on jest niegroźny, a na instynkcie się jeszcze nigdy nie zawiodła.
- Tak, zdecydowanie jesteś człowiekiem. – zgodziła się z nim słysząc krzyki. – To dla Ciebie coś nowego? – spytała rozbawiona.
[Ja też nie wiem jak ;) Faryjczycy czy Farianie, tu się czepiać nie będę :) Mam nadzieję, że udzie to powyższe.]
Staruszek sądził, że zna się na koniach i takie przekonanie było jego zdaniem całkiem trafne. W końcu przebywał z nimi od wczesnej młodości, a nawet po wypadku, który nieustannie odżywał w jego pamięci, nie potrafił nie podziwiać tych pięknych stworzeń. Jak dotąd nie spotkał klaczy, ani ogiera, które nie przyjęłoby jabłka, które sam posiadał stosunkowo rzadko, ale od czasu do czasu nabywał, by sprawić przyjemność starej szkapie. Zwierzę to przeżyło już tyle, że i sam Rohirrim dziwił się, iż może tak pewnie stąpać po ziemi i pozostawać tym samym, wspaniałym towarzyszem. Tym większe było jego zdziwienie, że ta piękna, bo ciężko było mu powiedzieć o niej inaczej, istota nie chce przyjąć owocu, choć sam chętnie zjadłby go bez wahania. Nie można jednak do niczego porównać momentu, gdy okazało się, że może się z nim porozumiewać ludzką mową.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo odsunął się kilka kroków, by później opaść na trawę. Krzyż bolał nadal, a ponowne rozmasowanie go nic nie dało. Z pewnością nie był u siebie, jednak miejsce to coraz bardziej go intrygowało. Przejechał dłonią po równej powierzchni swojej laski, a potem spojrzał ponownie w las. Drzewa tworzyły wokół nich krąg, trawa miała niesamowicie zielony odcień, a niebo okryło się błękitem, który jednak był mu dobrze znany. Nie mógł mówić o wielu różnicach, w gruncie rzeczy te krainy były do siebie podobne, może nawet leżały wcale nie tak daleko od siebie jak się spodziewał. Jednak jego wiedza odnośnie map zaczynała alarmować głośno i wyraźnie. Albo znalazł się w nieznanym sobie zakątku najbliższej okolicy, albo pojawił się nagle w zupełnie innym miejscu. Na takie przenosiny nie potrafił znaleźć wytłumaczenia, nie wykluczył jednak wcale, że los spłatał mu kolejnego w życiu figla. Wszystko to doprowadziło do rozmyślań o własnym domu i szkapie, którą tam zostawił, a to z kolei było prostą drogą do pytania, jakim cudem on tam wróci? Nie było wcale wątpliwości, że cud przydałby się i to najlepiej w odpowiednim czasie. W tamtej jednak chwili nie zależało mu tylko na tym, ale też na poznaniu nowego miejsca na tyle dobrze, by zorientować się przynajmniej, skąd ma wracać i czy aby nie będzie jakiegoś prostego sposobu na takowe działanie.
Zbliżył się zatem ponownie, gdy koń nadal spożywał trawę, jakby zupełnie nie zainteresowany samym staruszkiem. Z początku sam nie wiedział, co powiedzieć i wcale nie chodziło, o to, że nie rozmawiał nigdy ze zwierzęciem, a raczej, że nigdy nie rozmawiał ze zwierzęciem, które mogło mu udzielić odpowiedzi czymś więcej niż wydaniem z siebie zupełnie niezrozumiałego dźwięku i spojrzeniem w oczy. Takich rozmów obył już bowiem wiele i nie miał wcale ochoty na kolejną, a przynajmniej nie w obecnych warunkach. W przeciwnym razie zapewne sam zacząłby mówić do zwierzęcia, a ono w żaden sposób nie mogłoby mu pomóc w problemie. Teraz było inaczej.
— Przepraszam, że przeszkadzam ponownie — zaczął, choć miał wrażenie, że nie skończy z powodu dziwnego uczucia, które mu nieustannie towarzyszyło. — Chciałbym jednak zapytać, w jakim kraju dokładnie się znajdujemy?
Sam nie wiedział, na ją odpowiedź liczył. Gdyby nadal byli w jego okolicy, zapewne prędzej czy późnej znalazłby drogę do swojego domu, jeśli jednak tak nie było, to musiałby dokładnie przemyśleć dalsze swoje kroki.
[Powiem tak, zawaliłam, wszystko poszło jak poszło, a ty nie musisz nawet tego czytać, czy na to zerkać. Jest tylko, by było. Jeśli jednak chcesz, niczego nie zabraniam. A twój odpis, który przesłałaś ponad miesiąc temu (i tak wstydzę się, że tak wyszło), podobał mi się, nie był wcale zły.]
Frēond